W Auschwitz też było życie.doc

(38 KB) Pobierz

Heindrun Helwig, „In Auschwitz wurde auch gelebt" (W Auschwitz było także życie-LF)

Polski historyk, Lucyna Filip zbadała historię gminy żydowskiej w Oświęcimiu

FRANKFURT/OŚWIĘCIM

Dobrze czuła się w tym małym miasteczku. W końcu miała tu dużo przyjaciół. Jej rodzice posiadali tu przytulny dom z dużym ogrodem. To właśnie tutaj bawiła się ze swoim pięciorgiem rodzeństwa. "Moje dzieciństwo było najpiękniejszym okresem w moim życiu", powiedziała Helena Maringer. Spędziła je ta sędziwa kobieta w Polsce, w mieście Oświęcimiu." Z nim wiążą mnie najlepsze wspomnienia", opowiada, a po chwili dodaje: " ale także najgorsze'. Tutaj straciłam prawie całą moją rodzinę. "Z polskiego miasteczka Oświęcim, zrobili narodowi - socjaliści w 1939 roku niemieckie Auschwitz i od tego czasu ta nazwa jest synonimem milionowego mordu Żydów europejskich. "Ale w Auschwitz nie tylko się umierało, tutaj się także żyło", mówi 84 letnia mieszkanka Frankfurtu. Przed woj na była tutaj znacząca gmina żydowska, a jej członkowie do 1939 roku od dłuższego czasu brali udział w życiu politycznym miasta. Tu żydowskie rodziny mieszkały i żyły obok rodzin polskich na tych samych prawach, aż do momentu wkroczenia Niemców. O tym całkowicie zapomnianym rozdziale żydowskiej historii opowiada polski historyk, Lucyna Filip w książce "Juden in Oświęcim 1918-1941", która właśnie została opublikowana w języku niemieckim, a jesienią zostanie także przedstawiona w Placówce Literatury Holocaustu Uniwersytetu w Giessen, opowiada obok wielu innych także historię rodziny Wolf, rodziny Heleny Maringer. Lucyna Filip także urodziła się w polskim mieście Oświęcimiu, wiele lat po zakończeniu II wojny światowej. Od dłuższego czasu jako historyk pracuje w Muzeum Auschwitz-Birkenau. O tym, że w jej mieście rodzinnym przed 1939 roku z ponad 12 tysiącami mieszkańców z których około 7 tysięcy było Żydami, istniała silna gmina żydowska, dowiedziała się przez przypadek. " W czasie wizyty w izraelskim miejscu pamięci Yad Vashem. opowiada. Tutaj mianowicie poznała artystkę Gustę Berlińską, siostrę Heleny Maringer. "Gdy byłam jeszcze dzieckiem, nikt u nas w Polsce nie mówił o zaginionych mieszkańcach Oświęcimia", mówi, nie tylko z powodu wyraźnie odczuwalnego antysemityzmu w państwie komunistycznym - także długi okres nikt się tym nie interesował. Nie było prawie żadnej literatury, oszczędne źródła były rozproszone, a z Żydów z Oświęcimia, którzy przeżyli Holocaust, wielu już zmarło, zanim ktokolwiek zapytał ich o przeszłość i związane z tym wspomnienia. Dlatego Lucyna Filip zaczęła sama badać historię żydowskiej gminy swojego miasta rodzinnego. Więcej niż 10 lat szukała dokumentów i tych którzy przeżyli, odwiedziła archiwa i prowadziła rozmowy na całym świecie: w Sztokholmie i Jerozolimie, w Nowym Jorku i Krakowie, Warszawie i właśnie we Frankfurcie. Ponieważ tylko niewielu Żydów z Oświęcimia wróciło ponownie po wojnie do miasta, a gminy żydowskiej w Oświęcimiu nie ma już od dawna więcej. Przed dwoma laty, przedłożyła ona wyniki swoich pełnego wkładu i starannych badań w języku polskim. Poprzez wsparcie wielu instytucji - w tym również Fundacji Emst-Ludwig Chambre została ona opublikowana w języku niemieckim. Książka została poszerzona o kilka komentarzy, które autorka otrzymała po opublikowaniu. Wzruszające wspomnienie poruszające uwagi, głownie byłych żydowskich mieszkańców ich miasta


rodzinnego. 80 letni Jacob Hennenberg z Ohio, który urodził się w tym miasteczku na południu Polski, gdzie też chodził do szkoły, pisze „ta książką jest dla mnie jak druga Biblia" lub mieszkańcy miasta Oświęcimia, w którym w międzyczasie mieszka około 42 tysięcy ludzi, dziękowali jej za to, "że wróciła nam historię naszego miasta" ponieważ opowiada ona historię miasta Oświęcimia, przedstawiając szczegółowo kulturalne, gospodarcze i polityczne życie żydowskiej gminy w okresie międzywojennym".

Bezpośrednie wrażenie

Każda kolejna strona wzbudza coraz większe zainteresowanie, pozwalając wejrzeć w żydowskie życie w polskim mieście od średniowiecza po dzień dzisiejszy. Opowiada o synagodze Lomdei Misznajot w Oświęcimiu, odrestaurowanej dzięki życzliwym datkom z całego świata o tym, że do tego domu modlitwy dołączone jest Centrum Informacji i Dialogu, i że w czasie wykopalisk na placu przed synagogą w minionym roku "odnaleziono " skarb Oświęcimia": chanukę, menorę z brązu i inne przedmioty żydowskiej liturgii, które zostały zakopane wkrótce po wkroczeniu Niemców.

Wprawdzie, ta 350 stron licząca książka na jej pierwszych stronach wydaje się być nieco trudna pod wzglądem językowym, przyczyną jest jednak dosłowne przełożenie z języka polskiego na język niemiecki - jednak już po pierwszym rozdziale, czytelnik zagłębia się w pulsujące żydowskie życie w Oświęcimiu. Szczególnie liczne do tej pory nie opublikowane historyczne zdjęcia przekazują bezpośrednie wrażenie życia na ulicach i placach tego malowniczego miasteczka. Z dogłębną wiedzą wyjaśnia Lucyna Filip przebieg i szczególne cechy powszechnego życia żydowskiego, opisuje gospodarcze i polityczne warunki lat międzywojennych i rysuje w ten sposób obraz całkiem normalnego miasta, które dla wszystkich mieszkańców - dla Żydów i Chrześcijan -oznacza miasto rodzinne i bezpieczeństwo, powszechne troski i szczęście. W którym mężczyzna żydowskiego wyznania został wybrany zastępcą burmistrza i w którym Żydzi posiadali 35 procent mandatów w radzie miejskiej" Moje przyjaciółki, które dorastały w małych miasteczkach, opowiadały, że żyły wciąż jak w jakimś getcie" opowiada Helena Maringer w swoim mieszkaniu we Frankfurcie, mieście w którym jej prapradziadek Pinachs Halevi Isch Horowitz od 1772 do 1805 roku był naczelnym rabinem i który jest pochowany tutaj w jednym z grobów. Żydzi wśród Żydów. " Tego nie znaliśmy w Oświęcimiu". Całkiem normalne sąsiedzkie stosunki panowały tutaj. Respektowaliśmy religię innych". Razem ze swoimi przyjaciółkami, chodziła do nie żydowskich szkół, u jej rodziców w grudniu stała zawsze choinka, a Chrześcijanie przychodzili także do synagogi. "Dlatego ten nasz związek jest z naszym miastem tak duży". Da się przy tym zauważyć, ze ta 84 letnia kobieta opowiada o polskim mieście rodzinnym. Niemiecki Auschwitz to dla niej kilka kilometrów oddalony obóz zagłady" Czasem mówię, że pochodzę z Auschwitz, ponieważ nazwę Oświęcim, znają tutaj tyko nieliczni.". Ale może to się zmieni poprzez książkę Lucyny Filip. Tam rysuje ona w ostatnim z sześciu rozdziałów nadchodzącą niepewność, przedstawia dyskusje wewnątrz żydowskiej gminy o koniecznej emigracji i wzrastającym antysemityzmie, także za granicą, opowiada o zabiegach informowania o wzrastającym zagrożeniu w Niemczech poprzez organizowanie wykładów. Ale mówi także o wspólnych przygotowaniach na wypadek wojny, Polaków i Żydów, pierwszych ofiarach w czasie nalotów letnich 2 września 1939


roku, wzrastających represjach, od czasu kiedy nazwa miasta zamieniona została na Auschwitz. W 1940 roku w końcu żydowscy mieszkańcy musieli pomagać w porządkowaniu koszar, w których miał powstać obóz koncentracyjny. W 1941 roku nastąpiło przesiedlenie żydowskiej ludności do gett w Krenau (Chrzanów), Bendsburg (Będzin), Sosnowitz ( Sosnowiec). Ale wówczas Helena Maringer i jej rodzina już od kilku lat nie mieszkała w Oświęcimiu. W 1932 roku rodzice sprzedali sklep meblowy na ulicy Zatorskiej 52 i wyprowadzili się do oddalonego o 60 kilometrów Krakowa. Dwa lata później przeprowadzili się oni do Sosnowca, liczącego około 1000 tysięcy mieszkańców. 9 marca 1943 roku, w 22 urodziny Heleny Maringer, rodzice razem z czworgiem dzieci musieli opuścić dom i wyprowadzić się do getta. Drugi z najstarszych dzieci, syn Jehiel zabrany został już wcześniej do obozu pracy. Siostra Gusta, krótko po jej zamązpójściu w 1938 roku wyemigrowała do Palestyny. Tylko 10 dni później, 19 marca 1943 roku, bezpośrednio ze swojego miejsca pracy w sklepie odzieżowym deportowano Helenę Maringer do Markstadt, do obozu pracy. Jej rodzice, tego dowiedziała się później, zostali w trakcie likwidacji getta w Sosnowcu zabrani z powrotem do miasta rodzinnego, które teraz nosiło nazwę Auschwitz i tutaj (w pobliskim obozie) zamordowani, zginął również jej brat Jehiel. Także dzisiaj 84 letnia przebywała w różnorodnych obozach pracy, została w końcu wyzwolona 8 maja 1945 roku w Peterswald.

Historyczne znaczenie

Nie miała już więcej żadnej nadziei, na to, że jej rodzice jeszcze żyją. Ale wiedziała, że jej siostra Gusta była jeszcze w Palestynie. I tutaj przetrwało jedyne wspomnienie o rodzinie. W 1938 roku mianowicie matka, ojciec i czterech rodzeństwa -" Abrahama nie ma na tym obrazie, on był wówczas na meczu piłki nożnej" - ustawili się do zdjęcia rodzinnego. Potem przyszedł przyjaciel mojej siostry i zrobił zdjęcie, żeby wysłać go do Palestyny. " Dlatego książka Lucyna Filip ma także tak duże znaczenie dla Heleny Maringer: " Odnajduję siebie i moją rodzinę ponownie'. Znajduje się w niej także takie informacje, które także dla mnie były całkowicie nowe. Obok osobistego wspomnienia i " historycznego znaczenia" książka przyczynia się do wyjaśnienia" tego, że Oświęcim/Auschwitz nie był tylko komorą gazowa".

Opublikowano w:

Giessener Anzeiger z dnia 22.10.2005 (nr 246) Kreis Anzeiger z dnia 22.10.2005 (nr 246) Usinger Anzeiger z dnia 22.10.2005 (nr 246) Geinhauser Anzeiger z dnia 22.10. 2005 (nr 246)

Przekład (wersja robocza) z języka niemieckiego: Lucyna Filip

Zgłoś jeśli naruszono regulamin