Jan Paweł II - Przekroczyć Próg Nadziei.rtf

(422 KB) Pobierz
Jan Paweł II

 

 

 

 

Jan Paweł II

PRZEKROCZYĆ PRÓG NADZIEI

 

 

http://republika.pl/wzzl/JPII.html

 

Spis treści :

Zamiast wprowadzenia -- Vittorio Messori              2

Papież: wyzwanie i tajemnica.              7

Modlić się: jak i dlaczego.              9

Modlitwa Namiestnika Chrystusowego.              10

Czy Bóg naprawdę istnieje?              12

Dowody na istnienie Boga jeszcze aktualne?              13

Dlaczego Bóg się ukrywa?              14

Czy Jezus jest prawdziwie Synem Bożym?              15

Bóg, który zbawia.              16

Zbawienie w centrum dziejów ludzkości.              17

Bóg jest Miłością, ale dlaczego tyle zła?              18

Bezsilność Boga?              19

Co to znaczy zbawić?              20

Dlaczego tyle religii?              21

Budda?              23

Mahomet?              24

Synagoga w Wadowicach.              25

W trzecie tysiąclecie -- jako mniejszość.              26

Wyzwania nowej ewangelizacji.              27

Młodzi: czy rzeczywiście nadzieja?              29

Upadek komunizmu -- dlaczego?              31

Czy tylko Kościół katolicki ma rację?              32

W poszukiwaniu utraconej jedności.              34

Dlaczego podzieleni?              36

Kościół na Soborze.              36

Sobór konieczny, choć inny.              37

Jakościowa odnowa chrześcijaństwa.              38

Kiedy świat mówi ,,nie''.              39

Życie wieczne -- czy jeszcze istnieje?              40

Wierzyć -- ale jaki z tego pożytek?              42

Ewangelia a prawa człowieka.              43

W obronie każdego życia.              45

Totus Tuus.              46

Kobieta.              47

Aby się nie lękać.              47

Wejść w obszar nadziei.              48

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zamiast wprowadzenia -- Vittorio Messori

Propozycja
Darzę głębokim szacunkiem kolegów dziennikarzy i pisarzy, którzy pracują dla telewizji. Ale właśnie dlatego nie próbowałem nigdy odbierać im chleba, mimo często ponawianych propozycji. Wydaje mi się bowiem, że słowa -- a więc to, co stanowi surowiec naszej pracy -- mogą mieć różny ciężar gatunkowy i różną zdolność oddziaływania w zależności od tego, czy powierzamy je ,,fizyczności'' zadrukowanego papieru, czy też ,,niematerialności'' sygnałów elektronicznych. Tak czy inaczej, każdy jest więźniem własnego życiorysu; ja osobiście -- jeśli to ma jakieś znaczenie -- poznałem w życiu tylko redakcje gazet i wydawnictw, natomiast są mi obce telewizyjne scenografie, kamery, blask jupiterów.

Muszę uspokoić Czytelnika: nie zamierzam zagłębiać się dalej w te dywagacje, pasujące bardziej do dyskusji wśród ,,massmediologów'', nie chcę też nikogo zadręczać przydługimi dygresjami autobiograficznymi. To, co dotąd powiedziałem, wystarczy, aby uzmysłowić Czytelnikowi zaskoczenie (a może nawet lekkie zakłopotanie), jakie wywołała we mnie pewna rozmowa telefoniczna pod koniec maja 1993 roku.

Jak każdego poranka, schodząc do swojej pracowni powtarzałem w duchu słowa Cycerona: ,,Si apud bibliothecam hortulum habes, nihil deerit'' (,,Czegóż ci jeszcze brakuje, jeśli masz bibliotekę, a przy niej ogródek''). Był to czas szczególnie intensywnej pracy: zakończyłem właśnie korektę jednej książki i byłem zajęty szlifowaniem następnej. Jednocześnie musiałem kontynuować bieżącą współpracę z czasopismami. Obowiązków mi zatem nie brakowało. Ale nie brakowało też należnej wdzięczności Temu, który pozwalał mi je wypełniać, dzień po dniu, w ciszy i samotności owej pracowni nad brzegiem jeziora Garda, z dala od wszelkich wpływowych salonów politycznych i kulturalnych, ale także religijnych. Czyż bowiem sam Jacques Maritain -- człowiek stojący poza wszelkim podejrzeniem i serdeczny przyjaciel Pawła VI -- nie zalecał tym, którzy chcą nadal kochać katolicyzm, a może nawet go bronić, by zachowywali umiar i powściągliwość w swoich kontaktach z tak zwanym światem katolickim?

Jednakże owego wiosennego dnia w ciszę mojego schronienia wdarł się niespodziewanie dźwięk telefonu. Dzwonił dyrektor generalny RAI -- Włoskiego Radia i Telewizji. Choć znał moją niechęć do występowania w programach telewizyjnych, już wcześniej bowiem odmawiałem w nich udziału, chciał mnie uprzedzić, że już wkrótce otrzymam pewną propozycję. I tym razem -- napominał -- odmowa nie wchodzi w grę.

I rzeczywiście, w następnych dniach odbyłem jeszcze kilka telefonicznych rozmów ,,z Rzymem''. Sytuacja nabierała stopniowo konkretnych -- i trochę niepokojących -- kształtów. W październiku 1993 roku miało upłynąć piętnaście lat pontyfikatu Jana Pawła II. Ojciec Święty przyjął propozycję RAI, by z tej okazji udzielić wywiadu telewizyjnego. Miał to być absolutny precedens w dziejach papiestwa, które w kolejnych stuleciach widziały już wszystko. Wszystko -- ale nigdy jeszcze Następcy Piotra siedzącego przed kamerami telewizji, aby przez godzinę odpierać krzyżowy ogień pytań dziennikarzy.

Wywiad miał zostać nadany przez RAI wieczorem tego samego dnia, w którym przypadała piętnasta rocznica pontyfikatu, a zaraz potem -- przez wszystkie największe sieci telewizyjne na świecie. Dowiedziałem się, że przeprowadzenie wywiadu postanowiono powierzyć niżej podpisanemu, ponieważ od lat śledzono to, co w książkach i artykułach piszę na tematy religijne: ze swobodą człowieka świeckiego, ale zarazem w postawie solidarności chrześcijanina, świadomego, że Kościół został powierzony nie tylko duchowieństwu, ale wszystkim ochrzczonym, choć każdy ma w nim do spełnienia własne zadania na określonym poziomie.

Zwrócono uwagę zwłaszcza na ożywioną dyskusję wokół Raportu o stanie wiary, ale także na owoce duszpasterskie tej książki i na pozytywny wpływ, jaki wywarła ona na cały Kościół dzięki masowym wydaniom w wielu językach. Opublikowałem ją w 1985 roku, relacjonując w niej kilkudniową rozmowę z najbliższym doradcą teologicznym Papieża, kardynałem Josephem Ratzingerem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary, czyli byłego Świętego Oficjum. Również tamten wywiad był nowością, wydarzeniem bez precedensu w dziejach Instytucji, której zamiłowanie do milczenia i tajemnic stało się tematem legend (często ,,czarnych'', antyklerykalnych).

Aby powrócić do roku 1993, dodam na razie tylko tyle, że w ramach przygotowań do wywiadu (prowadzonych bardzo dyskretnie, tak że żadna wieść o nich nie dotarła do uszu dziennikarzy) spotkałem się także z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo.

Przy tej okazji miałem możność wyjaśnienia -- z należnym szacunkiem, ale i ze stanowczością, która być może zaniepokoiła część obecnych (ale nie Gospodarza, wyraźnie wdzięcznego za synowską szczerość) -- jakimi intencjami zamierzałem się kierować, przygotowując schemat pytań do wywiadu. Przyznano mi tu całkowitą autonomię, a jedyna wskazówka, jaką usłyszałem, brzmiała: ,,Proszę się kierować własnym uznaniem''.

Siła wyższa
Jednakże sam Papież nie docenił ogromu zajęć, zaplanowanych dla niego na wrzesień -- miesiąc, w którym upływał ostateczny termin nagrania wywiadu i przekazania go technikom telewizyjnym tak, aby mieli oni czas niezbędny na ,,opracowanie'' materiału przed transmisją. Dowiaduję się teraz, że program zajęć papieskich na ten miesiąc zajmował bite trzydzieści sześć stron wydruku komputerowego. Obejmował spotkania bardzo różnorodne, z których każde wymagało starannego przygotowania: obok podróży do dwóch diecezji włoskich (Arezzo i Asti) była przewidziana między innymi pierwsza wizyta cesarza Japonii w Stolicy Piotrowej; miała się też odbyć pierwsza podróż na tereny byłego Związku Radzieckiego -- na Litwę, Łotwę i do Estonii (co pociągało za sobą konieczność przynajmniej pobieżnego zapoznania się z niełatwymi językami tych krajów; Papież czuje się do tego zobowiązany, nakazuje mu to jego pasterska gorliwość i pragnienie, by wszystkie narody świata mogły ,,zrozumieć'' jego przepowiadanie Ewangelii).

Tak czy inaczej, okazało się, że ze względu na te dwa ,,precedensy'' -- japoński i bałtycki -- dodanie jeszcze trzeciego, telewizyjnego, nie jest możliwe. Tym bardziej że Jan Paweł II w swojej wielkoduszności obiecał nagrać aż cztery godziny wywiadu, tak aby reżyser (znany i ceniony Pupi Avati) mógł wybrać najlepsze jego fragmenty do godzinnej transmisji telewizyjnej. Planowano następnie opublikowanie całości wywiadu w książce, aby w ten sposób uczynić zadość intencji pasterskiej i katechetycznej, która skłoniła Papieża do przyjęcia całego projektu. Jednakże nawał zajęć, o czym była tu mowa, uniemożliwił mu w ostatniej chwili realizację przedsięwzięcia.

Co do mnie, to wróciłem nad jezioro, aby w ciszy mojej pracowni rozmyślać -- jak zwykle -- o tych samych problemach, o których miałem rozmawiać z Papieżem.

To przecież Pascal, spoglądający z portretu na biurko, przy którym pracuję, powiedział: ,,Wszystkie kłopoty ludzi biorą się stąd, że nie umieją oni usiedzieć spokojnie we własnym pokoju''.

Co prawda, zaangażowałem się w przedsięwzięcie, o którym tu mowa, nie z własnej inicjatywy, w żadnym wypadku nie można go też nazwać ,,kłopotem'' -- jeszcze czego! Nie ukrywam jednak, że postawiło ono przede mną kilka problemów.

Przede wszystkim jako katolik zadawałem sobie pytanie, czy rzeczywiście jest rzeczą stosowną, by Papież udzielał wywiadów, i to w dodatku telewizyjnych. Czy nie naraża się w ten sposób na ryzyko (niezależne, rzecz jasna, od jego wielkodusznych intencji, ale nieuniknione jako skutek oddziaływania bezwzględnych mechanizmów, jakie rządzą mass mediami), że jego głos zostanie zagłuszony przez chaotyczny zgiełk świata, który wszystko zamienia w banalne widowisko, pełne wzajemnie sprzecznych opinii i bezustannej gadaniny na każdy temat? Czy jest wskazane, aby sam Najwyższy Pasterz rzymskiego Kościoła naginał się do formuły rozmowy z dziennikarzem i rozpoczynał swoje wypowiedzi od zwyczajnego ,,według mnie'', rezygnując z uroczystego ,,My'', w którym pobrzmiewa głos liczącego dwa tysiące lat Misterium Kościoła?

Takie pytania zadawałem nie tylko sobie, ale także -- choć z należnym szacunkiem -- innym.

Oprócz tego rodzaju problemów ,,zasadniczych'' wskazywałem również na fakt, że kompetencja, jaką mogłem zdobyć dzięki wieloletniej pracy w dziedzinie informacji religijnej, prawdopodobnie nie wystarczała, aby skompensować mój brak doświadczenia w pracy z telewizją. Zwłaszcza w sytuacji tego rodzaju -- najbardziej wymagającej dla dziennikarza, jaką można sobie wyobrazić. Również jednak te moje zastrzeżenia natrafiły na racje przeciwne.

Tak czy inaczej, operacja ,,Piętnastolecie pontyfikatu w telewizji'' nie została przeprowadzona i można się było spodziewać, że skoro minęła rocznicowa okazja, przestanie się już o niej wspominać. Mogłem więc znów zająć się stukaniem na mojej maszynie do pisania i śledzeniem z tą samą miłością i szacunkiem wypowiedzi Biskupa Rzymu, ale w taki sposób, jak to czyniłem poprzednio -- za pośrednictwem Acta Apostolicae Sedis.

Niespodzianka
Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia, tak samo niespodziewanie jak poprzednio, znów zadzwoniono do mnie z Watykanu. Moim rozmówcą był dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej -- ten operatywny i sympatyczny psychiatra hiszpański przekwalifikowany na dziennikarza, Joaquín Navarro-Valls, który należał do najbardziej zdecydowanych zwolenników idei wywiadu. Navarro miał mi przekazać wiadomość, która -- jak mnie zapewnił -- zaskoczyła jego samego. Otóż w imieniu Papieża miał mi powiedzieć, co następuje: ,,Choć nie mogłem odpowiedzieć Panu osobiście, nie zapomniałem o Pańskich pytaniach. Zainteresowały mnie i sądzę, że nie powinny pozostać bez odpowiedzi. Zastanawiam się nad nimi i od pewnego czasu, na ile pozwalają mi moje zajęcia, przygotowuję odpowiedzi na piśmie. Ponieważ włożył Pan sporo pracy w sformułowanie pytań, ma Pan pewne prawo, aby otrzymać odpowiedzi... Przygotowuję je i przekażę je Panu. Potem proszę je wykorzystać wedle własnego uznania''.

Jednym słowem, kolejny raz Jan Paweł II potwierdził trafność określenia: ,,Papież niespodzianek'', towarzyszącego mu od dnia wyboru, który sam zresztą był wydarzeniem nieprzewidywalnym.

Ciąg dalszy był taki, że pewnego dnia pod koniec kwietnia 1994'roku odwiedził mnie Navarro-Valls, przywożąc w teczce dużą białą kopertę. Był w niej wcześniej zapowiedziany tekst, napisany własnoręcznie przez Papieża, który -- aby jeszcze mocniej wyrazić osobiste zaangażowanie, z jakim zapisywał te stronice -- długimi pociągnięciami pióra podkreślił bardzo liczne fragmenty tekstu: Czytelnik znajdzie je wydrukowane kursywą, zgodnie z sugestią samego Autora. Zostały także zachowane odstępy, wprowadzone często między poszczególnymi akapitami [nie dotyczy tej wersji z tej strony internetowej]

Szacunek należny tekstowi tego rodzaju, w którym liczy się każde słowo, kierował mną także w zleconej mi pracy adiustacyjnej. Ograniczyłem się w niej do takich interwencji, jak: dodanie w nawiasach tłumaczeń wyrażeń łacińskich; drobne poprawki oryginalnej interpunkcji, czasem niezbyt precyzyjnej; dodanie imion osób (na przykład: Yves Congar, tam gdzie Papież napisał skrótowo Congar); proponowanie synonimów w zdaniach, gdzie dane słowo występuje dwa razy; poprawa rzadkich nieścisłości w tłumaczeniu z polskiego. Do drobiazgów zatem, które w najmniejszym stopniu nie dotyczyły treści.

Praca bardziej istotna polegała na wprowadzeniu dodatkowych pytań tam, gdzie tekst tego wymagał. Pierwotny schemat, nad którym pracował Jan Paweł II, i to ze zdumiewającą gorliwością, nie pomijając ani jednego pytania (sam fakt tak poważnego potraktowania skromnego dziennikarza wydaje się kolejnym dowodem -- gdyby go ktoś potrzebował -- pokory Papieża, jego wielkodusznej gotowości wsłuchiwania się w głosy przeciętnych ,,chrześcijan z ulicy'') -- ów schemat zatem składał się z dwudziestu pytań.

Pytania te były stanowczo zbyt liczne i zbyt długie jak na wymogi wywiadu telewizyjnego, nawet obszernego. Odpowiadając na piśmie, Papież mógł się wypowiedzieć szerzej, a w toku swoich odpowiedzi wskazywał nowe problemy, te zaś wymagały dodania odpowiednio sformułowanych pytań. Aby przytoczyć tu jeden tylko przykład: problem młodych, dla których nie starczyło miejsca w pierwotnym ,,schemacie'', a którym Papież -- potwierdzając swoje szczególne do nich przywiązanie -- poświęcił piękne stronice.

Tak czy inaczej, tekst w ten sposób opracowany przejrzał i zaaprobował Autor w wersji tutaj opublikowanej; jednocześnie ukazują się oparte na niej przekłady na najważniejsze języki świata. Trzeba to podkreślić, aby dać Czytelnikowi gwarancję, że głos, który tu rozbrzmiewa -- tak osobisty, a zarazem tak pełen autorytetu -- jest w całości i wyłącznie głosem Następcy Piotra.

Jeszcze jedna uwaga na temat redakcyjnego ,,opracowania'' tekstu: niektórzy doradzali mi interwencje bardzo duże -- dodanie komentarzy, uwag, wyjaśnień, cytatów z encyklik, dokumentów, przemówień. Ja jednak starałem się zachować maksimum dyskrecji, ograniczając się do niniejszej noty wydawniczej, która ma jedynie wyjaśnić, jak potoczyły się sprawy (tak ,,przedziwne'' mimo całej swej prostoty): nie chciałem umniejszyć niepotrzebnymi wtrętami niezwykłej nowości, zaskakującego napięcia i teologicznego bogactwa tych stronic. Stronic, które -- jestem tego pewien -- mówią same za siebie. I których intencja jest wyłącznie ,,religijna'': są one jedynie kolejnym świadectwem -- ujętym w literacką formę ,,wywiadu'' -- posługi Następcy Piotra jako nauczyciela wiary, apostoła Ewangelii, ojca i zarazem brata wszystkich ludzi. Tylko katolicy widzą w nim ,,Wikariusza Chrystusa'', ale jego świadectwo o prawdzie i jego posługa miłości docierają dziś, jak zawsze w przeszłości, do każdego człowieka, czego dowodem jest też niekwestionowany prestiż, jaki Stolica Apostolska zdobyła sobie w społeczności międzynarodowej. W każdym kraju, który odzyskuje wolność czy niepodległość, jednym z pierwszych aktów suwerennego państwa jest decyzja o wysłaniu przedstawiciela do Rzymu, ad Petri Sedem. I nie jest to podyktowane względami politycznymi, ale swoistą potrzebą ,,duchowej prawomocności'', nakazem ,,moralnym''.

Kwestia wiary
Stając wobec niełatwego problemu ułożenia serii pytań, co do których pozostawiono mi całkowitą swobodę, postanowiłem z miejsca odrzucić wszelkie tematy polityczne, socjologiczne, a także ,,klerykalne'', kojarzące się z ,,kościelną biurokracją'' -- stanowią one prawie sto procent informacji (czy dezinformacji) nazywanej arbitralnie ,,religijną'', a rozpowszechnianej przez liczne, i to nie tylko ,,świeckie'', środki przekazu.

Pozwolę sobie przytoczyć tu fragment roboczej notatki, jaką przedłożyłem osobie, która zleciła mi przygotowanie wywiadu: ,,Nie można zmarnować czasu, jaki stwarza ta naprawdę wyjątkowa okazja, przez zadawanie pytań typowych dla watykanologów. Ważniejsza, daleko ważniejsza niż Watykan, państwo jedno z wielu, choć niezwykłe; ważniejsza niż banalne dywagacje -- nie pozbawione sensu, ale wtórne, a czasem nawet sprowadzające na fałszywy trop -- o doraźnych decyzjach instytucji kościelnej; ważniejsza niż dyskusje o spornych kwestiach moralnych -- ważniejsza niż to wszystko jest wiara. Jej pewniki i niejasności; zagrażający jej jakoby kryzys; sama możliwość wiary dzisiaj, w kulturach, dla których prowokacją i przejawem nietolerancji jest twierdzenie, że istnieją nie tylko opinie, ale że istnieje jeszcze Prawda pisana dużą literą. Jednym słowem, warto wykorzystać okazję, jaką daje nam Ojciec Święty, aby poruszyć problem korzeni, a więc tego, na czym opiera się cała reszta, a co wydaje się spychane na drugi plan, często nawet wewnątrz samego Kościoła, jak gdyby nie chciano lub nie umiano otwarcie podejmować tego zagadnienia''.

Pisałem dalej w tej samej notatce: ,,Można to zobrazować -- jeśli wolno -- żartobliwą przenośnią: nie interesuje nas tutaj całkowicie klerykalny (jak klerykalna jest także pewna odmiana laickości) problem umeblowania komnat watykańskich: czy jest ono klasyczne konserwatyści), czy nowoczesne progresiści). Nie interesuje nas też Papież, w którym wielu chciałoby widzieć jedynie prezydenta swego rodzaju światowej agencji do spraw etyki, pokoju czy ochrony środowiska; Papież jako rzecznik i gwarant politycznej poprawności konformizmów modnych w kolejnych sezonach. Natomiast chcemy zbadać, czy mocne są jeszcze fundamenty, na których wznosi się budowla Kościoła, ponieważ zachowuje ona swoje znaczenie i prawomocność jedynie pod warunkiem, że nadal opiera się na pewności zmartwychwstania Chrystusa. A zatem już na samym początku rozmowy należałoby skierować uwagę na skandal, jaki stanowi zagadkowa tożsamość Papieża jako takiego: nie jest on przede wszystkim jednym z wielkich tego świata, ale jedynym człowiekiem, który w oczach innych ludzi jest bezpośrednim łącznikiem z Bogiem, zastępcą samego Chrystusa, Drugiej Osoby Trójcy Świętej. O kapłaństwie kobiet, o duszpasterstwie homoseksualistów czy osób rozwiedzionych, o watykańskich strategiach geopolitycznych, o stanowisku Konferencji Episkopatów w sprawie jedności politycznej katolików, o postawach społeczno-politycznych ludzi wierzących i o wielu innych kwestiach można, a nawet trzeba dyskutować, i to szeroko. Najpierw jednak trzeba odnaleźć właściwą hierarchię rzeczy (często postawioną dziś na głowie, nawet w środowiskach katolickich), a ona na pierwszy plan wysuwa pytanie proste i brutalne: czy to, w co wierzą katolicy i czego Papież jest najwyższym gwarantem, to prawda czy nieprawda? Czy chrześcijańskie Credo można jeszcze przyjmować dosłownie, czy należy raczej zepchnąć je na drugi plan jako swego rodzaju staroświecką tradycję kulturową, zespół poglądów społeczno-politycznych lub szkołę myślenia, nie widząc już w nim wyzwania wiary w perspektywie życia wiecznego? Dyskusja o kwestiach moralnych (od stosowania prezerwatyw po legalizację eutanazji), nie poprzedzona -- jak nieraz bywa -- refleksją na temat wiary i jej prawdziwości, nie ma sensu, gorzej -- prowadzi w fałszywym kierunku. Jeśli Jezus nie jest Chrystusem, to jakież znaczenie może dla nas mieć chrześcijaństwo i jego wymogi etyczne?''

Muszę przyznać, że nie miałem żadnych trudności z uzyskaniem aprobaty dla tych założeń. Przeciwnie: spotkałem się natychmiast z całkowitą akceptacją, z pełną jednomyślnością Rozmówcy, który podczas naszego spotkania w Castel Gandolfo zapewnił mnie, że zapoznał się z pierwszym projektem pytań, jaki mu przekazałem, i potwierdził, że zgodził się udzielić wywiadu jedynie w perspektywie swojej posługi Następcy Apostołów; jedynie po to, by wykorzystać jeszcze i tę okazję do głoszenia ,,kerygmatu'' -- wstrząsającego orędzia, na którym opiera się cała nasza wiara: ,,Jezus jest Panem; tylko w Nim jest zbawienie, dziś tak jak wczoraj i zawsze''.

W tej perspektywie zatem należy przyjmować i oceniać wybór literackiej formy wywiadu, który na początku budził moje wątpliwości (jeśli ma to jakieś znaczenie). Obecny Papież to człowiek ogarnięty niepowstrzymaną pasją apostolską; to Pasterz, któremu zwykłe drogi wydają się zawsze niewystarczające i który sięga po wszelkie możliwe środki, aby głosić ludziom Dobrą Nowinę. Jak mówi Ewangelia, chce on wychodzić na dachy (na których wyrósł dziś las anten telewizyjnych) i wołać, że istnieje Nadzieja, że jest oparta na mocnym fundamencie i zostaje ofiarowana każdemu, kto chce ją przyjąć. Jednym słowem, także rozmowę z dziennikarzem Papież ocenia w świetle słów Pawłowych z Pierwszego Listu do Koryntian: ,,Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział'' (9, 22--23).

W takim klimacie zanika wszelka abstrakcja: dogmat przemienia się w ciało i krew, w życie. Teolog staje się świadkiem i pasterzem.

,,Ksiądz Karol, proboszcz całego świata''
Z takiej właśnie intencji ,,kerygmatycznej'', z takiego ducha ,,pierwszego zwiastowania'' i ,,nowej ewangelizacji'', narodziły się stronice tej książki. Podczas ich lektury Czytelnik zrozumie, dlaczego nie chciałem dodawać bezużytecznych komentarzy do słów tak bogatych w treść -- pasja ich Autora podrywa je jak gdyby do lotu. Jest to owa passion de convaincre, która wedle Pascala powinna być cechą wyróżniającą każdego chrześcijanina i która bez wątpienia przenika do głębi osobowość tego ,,Sługi sług Bożych''.

Dla niego jest czymś oczywistym, że Bóg Jezusa Chrystusa nie tylko istnieje, żyje i działa, ale jest także -- i przede wszystkim -- Miłością, podczas gdy Oświecenie i racjonalizm, które zatruły nawet niektóre nurty teologii, ale -- dzięki Bogu -- na nim nie pozostawiły najmniejszego śladu, widzą w Bogu niewzruszonego Wielkiego Architekta, to znaczy przede wszystkim Intelekt. Najważniejsze orędzie, z którym Papież chce dotrzeć do każdego człowieka, jest chyba takie: ,,Zrozum, że kimkolwiek jesteś, jesteś kochany! Pamiętaj, że Ewangelia jest wezwaniem do radości! Nie zapominaj, że masz Ojca i że każde życie, nawet najbardziej bezsensowne w oczach ludzi, ma wieczną i nieskończoną wartość w oczach Boga!''

Powiedział mi pewien wybitny teolog, jedna z bardzo niewielu osób, które miały możność przejrzeć ten tekst jeszcze w rękopisie: ,,Ta książka to objawienie -- bezpośrednie, wolne od schematów i filtrów -- religijnego oraz intelektualnego świata Jana Pawła II, a tym samym także klucz do odczytania i interpretacji całego jego nauczania''. Ten sam teolog nie wahał się nawet stwierdzić, że ,,nie tylko współcześni komentatorzy, ale także przyszli historycy nie będą mogli zrozumieć pierwszego polskiego pontyfikatu, jeśli nie przeczytają tych stronic. Zapisane w porywie natchnienia, świadczące o czymś, co ktoś lękliwy mógłby uznać za przejaw porywczości czy może wielkodusznej nieroztropności, ukazują nam w sposób niezwykle wyrazisty nie tylko umysł, ale także serce człowieka, któremu zawdzięczamy tyle encyklik, listów apostolskich, przemówień. Wszystko znajduje tutaj swoje korzenie: jest to zatem dokument dla dnia dzisiejszego, ale także dla historii''.

Istotnie, Czytelnik znajdzie na tych stronicach szczególną ,,mieszankę'': wyznania osobiste, refleksję i wskazania duchowe, mistyczną medytację, spojrzenia w przeszłość i przyszłość, rozważania teologiczne, a także filozoficzne. Chociaż więc każdą stronę trzeba czytać uważnie (kto spróbuje sięgnąć pod powierzchnię prostego, potoczystego języka, natrafi na zdumiewającą głębię), niektóre fragmenty wymagają szczególnego skupienia. Dzięki naszemu bezpośredniemu doświadczeniu pierwszych czytelników możemy wszystkich zapewnić, że wysiłek z pewnością się opłaci. Czas i uwaga zainwestowane w lekturę przyniosą obfite owoce. Pozwolą między innymi zauważyć, że ogromnej otwartości Autora (w porywach niezwykle śmiałej: wystarczy zajrzeć na stronice o ekumenizmie) towarzyszy zawsze ogromna wierność Tradycji. I że ramiona otwarte na przyjęcie każdego nie przesłaniają bynajmniej tożsamości katolicyzmu, gdyż Jan Paweł II ma pełną świadomość, że jest jej gwarantem i strażnikiem wobec Chrystusa, nie ma bowiem ,,żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni'' (Dz 4, 12).

Jak wiadomo, w 1982 roku francuski pisarz i dziennikarz André Frossard opublikował książkę powstałą jako zapis serii rozmów z obecnym Papieżem; nadając jej tytuł, posłużył się wezwaniem, które stało się jakby programem pontyfikatu: ,,Nie lękajcie się!''

Nie zamierzamy oczywiście niczego ujmować tej doniosłej i znakomicie skonstruowanej książce, trzeba jednak zauważyć, że powstała ona u progu posługi Karola Wojtyły na Stolicy Piotrowej. Natomiast tutaj Czytelnik znajdzie całe doświadczenie piętnastu lat pontyfikatu, znamię tego wszystkiego, co się wydarzyło w tym okresie (a są to fakty przełomowe: wystarczy wspomnieć o upadku marksizmu) w życiu samego Papieża, Kościoła, świata. To, co nie tylko pozostało nietknięte, ale wydaje się wręcz zwielokrotnione (świadczą o tym niezbicie stronice tej książki), to zdolność tworzenia wizji, skupienia całej uwagi na przyszłości, patrzenia przed siebie -- w stronę ,,trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa'', o którym Papież mówi nieustannie z zapałem i ufnością czterdziestolatka.

Posługa Piotrowa
Wśród oczekiwań wiązanych z tą książką jest i to, że skłoni ona ostatecznie do całkowitej zmiany opinii tych wszystkich, którzy -- poza Kościołem i wewnątrz niego -- pozwolili sobie podejrzewać ,,Papieża z dalekiego kraju'' o ,,intencje zachowawcze'', o ,,reakcję na przemiany soborowe''. Prawda jest inna: Czytelnik spotyka się tu nieustannie z potwierdzeniem opatrznościowej roli Soboru Watykańskiego II, w którego posiedzeniach (od pierwszego do ostatniego) uczestniczył młody wówczas biskup Karol Wojtyła, odgrywając w nim coraz bardziej aktywną i istotną rolę. Mówiąc o tym niezwykłym doświadczeniu -- a także o tym, co z niego wynikło dla Kościoła -- Jan Paweł II niczego ,,nie żałuje'', jak sam otwarcie stwierdza, choć nie ukrywa pewnych problemów i trudności.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że w tej zdecydowanie religijnej perspektywie raz jeszcze ujawniają swoją całkowitą nieadekwatność i fałszywość wszelkie schematy typu ,,prawica -- lewica'' czy ,,konserwatysta -- progresista''. ,,Chrześcijańskie zbawienie'', któremu są poświęcone może najbardziej porywające stronice tej książki, nie ma nic wspólnego z tego rodzaju żałosnym politykierstwem. Systemy światowych ideologii zaś -- zmiennych, ale zawsze jednakowo ciasnych -- w niczym nie przypominają wizji ,,apokaliptycznej'' (w sensie etymologicznym jako ,,objawienie'', ,,odsłonięcie'' opatrznościowego planu), przenikającej nauczanie obecnego Papieża i ożywiającej także stronice tej książki.

Czytelnik przekona się, że w wielu miejscach nie zawahałem się odegrać roli ,,adwersarza'', ,,kontestatora'', a może nawet ,,prowokatora'', choć zachowywałem zawsze postawę należnego szacunku. Jest to zadanie nie zawsze przyjemne i łatwe. Sądzę jednak, że na tym właśnie zasadza się powinność każdego ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin