Brown_Sandra_Zmiana_uczuc_RPP115.pdf

(566 KB) Pobierz
326882154 UNPDF
Sandra Brown ZMIANA UCZUĆ
1
- Chyba zwariowałaś.
- To świetny pomysł!
- To idiotyczny pomysł. Ostatni raz robiłyśmy coś takiego w
dzieciństwie.
- I zawsze nam się udawało.
Allison Leamon spojrzała rozdrażniona na siostrę. Gdyby nie to
spojrzenie - twarz Anny wyrażała oczekiwanie - mogłaby równie dobrze
patrzeć w swoje lustrzane odbicie.
Anna siedziała po turecku na łóżku siostry. Allison odwróciła się do
niej plecami i zaczęła wyciągać spinki z upiętego z tyłu głowy koka.
Potrząsnęła głową i kasztanowe, ciężkie włosy, nie różniące się niczym
od włosów Anny, opadły jej na ramiona.
- W paru swoich filmach Bette Davis grała zamieniające się rolami
bliźniaczki. Zawsze wynikało z tego coś strasznego.
- Tak było w filmie, a tu chodzi o prawdziwe życie.
- Czy sztuka nie naśladuje życia?
Anna westchnęła.
- Daj spokój, Allison. Zrobisz to czy nie?
- Nie, Przede wszystkim nie mogę uwierzyć, że mówisz poważnie o tej
operacji - odrzekła Allison, rozczesując szczotką włosy.
- Nie chcę przeżyć reszty życia z tak płaskimi piersiami.
- Nie mamy płaskich piersi - sprzeciwiła się Allison, spoglądając w
lustro.
- Ale też i natura nie obdarzyła nas nadmiernie obfitymi kształtami.
- A kto by tego chciał? Po paru latach zwiotczałyby, a wtedy wolałabyś
ich nie mieć.
Odłożyła szczotkę i obróciła się w stronę Anny.
- Zastanów się jeszcze raz, proszę cię.
Anna roześmiała się.
- Jesteś zawsze tak diabelnie ostrożna i praktyczna. Czy nigdy nie masz
żadnych frywolnych myśli? Spójrz na siebie teraz, kiedy rozpuściłaś
włosy. Wyglądasz wspaniale. Nie zależy ci na tym?
- Nie wyglądam wspaniale. I nie zależy mi na tym. Nie to jest ważne.
Anna przycisnęła rękę do serca i spojrzała w sufit.
- Wiem - przemówiła teatralnie - liczy się tylko wnętrze człowieka.
- Śmiej się ze mnie, ile ci się tylko podoba, ale tak właśnie uważam.
Dużo bardziej zależy mi na tym, by zwracano uwagę na moją
inteligencję, niż na wygląd.
Anna, zdenerwowana, zmarszczyła brwi. Allison była beznadziejna.
Dla niej liczyło się tylko laboratorium, elektronowy mikroskop, palnik
Bunsena i te wszystkie hodowane przez nią stworzenia!
- Wyświadczysz mi tę przysługę, czy nie?
- Nie. Czemu Davis nie może się dowiedzieć przedtem?
- Bo to ma być niespodzianka.
- Podobasz mu się taka, jaka jesteś. Inaczej by się z tobą nie żenił.
- Czy znasz mężczyznę, który nie chciałby, aby jego kobieta miała duże
piersi? - Powiedziawszy to, Anna potrząsnęła głową. - Wycofuję to
pytanie. Ty nie znasz przecież żadnego mężczyzny.
- Znam sporo mężczyzn - odparła wyniośle Allison.
- Może, ale samych mózgowców i dziwaków - mamrotała Anna,
wyciągając luźną nitkę z leżącej na łóżku narzuty. Po chwili straciła
cierpliwość.
- Chcę powiększyć sobie piersi. Robię to dla swojego dobrego
samopoczucia. Gdy Davis to zobaczy, oszaleje z zachwytu. Proszę
swoją siostrę bliźniaczkę o małą przysługę, a ona robi z tego wielką
sprawę.
Pod piorunującym spojrzeniem Anny Allison nieco złagodniała.
- Nie chodzi ci o „małą przysługę. Prosisz mnie, bym udawała ciebie,
gdy ty znikniesz, by poddać się temu zabiegowi.
- Tylko przez parę dni, do momentu, kiedy zdejmą mi opatrunek.
Allison przykryła dłońmi swoje piersi i zadrżała. Cały ten pomysł
wzbudzał jej odrazę, ale była to w końcu sprawa Anny. Wolałaby tylko,
by siostra jej do tego nie mieszała.
- Co z twoją pracą?
- Biorę tygodniowy urlop. Ty pójdziesz do pracy jak zwykle. Z
Davisem będziesz musiała spędzać tylko popołudnia.
- A co ty będziesz robić? Chować się w sąsiednim pokoju?
- Zostanę w klinice. To kosztuje, ale wolę być tam niż w domu.
Allison wstała i zaczęła krążyć po pokoju.
- Anno, to szaleństwo. Ty i Davis... no, czy on nie oczekuje, och,
wiesz...
- Masz na myśli przywileje łóżkowe? - Allison zarumieniła się, a Anna
roześmiała. - Zabezpieczyłam cię przed tym. Powiedziałam, że
ginekolog przepisał mi nowe pigułki antykoncepcyjne, i w związku z
tym, zanim zaczną działać, przez trzy tygodnie mamy ze sobą nie
sypiać.
- Absurd!
- Jako biolog zajmujący się genetyką wiesz o tym doskonale. Ja, jako
kobieta, też o tym wiem, ale Davis nie wie. Był okropnie zły, jednak w
końcu pogodził się z tym. Nie musisz się więc obawiać, że będzie cię
chciał zaciągnąć do łóżka. Chodzi tylko o trzy czy cztery dni!
Allison nerwowo wykręcała dłonie. Annie zawsze udawało się
namówić ją do czegoś, przed czym ostrzegał zdrowy rozsądek.
- Zamienianie się rolami było dobre w oszukiwaniu mamy i taty, a
nawet w szkole, ale teraz mam przeczucie, że stanie się coś strasznego.
- Jesteś fatalistką. Nic się nie stanie.
- I chcesz, żebym się przeprowadziła do twojego mieszkania?
- Tak by było najwygodniej. Davis w każdej chwili będzie mógł mnie,
czy raczej ciebie, tam zastać.
Żadna z nich nie wspomniała o tym, co było zrozumiałe samo przez się
- że nikt nie zauważy nieobecności Allison w jej własnym mieszkaniu.
Do niej przecież nikt nie dzwonił popołudniami.
- Musiałabym chodzić w twoich ubraniach - powiedziała Allison bez
entuzjazmu.
- Co wyjdzie ci z pewnością na dobre. - Anna z nie ukrywanym
niesmakiem spojrzała na granatową spódnicę i białą bluzkę siostry.
- Przez cały czas będę musiała nosić szkła kontaktowe, a od tego boli
mnie głowa.
- Lepszy ból głowy, niż twoje sowie okulary.
- A moje włosy...
- Przestań! Twoje włosy wyglądają wspaniale, kiedy są rozpuszczone, a
nie spięte w ten kok starej służącej. - Anna zeskoczyła z łóżka i z rękami
na biodrach stanęła naprzeciwko Allison. - Więc zgadzasz się, czy nie?
Allison, proszę. To dla mnie bardzo ważne.
Dla Anny wszystko było ważne. Żyła od kryzysu do kryzysu. Nie miała
umiaru. Rzucała się w wir wydarzeń, zwykle ciągnąc za sobą niechętną,
niezbyt lubiącą ryzyko siostrę.
Allison przyglądała się swemu odbiciu w lustrze. Czy może udawać
Annę? Annę, dla której każdy nieznajomy był potencjalnym
przyjacielem? Annę, która radziła sobie w każdej sytuacji? Annę kipiącą
życiem i posiadającą więcej uroku w jednym małym palcu, niż miała go
w ogóle Allison?
Anna podeszła do siostry. Gdy Allison była bez okularów, a jej włosy,
tak jak włosy siostry, opadały swobodnie na ramiona, obie niczym się
nie różniły.
Allison uśmiechnęła się kwaśno.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie, by nas rozróżnić, zawsze będą
porównywać nasze biusty?
- Och, Allison. Zrobisz to? - Anna obróciła Allison i uścisnęła ją
wylewnie. - Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Tu masz mój
pierścionek zaręczynowy - powiedziała, zdejmując go i wkładając na
palec siostry. - Nie waż się go zgubić. A teraz powiem ci o dzisiejszym
wieczorze.
- O dzisiejszym wieczorze?
- Davis i ja jesteśmy umówieni na kolację z jego najlepszym
przyjacielem. Razem dorastali, są dla siebie jak bracia. Nigdy przedtem
go nie widziałam i Davis chce mu mnie pokazać.
- Och, Anno - jęknęła Allison.
- Poczekaj, Spencerze, zobaczysz ją. Ona jest fantastyczna. Absolutnie
fantastyczna. Słodka i elegancka. Ma świetną figurę. A jej twarz! O
Boże, jej twarz. Ona jest piękna.
- Na pewno. - Spencer Raft mrugnął do przyjaciela.
Davis wyglądał na autentycznie zmartwionego.
- Czy za dużo o niej mówię?
Spencer poklepał go po ramieniu.
- Jesteś zakochany. To normalne, że o niej mówisz. Kiedy ślub?
Davis odebrał Spencera z lotniska w Atlancie. Z trudnością poruszali
się zatłoczoną szosą w kierunku restauracji, w której mieli wraz z Anną
zjeść kolację. Popołudnie było parne i samochody poruszały się ospale.
- Niedługo, dzięki Bogu. W ostatnim tygodniu czerwca. Chcę, byś był
moim drużbą. A może znowu gdzieś wyjeżdżasz?
- Nie, nie wyjeżdżam. Poza tym, nie mógłbym pozwolić, by mój
najlepszy przyjaciel ożenił się bez mojego wsparcia.
Davis zerknął na siedzącego obok mężczyznę.
- Wiesz, gdyby nie chodziło o Annę, zazdrościłbym ci. Pływać po
całym świecie własnym jachtem, w każdym porcie inna kobieta,
przygody, żadnych zobowiązań. To musi być życie - westchnął.
Spencer posępnie obserwował towarzyszące zachodowi słońca chmury.
- To wcale nie jest tak cudowne, jak sądzisz - odrzekł z namysłem.
- Powiedz mi coś o swojej pracy. Nie wiem nawet, co robisz.
Spencer uśmiechnął się zagadkowo.
- To tajemnica.
- Masz furę pieniędzy, niezależną pracę, podróżujesz po całym świecie.
Robisz interesy, tak?
- Tak by to można nazwać.
Davis zagwizdał przez zęby.
- Musisz mieć coś wspólnego z CIA czy czymś podobnym, prawda?
Nieważne. Powiedz mi tylko jedno.
- Co?
- Czy to, co robisz, jest legalne? Żadne narkotyki, przemyt broni czy
coś takiego?
Spencer roześmiał się głośno.
- Nie, za to, co robię, nie wsadzą mnie za kratki.
- Nie całkiem mnie to uspokaja. Może po prostu dobrze się maskujesz?
- Moja praca jest zgodna z prawem.
Davis westchnął tęsknie.
- Czasem naprawdę zazdroszczę ci takiego życia.
- Nie ma czego - odrzekł cicho Spencer. - Ja zazdroszczę ci twojego
szczęścia z Anną.
- Zaraz pozieleniejesz z zazdrości, bo ona już tu jest. Czy nie mówiłem
ci, że jest nadzwyczajna?
Zatrzymał samochód przed wejściem do restauracji dokładnie w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin