22 Natchnienie By�em tak znu�ony, �e nawet strach, kt�ry prze�y�em, nie przeszkodzi� mi z miejsca zasn��. Obudzi�em si� z wra�eniem, �e spa�em bardzo d�ugo. �Jaki dziwaczny sen mi si� przy�ni�� przemkn�o mi przez g�ow�. Wydaje si�, �e obudzi�em si� w por�, zanim zdecydowano, czy mnie nale�y powiesi�, utopi�, spali�, czy co� w tym rodzaju... �Utn� sobie jeszcze ma�� drzemk� a� do gwizdka, potem p�jd� do fabryki i biada Herkulesowi!� Lecz w tej samej chwili us�ysza�em przykr� muzyk� zardzewia�ych kajdan�w i ci�kich zasuw, nagle o�lepi�o mnie �wiat�o kaga�ca i Klarens stan�� przede mn�. Patrza�em na� ze zdumieniem, oddech spar�o mi w piersiach. � Jak to! � zawo�a�em � jeszcze jeste� tu! zniknij wreszcie z resztkami snu! rozp�y� si�! Lecz pa� tylko �mia� si� swym lekkomy�lnym �miechem i wyra�nie si� szykowa� do kpin z mej rozpaczliwej sytuacji. � Wi�c dobrze � wyrzek�em g�o�no � niech sen trwa dalej, nie b�d� si� �pieszy�. � Ale� na Boga, jaki sen? � Jaki sen! Dobre sobie, czy� nie jest snem, �e jestem na dworze kr�la Artura � osoby, kt�ra nigdy nie istnia�a, i �e rozmawiam z tob�, kt�ry r�wnie� nie jeste� niczym innym, jak tylko p�odem mej wyobra�ni. � Oho! tak s�dzisz!? A to �e ci� spal� � to wed�ug ciebie te� jest snem? Odpowiedz no na to! Wstrz�s, kt�rego dozna�em, by� zbyt wielki. Teraz dopiero zacz��em rozumie�, jak powa�ne jest moje po�o�enie bez wzgl�du na to, czy ma ono miejsce we �nie, czy na jawie. Wiedzia�em z do�wiadczenia i ze swego tak �udz�co podobnego do rzeczywisto�ci snu, �e by� spalonym nawet we �nie nie jest bynajmniej �artem i z tego wzgl�du nale�y si� stara� tego unikn�� wszelkimi mo�liwymi sposobami. � O, Klarensie � zwr�ci�em si� b�agalnie do swego go�cia � drogi ch�opcze, jedyny m�j przyjacielu, przecie� nie myl� si� my�l�c, �e jeste� moim przyjacielem? Nie porzucaj mnie, dopom� mi uciec st�d, uratowa� si�! � No, nareszcie oprzytomnia�e�! Uciec? Ale jak�e to zrobi�, kiedy wszystkie wyj�cia s� strze�one przez stra�? � To prawda, to prawda, Klarensie, ale czy tych stra�nik�w jest tak wielu � mo�e damy sobie z nimi rad�? � Jest ich dwudziestu, o ucieczce nie ma mowy! I po chwili milczenia doda� z wahaniem: � Widzisz, s� jeszcze inne przeszkody i to bardzo powa�ne. � Jeszcze inne, ale jakie? � Widzisz, m�wi�, �e... Ale nie, ja nie �miem, doprawdy nie �miem tego powiedzie�! � Ale o co chodzi wreszcie, m�j biedny ch�opcze? dlaczego si� wahasz, dlaczego tak dr�ysz? � O, doprawdy postanowi�em ci odkry� t� tajemnic�, powinienem ci to powiedzie�, ale... � �Ale�, m�w�e, m�w, b�d� wreszcie m�czyzn�! Powiedz! Pa� waha� si� i zwleka� walcz�c pomi�dzy strachem a ch�ci� wyspowiadania si� przede mn� z tajemnicy. Nast�pnie podszed� na palcach do drzwi, wysun�� g�ow� i nads�uchiwa�. W ko�cu wr�ci�, przycisn�� si� do mnie i zacz�� opowiada� swoje okropne nowiny czyni�c to z tak� obaw� i przestrachem, jakby samo m�wienie o tych rzeczach grozi�o �mierci�. � Ot� wiedz, �e Merlin b�d�c ci niech�tnym oczarowa� to podziemie i teraz w ca�ym pa�stwie nie znajdzie si� cz�owiek, kt�ry by si� o�mieli� przest�pi� jego progi wraz z tob�. Teraz zlituj si�, Panie Bo�e, nade mn�, powiedzia�em ci wszystko! Ale b�d� dobry dla mnie, zlituj si� nad biednym ch�opcem, kt�ry ci dobrze �yczy. Je�eli mnie zdradzisz, zgin�em! Kamie� spad� mi z serca. Dawno si� ju� nie �mia�em tak serdecznie jak w tej chwili. Wreszcie ul�ywszy sobie zawo�a�em: � Merlin oczarowa� podziemie! Merlin to zrobi�! Ten nikczemny stary szarlatan, ten stary mamrocz�cy osio�!? Paradne! Doprawdy z niczym bardziej idiotycznym od tej historii nie spotka�em si� jeszcze w �yciu...! O, przekl�ty Merlin... Ale Klarens nie da� mi sko�czy�, pad� na kolana i zdawa�o si�, �e ze strachu got�w jest dosta� pomieszania zmys��w. � O, zlituj si�, wymawiasz straszne s�owa! mury mog� przywali� nas za nie, cofnij je, dop�ki nie za p�no, cofnij te blu�nierstwa, bo zginiemy! Ten dziwaczny incydent naprowadzi� mnie na dobr� my�l i sk�oni� do zastanowienia si�. Je�eli wszyscy tutaj tak szczerze i do g��bi duszy, jak Klarens, boj� si� Merlina uwa�aj�c go za wszechmocnego czarodzieja, to czy nie mo�na by z tego wyci�gn�� pewnych korzy�ci? Id�c dalej w tym kierunku wyrobi�em sobie pewien plan. � Wsta� � rzek�em do Klarensa � przyjd� do siebie i sp�jrz mi w oczy. Czy wiesz, z czego si� �mia�em? � Nie, lecz na naj�wi�tsz� Mari� Pann� zaklinam ci�, by� tego wi�cej nie czyni�! � Dobrze, powiem ci jednak, dlaczego si� �mia�em. Dlatego, �e sam jestem czarnoksi�nikiem. � Ty?! � ch�opiec cofn�� si� oszo�omiony mym o�wiadczeniem, dr��c na ca�ym ciele. Lecz zarazem spogl�da� na mnie z coraz wi�kszym szacunkiem. Zanotowa�em to sobie. Widocznie szarlatan od razu m�g� si� sta� s�awny w tym pa�stwie kretyn�w. Ten nar�d by� got�w wierzy� wszystkiemu na s�owo. Ci�gn��em dalej: � Zna�em Merlina siedemset lat temu i wtedy on... � Siedemset?... � Nie przerywaj mi! Umiera� i zmartwychwstawa� od tego czasu trzyna�cie razy i podr�owa� coraz to pod nowym imieniem: Emith, Jehn, Robinson, Jakobson, Peters, Gaskin, Merlin � za ka�dym razem nowe zmy�lone imi�. Zna�em go trzysta lat temu w Egipcie, pi��set lat temu w Indiach, spotyka�em go wsz�dzie na swej drodze, by� on wsz�dzie, gdzie tylko si� zjawi�em, i przyznam si�, �e mi si� ju� mocno naprzykrzy�. Operuje on tylko kilkoma starymi od dawien dawna wszystkim znanymi sztuczkami i ju� od setek lat nie jest w stanie zdoby� si� na co� nowego; s�owem, jako czarownik nie wart jest moich podeszew. Nadawa�by si� do wyst�p�w na prowincji, lecz nie jest w stanie wytrzyma� konkurencji z prawdziwym czarownikiem. A teraz, Klarensie, b�d� oddanym mi przyjacielem, a nie po�a�ujesz tego. Musisz mi teraz odda� przys�ug�; chcia�bym, �eby� powiedzia� kr�lowi, i� jestem wielkim magiem, �e imi� me brzmi Chaj - Ju -Mukamuk. Ze jestem wodzem plemienia czarodziej�w i sprowadz� na kraj wasz straszne kl�ski, je�eli stanie si� zado�� woli sir Keya, tj. je�eli cho� jeden w�os spadnie mi z g�owy. Czy zgadzasz si� donie�� o tym kr�lowi? Biedny ch�opak by� w takim stanie, �e z trudem tylko m�g� si� zdoby� na odpowied�. �al by�o po prostu patrze� na to biedne stworzenie � wystraszone, rozstrojone i zupe�nie zdezorientowane. Klarens solennie przyrzek� wype�ni� moje polecenie, ja za� ze swej strony musia�em mu kilkakrotnie przyobieca�, �e pozostan� jego przyjacielem, �e nigdy przeciw niemu nic z�ego nie powezm� i nie skieruj� nigdy przeciw niemu swych czar�w. Potem podrepta� ku wyj�ciu s�aniaj�c si� jak chory. Teraz dopiero zrozumia�em, jaki by�em nieostro�ny! Kiedy ch�opiec oprzytomnieje, przede wszystkim musi mu przyj�� do g�owy, jakim sposobem tak wielki czarodziej m�g� prosi� tak� istot� bez znaczenia, jak pa�, o dopomo�enie mu w wydostaniu si� z lochu. Zestawiwszy me s�owa z rzeczywisto�ci� zobaczy jak na d�oni, �e jestem zwyk�ym szarlatanem. Oko�o godziny rozpacza�em z powodu swej nieostro�no�ci i obsypywa�em siebie samego krociami najordynarniejszych wymys��w. Lecz p�niej wpad�o mi przypadkowo na my�l, �e przecie� te bydl�ta nie posiadaj�ce najmniejszej inteligencji nie potrafi� rozumowa�. Nigdy nic nie zestawiaj� ze sob� i nielogiczno�ci nie istniej� dla nich, wida� to ze wszystkiego, com dot�d zaobserwowa� i s�ysza�. Wobec tego uspokoi�em si� i czeka�em. Lecz ten spok�j natychmiast zm�ci�a nowa troska. To� pope�ni�em jeszcze jeden b��d nie do naprawienia. Przekona�em ch�opca o swojej wszechmocy i poleci�em mu obwie�ci� o mym zamiarze zes�ania kl�ski na kraj. Przypu��my �e zaczn� ze mn� pertraktowa� i zapytaj�, jak� kl�sk� im gro��? Tak, bezwzgl�dnie pope�ni�em niewybaczalny b��d. Co nale�a�o zrobi� przede wszystkim, to wymy�li� t� kl�sk�! Co teraz pocz��? czy b�d� w stanie wymy�li� co� w ci�gu tak kr�tkiego czasu? By�em okropnie wzburzony... Lecz oto s�ycha� kroki! Id�. Bo�e m�j, je�liby mi w tej chwili uda�o si� co� wymy�li�... Eureka! Mam! wymy�li�em! teraz wszystko jest w porz�dku... Za�mienie. My�l o nim przysz�a mi do g�owy w ostatecznym momencie. W ten sam spos�b w jaki uratowa�o ono Kolumba, Korteza i innych ludzi w podobnym do mojego po�o�eniu, podobnie ocali mnie. I pomys� m�j wyzyskania za�mienia nie b�dzie nawet plagiatem, poniewa� skorzystam ze� o tysi�c lat przed nimi. Klarens wr�ci� smutny i przygn�biony. � Po�pieszy�em ze zleceniem twym do kr�la i zosta�em przyj�ty przez niego natychmiast. Kr�l przel�k� si� ogromnie i chcia� ci� uwolni� i ubra� w najlepsze szaty, jakie przystoi nosi� tak wielkiemu cz�owiekowi, lecz przyszed� Merlin i wszystko popsu�. Zapewnia� on kr�la, �e jeste� ob��kany i �e s�owa twoje s� bredniami szale�ca. Kr�l i Merlin d�ugo si� sprzeczali, dop�ki ten ostatni powiedzia� drwi�co: �Czy przynajmniej wymieni� on t� kl�sk�, kt�r� nas straszy? Najwidoczniej nie jest w stanie tego uczyni�!� To powiedzenie od razu zamkn�o kr�lowi usta, gdy� nie m�g� si� nie zgodzi� ze s�uszno�ci� jego s��w. A wi�c kr�l nie chce ciebie rozgniewa�, lecz prosi, by� nie odm�wi� mu i odkry�, jakiego rodzaju to nieszcz�cie i kiedy si� zdarzy. O, b�agam ci�, nie zwlekaj! Zwleka� w obecnej chwili, to znaczy utysi�ckrotni� niebezpiecze�stwo, kt�re ci i tak grozi! B�d��e mi�osierny i nazwij t� kl�sk�! Milcza�em przez pewien czas, by wra�enie si� jeszcze wzmog�o: � Kiedy zosta�em wrzucony do tego lochu? � Wczoraj o zmierzchu, teraz jest dziesi�ta rano. � Nie mo�e by�! To znaczy, �e niezgorzej spa�em. Dziesi�ta rano. Do p�nocy mo�e zaj�� jeszcze wiele komplikacyj. Czy dzi� jest dwudziesty? � Tak, dwudziesty. � A jutro mam by� spalony �ywcem? Ch�opiec milcz�co skin�� g�ow�. � O kt�rej? � W samo po�udnie. � Wi�c teraz s�ucha...
Biluklb