Grochola Katarzyna - Zdążyć przed pierwszą gwiazdką(opowiadania).pdf

(214 KB) Pobierz
KATARZYNA GROCHOLA
KATARZYNA GROCHOLA
ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ
GWIAZDKĄ
70321739.001.png
SPIS TREŚCI
ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
.........................................................................
ON JESZCZE NIE WIE, ŻE MNIE KOCHA
........................................................................
SCARLETT O'HARA Z PILAWKI GÓRNEJ
........................................................................
70321739.002.png
ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
Noc przed Wigilią była najbardziej przykra.
Święta nie są dla ludzi samotnych, święta są dla rodzin, dla dzieci, dla rodzin z
dziećmi, dla par spodziewających się dziecka, dla szczęśliwie zakochanych, dla przyjaciół,
dla znajomych - ile wtedy gwaru, a zapach ciasta snuje się po domach, choinki
przygotowane w ogrodach i na balkonach wnosi się do czystych pokoi, pachnie świerkami,
jodły stroszą swoje sztywne ramiona, a w dzbanach panoszą się gałązki, zieleniejąc wesoło.
Dzieci się niecierpliwią - kiedy będziemy ubierać choinkę?
Kiedy niecierpliwiła się po raz ostatni?
Kiedy była dzieckiem?
Bardzo dawno temu.
Święta są dla przyjaciół. To co robimy? Wy do nas czy my do was? Ach, wspaniale, to
my zrobimy rybę, a wy zróbcie sałatkę z czerwonej kapusty. Nareszcie będziemy mieli
okazję się spotkać. Wolelibyśmy, żebyście wy do nas. A może wobec tego my do was
drugiego dnia świąt? Oczywiście, że pójdziemy na pasterkę.
Święta są dla ludzi, którzy wierzą. W narodzenie nadziei, zbawienia, odkupienie win
przeszłych i przyszłych. Dla uduchowionych ludzi, którzy przedkładają chwilę ciszy w
pustym kościele nad gwar dużych supermarketów. Którzy w ciszy i spokoju godzą się ze
światem.
Leżała bezsennie w dużym łóżku i próbowała nie myśleć. Nie chciała być pogodzona ze
światem, była po prostu nieszczęśliwa.
Ale uporczywe tykanie zegara przywoływało wspomnienia. Czego jeszcze dodawała
matka do piernika? Jaki smak miały lukrowane gwiazdeczki?
Nie, nie. Piecze i gotuje się dla przyjaciół, dla znajomych, dla rodziny. Dla siebie się nie
opłaca. Co zrobiłaby z całym sernikiem, piernikiem, rybą w galarecie?
Podniosła się i przeszła do kuchni. Mały domek, w którym mieszkała od początku, od
zawsze, od trzydziestu czterech lat, domek odziedziczony po rodzicach, był miejscem
przyjaznym. Stara podłoga zaskrzypiała - dębowe stare deski odzywały się jak przed laty,
tym samym dźwiękiem.
Skrzypiała jak kiedyś, wtedy kiedy skradała się pod pokój kominkowy. Nasłuchiwała
pod drzwiami stłumionych głosów rodziców. To gdzie? Teraz? Tu?
Połóż tutaj... Ona jest u siebie? Nie słyszy?
To były niezrozumiałe słowa i niezrozumiałe dźwięki, ale drzwi były zamknięte,
podwójne drzwi do przedpokoju były przed nią zamknięte, w pokoju kominkowym był już
nakryty stół, w stojaku na trzech nogach, nogach lwa - kto wymyślił taki stojak pod
choinkę? - metalowe pazury spoczywały za kominkiem, odsuńcie tę choinkę w bok, zaraz
rozpalimy na kominku, choinka była wysoka, ojciec ucinał wierzchołek, który opierał się o
sufit, pięcioramienna srebrna gwiazda lekko się kołysała, kiedy ubierały z matką choinkę.
A potem, potem rodzice kazali jej iść do swojego pokoju i wypatrywać świętego Mikołaja.
Siedź w oknie i patrz. Przyjedzie. Może przyleci.
Jak może przylecieć, skoro jest na saniach? Te sanie mogą latać. A renifery? Renifery
też mogą latać.
Nie mają skrzydeł, nie mogą. O to właśnie chodzi, że dzisiaj mogą.
Więc siedziała cierpliwie i patrzyła w ciemność za oknem. Domek rodziców dotykał
prawie lasu, okna od strony zachodniej nie zaczepiały nawet o ślad człowieka. Tylko z
kuchni i pokoju kominkowego widać było okna sąsiadów, dom przy domu, oddzielone
ogródkami i niskim drewnianym płotem.
Po którejś z Wigilii zorientowała się, że Mikołaj musi przychodzić od tej właśnie
strony, bo nigdy nic nie zauważyła, żadnych śladów sań ani kopyt, ani stóp, a przecież pod
choinką piętrzyły się pudełka i pudełeczka, dla niej, mamy, taty, ciotki Jaśminy i jej męża,
Piotrusia, który jest teraz w Kanadzie, i drobiazgi dla sąsiadów i ich syna Łukasza, którzy
przychodzili po kolacji podzielić się opłatkiem.
Ogień wesoło skwierczał w kominku, siedziała zaczarowana koło dużego zielonego
fotela, na którym tata rozpierał się wygodnie i zapalał fajkę.
Więc jeśli On przyjeżdżał czy przylatywał od strony pokoju rodziców, to postanowiła
podpatrzyć to jego nadejście. Calutkie dni przed świętami była grzeczna - Mikołaj
przychodził tylko do grzecznych dzieci - ale nie udawało się. Drzwi do pokoju mama
zamykała, a potem były prezenty Kiedyś udało jej się zobaczyć ślady śniegu na podłodze, te
ślady prowadziły do drzwi altany... Potem zobaczyła mokre buty ojca i uśmiechała się do
siebie, kiedy mama szybko, szybko prowadziła ją do okna, bo wydawało jej się, że już, tuż-
tuż, a może słyszała dzwoneczki?
Więc biegła do okna i uśmiechała się do siebie w brzuchu, tajemnica łaskotała ją lekko,
miała swoją własną tajemnicę, o której nie mówiła rodzicom, żeby byli uśmiechnięci i
zadowoleni, że wierzy w Mikołaja i renifery. A przecież ona cieszyła się, że buty ojca były
wilgotne od śniegu, bo to znaczyło, że tata ją kochał.
A jeszcze wcześniej, w przeddzień Wigilii, zamiast spać, skradała się pod kuchnię, żeby
poczuć zapach odwijanego piernika, który matka przekładała do kredensu po dwóch
tygodniach trzymania go na dolnych półkach spiżarni. Pachniało miodem i gałką
muszkatołową. To było tak dawno. Skupiała się nad tym, żeby wspomnienia nie miały tu
dostępu, ale skrzypienie podłogi pozwoliło na przesączanie się pod zmrużone powieki
obrazów, których nie chciała pamiętać.
Ojciec z mamą, objęci, przytuleni, córeczka, nasza córeczka, moja córeczka - ojciec
puszczał mamę i podnosił ją wysoko, wysoko, tak że mogła zdjąć z górnej gałązki choinki
długiego wąskiego cukierka zawiniętego w złoty papier, nie, nie róbcie tego, proszę,
umówiliśmy się - mama marszczyła brwi - nic nie zostanie z naszej choinki, bierz, bierz,
zachęcały śmiejące się oczy ojca, niepewnie szarpała cukierek, choinka drżała pod jej
małymi dłońmi, poczekaj, mówił ojciec, poczekaj, odwiązywał ciemną nitkę, a mama już
nie udawała zagniewanej, a cukier rozpuszczał się wolno w jej dłoni, kiedy druga połowa
cukierka ginęła w buzi.
Sięgnęła do lodówki, nikłe światełko małej lampki rzuciło światło na jej bose stopy.
Szklanka mleka przed snem pomoże jej zasnąć. Jaka bzdura. Popije melatoninę, piątkę,
może jej umysł się uspokoi, tak jak uspokaja się przez te wszystkie dni w roku, w czasie
których święta nie mają do niej dostępu.
Zamknęła lodówkę. Czy to nie ona odkryła, że spada sprzedaż lodówek, jeśli spot
reklamowy pokazuje kobietę, która zagląda do wnętrza i pokazuje wszystkie półeczki i
schowki?
Pokazuje i pokazuje, taka wygoda, tu na masło, tu na jajka, tu na butelki, tu na mięsko,
oto szuflady do zamrażarki, jakież wygodne, jakie czyściutkie, jakie pojemne.
Dlaczego sprzedaż zaczęła spadać?
Ile czasu jej to zajęło? Odkrycie, że lodówka na spocie reklamowym musi być
zamknięta? Nie może być otwarta tak długo. Psuje się. Nie spełnia swojego zadania.
Jakie jest podstawowe zadanie lodówki?
Trzymać zimno. Utrzymywać stałą niską temperaturę. Kobieta w reklamie rozmrażała
lodówkę, zachwycając się niebieskimi estetycznymi półeczkami.
Ile czasu jej to zajęło? Czy to nie wtedy została dyrektorem marketingu? Specjalistką
od reklam?
Najwyższym autorytetem?
CHCESZ BYĆ MŁODA? CHCESZ BYĆ
PIĘKNA / CHCESZ BYĆ NIEZALEŻNA?
ZASŁUGUJESZ NA TO!
Szampony, proszki, telewizory, chusteczki higieniczne, samochody, wycieczki, papier
toaletowy, farba do włosów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin