Kaci Stalina - za Nasz Dziennik - 03 listopada 2011.docx

(722 KB) Pobierz

03 listopada 2011

Kaci Stalina - za Nasz Dziennik

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0Nowa książka znanego coraz lepiej w Polsce rosyjskiego współczesnego historyka Nikity Pietrowa dotyka rosyjskiego tabu. Opracowanie nosi tytuł "Kaci. Oni wykonywali polecenia Stalina". Na ponad 300 stronach znajdujemy fakty, które przeczą rozpowszechnionym wyobrażeniom o stalinizmie

Kaci Stalina

FOT. R. SOBKOWICZ Nikita Pietrow w walce o pamięć swojego narodu jest przede wszystkim archiwistą poszukującym faktów i dokumentów

Piotr Falkowski

"Kaci" Nikity Pietrowa to książka, która nie gra na emocjach czytelnika. Pietrow nie buduje dramatycznego nastroju, nie stara się zaskakiwać. Jest w walce o pamięć swojego narodu żołnierzem pierwszej linii, a więc przede wszystkim archiwistą poszukującym faktów i dokumentów. Wnioski wyciąga z dochowaniem wszelkich rygorów naukowej ostrożności. A więc bez domysłów i fantazji, bez "gdybania". A i bez tego lektura książki jest fascynująca. "Cała ta książka jest tak naprawdę o Stalinie" - rozpoczyna swoje dzieło autor. Rzeczywiście, chociaż poszczególne rozdziały poświęcone są różnym osobom i żaden nie dotyczy wprost generalissimusa, to jego osoba jest obecna praktycznie na wszystkich stronach. Nie o to zresztą chodzi Pietrowowi. Zależy mu, żeby nie rozpatrywać zachowań wykonawców zbrodni oddzielnie, jako indywidualnych patologii, nadużycia władzy czy choroby psychicznej.

Wniosek z "Katów" jest inny. Sadyzm i żądza krwi nie są przypadkiem, odpryskiem, konieczną ceną za utrzymanie porządku w trudnych czasach. Przeciwnie, są to elementy istotne, konstytutywne - świadomie wprowadzone, zaplanowane i konsekwentnie podtrzymywane. Przez samego Stalina i przez jego otoczenie działające tu w jakiejś obłędnej jedności. W świetle faktów pokazanych przez Pietrowa nie do obronienia jest polityka rosyjskich organów sądowych i prokuratorskich, niekarząca wykonujących rozkazy, a jedynie wydających polecenia. To zwykła ucieczka i manipulowanie zasadami sprawiedliwości.


Laboratorium X
Stalin osobiście nadzorował przebieg aresztowań, śledztwa i wyroki, organizował z zapamiętaniem kolejne prowokacje i czystki. Nawet w ostatnich latach wydawało się, jakby nasilił zainteresowanie tymi działaniami. "Jakby czuł, że życie z niego uchodzi i chciał zdążyć jeszcze kogoś odsunąć, zniszczyć, wsadzić do więzienia" - pisze Pietrow.
Opisy przykładowych sylwetek rozpoczynają się od Berii, charakteryzowanego jako "bezideowy stalinista". Główny obok Dzierżyńskiego ciemny charakter historii czerwonego przekleństwa XX wieku. Ta część książki zawiera najwięcej faktów historii politycznej ZSRS. Szczegółowo opisano dojście Berii do wpływów i znaczenia, a następnie jego rolę jako najbliższego współpracownika i wykonawcy zamysłów szalonego wodza, przy okazji rozprawiającego się też z osobistymi konkurentami. Czystki i zabójstwa polityczne na najwyższym szczeblu miały uspokoić zawsze podejrzliwego i wietrzącego spisek Stalina. Osobne rozdziały opisują szczegółowo tzw. sprawę lekarzy, czyli prowokację przeprowadzoną przez bezpiekę około roku przed śmiercią Stalina. Tym razem rzekomy spisek nie został wykryty dla zaspokojenia obsesyjnych urojeń komunistycznego przywódcy. Przeciwnie - on sam od początku zdawał sobie sprawę, że dowody i cała sprawa oskarżenia grupy lekarzy o zamiar uśmiercenia kierownictwa państwa zostały od początku spreparowane. Tym razem masowe aresztowania dotknęły sam aparat bezpieczeństwa, oskarżony o brak czujności. Wśród odsuniętych miał być sam Beria, wówczas już wicepremier i członek Politbiura. Przeszkodziła tylko śmierć Stalina, także nie do końca wyjaśniona.
Postać Berii jest naprawdę odrażająca. Dowiadujemy się, jak osobiście bije więźniów na przesłuchaniach, jak osobiście poleca stosować wymyślne tortury, prześladować rodziny osadzonych. Pietrow przechodzi do biografii drugiego i trzeciego szeregu stalinowskich oprawców. Mamy więc szefa NKWD w latach 1938-1941 (czyli współodpowiedzialnego za zbrodnię katyńską) Wsiewołoda Mierkułowa, pełniących najwyższe funkcje dowódcze w aparacie bezpieczeństwa braci Bogdana i Amajaka Kobułowów - ulubieńców Berii, odpowiedzialnego za najważniejsze dochodzenia śledczego Lwa Włodzimirskiego. Następnie wyróżniający się okrucieństwem śledczy Borys Rodos i Lew Szwarcman i jeszcze kilku innych. Nie zabrakło oczywiście kata z Łubianki Wasilija Błochina, osobiście rozstrzeliwującego polskich policjantów w Twerze i twórcy workuckiego przemysłu śmierci łagierników Michaiła Malcewa. Jest też skazujący w pokazowych procesach szef kolegium wojskowego Sądu Najwyższego ZSRS Wasilij Ulrich. Możemy również przeczytać o działającym w Moskwie Laboratorium X - tajnym ośrodku, w którym prowadzono eksperymenty na ludziach związane z działaniem jadów i trucizn!
Katyń - zadanie specjalne
Ostatni rozdział książki poświęcony jest zbrodni katyńskiej. Rosyjski historyk przypomina jeszcze raz okoliczności i przebieg mordów NKWD na polskich jeńcach oraz tzw. sprawę nr 159 - umorzone w 2004 roku dochodzenie w sprawie Katynia. Na przykładzie wykonawców rozkazu Politbiura z 5 marca 1940 r. możemy zobaczyć choć krótkie notki na temat zwykłych enkawudzistów - właśnie tych, którzy "tylko wykonywali rozkazy", prowadząc na śmierć, strzelając w tył głowy do nieuzbrojonych jeńców, prowadząc dokumentację, zakopując zwłoki. Pietrow załącza ich listę z częściowo odtworzonymi biogramami. Lista pochodzi z rozkazu datowanego 26 października 1940 roku. Zawiera spis funkcjonariuszy wyznaczonych do nagrody "za pilne wykonanie zadania specjalnego".
Na liście jest 125 nazwisk. Tylko o 10 nie udało się odnaleźć żadnej informacji. Na temat pozostałych dowiadujemy się, kiedy i gdzie się urodzili, jak przebiegała ich kariera w organach bezpieczeństwa. Wreszcie data i miejsce śmierci, jeśli są znane. Najmłodszy, por. Aleksiej Oficerow, podczas rozstrzeliwań Polaków miał 26 lat. Sekretarka Anna Razorienowa - 21 lat. W 1990 r. przynajmniej kilka osób z listy jeszcze żyło. Teraz prawdopodobnie już nikt. Po 1940 r. dalej służyli w organach NKWD, awansowali, byli przenoszeni i nagradzani. Do końca życia nosili ze sobą tajemnicę jedynego w swoim rodzaju "zadania specjalnego", aczkolwiek w życiu enkawudzisty mogła się przydarzyć i jakaś inna zbiorowa masakra.
W książce znajduje się rozdział poświęcony aktualnym ustaleniom dotyczącym obławy augustowskiej. Zbrodnia zwana małym Katyniem stała się znowu głośna dzięki odnalezionym przez Pietrowa dokumentom kontrwywiadu wojskowego ZSRS z 1945 roku. I odwrotnie, to dzięki wzmiance o obławie w swojej książce Pietrow stał się znany w Polsce. W październiku gościł go białostocki oddział IPN. Zastępca przewodniczącego stowarzyszenia Memoriał dał się już poznać także zachodniemu czytelnikowi biografią Jeżowa w języku angielskim i jedenastoma książkami na rodzimym rynku.
Krwawy ślad, jaki pozostawiło za sobą 70 lat komunizmu, zmusza, aby zainteresowania ludzi, także uczciwych i szlachetnych, kierowały się w stronę ciemnych zakamarków egzystencji, do źródeł zbrodni i kłamstwa. Powróćmy jeszcze do Sołżenicyna. Pisał, że ten, kto wchodził w archipelag głębiej niż inni, widział jeszcze straszniejsze rzeczy, ale nie wracał, by o nich zaświadczyć. Noblistę fascynowała ta sfera niedostępna dla poznania ogółu. Nie wiadomo, jak przepastna i jakie potworności jeszcze kryje. Mijają lata, a rozwija się swoista archeologia przemocy, docierająca do tych wstydliwych zakamarków pamięci imperium. Archiwa FSB są niedostępne, dostęp do innych jest utrudniony, ale przyjdzie czas również na dotarcie do takich źródeł. Wszędzie są ludzie o niezależnych umysłach i wewnętrznej wolności, poruszani nie przez czczą ciekawość, lecz powołanie do przywrócenia poprzez pamięć sprawiedliwości. Sądzę, że taki cel przyświecał też autorowi "Katów" Stalina. http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0

 

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/031 lipca 2011

Powstanie Warszawskie -prof.Witold Kieżun - za infonurt.2

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0Powstaniec Warszawski           http://www.witoldkiezun.com/

-większy niż życie   !       -  jeszcze żyjący świadek historii..

..życzymy 150 lat!!

Witold J. Kieżun urodził się w Wilnie dnia 6 lutego 1922 jako syn ojca lekarza internisty i matki lekarza dentysty. W 1931 roku przeniósł się do Warszawy, gdzie w 1939 roku zdał maturę w Gimnazjum i Liceum Humanistycznym im Księcia Józefa Poniatowskiego. W roku 1942 ukończył studia w Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki (dawniejszej Wawelberga i Rotwanda) uzyskując dyplom technika – inżyniera budowy maszyn. Począwszy od 1942 roku studiował na Wydziale Prawa tajnego Uniwersytecie Warszawskiego.

Od października 1939 roku brał udział w wojskowej działalności podziemnej.W czasie Powstania Warszawskiego walczył w Oddziale Specjalnym Harnaś, odznaczony w sierpniu 1944 Krzyżem Walecznym, a w dniu 23 września 1944 roku dekorowany osobiście przez dowódcę AK generała Bora-Komorowskiego wojennym orderem Virtuti Militari i awansowany do stopnia podporucznika. Po kapitulacji uciekł z niewoli niemieckiej pod Ożarowem.

W marcu 1945 roku aresztowany w Krakowie przez NKWD. Po ciężkim śledztwie (z pozorowanym rozstrzelaniem ) w więzieniu na Montelupich, wywieziony do Gułagu Krasnowodsk na Pustyni Kara Kum nad granicą Iranu (Turkmenia). Ciężko chory na tropikalną beri-beri, z częściowym paraliżem nóg przewieziony do szpitala w Kaganie, (Uzbekistan), a następnie przetransportowany do Brześcia nad Bugiem. Wydany polskim władzom bezpieczeństwa został osadzony w Obozie Pracy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego w Złotowie. W lipcu 1946 zwolniony z obozu. [Zobacz: wspomnienia]. W 1948 roku prewencyjnie aresztowany na 48 godzin.

Po uzyskaniu stopnia magistra prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim przenosi się do Warszawy, pracując w Narodowym Banku Polskim.W roku akademickim 1951-1952 pracuje jako asystent w SGPiS. Od roku 1961 uczestniczy w seminarium doktoranckim profesora Jana Zieleniewskiego w Zakładzie Prakseologii PAN. Uzyskuje w roku 1964 w SGPiS (obecnie SGH) stopień doktora nauk ekonomicznych ze specjalizacją organizacja i zarządzanie za pracę „Zarządzanie Oddziałem Narodowego Banku Polskiego”, a w roku 1969 stopień doktora habilitowanego za pracę: „Autonomizacja jednostek organizacyjnych. Z Patologii Organizacji.”  Po przejściu prof. Jana Zieleniewskiego na emeryturę obejmuje po nim w roku 1971 kierownictwo Zakładu Prakseologii PAN i nawiązuje kontakt z USA Information Agency opracowując program polsko–amerykańskich badań organizacyjnych. W roku 1973 został usunięty ze stanowiska kierownika Zakładu Prakseologii z inicjatywy organizacji partyjnej. Następnie pełni funkcję kierownika Zakładu Teorii Organizacji Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego i Zakładu Administracji Publicznej Instytutu Organizacji Zarządzania i Doskonalenia Kadr. Tytuł naukowy profesora uzyskał w 1975 roku. Wypromował 12 doktorów i 72 magistrów. W roku 1980 wyjechał z kraju na kontrakt w School of Business and Administration Temple University w Filadelfii. Od 1980 był kolejno profesorem School of Bussines Administration Temple University w Filadelfii, Duquesne University w Pittsburgu, kierownikiem projektu (chief technical advisor) Organizacji Narodów Zjednoczonych w Centralnej Afryce (Burundi i Rwanda), ekspertem rządu w Burkina Faso, profesorem EHC Universite de Montreal i Universite du Quebec a Montreal, Kierownikiem Rady Programowej Polish Institute of Arts and Sciences McGill University w Montrealu, Profesorem Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. W okresie od 1993 do 1998 roku spędzał w Polsce 1-2 miesiące rocznie wykładając w Międzynarodowej Szkole Zarządzania, Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania (obecnie im. Leona Koźmińskiego) i w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku (obecnie im. Aleksandra Gieysztora).

W latach 70., 80., 90-tych wygłaszał odczyty i krótkie serie wykładów w licznych uniwersytetach w: Wielkiej Brytanii, USA , Kanadzie, Francji , Holandii, Finlandii, Czechosłowacji, Burundi, Rwandzie, m/innymi w Universite Paris - Dauphine Sorbonne IX i Sorbonne II, School of Business Administration Harvard University, Faculty of Administrative Studies York University Toronto, Michigan State University Ann Arbor, School of Business Administration Catholic University Seton Hall, School of Management Bradford University (Yorkshire, Anglia), Fordham Catholic University New York, Universite de Bujumbura.

W latach 1980 – 1981 wygłosił serię publicznych odczytów na temat: ”Spirit of Solidarity” w 14 uniwersytetach amerykańskich i kanadyjskich. utrzymując kontakt z Centrum Spraw Polskich przy Michigan State University w Ann Arbor, kierowanym przez prof. Andrzeja Ehrenkreutza.Profesor Kieżun jest autorem ponad 70 zwartych pozycji wydawniczych (książek i skryptów naukowych) i około 300 artykułów, referatów i rozdziałów w zbiorowych monografiach w języku polskim, angielskim, francuskim, hiszpańskim, rosyjskim i czeskim, oraz dwóch pozycji literackich i szeregu utworów muzyki fortepianowej. Zobacz: Publikacje.

Zdjęcie: W. Radomski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przesłanki polityczne do prowadzenia walk i początki powstania

Jest sierpniowe popołudnie, kilka minut po godzinie 17. Około 23 tys. powstańców, z których tylko część jest uzbrojona, rozpoczyna walkę pod dowództwem gen. Antoniego Chruściela ps. „Monter”. Pierwsze dni powstania przynoszą sukcesy, zdobyto wiele ważnych obiektów, a liczba walczących zwiększyła się do 34 tysięcy. Po raz pierwszy od prawie 5 lat Warszawa posmakowała wolności, władzę sprawowała polska administracja, ukazywały się polskie gazety i działało powstańcze radio, które podobnie jak przed pięcioma laty prezydent Starzyński zagrzewało do ofiarnej walki.

Powstanie było częścią akcji „Burza”, w ramach której Polacy mieli rozbrajać Niemców i występować przed armią radziecką jako gospodarze, by Zachód widział, że Polska istnieje i walczy… Niestety, Rosjanie nie traktowali Armii Krajowej jako sojuszników, lecz gorzej niż wrogów, dokonując egzekucji na żołnierzach AK.

Warszawa nie była przewidziana jako miejsce akcji, z uwagi na dużą liczbę ludności cywilnej i dużą wartość kulturalną miasta, które mogłoby ucierpieć w wyniku krwawych walk. Ale Rząd w Londynie widząc, że polskie wpływy słabną i to Związek Radziecki jest najważniejszym sojusznikiem, potrzebował takiej akcji, by uświadomić światu, że Polska jeszcze istnieje i jest w stanie sama odbić swoją stolicę. Wzięto pod uwagę również zdanie samych AK-owców, którzy chcieli podjąć walkę.

Pomimo sukcesów, nie udało się wyprzeć Niemców z centrum i zdobyć głównych arterii i mostów. 5 sierpnia do walk w Warszawie Niemcy skierowali inne jednostki, m. in. te przeznaczone do walki z partyzantami, tak iż 16- tysięczny garnizon warszawski został poważnie wzmocniony.

Zdrada sowietów…

Wszyscy przewidywali, że walki potrwają kilka dni. Armia radziecka docierała już do przedpoli Warszawy. Tymczasem Stalin na początku sierpnia wydaje rozkaz o spowolnieniu marszu na Warszawę, pomimo gorączkowych protestów rządu polskiego. Nie ma mowy o jakiejkolwiek pomocy wojskowej dla walczących. Nawet lotniska radzieckie wykorzystywane przez RAF i USAF do nalotów na III Rzeszę zostały zamknięte dla aliantów, tak by nie mogli dokonywać zrzutów dla Warszawy.
Zrzuty były możliwe dopiero w połowie września, gdy powstanie dogorywało a zrzuty mogły dozbroić jedynie armię niemiecką…

Stopniowe dogorywanie powstania

Pozbawieni pomocy powstańcy pomimo ofiarnej walki nie byli w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Wzmocnione wojska nieprzyjaciela rozbiły powstanie na kilka mniejszych, dzielnicowych obszarów, z którymi stopniowo się rozprawiali, przy okazji dokonując rzezi mieszkańców dzielnic. Akt kapitulacji został podpisany 3 października.

Bilans strat jest porażający…

Powiedzieć, że Warszawa została zrównana z ziemią, to nie dramatyczny frazes, lecz wierne przedstawienie sytuacji. Czego nie udało się zniszczyć w trakcie walk, było później systematycznie wyburzane. Zginęło 10 tys. walczących, 7 tysięcy uznano za zaginionych. Całkowity bilans ofiar jest trudny do oszacowania, obecnie przyjmuje się 150 tys., podczas gdy dawniej liczbę tą szacowano na 200 tys. Widzimy tu, w jaki sposób walczyli w Polsce Niemcy, poddając niespotykanemu terrorowi ludność cywilną, która wedle wszelkich konwencji nie powinna być obiektem działań wojennych. Z miasta wypędzono 520 tys. mieszkańców, a do niewoli wzięto 17 tys. powstańców. Warszawa została wymarłym miastem…

Stalin toruje sobie drogę

Niemcy zwyciężając w walkach tylko odwlekli moment swojej kapitulacji. W sierpniu 1944 roku było wiadome, że wojnę przegrali, pętla już się zaciskała. Zabijając kwiat polskiego patriotyzmu, ułatwili tylko ulokowanie we władzach przyszłej Polski marionetek Stalina, bo z pewnością aktywni działacze nie byliby masowymi przyszłymi członkami PZPR (oczywiście zdarzali się byli AK-owcy w PZPR, ale często po to, by zamaskować swoją działalność w trakcie wojny, a także próbując cokolwiek zdziałać z tym systemem, w którym zmuszono ich by żyli, a wyjątki wstępujące tam z przyczyn ideologicznych to marginalne przypadki). Dlatego przyzwolenie Stalina, by powstanie zostało krwawo stłumione, było częścią jego planu podporządkowania sobie Polski.

Krytyka powstania w PRL

Celowo zawyżano liczbę poległych, a także robiono z dowódców ludzi nieodpowiedzialnych i niekompetentnych, którzy rozpętali bitwę nie mającą większego sensu nie licząc się z kosztami. Przecież Armia Czerwona już nadchodziła i wyzwoliłaby Warszawę. Szkoda, że nie wolno było mówić, że Rosjanie czekali, aż Niemcy dorżną powstańców…

Patrioci wypad ze stadionów!

W sierpniu ubiegłego roku piłkarze Legii i Polonii chcieli na derby Warszawy wyjść w koszulkach upamiętniających rocznicę powstania. Niestety, władze ligowej piłki nie pozwoliły na to, bo według wytycznych światowych federacji na stadionach nie ma miejsca na demonstracje ideologiczne i polityczne. Czy to jednak nie była sprawa wyższej wagi, by odejść od wytycznych? Czy władze te zdawały sobie sprawę, że gdyby nie poświęcenie powstańców i milionów innych obrońców Ojczyzny prawdopodobnie nie byłoby dziś PZPN-u i Ekstraklasy SA?

Czy było warto walczyć?

Krytycy powstania zarzucają, że było ono źle przygotowane, że nie osiągnięto w pierwszym dniu żadnych celów strategicznych i że pociągnęło za sobą wiele zbędnych ofiar, jak również nie wzmocniło sytuacji Rządu w Londynie i Mikołajczyka w negocjacjach z władzami ZSRR.

Czy aby na pewno? Polacy to nie Francuzi, którzy natychmiast poddali się najeżdżającym na nich Niemcom i czekali na wyzwolenie. Polacy chcieli sami wywalczyć sobie wolność, nie szczędząc własnej krwi, walcząc po stronie aliantów w bitwach lądowych, powietrznych i morskich. Szkoda, że zostało nam tak odpłacone…

Powstanie zostało symbolem walki o wolną Polskę, walki bohaterskiej, w obliczu przeważających sił wroga i braku nadziei na pomoc z zewnątrz. Mitem u patriotycznej młodzieży, która z zapartym tchem słucha opowieści uczestników i która śmieje się z tych, którzy nic by nie robili tylko czekali z założonymi rękami i czekali na cud w postaci sowieckiego wyzwolenia.

Mam nadzieję, że moje pokolenie dwudziestolatków dzięki takim rocznicom obudzi się z letargu. Że są w życiu sprawy ważniejsze niż zakupy, laptopy czy telefony nowej generacji. Że są wartości, takie jak Bóg, Honor, Ojczyzna i Niepodległość. Że bycie Polakiem to nie jest obciach, a nasz kraj może się dumnie i wspaniale rozwijać. Wystarczy chcieć. Wystarczy myśleć. Samodzielnie, nie tak jak nam każą w telewizji. Wystarczy obudzić instynkt samozachowawczy, uśpiony przez konsumpcjonizm i lewackie negowanie wszystkich wartości.

http://www.youtube.com/watch?v=UuJZtRcyIMQ

 

Łucja (23:20)

no commentshttp://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0

 

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0

11 lipca 2011

Jedwabne 10 lipca 1941 - Jan Bodakowski

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0

Jedwabne 10 lipca 1941 – Jan Bodakowski

Aktualizacja: 2011-07-10 8:03 am

Sprawa pogromu Żydów w Jedwabnym jest znana większości osób z książki Grossa „Sąsiedzi”. Publikacja Grossa jest jednak stekiem bezczelnych kłamstw mających na celu oczernianie Polski i Polaków. W rzeczywistości w Jedwabnym Żydzi (często sowieccy kolaboranci i ich rodziny) stali się ofiarą Niemców.

Łomżyńskie

Łomżyńskie z Jedwabnym było terenem dwu narodowym. W miastach mieszkali Polacy i Żydzi. Wsie w 100% był Polskie, połowę mieszkańców wsi stanowiła szlachta zagrodowa (mająca taki sam status ekonomiczny jak włościanie, ale posiadająca silną świadomość narodową). Po agresji sowieckiej na Polskę w 1939 roku sowiecka propaganda (głoszona często ustami żydowskich agitatorów) była prowokacyjna i niedorzeczna (nie było Ukraińców i Białorusinów do wyzwalania). Silna świadomość narodowa spowodowała żywiołowy rozwój polskiego podziemia w okupowanym przez sowietów Łomżyńskim.


http://www.naszawitryna.pl/okladki/jedwabnefronda.jpg
17 września 1939

W dyskusji o Jedwabnym Gross i jego epigoni przemilczeli udział próżniejszych żydowskich ofiar w sowieckim aparacie terroru po 17 września 1939. Żydzi w 1939 roku w Jedwabnym entuzjastycznie witali Armie Czerwoną. Entuzjazm Żydów był owocem uwielbienia Żydów dla ZSRR i nienawiści do Polski (nie jest prawdą teza o strachu Żydów przed Niemcami, Niemcy byli sojusznikami ZSRR, Żydzi na terenach okupacji niemieckiej usiłowali witać Niemców – Niemcy jednak nie życzyli sobie entuzjazmu Żydów). Żydzi w Jedwabnym natychmiast włączyli się w sowiecki aparat terroru którego jedyną ofiara byli w Jedwabnym Polacy. Żydzi w sowieckim aparacie terroru stosowali wobec prześladowanych Polaków: aresztowania, rekwizycje, więzienie. Żydzi tworzyli dla NKWD listy Polaków przeznaczonych do likwidacji (bezpośredniej i za pomocą deportacji), odzierali z dobytku i ubrań deportowanych Polaków, przejmowali miejsca pracy deportowanych Polaków. Żydzi zajmowali się rabunkiem i rekwizycją na rzecz sowietów (Żydzi stanowili w czasie pierwszej okupacji 70% sowieckich biurokratów gospodarczych), szerzeniem sowieckiej propagandy i agitacji. Pod sowiecką okupacją Żydzi nieustannie manifestowali swój tymf nad Polakami i entuzjazm dla okupanta, obelżywie traktowali Polaków, donosili na Polaków do NKWD.

Atak armii niemieckiej na ZSRR był dla Polaków wyzwoleniem od śmierci i tortur z rąk sowietów i ich żydowskich kolaborantów. Polacy mieli powody by czuć ulgę i radość z powodu końca sowieckich wywózek, mordów i prześladowań.

10 lipca 1941

Akcją likwidacji Żydów w Jedwabnym (a także w Radziłowie i Tykocinie) kierował komisarz kryminalny Hauptsurmfuhrer Hermann Schaper. Schaper jak wielu innych zbrodniarzy nazistowskich po wojnie pozostał bezkarny (z braku wystarczających dowodów). Sprawą jego odpowiedzialności za zbrodnie podczas II wojny światowej w Łomżyńskim zajmowała się niemiecka prokuratura w 1964 i 1965 oraz sądy w 1974 (w oparciu o dokumenty SS z archiwum MSW w Warszawie) i 1976 roku. Odpowiedzialność Schepera za eksterminacje Żydów w Łomżyńskim ustaliło Centrum Dokumentacji Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu koło Stuttgartu na podstawie ustaleń z 1963 z biura śledczego do ścigania zbrodni nazistowskich przy sztabie policji izraelskiej. Żydzi z Radziołowa na zdjęciach rozpoznali Schapera.

10 lipca 1941 roku (dwa tygodnie po wkroczeniu Niemców i rozpoczęciu niemieckiej okupacji) do Jedwabnego (według świadków) przybyło 69 gestapowców i wielokroć więcej żandarmów niemieckich (zeznająca w procesie Polaka dostała polecenie od Niemców przygotowania 69 porcji obiadowych dla gestapowców). Było to Einsatzkomando SS Zichenau Schrottersburg (Einsatzkommando Urzędu Policji Państwowej Ciechanów Płock). Była to jedna z wielu akcji likwidacji Żydów (podobne miały miejsce w końcu czerwca w Wiznie, 5 lipca w Wąsoczy, 7 lipca w Radziłowie leżącym 15 km od Jedwabnego, 10 lipca w Jedwabnym, w sierpniu w Łomży leżącej 18 km od jedwabnego, 22 sierpnia w Tykocinie leżącym 30 km od Jedwabnego, 4 września w Rutkach leżących 20 km od Jedwabnego, Zambrowie leżącym 35 km od Jedwabnego, wielu z tych miast Niemcy palili Żydów w stodołach). Ten sam schemat SS wykorzystywało w likwidacjach Żydów od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego (na Litwie, Białorusi, Ukrainie i Mołdawii). W pogromach Niemcy starali się wykorzystać lokalny margines społeczny i antysemitów.

W Jedwabnym Niemcy spalili mniej niż 250 Żydów (około 150) w stodole (innych miejsc egzekucji nie znaleziono). By Żydzi nie uciekali z płonącej stodoły Niemcy strzelali do Żydów (świadczy o tym 100 łusek znalezionych przez IPN w maju 2001 w ruinach spalonej stodoły). Łuski po amunicji znalezione w Jedwabnym były łuskami do niemieckich karabinów Mauser z 1938 i niemieckich pistoletów Walter używanych przez niemieckich oficerów. Jedwabne nie było podczas II wojny światowej terenem walk jednostek niemieckich – łuski więc najprawdopodobniej pochodziły z masowego mordu. Wbrew polskiemu prawu nie przeprowadzono ekshumacji (ówczesnym ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński) bo przeciw ekshumacji protestował Związek Gmin Żydowskich w Polsce (pomimo że we wszystkich miejscach zbrodni na Żydach ekshumacje przeprowadzono). Żołnierzom niemieckim w pogromie pomagali cywilni przedstawiciele niemieckich władz lokalnych Jedwabnego przywiezionych do Jedwabnego przez Niemców. Niemcy nie dopuszczali na terenach przez siebie okupowanych do aktywnej działalności tubylców nawet takiej jak pogromy.

Niemcy usiłowali biciem i bronią palną zagonić Polaków do pilnowania Żydów na rynku w Jedwabnym (wielu Polaków pomimo grożącej śmierci z rąk Niemców uciekało z miasta by nie pomagać Niemcom) część jednak pod przymusem pilnowała Żydów. Polacy jednak nie byli świadomi celów Niemców. Z rynku Niemcy zapędzili Żydów do stodoły i ich tam spalili. Polacy pomimo grożącej im i ich rodzinie karze śmierci (tylko w okupowanej Polsce Niemcy zabijali za pomoc Żydom) pomagali Żydom i ukrywali Żydów przed Niemcami.

Proces

Podczas procesu oskarżeni o mord w Jedwabnym twierdzili że podczas śledztwa byli torturowani. Torturami wymuszono na nich przyznanie się do winy i obciążenie innych odpowiedzialnością za mord. Sąd 10 z pośród 22 oskarżonych uniewinnił, wydał 1 wyrok śmierci (niewykonany), 11 osób skazał na kilkunastoletnie wyroki choć uznano że byli terrorem przez Niemców zmuszeni do pilnowania Żydów. Wymuszone przez UB zeznania były tak niewiarygodne że komunistyczny sąd uznał je za niewystarczający dowód. Sąd apelacyjny z pośród 12 skazanych 2 uniewinnił. Niewątpliwymi zbrodniarzami byli przywiezieni przez Niemców polskojęzyczni kolaboranci Marian Karolak (komisaryczny burmistrz z nadania niemieckiego okupanta) i Karol Bardoń (niemiecki żandarm, volkddeutsch, funkcjonariusz niemieckiej policji pomocniczej zajmującej się aresztowaniem Polaków).

Jan Bodakowski

Bibliografia:

„Jedwabne spór historyków wokół książki Jana T. Grossa ‘Sąsiedzi’”, Wydawnictwo Fronda


 

Za: prawica.net

 

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0

 

Zbrodnie Ukraińców wychodzą wciąż na jaw. - za bibula.com

http://cala-prawda-o-historii.blog.onet.pl/0Zbrodnie Ukraińców wychodzą wciąż na jaw. Odnaleziono kolejną masową mogiłę Polaków

2011-07-10 Dowody kolejnych zbrodni Ukraińców na Polakach wychodzą na jaw. Szczątki ponad 300 polskich kobiet i dzieci, które zginęły z rąk Ukraińców w 1943 r. na Wołyniu, odnaleźli specjaliści z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa podczas kolejnego etapu poszukiwań na tzw. „trupim polu” koło wsi Ostrówki na Ukrainie.

Zbrodnia jest szczególnie odrażająca, bo w dołach śmierci są szczątki bestialsko zamordowanych polskich kobiet i dzieci. Okolice wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka są miejscem jednego z największych miejsc pochówku Polaków – ofiar ukraińskich zbrodniarzy na Wołyniu.

Podczas napadu na Ostrówki i Wolę Ostrowiecką, ukraińscy zwyrodnialcy mordowali Polaków siekierami, młotami do zabijania zwierząt, czy widłami. Domy Polaków grabiono, a rannych i ukrywających się – dobijano. Ocalało tylko kilka osób wyglądających na martwych.

„Do tej pory mieliśmy jedynie pewność odnośnie 320 ofiar, których ekshumacji dokonano w latach 90.” – powiedział sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert.

Jak przypomniał, pewne prace archeologiczne na tym terenie zaczęły się...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin