prowincja.txt

(811 KB) Pobierz
     
     
     
     COLIN FORBES 
     
     PROWINCJA 
     
     PRZE�O�Y�A 
     MARIA G�BICKA-FR�C 
     
     Tytu� orygina�u 
     This United State 

Warszawa : Adamski i Bieli�ski, 1999.


isbn 83-87454-39-7

     
     Od Autora 
     
     Wszystkie postaci wyst�puj�ce w tej powie�ci s� wytworem 
wyobra�ni autora i nie odnosz� si� do �yj�cych os�b. To samo 
tyczy si� przedstawionych rezydencji i apartament�w 
umiejscowionych w Europie. 
     
     Prolog 
     
     Dla Pauli Grey koszmar rozpocz�� si� dok�adnie o dziesi�tej 
wieczorem pewnej zimnej lutowej nocy, na Albemarle Street, w 
samym sercu londy�skiej dzielnicy Mayfair. 
     Wysz�a z hotelu "Browns", lew� r�k� przytrzymuj�c postawiony 
ko�nierz p�aszcza i z torb� przewieszon� przez prawe rami�. Nagle 
do chodnika podjecha�a taks�wka, drzwi otworzy�y si� i wyskoczy� 
z niej Cord Dillon, zast�pca dyrektora CIA - ostatnia osoba, 
kt�r� spodziewa�a si� tu zobaczy�. 
     - Paula, uciekaj. Zabij� ci�! - krzykn�� na jej widok. 
     - Cord, co u diab�a...? 
     - jedzie za mn� Cadillac. W �rodku s� faceci, kt�rzy chc� 
mnie dopa��... 
     - Chod� ze mn�. Nie dyskutuj, to moje miasto! 
     Z�apa�a prawe rami� postawnego Amerykanina i po�piesznie 
poprowadzi�a do chodnikiem, oddalaj�c si� od podje�d�aj�cego 
wolno Cadillaka, Prawa tylna szyba wozu zacz�a wolno si� 
opuszcza�, ukazuj�c luf� pistoletu, kt�ry trzyma� �ysy m�czyzna. 
     Odje�d�aj�ca od kraw�nika taks�wka na moment op�ni�a 
posuwanie si� limuzyny. Paula i Dillon zdo�ali ju� min�� fronton 
hotelu "Browns". Paula zaci�gn�a Dillona we wn�k� obok wielkiej 
witryny sklepowej. Brz�k! 
     Agentka odwracaj�c si� dostrzeg�a dziur� w witrynie - wielki 
kawa� szk�a run�� z brz�kiem do wn�trza sklepu. 
     - Nie zatrzymuj si� - rozkaza�a. - Jaka� ci�ar�wka 
zajecha�a drog� Cadillakowi. 
     - Lepiej trzymaj si� ode mnie z daleka... 
     - Zamknij si�! Nie zatrzymuj si� - powt�rzy�a. - Nie 
s�ysza�am strza�u. 
     - U�ywaj� t�umik�w. 
     Po doj�ciu do skrzy�owania, Paula poci�gn�a Dillona w 
prawo, w stron� Grafton Street. Co za szale�stwo - urz�dza� 
zamach w Mayfair. O tej porze Albemarle Street by�a z regu�y oaz� 
spokoju. Zaledwie kilka zaparkowanych samochod�w. �adnych 
przechodni�w - nie przy takim zimnie. We wszystkich kamienicach 
wygaszone �wiat�a, z wyj�tkiem hotelu. Za plecami us�ysza�a 
zbli�aj�cy si� samoch�d - na szcz�cie by�a to taks�wka, kt�ra 
zatrzyma�a si� na widok machaj�cej lew� r�k� Pauli. 
     - Victoria Station - rzuci�a kierowcy. 
     - Prosz� wsiada�. 
     Taks�wka oderwa�a si� od kraw�nika. Paula obejrza�a si� 
przez tyln� szyb�. 
     Cadillac w�a�nie powoli mija� naro�nik. Kierowca musia� z 
pewno�ci� widzie�, jak wsiadaj� do taks�wki. Agentka wywiadu 
brytyjskiego wyj�a z portmonetki dziesi�cio-funtowy banknot i 
wr�czy�a go taks�wkarzowi. 
     - To tylko napiwek. Za nami jedzie bia�y Cadillac. Prosz� go 
zgubi�, zanim dojedziemy do dworca. W �rodku jest m�j m��. 
     - Nie ma sprawy, prosz� pani. 
     Taks�wkarz wsun�� banknot do kieszeni i gwa�townie nacisn�� 
peda� gazu. Ju� po kilkunastu sekundach Paula nie mia�a poj�cia, 
gdzie si� znajduj�, kiedy kierowca wykona� wiele szale�czych 
manewr�w, kt�re przyprawi�yby o zawa� serca ka�dego londy�skiego 
policjanta. Obejrza�a si� za siebie i z ulg� zobaczy�a, �e 
Cadillac znikn��. 
     - Dlaczego na dworzec Victoria? - zapyta� Dillon. 
     - Nie chc� zaprowadzi� ich do Crescent Park. 
     - Wiedz� o kwaterze Tweeda... 
     - Zostaw to mnie. 
     - Masz bro�? - wyszepta�. 
     - Tak. 
     Przez ca�y czas jazdy taks�wk� trzyma�a d�o� w specjalnej 
kieszeni torby, dotykaj�c r�koje�ci Browninga 32. Podnios�a wzrok 
na Dillona. Jego pomarszczona, starannie ogolona twarz by�a tak 
znajoma. Zauwa�y�a od razu pasemka siwizny na skroniach i 
podkr��one oczy. 
     - Lepiej daj mi bro� - powiedzia�. 
     - Nie. Wygl�dasz jakby� od dawna nie spa�. 
     - W�a�nie przylecia�em z Montrealu. Nie zmru�y�em oka 
podczas ca�ego lotu. 
     Musia�em przez ca�y czas obserwowa� wsp�pasa�er�w. 
     - Dlaczego z Montrealu? 
     - Domy�li�em si�, �e b�d� obserwowa� wszystkie po��czenia z 
Waszyngtonu do Londynu. Polecia�em wi�c przez Montreal. 
     - Kto ci� �ciga? 
     - Co� w rodzaju ma�ej armii. Wszystko opowiem u Tweeda. 
     Po przyje�dzie na dworzec Victoria, Paula zap�aci�a 
taks�wkarzowi i wprowadzi�a Amerykanina do wn�trza hali. 
Dostrzeg�a zaledwie kilku podr�nych. Jaki� pijaczek w �achmanach 
siedzia� na �awce, poci�gaj�c piwo z butelki. 
     Zlustrowa�a po�piesznie hal� dworcow� i przez te same drzwi 
wr�ci�a na ulic�. 
     - Co teraz? - zapyta� Dillon. 
     - Chcia�am tylko, �eby taks�wkarz nie wiedzia�, dok�d 
idziemy. 
     Jedzie nast�pna taks�wka. Zam�wimy kurs do Park Crescent. 
     Dillon mia� na sobie p�aszcz z wielb��dziej we�ny, w r�ku 
trzyma� sk�rzan� walizk�, By� m�czyzn� po czterdziestce, z 
silnie zarysowan� �uchw�, wydatnym nosem i zaci�ni�tymi w wyrazie 
determinacji ustami. Pod wieloma wzgl�dami przypomina� typowego 
Amerykanina - wysoki, o szerokich ramionach, wygl�da� jak obro�ca 
w futbolu ameryka�skim. Podczas jazdy nie odzywa� si�. 
     Paula wyczu�a, �e jest na granicy wyczerpania - zar�wno 
psychicznego, jak i fizycznego. 
     Co kilkana�cie sekund ogl�da�a si� przez tyln� szyb�. Ani 
�ladu Cadillaka. 
     Po przyje�dzie na miejsce wr�czy�a taks�wkarzowi szczodry 
napiwek. 
     Wyszli na chodnik i Paula pchn�a drzwi obok mosi�nej 
plakietki z napisem Towarzystwo Ubezpieczeniowe General & 
Cumbria. Stra�nik budynku, George, sta� za kontuarem w holu. 
     - Jest Tweed? - zapyta�a go. 
     - Tak. Jest u niego Bob Newman. 
     - Zadzwo� do Moniki i przeka� jej, �e zaraz u niego 
b�dziemy. To jest Cord Dillon. 
     - Pami�tam pana Dillona. 
     -- ja ciebie te� pami�tam, bystrzaku - powiedzia� zast�pca 
dyrektora CIA. 
     - Daje o sobie zna� napi�cie, co? - tonem nagany zapyta�a 
Paula, kiedy wchodzili na g�r� po schodach. 
     Kiedy otworzy�a drzwi na pierwszym pi�trze, dostrzeg�a 
Tweeda siedz�cego w swoim obrotowym fotelu za biurkiem, z r�koma 
splecionymi na karku. Zast�pca dyrektora SIS by� m�czyzn�, na 
kt�rego zazwyczaj nie zwraca�o si� uwagi na ulicy - nieoceniona 
zaleta w jego fachu. Wsta� i przywita� si� z go��mi. jego 
przenikliwe oczy uwa�nie przygl�da�y si� Amerykaninowi, kiedy 
zaprasza� go gestem, by usiad� na krze�le po drugiej stronie 
biurka. 
     - Wygl�dasz na skonanego, Cord. 
     - Mo�na tak powiedzie�. Upewni� si� co do tego, kiedy ju� 
przykr�c� sobie na powr�t g�ow� do szyi. 
     - Pozna�e� ju� Monik�. 
     Dillon obr�ci� si� na krze�le, by spojrze� na drobn� kobiet� 
w �rednim wieku, z siwymi w�osami upi�tymi w kok. Od wielu lat 
by�a bliskim wsp�pracownikiem Tweeda. Zaj�a miejsce za swoim 
biurkiem zastawionym faksami, telefonami i komputerem. 
     - Oczywi�cie. Wci�� nie mog� zrozumie�, dlaczego pracujesz 
dla tego potwora. 
     - Kawy? - zapyta�a Monika, wstaj�c zza biurka. - Jak� pan 
dzi� pija? 
     - Czarn� jak grzech �miertelny - odpar� Dillon. - 
Przyci�gn��em ich za sob� ze Stan�w ca�e mn�stwo. 
     - O jakich grzechach m�wimy? - wtr�ci� si� Newman. 
     S�ynny korespondent zagraniczny by� m�czyzn� po 
czterdziestce, o jasnych w�osach i m�skiej twarzy, kt�ra ch�tnie 
uk�ada�a si� w ironiczny wyraz. Pracowa� wsp�lnie z Tweedem w 
wielu ostatnich operacjach. 
     - Cze��, Bob. Kopa lat - przywita� go Dillon. - Te grzechy 
to banda profesjonalnych zab�jc�w, kt�rzy infiltruj� Wielk� 
Brytani�, korzystaj�c z szata�skich pomys��w. S� najlepsi w 
swojej bran�y. 
     - Powiedz co� o tych szata�skich pomys�ach. 
     - Na przyk�ad przylatuj�, zamiast bezpo�rednio do Londynu, 
do Pary�a. Tam przesiadaj� si� na poci�g Eurostar. 
     - Dlaczego? 
     - Prawdopodobnie zak�adaj�, �e kontrola graniczna w poci�gu 
jest mniej skrupulatna, ni� na lotniskach. Ubieraj� si� jak 
brytyjscy biznesmeni: czarne garnitury, eleganckie stonowane 
krawaty, Naprawd� to dopracowali. Wszystkie garnitury zosta�y 
kupione w Anglii i wys�ane do Stan�w. Pos�uguj� si� te� 
ameryka�skimi dyplomatycznymi paszportami.. 
     - Prosz�, pa�ska kawa - powiedzia�a Monika, kt�ra pojawi�a 
si� w gabinecie z tac�. 
     - Dzi�ki. Naprawd� jej potrzebowa�em. 
     - Podczas gdy b�dziesz uzupe�nia� poziom kofeiny, mo�e 
opowiem Tweedowi i Newmanowi o okoliczno�ciach, w kt�rych si� 
spotkali�my - zaproponowa�a Paula. 
     Dillon skin�� g�ow� i Paula rozpocz�a opowie��. Tweed 
przygl�da� si� jej, jak zawsze podoba� mu si� jej konkretny, 
rzeczowy spos�b przekazywania informacji. 
     - Szansa, �e akurat wtedy wyjd� z hotelu "Brown" by�a jak 
jeden do miliona - podsumowa�a. - W hotelu spotka�am si� z 
informatorem, i potem odczeka�am dziesi�� minut, �eby nikt nie 
widzia� nas razem. 
     - My�l�, �e najlepiej b�dzie, Cord, je�li wywieziemy ci� z 
Londynu - zaproponowa� Tweed. - Bez zw�oki. Bob, mo�esz zawie�� 
Corda do Bunkra w Kent? 
     Zak�adam, �e zostawi�e� baga�e na dole, Cord? 
     - Zostawi�em je na lotnisku Heathrow. Doszed�em do wniosku, 
�e musz� znale�� si� jak najszybciej w hotelu "Browns". 
Przypomnia�em sobie, �e cz�sto go u�ywacie do roboty operacyjnej. 
Mia�em zamiar stamt�d do was zadzwoni�. Nie chcia�em ryzykowa�, 
�e �ci�gn� ich za sob� tutaj. Na walizkach mog� postawi� krzy�yk. 
     - Niekoniecznie. Podpisa�e� si� nazwiskiem na wywieszce? - 
zapyta� Tweed. 
     - Nie. Napisa�em tylko numer rejsu i nazw� miasta 
docelowego. 
     - To w porz�dku - powiedzia� Newman. - Zbierajmy si�. 
Pojedziemy moim Mercedesem. 
     - Nie tak szybko. Poczekaj, Bob. - Tweed wyj�� z szuflady 
lornetk� noktowizyjn� i podszed� do okien ze szczelnie 
zaci�gni�tymi zas�onami. - Moniko, zga� �wiat�o. 
     Kiedy pok�j zaton�� w ciemno�ci...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin