Chcę traktować Boga poważnie. Ewa Ziętek.doc

(87 KB) Pobierz

Ewa Ziętek: Chcę traktować Boga poważnie

Michał Góral

2011-08-31 20:15

Doświadczyłam wydarzeń, które nie mogłyby mieć miejsca, mierząc ludzką miarą. To są dla mnie cuda – znana aktorka Ewa Ziętek opowiada Michałowi Góralowi o swoim powrocie do wiary i o tęsknocie, którą czuła, gdy była daleko.

Znam Cię kilka lat i widzę, że z czasem Twoje życie nabiera dojrzałości i barw. Coś się ciągle buduje, dzieje. Czy to jest taka droga-przygoda, którą czujesz?

http://www.magazynfamilia.pl/gfx/upload/4207.jpg

fot. Michał Góral

Mam nadzieję, że tak jest. Trudno swoje życie tak odbierać, bo to tak, jakbym oceniała sama siebie na scenie. Mnie się wydaje, że jest dobrze, ale niekoniecznie musi tak być. To sprawa decyzji. Ciągle byłam popychana przez różne prądy, zajęcia, emocje i powiedziałabym, że przyszedł czas na zastanowienie się i pomyślenie. Ten czas przyszedł dość późno albo ja go późno zauważyłam. Żałuję, ale widocznie taka jest moja droga, i próbuję – tak jak uważam, że jest najlepiej – szukam potwierdzenia, że to, co robię, jest słuszne. Dziwnie, nie tak, jakbym tego oczekiwała, przychodzą takie potwierdzenia, zaskakujące. Powiedziałabym: dalekie od świata.

To, że się zmieniam, to chyba dobrze, ale to żadna moja zasługa, raczej Pana Boga, a także innych ludzi. Myślę, że to się zaczęło dzięki modlitwom innych ludzi. Pan Bóg przemawia do każdego z nas w taki czy inny sposób. Nie chcę się mądrzyć, bo czasem tego głosu nie słyszę, ale wiem, że Bóg czeka. Możemy Go odrzucić, ale jak sobie pomyślę, że On na mnie czeka, dał mi wolną wolę i z miłości za mnie umarł, nie mieści mi się to w głowie. Pewnie wszystko to zrozumiemy po śmierci.

To jest trudne do zrozumienia.

Samym rozumem tego się nie da objąć. Boję się też, żeby pobożność nie zwyciężyła miłości. Chociaż doświadczam tyle pomocy od ludzi. Rozumiem, że to też wsparcie od Boga.

Od kiedy czujesz tę pomoc?

Pewnie była wcześniej, ale ja ją teraz zaczynam wreszcie zauważać.
A z domu rodzinnego wyniosłaś wartości, tradycję?

Tak, tylko ten dom był surowy, a surowość nie zawsze jest przekonująca.

Jak to się stało, że zostałaś aktorką?

Chyba nie podobał mi się prawdziwy świat. Żyłam marzeniami, że jestem aktorką. W tych marzeniach oczywiście byłam mała i szczupła. Potem się okazało, że dobrze mówię wiersze, więc to się samo zaczęło nanizywać już w szkole podstawowej. W liceum nabrało ogromnego rozpędu. Prawdę mówiąc, to ja nic innego nie potrafię. No… jak coś trzeba zrobić, to się zrobi, oczywiście, tylko jak patrzę na inne kobiety, które tyle rzeczy potrafią, to ja umiem niewiele. Czy to jest szczęście? Jest chyba sens. To ten talent, który jak wykorzystam – tak będę musiała oddać. Lubię to, co robię. Czasem przynosi mi to wiele satysfakcji.

Powiedziałaś, że to jest takie zanurzone w świecie, a teraz przychodzą do Ciebie rzeczy od świata oddalone. Czy możesz to rozwinąć?

Czasem trudno stwierdzić, gdzie kończy się walka o mnie samą w tym świecie i w tym środowisku. Może „walka” to za duże słowo, ale czasem bywa niekomfortowo.

Czy w tym zawodzie można się w siebie zapatrzyć?

Jak wychodzę na scenę, to zapraszam do patrzenia na mnie, inaczej nie ma po co wychodzić. Oczywiście rezultat jest zespołowy, ale każdy chce skupić uwagę na sobie. No i tu czasem może być trudność.

Czy fakt, że jesteś osobą popularną, oddala Cię od takiego normalnego świata?
Nie ma normalnego świata. No chyba, że wtedy, gdy jadę do mamy na święta. Mój świat jest postawiony na głowie. Wracam do domu o północy, czasem wychodzę przed szóstą rano, coś gram. To nie jest normalny świat. Mnie się wydawało, że nie mam gwiazdorskich zachowań, ale złapałam się na tym, że jednak coś mi odbija. Na szczęście wcześnie zareagowałam. Mam nadzieję, że przyjaciele zwrócą mi uwagę, kiedy znowu mi zacznie odbijać. Mam kilka przyjaciółek od serca. Nie widujemy się często, ale każdego dnia powinnam Bogu dziękować, że one są.

Czy decyzje, które podejmujemy w życiu, są zawsze tylko nasze?

Ja w ogóle mam kłopoty z decyzjami. Wziąć jakąś rolę? Pójść w jakimś kierunku? Kupić mieszkanie? To jest koszmarne. Może to też kwestia przeciążenia, tempa, w jakim żyję. Podziwiam moje koleżanki, które też mnóstwo robią, a jeszcze żyją normalnie. Podziwiam, bo to czasami jest zawrót głowy.

Jakie refleksje przychodziły Ci do głowy, gdy patrzyłaś w lustro?

Pomyślałam, że to tak, jakbym stawała przed Bogiem, ale zaraz od tego uciekłam, bo do tego potrzeba czasu, ciszy, żeby się zastanowić, z czym do Niego przychodzimy.

„Teraz widzimy niewyraźnie jak w zwierciadle, potem będziemy oglądać twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, potem poznam tak, jak sam zostałem poznany”. Czy o tym pomyślałaś?

Czasami jestem zaskoczona czyimś sądem o mnie, bo sama o sobie czegoś bym nie pomyślała. Jeśli więc to rozeznanie tutaj się tak różni, to jak musi się różnić potem? Myślę, że bez pomocy Boga nic nie może funkcjonować. Słyszałam kiedyś takie zdanie, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu. To nie tak, że ja ciągle klęczę, choć czasem wiara i w taki sposób się objawia. Ostatnio rehabilitant powiedział mi, że grzeszy ten, co się nie rusza, bo Bóg stworzył nas do ruchu, a nie do siedzenia. I on poprzez takie traktowanie ciała uwielbia Boga. Uczę się takiego prostego podejścia. Modlitwy są ważne, ale czasem ważniejsze są porywy serca.

Święta Faustyna Kowalska napisała, że Jezus powiedział jej, że wzniosłych hymnów ma dosyć. Prosi o rozmowę prostymi słowami.

Niektórzy ludzie mówią, że „coś” jest, w „coś” wierzą. Jest „jakaś energia”, ale ta „jakaś energia” usprawiedliwia fakt, że nie rozmawiamy, bo przecież z „energią” nie będziemy rozmawiać. „Energii” do naszego życia nie będziemy zapraszać. Wiara nie jest modna. Jak przyznać się do wiary w Boga i nie być śmiesznym? Ludzie się boją. Poza tym, jak wyobrazić sobie Boga? To też jest problem. Bóg jest osobą, niewątpliwie, ale jak Go pojąć? W związku z tym nie traktujemy Go poważnie, mówimy o Nim per „Bozia”. Nie zapraszamy Go.

Znajoma opowiadała mi, jak kiedyś świętowała z rodziną Wigilię Bożego Narodzenia. Było oczywiście dodatkowe krzesło i nakrycie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. W progu stanął młody Murzyn i powiedział, że podobno jest miejsce dla nieznajomego przy stole. Nastąpiła konsternacja, no bo jak to? Zwyczaj jest, ale nie po to, żeby się realizował. Tak z Czarnym? Wigilia? Ale gdy usiadł, atmosfera się rozluźniła i okazało się, że młody człowiek jest studentem, który nie wyjechał na święta do domu. Przypomniał sobie o tradycji katolickiej i postanowił spróbować. W kilkunastu domach mu się nie udało, dopiero u tej mojej znajomej. To tak a propos zapraszania Boga.

Ja w związku z powrotem do wiary zachowuję się trochę dziwnie. Mówię na przykład modlitwę przed jedzeniem. Ale pytam, czy nikt nie ma czegoś przeciwko temu. Nie wiem, czy robię słusznie. Najlepiej, jakby to było w nas i tak promieniowało, żeby mogło innych przekonać. Ja na razie jestem rewolucjonistką na barykadzie.

Powiedziałaś „powrót do wiary”. Czy byłaś wcześniej osobą niewierzącą?
Całe lata byłam daleko, aż wróciłam i odbyłam spowiedź w Wielki Piątek.

Był jakiś powód?

Coś mnie długo gnębiło i chyba nie było wyjścia. Tak mi się po głowie tłukło, że powinnam iść. To są tak ogromne przeżycia, że nawet jak Tobie o nich opowiadam, to tak jakbym coś oddawała, pomniejszała. Nie chcę, żeby to zdarzenie zamieniło się w anegdotę.

Czy rzeczy negatywne, które przychodzą przez ludzi, są potrzebne?
Na pewno. Dostajemy wolną wolę. Wyprawiamy, co chcemy. Sami musimy doświadczyć, żeby się zastanowić, czy coś było złe, jakie rezultaty przyniosło. Jeśli jesteśmy pozbawieni takiej refleksji, to nie żyjemy, bo jeżeli żyjemy tylko po to, żeby mieć jeszcze większe mieszkanie i jeszcze lepszy samochód, to chyba coś jest nie tak. Trudno mi uwierzyć, że są ludzie, którzy na takim etapie potrafią być szczęśliwi, bez refleksji i bez Boga. Może być jakieś chwilowe zadowolenie z sukcesu, uznania, i to oczywiście daje przyjemne doznania, ale tak na dłużej? Musi im czegoś brakować.

A Ty tęskniłaś za tym, kiedy byłaś daleko od wiary?

Tak. Próbowałam znaleźć moje szczęście w innym człowieku. Miłość wtedy dla mnie znaczyła coś innego niż dzisiaj.

Ktoś Ci w Twojej drodze pomógł?

Przede wszystkim ksiądz, który nie był surowy i który mnie wysłuchał. Tak się zaczęło. Zaczęłam inaczej patrzeć. Zauważyłam kiedyś, w czasie ogromnej kłótni, że jedna z osób usiadła z boku i odmawiała Różaniec. Kiedyś to nie byłoby dla mnie ważne. Jakbym była inną osobą. Kiedyś najważniejsze było dla mnie, czy dostanę rolę, czy nie. Trzeba było pracować. Ale to nie stanowi o mnie jako o człowieku. Potrzebowałam dużo czasu, żeby to zrozumieć.

Coś Cię uwierało?

To są raczej takie błyski. Widzisz, że coś jest nie tak. Jak nie serce, to mózg to notuje. Człowiek czuje, że to nie to, ale wydaje mu się, że nie ma wyjścia. Tylko z Bożą pomocą można coś zmienić. Mam wrażenie, że to dzięki modlitwie innych ludzi ja się zmieniłam.

Wiesz, że ktoś się modlił za Twój powrót do Boga?

Tak. Nawet ktoś się przyznał do tego.

Zezłościło Cię to?

Nie, nie. Uznałam to za coś niezwykłego, bo to była osoba, której nie znałam. My tak naprawdę nic nie wiemy. Wydaje nam się, że jesteśmy lepsi od kogoś, a to warte funta kłaków, bo zaraz przychodzi ktoś, kto jest o niebo lepszy. Dopiero po latach widać, że nie o to chodzi ani w pracy, ani w życiu.

Ale nie mogłabyś nie pracować?

Trzeba tylko odpowiednio rozłożyć akcenty.

Wiesz jak?

Są setki sytuacji w życiu, w których za czymś się opowiadamy, po jakiejś stronie stajemy, w czyjejś sprawie zabieramy głos. Każdego dnia mamy masę wyborów, które mogą nas do czegoś doprowadzić. Potem sumienie daje nam znać. Miałam taką historię: Szłam sobie, była zima i miałam swoje ulubione rękawiczki. Obok szła dziewczyna i pchała wózek inwalidzki, na którym siedziała inna dziewczyna. Zaproponowałam, że pomogę jej pchać, był śnieg, droga szła pod górę. Byłam strasznie dumna, że jestem taka dobra. Nagle zauważyłam, że dziewczyna na wózku ma strasznie zmarznięte ręce i ja wiedziałam, że mam jej dać swoje rękawiczki. Nie dałam. Targowałam się z Panem Bogiem o te rękawiczki, bo to były moje ulubione. Jakie to było małe! Potem dręczyło mnie sumienie. Ktoś powiedział, że wszystkie dobre uczynki są już dla nas przygotowane, a my mamy tylko je odkryć. Została mi rzucona belka, a ja po niej przeszłam, zamiast podnieść. Ten uczynek został mi podany, nawet nie musiałam go odkrywać. Po coś spotykamy innych ludzi, a oni nas. Nie ma czegoś takiego jak przypadek.

Czujesz się czasem postawiona na czyjejś drodze?

Często.

Do czego potrzebne są negatywne doświadczenia?

Jeśli mamy sobie zdawać sprawę z tego, co robimy z naszą wolną wolą i co czasem z egoizmu wybieramy, to może – gdy te owoce zbierzemy do koszyka i zobaczymy, co tam się nazbierało – nas to zastanowi.

Jesteś dla siebie wyrozumiała? Czasem tak się zdarza, że Pan Bóg jest dla nas bardziej wyrozumiały niż my sami dla siebie.

To prawda. Jeśli już wierzymy w Boga, to wierzymy też w odpuszczenie grzechów. Dzisiaj była Ewangelia o modlących się: faryzeuszu i celniku. Faryzeusz modlił się: „Panie, jak to dobrze, że nie jestem jak ten celnik. Jestem dobry, oddaję dziesięcinę itd.”, a celnik nie miał śmiałości podnieść oczu. To jest materiał do przemyślenia. Zwracam teraz uwagę na rzeczy, które dostaję od ludzi.
Pewna malarka podarowała mi pięknie namalowaną stację Drogi krzyżowej – Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi. Rozmawiałyśmy potem o tej stacji. Szymon nie chciał, został przymuszony. Taki zwykły człowiek, miał pewnie jakąś pracę, rodzinę, plany, marzenia i nagle, dlatego że zmuszono go do czegoś, czego nie chciał, od tego przykrego dla siebie momentu zostanie w historii już do końca świata. Ten przykład daje mi do myślenia, że my tak naprawdę nic nie wiemy, dlatego ważna jest ufność. Ale nie pytaj mnie, jak to robić, bo ja ciągle szukam i robię to bardzo kanciasto. Inne wielkie postacie z Biblii np. prorocy, później św. Józef, św. Paweł, też zostały przymuszone. Może Pan Bóg po prostu szuka ludzi, którzy są uczciwi w tym, co robią?

Jest druga strona tej piątej stacji drogi krzyżowej. Pan Bóg też potrzebuje naszej pomocy i czeka na naszą zgodę. Doświadczenia każdego człowieka w dochodzeniu do wiary są inne i jeśli się o tym rozmawia, to każdy porusza inne niteczki. One się tam gdzieś łączą i przecinają, ale są inne. Sama doświadczyłam wydarzeń, które nie mogłyby mieć miejsca, mierząc ludzką miarą. To są dla mnie cuda.

Zmieniając trochę temat: czy to, że jesteś aktorką, sprawia, że rozumiesz lepiej innych ludzi?

Tak. Długi czas przyglądałam się ludziom tak zawodowo, żeby zaczerpnąć do roli: Aha, ona tak to powiedziała… tak się zachowała… Robiłam to nawet nie do końca świadomie. Teraz coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że lubię ludzi tak po prostu.

Podoba Ci się życie?

Tak. Chciałabym wszystko przyjąć całym sercem, ale nie wiem, czy potrafię. Bardzo dużo dostałam. Bardzo dużo. Na pewno nie wykorzystałam tego tak, jak należało. Jedno mogę powiedzieć, że w tym krótkim czasie, kiedy staram się być inna, czasem robię to tak, że ludzie się zdumiewają. Ale widzę zmiany w moim otoczeniu, rodzinie. Czasem się ze mnie śmieją, mówią: „Ja już się będę modlił, żebyś tylko ty się tyle nie modliła”. Widzę, że jesteśmy bliżej siebie. Z siostrą pamiętamy, że nasza ciotka zawsze żegnała się z innymi słowami „z Bogiem” i my teraz też tak robimy. Widzę, że dużo jest ludzi wierzących, którzy się nie przyznają, że wierzą.

Dlaczego?
Jest takie powiedzenie, że gdy mówimy o prostytucji, to nikt się nie krępuje, a gdy o dziewictwie, to się czerwienimy. Świat się przekręcił. Wiara jest czymś zaściankowym, de mode.

Odczułaś to na sobie?

Rozmawiano ze mną, żebym się tak nie afiszowała, choć nie wydaje mi się, żebym to robiła. Przecież nie biegam i nie agituję, choć może powinnam. Czasami może zbyt wprost odpowiadam, a to nie jest przyjęte. Kiedyś poprosiłam o kilka dni wolnych. Zapytano mnie: „Dlaczego?”. „Jadę na rekolekcje” – odpowiedziałam. Zapadła krępująca cisza. Cóż, ja jestem na samym początku drogi, ale nie chcę już jej opuścić. I daj Boże, że jej nie opuszczę.



Rozmowa pochodzi z albumu Michała Górala pt. „Zapatrzeni. Znanych polskich aktorów próbował poznać i uwiecznić twarzą w twarz Michał Góral”, wydanego przez Edycję Świętego Pawła. W książce można przeczytać 13 interesujących rozmów ze znanymi i cenionymi aktorkami i aktorami.

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin