Wilks Eileen - Spadkobierczyni.pdf

(617 KB) Pobierz
The Pregnant Heiress
Eileen Wilks
Spadkobierczyni
208148889.001.png 208148889.002.png
PROLOG
Luty, przy zjeździe z szosy 1-10, na północ od Huachuca
City w Arizonie
Dużo się uśmiechała. Flynn nie potrafił zrozumieć, dla-
czego. Ci starsi państwo naprawdę mogli pomyśleć, że po-
jawiła się na parkingu dzisiejszego ranka tylko po to, żeby
obejrzeć zdjęcia, które rozłożyli przed nią na stoliku.
Uśmiechała się radośnie i naturalnie. Z pewnością nie
był to wymuszony grymas. Flynn nie widział w tym sensu.
Gdyby ci staruszkowie byli nieco mniej zajęci zdjęciami,
zauważyliby, że tak naprawdę nie miała czasu, by je oglądać.
Zauważyliby też sińce pod błękitnymi oczyma.
Flynn natomiast zwracał uwagę na wszystko. Na tym
polegała jego praca.
Nagle na drodze dziewczyny do lady stanął potężny kie-
rowca ciężarówki. Wysilił się na uśmiech. Próbował też po-
ufale poklepać ją po ramieniu.
Złapała go za rękę i powiedziała coś, czego Flynnowi
nie udało się dosłyszeć. Zmarszczył brwi. Kierowca mógł
być jakimś ciemnym typem albo po prostu idiotą. Pełno tu
było jednych i drugich.
Poczuł nieodpartą chęć wytłumaczenia kierowcy zasad
dobrego zachowania w sposób, który na pewno byłby zro-
zumiały. Jego dłoń mimowolnie się zacisnęła, ale już było
po wszystkim. Tamten podszedł do kasy z miną wyrażającą
rozczarowanie. Spojrzenie Flynna padło na dziewczynę, któ-
ra już krzątała się przy ekspresie do kawy.
Była bardzo szczupła. Z włosami zebranymi w kucyk,
wielkimi oczami i ciągłym uśmiechem wyglądała jak dziew-
czynka. Mimo że fartuszek opinał mocno już wypukły
brzuch, miało się wrażenie, że powinna raczej wspinać się
po drzewach.
A jednak nie była dzieckiem. Flynn znał nie tylko jej
wiek, ale i dokładną datę urodzenia. Emma Michaels miała
trzydzieści dwa lata, była niezamężna i do niedawna mie-
szkała w San Diego, w Kalifornii. Wiedział, gdzie się uro-
dziła, kto uczył ją angielskiego w liceum, znał wszystkie
jej poprzednie adresy i imię jej matki.
Czyli więcej, niż ona sama o sobie wiedziała.
Flynn uśmiechnął się. Nie spodziewał się, że ta praca
tak mu się spodoba. Jego klient przypominał oślizłego ro-
bala, a pracując dla takich, należało się spodziewać raczej
taplania się w brudach. W dodatku czuł, że Lloyd Carter
nie był z nim szczery.
To go zresztą specjalnie nie dziwiło. Klienci kłamali.
Wszyscy kłamali. Często zaskakiwał go ogromny wysiłek,
jaki ludzie wkładali w ukrycie jakiejś sprawki, która jedynie
im samym wydawała się niezwykle istotna. Flynnowi wy-
dawało się, że kłamstwo jest nierozerwalnie związane z uży-
ciem języka, a on po prostu musiał umieć je wyłapać.
Lloyd Carter był dobrym kłamcą, ale jego umiejętności
nie wystarczyły. Nic nie niepokoiło Flynna bardziej niż oso-
by, które z naciskiem zapewniały, że są zupełnie szczere.
Flynnowi powodziło się już na tyle dobrze, że nie musiał
pracować dla takich oślizfych robali, jeżeli sprawa go szcze-
gólnie nie interesowała. Chociaż Carter zapewniał, że to Mi-
randa Fortune poprosiła go o skontaktowanie się
z bliźniakami, jego wyjaśnienia nie zrobiły na detektywie
większego wrażenia.
Mimo to podjął się rozwiązania sprawy. Chodziło o spła-
tę długu, więzi rodzinne i kwestię honoru. Śmierć nie anu-
lowała długów, przynajmniej nie w pojęciu Flynna,
a ponadto osoby, na których odnalezieniu zależało Carte-
rowi, należały do rodziny Fortune'ów. Chociaż o tym nie
wiedziały.
Na początek wyciągnął od Cartera pokaźną zaliczkę. Dla
kogoś z Fortune'ow pracowałby za darmo, ale Carter nie
musiał o tym wiedzieć.
Flynn pociągnął łyk z obtłuczonego kubka i skrzywił
się. Kawa smakowała tak, jakby parzono ją wówczas, gdy
popękane obicia na siedzeniach jego samochodu były nowe.
Chociaż by wał w jeszcze mniej przyjemnych miejscach.
Ryzyko zawodowe. Nie było ich jednak wiele.
Mimo to wypił kawę. Potrzebował pretekstu, by zostać
dłużej i móc porozmawiać z Emmą Michaels o jej krew-
nych, których nigdy nie poznała.
Przyglądanie się jej sprawiało mu niezwykłą przyjem-
ność.
Była zbyt szczupła i za dużo się uśmiechała pomimo swojej
ciąży. A poza tym była też chyba lekko stuknięta. Kiedy
przyniosła mu zamówioną jajecznicę, zauważył jej branso-
letkę z kolorowych kamyków. Powiedziała, że każdy z nich
odpowiada jednemu z jej czakramów i że całość miała rów-
noważyć jej wewnętrzną energię czy inną podobną bzdurę.
Nie, wcale się nią nie interesował. Po prostu miło było
na nią patrzeć. Była czarująca jak mały kociak. A do tego
miała świetne nogi. Pierwsza klasa!
Nie zdziwiła go własna opiekuńczość. Stare nawyki nie
znikają szybko, a mimo tego uśmiechu Emma wyglądała
tak, jak gdyby potrzebowała pomocy.
Zdziwiło go, że zaczynała go interesować jako kobieta.
Emma stała za barem, zapełniając tacę kolejnymi tale-
rzami i kubkami. Miała na sobie jasnoróżowy uniform
w stylu lat pięćdziesiątych i sportowe buty. Jej wystający
brzuch naciągał tkaninę w taki sposób, że widok z tyłu sta-
wał się jeszcze bardziej interesujący...
Flynn zmarszczył czoło. Nie siedział tu po to, by się
zajmować tyłkiem poszukiwanej...
Przyglądał się, jak radzi sobie z kierowcami, myśląc, jak
ktoś taki jak Emma Michaels mógł przetrwać w tym śro-
dowisku. Nie wyglądała na osobę, która umiałaby kłamać.
Mimo to kłamała. A to bardzo podniecało jego cieka-
wość. Teraz przedstawiała się jako Emma Jackson, co zna-
cznie utrudniło śledztwo. Bycie panną w ciąży mogło uspra-
wiedliwiać kłamstwo... właściwie wystarczyło popracować
w takim miejscu, by wymyślić istnienie męża. Ale po co
od razu zmieniać nazwisko? Poza tym nie kupiła obrączki,
by uczynić tę zmianę bardziej wiarygodną.
A może fałszywe nazwisko nie miało żadnego związku
z tą sprawą i nie powinno go interesować? Jednak kiedy
jego ciekawość już się obudziła, trudno było ją zaspokoić.
Chciał wiedzieć, dlaczego osoba, która nie potrafiła kłamać,
starała się wcisnąć światu taki kit.
Może sama powie, pomyślał, popijając kawę. Może zrobi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin