roz. 24 + epilog.doc

(46 KB) Pobierz

Rozdział 24

 

http://stepien007.wrzuta.pl/audio/7bajB1hCYUp/jet-shine_on

*B
Gdy wysiedliśmy z samochodu przed hotelem Carlisle’a, poczułam jak mój żołądek się skręca. Spojrzałam w górę, na stojący przede mną budynek. Moją uwagę, przykuło okno na trzecim piętrze. Paliło się w nim światło. Doskonale znałam to pomieszczenie. Edward często zapraszał mnie do salonu, gdzie mogliśmy się w spokoju się uczyć. Bez pisków Alice, czy dziwnych dźwięków, jakie zazwyczaj wytwarzali Rosalie z Emmettem.
Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, a następnie do windy. Edward szedł spokojnie za mną, aż po chwili złapał mnie za rękę.
- Wszystko będzie dobrze – wyszeptał. – Niby co może się wydarzyć? – zapytał z uśmiechem na twarzy
- Tak wiem… - westchnęłam. – Na pewno masz rację.
Jednak gdy weszliśmy do apartamentu, wiedziałam, że moje złe przeczucia nie były bezpodstawne. Naprzeciwko mnie, stała płacząca Esme, która kurczowo trzymała chusteczkę. Gdy zobaczyła, że już przyszliśmy, podeszła do Edwarda i pogłaskała go po policzku.
- Trzymaj się dziecko – wyszeptała, a następnie ucałowała go w czoło i ruszyła w stronę drzwi, po czym z cichym kliknięciem zamknęła je za sobą. Nie wiedziałam co o tym sądzić. Edward odwrócił się w moją stronę i z przerażeniem na twarzy, kiwnął głową, żebym podeszła bliżej do niego.
- Edward. Podejdź tutaj – usłyszałam głos Carlisle’a.
Syn posłusznie posłuchał, chwycił mnie za rękę i wszedł do salonu. Carlisle nawet nie odwrócił się w naszą stronę.
- Na stole leży koperta. Radzę się pospieszyć. Mamy dwa dni – odparł po czym wyszedł do kuchni.
- Co to ma być? – zapytał mój chłopak
- Bilety synu. Wracamy do Los Angeles.
- Co?! – krzyknął Edward. Do pokoju z powrotem wszedł Carlisle, trzymając w ręku whisky.
- To. Wracamy do domu. – rzekł spokojnie blondyn
- Tu jest mój dom.
- Twój dom jest tam, gdzie ja Ci powiem. A teraz idź już się pakować. Myślę, że masz co robić.
- Nie zmusisz mnie… - wyszeptał zrozpaczony Edward.
- Czyżby? Dobrze wiesz, że nie masz wyjścia.
Edward odwrócił się moją stronę, chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- Bilet! – krzyknął za nami Carlisle.
- W dupie mam Twoje bilety – odpowiedział Edward, po czym trzasnął za nami drzwiami.



*E

http://popcola.wrzuta.pl/audio/89Z9lBFhq62/kings_of_leon_-_closer

Staliśmy w naszej sali. Tu wszystko się zaczęło i tu… Tu wszystko się skończy. Spojrzałem na Bellę. Jej oczy, prawie niewidoczne w tych ciemnościach, świeciły od łez. Mój anioł wciąż milczał. Stała przy fortepianie i opuszkami palców, powoli gładziła powierzchnię instrumentu.
Usiadłem przy nim w zupełnej ciszy i patrzyłem jak idzie przez salę w stronę okna, by je otworzyć. Do moich nozdrzy doszedł zapach wilgoci. Zbierało się na deszcz.
Potrzebuje zaczerpnąć powietrza. Nie jesteś jej potrzebny. Chce być sama. Daj jej trochę swobody. Nie idź do niej teraz - pomyślałem. Wstałem, poszedłem w stronę umywalki i odkręciłem kran. Nabrałem wody w ręce i spryskałem twarz zimną wodą.
Niebo przeleciała błyskawica, oświetlając salę, przez małe okno. Przez chwilę widziałem w lustrze człowieka. Tak zupełnie niepodobnego do mnie. Jego oczy były przekrwione, włosy stanowczo za długie. Musi się koniecznie ostrzyc.
Tak bardzo chciałem podejść do Belli. Usiłowałem się powstrzymać, ale zamiast usiąść na swoim miejscu, podszedłem bliżej okna i zacząłem się jej przyglądać. Wiatr rozwijał górę firanki, zamieniając je w roztańczone chmury tkaniny. Po błyskawicy, która na chwilę rozjaśniła ciemne niebo, rozległo się uderzenie pioruna, głośniejsze i bliższe.
Zaparło mi dech w piersi. Szczupła sylwetka, ukryta pod białą sukienką, wpatrywała się w niebo, niczego nie dostrzegając. Zacisnąłem dłonie w pięści, po chwili je rozluźniając. Kilka razy powtórzyłem ten ruch. Chciałem jej dotknąć, błądzić palcami po całym ciele, poczuć każdy kawałek jej aksamitnej skóry.
Bella chyba wyczuła, że na nią patrzę, bo obejrzała się przez ramię. Gdyby nie łagodne światło latarni, które stały na zewnątrz, panowałaby całkowita ciemność. Z trudem przełknąłem ślinę. Nasze spojrzenia się spotkały. Zaczęliśmy pochłaniać się wzrokiem. Ruszyłem w jej stronę. Przystanąłem, kiedy znalazłem się w odległości kilkunastu centymetrów od niej. Odwróciła wzrok. Stałem za nią, niemal jej dotykając. Czułem jej ciepło. Pachniała słodką kobiecością. Wyczuwałem pragnienie, którego Bella, nie była w stanie ukryć.
Kiedy zacząłem gładzić ją po plecach, zaczerpnęła gwałtownie powietrze, by odetchnąć głęboko. Moje dłonie, powoli wędrowały po jej ramionach, przyciskając drobne plecy do mojego torsu, a biodra do wzwiedzionej męskości. Jedną dłoń zsunąłem na talię, drugą położyłem na piersiach. Jęknęła i wtuliła głowę w mój obojczyk. Oparłem brodę o jej skroń i przez cienki materiał sukienki poczułem stwardniałą brodawkę. Nosem pieściłem jej policzek. Pocałowałem ją w skroń, a potem zszedłem niżej, aż moje usta znalazły się na karku. Jęknęła cicho i zadrżała. Bawiłem się brodawką jej piersi, drugą dłonią błądząc po brzuchu. Byłem na skraju szaleństwa. Tak bardzo jej pragnąłem. Przycisnąłem dłoń do jej łona, z niemym pytaniem.
Bella odwróciła się gwałtownie i pocałowała mnie. Na chwilę się odsunęła, by zaraz chwycić za białe ramiączko sukienki i powoli je zsunąć. Jednak ja nie pozwoliłem by zrobiła cokolwiek więcej. Sam chciałem to zrobić. Podszedłem bliżej i zacząłem rozsuwać zamek. Gdy ubranie upadło na podłogę, moim oczom ukazało się najpiękniejsze stworzenie, przyodziane jedynie w białą bieliznę. Pomimo początkowego skrępowania, podeszła do mnie bliżej i zaczęła rozpinać moją koszulę. Nadal patrzyła mi w oczy. Wiedziałem co miała na myśli. Wiedziałem czego pragnie. To miało być nasze pożegnanie. Nasz ostatni, wspólnie spędzony czas.
Gdy pozbyła się moich spodni, chwyciłem ją mocno w talii i oparłem o czarny fortepian. Kolejna błyskawica rozświetliła jej twarz. Strach pomieszany z pragnieniem. Jej blade ciało, kontrastowało z czarnym fortepianem. Rozwiane włosy, falowały po mojej szyi. Moje ręce zatrzymały się na jej białych majtkach. Bella widząc to, pocałowała mnie jeszcze mocniej, jakby próbując mnie zachęcić. Po kilku minutach zatonąłem w rozkoszy.

 

 

 

 

 


EPILOG


http://w698.wrzuta.pl/audio/3FbSZWvtUSd/greg_laswell_-_off_i_go


*B
Patrzyłam jak odchodzi. Szedł w stronę autokaru, który miał go zawieść pod samolot. Obok niego, w czarnym garniturze stąpał Carlisle, co chwilę spoglądając na syna. Przez chwilę myślałam, że czas się zatrzymał, że ziemia przestała się kręcić.
Nie mogąc dłużej tego wytrzymać, odsunęłam się od przytulającej mnie Polly i wybiegłam z balkonu. Nie wiedziałam dokąd biegnę. Usłyszałam za sobą głos ochroniarza. Uderzenia gumowej podeszwy, która tarła się, po idealnie wypolerowanej podłodze.
Znalazłam się na dworze. Przede mną, widziałam sylwetkę dwóch mężczyzn. Jeden z nich miał potarganą, bujną czuprynę. Stałam tak przez chwilę, wpatrując się w swojego ukochanego, który właśnie wsiadał do autobusu. Spóźniłam się.
- Edward! – krzyknęłam resztkami sił. Mężczyzna zaczął się rozglądać, a gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, przyłożył dłonie do szyby i spojrzał na ojca. Następnie wstał i wybiegł z autokaru.
- Wracaj tu! – krzyknął Carlisle, który chwycił go za ramię, próbując zatrzymać. Jednak Edward był silniejszy. Autokar zatrzymał się i po chwili widziałam biegnącego w moją stronę ukochanego. Gdy tylko znalazł się przy mnie, pocałował mnie. Obdarzył mnie zdesperowanym i przepełnionym rozpaczą pocałunkiem. Łza spłynęła po moim policzku. Gdy oderwaliśmy się od siebie, zauważyłam, że nie tylko w moich oczach wezbrały się łzy.
- Come what may*– zaczęłam śpiewać naszą piosenkę, tę samą, którą on kiedyś mi zaśpiewał. Niestety nie udało mi się dokończyć. Poczułam jak ręce Edwarda odrywają się ode mnie. Na moich ramionach znalazły się obce dłonie. Odwróciłam się gwałtowanie i zauważyłam twarz ochroniarza. Za Edwardem natomiast stał Carlisle, który obecnie ciągnął go już w stronę autobusu. Wpatrywałam się, jak wsiada do autokaru. Jak zamykają się drzwi. Jak odjeżdża. – I will love you until my daying day - dokończyłam szeptem, po czym odwróciłam się w stronę ochroniarza i ruszyłam w stronę lotniska.

Powiedziałeś to?
Kocham Cię...
Po prostu.
Nie chcę żyć bez Ciebie...
Nie powiedziałeś tego?

Opracuj plan...
Wyznacz cel...
Podążaj w jego kierunku…
Ale za każdym razem rozglądaj się
Rozkoszuj sie tym widokiem.
Bo to jest to.
No dalej.
To wszystko może zniknąć jutro.
___
*Niech się dzieje, co chce.

*E

Mówią, że prawdziwa miłość wszystko przezwycięży. Naszej się to nie udało. Utopiła się w oceanie, które nas dzieliło.

Po dwóch miesiącach Bella zerwała ze mną kontakt. Nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na maile, listy. Zapewne tak jej było łatwiej. Łatwiej by pogodzić się z naszym rozstaniem.
Polly również stała się obojętna. Co prawda, dzwoniła do mnie, pisała, jednak wiedziałem, że coś przede mną ukrywa. Że po prostu nie ma siły, na „przyjaźń na odległość”.
Może tak jest lepiej. Może dzięki temu, nam wszystkim będzie łatwiej to przetrwać.
Wiem, że nigdy ich nie zapomnę. Polly, Alice, Rosalie, Emmetta, Jaspera, John’ego i Bellę…
Dzięki nim stałem tu, w tym miejscu. Dzięki nim, odlazłem drogę do samego siebie. Do przezwyciężenia swych słabości i lęków. Dzięki nim, dojrzałem.

Zastanawiam się do czego potrzebna jest większa dojrzałość: do miłości, czy do rozstania. Bo jeśli do miłości - jestem starcem , jeśli do rozstania - jestem dzieckiem.

Zapewne teraz mówicie „to nie była miłość. Inaczej walczylibyście o siebie”. Pewna kobieta powiedziała kiedyś, że prawdziwa miłość jest chyba samą tęsknotą i pragnieniem. Żal za miłością, to wciąż miłość... A jeżeli nie ma już miłości, nie ma i żalu za miłością.
I wiecie co? Ja jej wierzę. Od teraz, dla mnie miłość to tęsknota za wiecznym zjednoczeniem z drugą osobą. Tęsknota za Bellą.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin