ZAG. 20.docx

(60 KB) Pobierz

Tradycje romantyzmu w poezji II wojny świtowej. Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński, Władysław Broniewski, Krzysztof Kamil Baczyński.

Jan lechoń

MARSZ DRUGIEGO KORPUSU

Od „Karmazynowego poematu” Jan Lechoń prowadził spór – który przeradzał się w dialog – z tradycją kultury narodowej. Kwestionował naskórkową, życzeniową recepcję poprzedników. Poruszając się tropem myśli i wyobraźni Wyspiańskiego, odrzucał interpretację dzieł romantyków oraz powstań i wojen o niepodległość jako źródeł słabości duchowej. Uczył sięgać do głębi, przyswajać to, co najbardziej istotne, a zapomniane, bądź niedostrzegane. Budził Polskę ze snu, przywracał do życia, by umiała akceptować codzienność – w jej zwyczajności, jak i niezwykłości. Przy okazji – na zasadzie paradoksu – odkrywał bogate pokłady wyobraźni zbiorowej, skąd się wywodzą legendy, mity, w istocie fantazmaty sugerujące nadzieję.

Jako attache kulturalny Ambasady Polskiej w Paryżu nie zdążył wrócić do kraju przed wrześniem 1939 roku. Podczas wojny ujawnił iście polska miłość do żołnierzy. Przebywając poza granicami kraju (Francja à Stany Zjednoczone) mógł się wydawać żołnierzem tułaczem. Takiemu złudzeniu ulegali ci, którzy go nie znali, a zetknęli się z jego wierszami. Powstawał ewidentny paradoks, który budził zdumienie. W książce „Pamięci Jana Lechonia” czytamy: „Żołnierzem nigdy nie był. Brak żołnierskiej karty nieraz mu dokuczał, ale też rozumiał dobrze, że na żołnierza się nie nadawał. Bez nerwowej szarpaniny i wysiłku nawet parasola otworzyć nie mógł, a cóż by to dopiero było ze złożeniem się z karabinu! A gdyby […] karabin mu dali, pewny jestem – twierdzi Zdzisław Czermański – że zacząłby strzelać z przejęcia i z gorliwości na długo przed bitwą i to we wszystkich kierunkach.”.

Autor zbiorów „Lutnia po Bekwarku” (1942), „Aria z kurantem” (1945) nie miał zdolności potrzebnych żołnierzowi. Jako artysta tkwił zazwyczaj w sztuce i wyobraźni szczególnego rodzaju. Kształtowała ją polska historia i kultura. Zwłaszcza mity i legendy o Stefanie Batorym, Józefie Poniatowskim, Tadeuszu Rejtanie, Józefie Piłsudskim, Stefanie Starzyńskim, gen. Franciszku Kleebergu. Czasami Lechoń przypominał uczonego humanistę – pisywał wykłady o literaturze. Podejmował tematy i problemy związane z narodową świadomością. Intuicyjnie wyczuwał, kiedy i jakie przykłady z przeszłości należy wskazać.

W wierszach wojennych – zwłaszcza z tomu „Aria z kurantem” – nieustanie słychać echa „Mazurka Dąbrowskiego” Józefa Wybickiego. Tak jest w następujących lirykach: „Męczennicy”; „Przypowieść”; „Do Wielkiej Osoby”; „Rejtan”. Najbardziej jednak w „Marszu Drugiego Korpusu”. Utwór – ogłoszony drukiem 23 kwietnia 1944 na łamach nowojorskiego „Tygodnika Polskiego” – można uznać za Lechoniową wersję „Mazurka Dąbrowskiego” – wersję pełną dwudziestowiecznych realiów towarzyszących Polakom, kiedy od nowa musieli upominać się zbrojnie o niepodległość.

Marsz Drugiego Korpusu

 

Przez te same doliny, tymże Tybru brzegiem
Znów idą jak przed laty ściśniętym szeregiem,
I płynie ta, co tutaj kiedyś się zrodziła,
"Piosenka stara, wojsku polskiemu tak miła".

Jakąż drogę odbyłaś, aby raźnym chórem
Znów dźwięki Twe zabrzmiały pod włoskim lazurem,
By mógł Cię żołnierz tułacz na nowo zanucić,
Przez ileż przeszłaś granic, ażeby tu wrócić?

 

Od śniegów szłaś Sybiru do pomarańcz gaju
I teraz z żołnierzami powracasz do Kraju,
I żadna siła złego ni przemoc olbrzyma,
Stająca Ci na drodze - dojść Cię nie powstrzyma.

Nowe kości się kładą na tych, co już leżą,
Przesiąknięta krwią ziemia krwią nasiąka świeżą,
Ktoś upadł i do Kraju wyciąga swą rękę,
Lecz inni idą dalej, śpiewając piosenkę.

I kiedy trakt Cezara pod ich krokiem dudni,
Słyszą dzwonek na nieszpór i żuraw u studni
I niosą dniem i nocą sztandary niezdarte,
I przejdą, przejdą Tyber i Wisłę, i Wartę.

Na ile ten wiersz stanowi parafrazę piosenki Wybickiego? Nawiązań jest sporo, trzeba jednak wskazać różnice, gdyż jest ich więcej i są istotniejsze od podobieństw. U Wybickiego dominuje radosna eksklamacja o rytmie mazurka. Aby ja osiągnąć, podmiot zbiorowy posługuje się nieregularnym sylabowcem. Lechoń tymczasem wprowadził do świata wewnętrznego wiersza podmiot tożsamy z narratorem. Nie wygłasza patriotycznej eksklamacji, opowiada, tworzy fabułę. Stąd regularny, ujednolicony rytmicznie trzynastozgłoskowiec 7 + 6. Ma on sugerować tempo żołnierskiej marszruty, zamiast radosnego mazurka z piosenki Wybickiego. Obserwator snuje lakoniczną przypowieść o tym, co dzieje się teraz – w kwietniu 1944. Dostrzega wymowne podobieństwo zdarzeń do zdarzeń sprzed 147 laty. Przez Italię maszeruje Drugi Korpus gen. Władysław Andersa, jak w roku 1797 Legiony gen. Dąbrowskiego. Uruchamiając semantykę paraleli podmiot korzysta z zasad retoryki, tworzy misterne zdania. Operuje zaimkami wskazującymi: „te same”; „tymże”; „ta”; „tutaj”; oraz przysłówkami „znów”.

Aby utwierdzić powtórkę doświadczeń żołnierzy Dąbrowskiego, autor posługuje się cytatem z „Pana Tadeusza”, gdzie mowa o „Pieśni Legionów”: „Piosenka stara, wojsku polskiemu tak miła”. Wprowadza więc do swego wiersza tę warstwę tradycji „Mazurka…”, którą stworzył romantyzm. Ślady obecności piosenki legionowej w dziele Mickiewicza są na ogół dobrze rozpoznane. Filiacje semantyki „Pana Tadeusza” ze „starym” mazurkiem ujawnia postać Kwestarza, napoleońskiego emisariusza oraz Żyda Jankiela – przede wszystkim koncert na cymbałach.

Lechoń wobec Mickiewicza żywił wielką estymę. Zaliczył go do autorów „poezji czystej”. W „Panu Tadeuszu” – twierdził – znalazło się „wszystko, co polskie i ludzkie”. To „wszystko” nie jest bynajmniej referowane, powiedziane czy opisane, lecz zostało „przetopione w poezję”. Dlatego trudno się dziwić, że w „Marszu II Korpusu” słyszymy rytm „Pana Tadeusza”. Równocześnie Lechoń stylizował utwór na hymn Wybickiego.

Mickiewicz był pewien powtarzalności naszego losu. Stąd „wyznaczał pieśni narodowej specyficzną rolę, wierząc w jej nieśmiertelność w narodowym obiegu, w jej życiodajną funkcję w kulturze polskiej. […] W hierarchii pieśni narodowych <Mazurkowi Dąbrowskiego> powierzył przewodnią funkcję.” Tę funkcje „Mazurka…” utrwalała rzeczywistość historyczną. Stanowił ulubioną piosenkę żołnierzy napoleońskich, powstańców, legionistów Piłsudskiego, przeniknął do liryki pieśniowej „wielkiej wojny”, bywał śpiewany na polach bitew we wrześniu 1939. Świadczą o tym świadectwa żołnierzy. Dowodzi to również temu, że świadomość walczących żołnierzy i przesłanie hymnu nie rozmijały się ze sobą. Teraźniejszość bywała żywym echem dziejów.

U Lechonia, w drugiej i trzeciej zwrotce, „piosenka stara, wojsku polskiemu tak miła” pełni rolę adresatki. Apostrofa oznacza tu antropomorfizację, a nawet alegoryzację. „Mazurek…”, który wyraża marzenia wychodźców z ZSRR, niedawnych zesłańców, Sybiraków, okazuje się – na swój sposób – żołnierzem tułaczem oraz pielgrzymem ku wolności i niepodległości. Chyba nawet całą Polskę. Śpiewając „jeszcze […] nie zginęła”, zaznaczamy, iż z nami istnieje – i pewnie dzięki nam. Jest tam, gdzie my, choć naprawdę Polakami jesteśmy tylko we własnym kraju.

Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę,

Będziem Polakami.

Te słowa, głosząc zwycięski marsz, oznaczają imperatyw walki. Wskazują nadzieję. U Lechonia „Mazurek…” – rozumiany jako postać alegoryczna – uosabia polskie doświadczenia wojenne.

Osoba mówiąca ujawnia romantyczną wiarę w siłę i znaczenie „pieśni”. Tę wiarę znamy dobrze z lektur romantyków. Podczas kiedy złodzieje mogą spustoszyć skarby, to „pieśń ujdzie cało”. Lechoń przemawia aluzjami do świadomości romantyczne, która ukształtowała nasz system myślenia, sposób budowania nadziei, ocalenia wartości.

W obrębie poezji Lechonia z lat 1939 – 1945 jest „Marsz II Korpusu” wierszem na swój sposób typowym. Należy do grupy utworów z motywami żołnierskimi. Mówią one o losie polskim, dostrzegają powtórki. Stanowią reakcję pisarza na drugą wojnę światową.

Kazimierz Wierzyński również autor wierszy o żołnierzach – tak mówił o Lechoniu: „podtrzymywał w nas nadzieję i […] dawał ją z wielkich zasobów swojej wiary, która wydawała się niewyczerpana. Wierzyła w Polskę, jak wierzy się w Pana Boga i kochał ją, jak się kocha Boga. Polska żyła w nim otoczona tą miłością jak aureola – w stałej apoteozie”.

Na pierwszy rzut oka „Marsz II Korpusu” wydaje się dokumentem lirycznym, jakich w poezji czasu wojny znajdujemy sporo. Jednak bazując na stylizacji, rozsadza granice dokumentu. Ma cechy „poezji uczonej” typu skamandryckiego. Akcja anegdotyczna utworu ledwie sugeruje wydarzenia z lat 1939 – 1944. W ogromnym skrócie, techniką kalejdoskopu, lakonicznie, migawkowo, obrazuje wyjście II Korpusu z ZSRR do Italii.

Po 147 latach „piosenka stara, wojsku polskiemu miła” znalazła się na nowo we Włoszech. „I teraz” z żołnierzami powraca „do Kraju”. Osoba mówiąca – która należy do wewnętrznego świata utworu – jest przekonana, że „żadna siła złego ni przemoc olbrzyma” nie przeszkodzi dotrzeć II Korpusowi do Polski. Kiedy Lechoń to pisał, nie wiedział o zdradzie aliantów. W kwietniu 1944 wojna trwa. Żołnierze gen. Andersa szli dopiero pod Monte Casino. Na terenie Polski zaś nie było dotąd najważniejszej bitwy – powstania warszawskiego. Jeszcze nie uwidoczniła się obłuda, perfidia i zdrada „sojusznika naszych sojuszników” – ZSRR. Utrudniając działania żołnierzy AK, stanie się bezwzględnym wrogiem. I zajmie cały kraj, wprowadzi okupację. Nie było jeszcze dekretu PKWN, pozbawiającego żołnierzy generałów Władysława Andersa i Stanisława Maczka prawa powrotu do ojczyzny. W roku 1944 poeta – tak, jak cały naród – liczył, że nikt, żaden „olbrzym”, nie powstrzyma wracających do kraju żołnierzy.

Myślenie osoby mówiącej można uznać za aluzję literacką do biblijnego przekazu o Filistynie Goliacie – pyszałek zastąpił drogę małemu Dawidowi i przegrał. Refleksja o nadziei ma wprost sakralną motywację. Wywodzi się z romantyzmu, który dla Lechonia stanowił „biblię polską”. Tego rodzaju sakralność tkwi w „Mazurku…”, emanującym radością. Wielka siłą bije ze słów: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”. Lechoń musi ją zasugerować językiem adekwatnym do zdarzeń z różnych epok. Mówi więc: I kiedy trakt Cezara pod ich krokiem dudni, /Słyszą dzwonek na nieszpór i żuraw u studni /I niosą dniem i nocą sztandary niezdarte, /I przejdą, przejdą Tyber i Wisłę, i Wartę.

Żołnierze II Korpusu idą niegdysiejszym traktem Juliusza Cezara. Tym traktem Cezar wybierał się na północ, by podbić Galię. Powtarza się zatem – wyobrażany przez osobę mówiącą – zwycięski szlak starożytnego wodza. Cnoty rzymskie zostają przypisane Polakom z armii gen. Andersa. Żołnierze jednak nie zapominają, kim w istocie są z pochodzenia. W czasie II wojny światowej nasz patriotyzm otrzymał znamiona europejskie, a nawet uniwersalne – broniliśmy podstawowych prawd i wartości.

Lechoń nie tylko opowiada marszrutę żołnierzy gen. Andersa. Również sugeruje za pomocą znanych wyobrażeń, które niekiedy odbijają marzenia zbiorowości. Ich semantykę – w „Marszu II Korpusu” – wzmacnia strona brzmieniowa, choćby niepozorny spójnik „i”. Jest anaforą. Zwraca na siebie uwagę, służy podkreśleniu determinacji, z jaką odbywa się wyjście wojskowych i cywilów. Ma dźwięk ostry, wysoki; przypomina muzykę fletu, bądź dawnej, wojskowej, piszczałki. Tarabany – stanowiąc aluzję rytmiczną do „Mazurka Dąbrowskiego” – są imitowane przez spółgłoski zwartowybuchowe oraz głoski nosowe. Muzyczność służy więc konsolacji.

W poezji budzącej nadzieję musiały wystąpić trzy plany czasowe: teraźniejszy, przeszły i przyszły. W czasie przyszłym mówi Lechoń – podobnie jak Wybicki – o dojściu do Polski, o osiągnięciu zwycięstwa („I przejdą, przejdą Tyber i Wisłę, i Wartę.”). Dokonany aspekt czasownika „przejdą” świadczy o barku wątpliwości i wahania.

rejtan

W wielu lirykach „Arii z kurantem” historia odzywa się swojskim echem, przenika teraźniejszość, przenika stop naprawdę polski. Przykładem „Rejtan”, gdzie słychać parafrazę utworu Wybickiego:

Rejtan

Kiedy wszystko struchlało z obawy Moskali,
On na progu się sali jako kłoda wali
Z tą jedną myślą w głowie: "Ja wszystko ocalam",
Rozdziera swoje szaty, krzycząc: "Nie pozwalam!"
Sto ramion niezlękłego uchwyciło męża,
I oszalał i umarł. Lecz to on zwycięża.
Bo parę lat zaledwie - jest to chwila prawie -
I oto się nad polem chwieje piórko pawie,
Hurmem chłopi z kosami biegną polną steczką
I nakryli armaty krakowską czapeczką.
I oto wszyscy naraz wznieśli wolne głowy,
Spójrz! Oto idą boso, lecz przez gaj laurowy,
Dłoń twarda, co pług dotąd prowadziła w polu,
Niesie sztandar wolności do bram Kapitolu,
I idą, idą nasi, bijąc w tarabany
I myśląc o swej Basi, w kraju zapłakanej.

Samotnik, który wtedy oszalał z rozpaczy,
Nie ujrzy ich, to prawda, ale cóż to znaczy?
Bo on odżył i wpośród śnieżnych drzew szpaleru
To on wali bagnetem w wrota Belwederu
I w ciemną noc styczniową wolność widzi jaśnie.
Ten człowiek z brwią krzaczastą, to przecież on właśnie.
Dziś, kiedy na świat cały grzmią moskiewskie spiże,
Gdy niejedno poselstwo stopy w Moskwie liże,
A oklask dla przemocy brzmi na wszystkie strony -
Ten Rejtan znów podnosi nie łeb podgolony,
Lecz głowę wychynioną z dantejskiego piekła,
Z której, zda się, krew cała narodu wyciekła.
Bo on, co myślą swoją szedł przed naród przodem,
Teraz stał się już całym świadomym narodem
I gdy wszystko przemocy gotuje owację,
On woła: Nie pozwalam!" I to on ma rację.

Wiersz ma dwa plany czasowe: przeszły i teraźniejszy.  Od początku do końca uaktualnia legendę i symbolikę, swego rodzaju topos bohatera tytułowego. Tadeusz Rejtan – mówi podmiot liryczny – „oszalał i umarł”. Nie przeminął wszakże. „Odżył” w Józefie Piłsudskim. To, co Rejtan i Piłsudski znaczą w polskiej świadomości, materializuje się naprawdę. Aby to zasugerować czytelnikowi, Lechoń przechodzi do gramatycznego czasu teraźniejszego. Odpowiada ona czasowi zdarzeń pozaliterackich. Poezja i świat rzeczywisty znaczą to samo. Rejtan – Piłsudski – twierdzi poeta – „stał się już całym świadomym narodem”. Na naszych oczach materializuje się nowa wersja Mickiewiczowskiej „Reduty Ordona”, dwudziestowieczny wątek walk o niepodległość. Było nim, wymierzone przeciw Niemcom, powstanie Armii Krajowej zwane „Burzą”. Rozgrywało się wiosną i latem 1944.

Akowcy – jako sojusznicy – wspierali działania Armii Czerwonej. Mim o to ze strony sowieckiej spotkały ich represje i terror. Poeta znał prawdę o komplikacjach głównej bitwy „burzowej”, powstania warszawskiego. W wierszu „Teatr na wyspie”, pełen gniewu i rozpaczy, oskarżał aliantów: „Przekleństwo tym, co Polsce odmówili broni”. Odczuwał groźbę, zarówno skomunizowania, jak i zwasalizowania Polski przez Rosję sowiecką. Obawiano się tego powszechnie. Jesienią 1944 „było już jasne”, że w sowieckich „celach wojny mieści się podporządkowanie środkowo – wschodniej Europy”. Na przełomie lat 1944 – 1945 Rosja sowiecka przystąpiła do zniszczenia Polskiego Państwa Podziemnego. Chciała je zmusić do bezwarunkowej kapitulacji. Już w lipcu 1944 roku rozpoczęła montaż wasalnego państwa, które programowo miało się odcinać od polskiej tradycji i związków z cywilizacją Zachodu.

przypowieść

W świecie wewnętrznym liryków „Armii z kurantem” taka szeroka informacja zdaje się nie istnieć. To tylko złudzenie. Przemilczana, tym bardziej zwraca na siebie uwagę. Poznajemy ją po owocach. W wierszu „Przypowieść” „żołnierz tułacz”, „zdobywczy wolność innym” „dowiedział się nareszcie, że sam nie ma ziemi”.

Przypowieść

Żołnierz, który zostawił ślady swojej stopy
Na wszystkich niedostępnych drogach Europy,
Szedł naprzód, gdy nie mogli najbardziej zajadli,
I wdzierał się na szczyty, z których inni spadli,
Zdobywszy wolność innym dłońmi skrawionemi,
Dowiedział się nareszcie, że sam nie ma ziemi.
I wtedy któs rozumny, nie rozumny szałem,
Powiedział mu: "Od dawna wszystko to wiedziałem,
Wiedziałem, że nikt twoich ran ci nie odwdzięczy,

 

Bo czym krew, co płynie, przy złocie, co brzęczy,
I nigdy nikt nie liczył leżących w mogile,

Bo czym jest duch anielski przy szatańskiej sile?
Jak żal mi, że ci oczy nareszcie otwarto!
I powiedz sam mi teraz, czy to było warto."
A żołnierz milczał chwilę i ujrzał w tej chwili
Tych wszystkich, którzy legli w cudzoziemskim grobie,
Co mówili: "Wrócimy", nie myśląc o sobie.
I widzi jakichś jeźdźców w tumanach kurzawy,
I słyszy dźwięk mazurka i tłumu wołanie.
Dąbrowski z ziemi włoskiej wraca do Warszawy.
"Czy warto...?" Odpowiedział: "Ach! śmieszne pytanie!"

Jan Lechoń „Przypowieść” wyróżnił, nadając jej rolę summy, epilogu. Wiersz zamyka tom poezji wojennej „Aria z kurantem”, tytułem nawiązujący do „Strasznego dworu” Moniuszki. Zastosowanie w wierszu trzynastozgłoskowca było świadomym wyborem twórcy (urzeczenie Kochanowskim, Mickiewiczem).

Brzmiący staroświecką muzyką utwór sięgał do wielowiekowej tradycji polskiej kultury, do zdarzeń z historii naszej  i chrześcijaństwa. Stanowi stylizację na gatunek biblijny. Odwołuje się do ewangelicznych przypowieści o człowieku, świecie, losie, wartościach. To utwór z przesłaniem patiotyczno-moralnym. Wskazuje na nadzieję, która przetrwała głównie dzięki żołnierzom-tułaczom, z którymi podmiot się identyfikuje.

Lechoń podtrzymywał w nas nadzieję, którą budował dzięki swojej wierze. Kochał i wierzył w Polskę, jak się wierzy i kocha Boga. „Przypowieść” ma cechy poezji uczonej, typu skamandryckiego. Zbliża się do poezji czystej. Napisana została po ustaniu działań wojennych. Warstwa anegdotyczna „Przypowieści” ledwie sygnalizuje zdarzenia z lat 1939-1945. W ogromnym skrócie, techniką kalejdoskopu, obrazuje naprawdę losy „żołnierza-tułacza” II wojny światowej, od „polskiej jesieni” – poprzez kampanię francuską, Narwik i inne pola bitew – aż po Monte Cassino. Następuje zmącenie losu na skutek niemożności powrotu do ojczyzny. Lechoń, poeta i dyplomata, „chłonąc” sprawy kraju, na pewno znał ustalenia konferencji teherańskiej i jałtańskiej. Podkreślały suwerenność Polski. W powszechnym odczuciu kojarzyły się z rozbiorem. Alianci zdradzili Polskę trzy razy na kolejnych konferencjach.

W warstwie anegdotycznej „Przypowieści” tkwi bardzo bogata, choć skondensowana informacja historyczna. Człowiek zewnątrz sterowny, nie ufa wartościom idealnym, jest zmaterializowany do szpiku kości, okaleczony duchowo, cyniczny. Cynizm okazuje się jednak oznaką ślepoty duchowej, martwego serca, tępej rozumności. Odwołanie do Mickiewiczowskiej „Ody do młodości” jest ważne. Czucie i wiara ujawniają się w wierszu Lechonia na dwa sposoby: za pomocą obrazów fabularnych oraz dzięki organizacji brzmieniowej wiersza. Ta organizacja brzmieniowa zdaje się dodatkowo sugerować harmonię. Decydują o niej rytm i odpowiednio dobrane dźwięki. Zarówno w muzyce jak i w poezji harmonia ma jakiś związek ze sferą wartości etycznych. Muzyka ma dowodzić wychowania. Dodatkowo wiersz ten charakteryzuje się bogactwem semantycznym, które szczególnie wyraźnie widać w drugiej części utworu. Odwołuje się do tradycji romantyzmu, by za jej pomocą interpretować współczesność. Liczą się wtedy podobieństwa problemów i zdarzeń XX-wiecznych do problemów i zdarzeń XIX-wiecznych. Podobieństwa zaświadczają o ciągłości losu polskiego. Podmiot liryczny prowadzi rozumowanie według dwóch sposobów: dedukcji i liryki rozmowy. Odwołania do romantyzmu znajdziemy nie tylko w samej „Przypowieści”, ale również w innych wierszach z tomu „Aria z kurantem”.

Wspomniane czucie i wiara to motywy powinności. Bohater Lechonia jest wierny. Żołnierz z jego utworu wie, że prawda jest na klęską i nic tego nie zmienia. Z całą konsekwencją opowiada się po stronie postawy tragicznej. Swój los postrzega w kategoriach człowieka wiecznego.

KNIAŹNIN I ŻOŁNIERZ


W czarnym stroju, kwiatkami dziwacznie przybrany,
Nad woda, w starym parku, przy pasterskiej chacie,
Snuł się niegdyś w Puławach Kniaźnin obłąkany.
Który rozum postradał po Ojczyzny stracie.

Goniąc wzrokiem motyle świecące się w słońcu,
Wpatrzony w małe ziółka i ślimaków różki,
Dożywał dni, nieświadom, co było na końcu,
Ani cierpień rodaków, ni losu Kościuszki.

Aż kiedyś, powracając z dalekiej swej drogi,
Gdy tamten oszalały po alejach błądził,
Ujrzał młody go żołnierz, co sunął bez nogi,
Popatrzał nań i szepnął: "Dobrześ się urządził".


Wiersz uderza fabułą lakoniczną, finezyjną. Rozegrała się ona w Pułaskim dworku książąt Czartoryskich. Czas rzeczywisty jej trwania stanowi zagadkę. Wiadomo, że pojedyncze zdarzenia mogły się dziać między trzecim rozbiorem Polski a śmiercią Franciszka Dionizego Kniaźnina, czyli w latach 1795-1807. Podmiot liryczny używa zaimków przysłownych, „niegdyś”, „kiedyś”, cechujących się dużym stopniem nieokreśloności. Bohaterem pierwszoplanowym jest tu Kniaźnin – sentymentalny poeta stanisławowski. Żołnierz, choć znalazł się na drugim planie, jest postacią fabularnej puenty. Więc obaj bohaterowie są równorzędni, co podpowiada tytuł. Obaj zaświadczają o fascynacjach Lechonia ludźmi szalonymi i czującymi. To wskazuje na elementy tradycji romantyzmu, za którą autor się opowiadał i którą współtworzył.

Bohaterami są wykształcony, wrażliwy poeta i prosty, młody żołnierz bez nogi. Wybierając, osadzony w historii, temat zaakcentował autor polską odmienność znanego literackiego motywu. Łączy ich sprawa, którą obaj przypłacili cierpieniem. Jednak to ich nie przybliża. Każdy cierpi inaczej i samotnie. Nie są w stanie zrozumieć jeden drugiego. Ta przypowieść mówi, że utrata niepodległości może się okazać zwiastunem największego kalectwa narodu, duchowej dezintegracji.

Lechoń starał się nobilitować Kniaźnina. Ze względu na charakterystyczną wyobraźnię i walory języka wydawał się Kniaźnin prekursorem romantyzmu. Lechoń pisał, że wśród niedocenianych wierszy autora są perły prawdziwe języka bogatego, ciepłego, wyobraźni szczerze poetyckiej, metafory nowej i śmiałej. Sama biografia Kniaźnina była na wskroś tajemnicza, miała coś z romantyczności. Kochał on Polskę, a po utracie niepodległości odszedł od zmysłów. Jednak ten proces chorobowy nie był gwałtowny lecz powolny. Dodatkowo kochał się w kobiecie, która wyszła za mąż za innego. To był dla niego cios. Wiara religijna łączyła się w nim z miłością ojczyzny.

Lechoń wprowadzając postać żołnierza zaakcentował szacunek dla prawdy historycznej. Świat wewnętrzny utworu koresponduje z rzeczywistością pozaliteracką. Wiele utworów lirycznych z okresu oświecenia były echem doznań poetów po utracie niepodległości. Poeci nie tylko twórczością towarzyszyli żołnierzom na polach bitew, zdarzało się, że sami byli rycerzami.

Wiersz ten jest przypowieścią. Mimo bogatych nawiązań historycznych stanowi parabolę, ma wymowę ponadczasową. W pewnym stopniu odnosi się do II wojny światowej. Należy wiersz ten do wojennego tomu Lechonia „Aria z kurantem”. Oprócz niego znajduje się tam 11 innych trzyzwrotkowych wierszy. Łączy je ze sobą strona formalna, a także tematyka – wszystkie mówią o wojnie o niepodległość, żołnierzach, Polsce. Wszystkie posługują się rytmicznym tokiem „Pana Tadeusza”. Brzmią one muzyką podobną do muzyki epopei Mickiewicza, ale także inną, stricte Lechoniową. Sugerują nam one że mamy do czynienia z twórczością liryczną podejmującą zadania epiki. Nawiązania te korespondują z epickością, zamierzona przez Lechonia. Wszystkie utwory mają swoją puentę.

Sposób patrzenia przez pryzmat „człowieka wiecznego” przynależy do wątków judeochrześcijańskich, jak i grecko-rzymskich. Oba wątki były bliskie Kniaźninowi, bohaterowi wiersza Lechonia.

Kniaźnin, bohater wiersza Lechonia, nie wytrzymał próby czasu. Uciekł w szaleństwo, interpretowane, przez podmiot liryczny, jako nieświadomość rzeczy i spraw świata. Ta sama przyczyna – upadek Rzeczpospolitej – wywołała dwie, różne postawy. Inną u Kniaźnina, inną u młodego żołnierza. Nie akceptując obłąkania poety, żołnierz odniósł się doń z sarkazmem. Jako człowiek czynu miał prawo do tego. Broniąc ojczyzny, utracił nogę. Nie potrafił więc (może nie chciał) zrozumieć cierpienia pisarza.

Dopiero po ok. pół wieku szaleństwo stało się chorobą modną. Dla niektórych było ucieczką od rzeczywistości niewoli narodowej, dla innych pułapką, zalążkiem nihilizmu. Jednak polski romantyzm sprawiał, że bohaterowie (literaccy i rzeczywiści) przechodzili metamorfozę duchową. Nie przestając być poetami stawali się wojownikami. Jednak Kniaźnin nie zaznał takiej metamorfozy.

Spotkanie Kniaźnina i żołnierza ma wymiar symbolu. Podmiot liryczny nie wypowiada się po żadnej ze stron. Unaocznia zdarzenia, rezygnując z komentarza. Utwór Lechonia mówi o klęsce państwa i spowodowanych przez nią zagrożeniach dla duchowej tkanki bytu narodowego. Przedstawia moralny niepokój o kształt przyszłości. Dezintegracja może unicestwić proces długiego trwania narodu.

Oprócz semantyki historycznej dysponuje symbolicznym planem zdarzeń, który wykracza poza epokę stanisławowsko-napoleońską. Daje się odnieść do czasów II wojny światowej. Przypadkowe spotkanie bohaterów wiersza Lechonia sprawia wrażenie zgrzytu. Szczególnym stopniem idealizacji okazuje się przemiana poety w rycerza niepodległości. Ma wymiar symboliczny, ideowo-moralny. Sygnalizuje metamorfozę marzyciela w człowieka czynu. W historii wiele takich przykładów:

-         Poeci-żołnierze z czasów kościuszkowskich

-         Poeci-żołnierze z czasów napoleońskich: Wybicki, Godebski

-         Poeci-żołnierze listopadowi: Goszczyński, Suchodolski, Pol

-         Poeci-żołnierze styczniowi: Romanowski

-         Poeci-żołnierze wielkiej wojny: Mączka, Teslar, Wierzyński, Wittlin, Iłłakowiczówna

Świadczy to o wielopokoleniowym dążeniu do niepodległości bytu, który stanowi gwarancję normalnego życia narodu.

Liryk Lechonia mocno tkwi w realiach historycznych i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin