ZAG. 15.docx

(50 KB) Pobierz

ZAGADNIENIE 15.

TRADYCJE NORWIDA W POEZJI LAT 1914 – 1939

Opinię o zgoła naskórkowym traktowaniu tradycji Norwida przez poezję dwudziestolecia sformułował Kazimierzy Wyka: „Liryka dwudziestolecia – pisał – stała z wielkich naszych najgłówniej pod znakiem Norwida. […] Było dosyć częste w dwudziestoleciu: trawestacja frazy, słownictwa i rytmiki Norwida, przejmowanie najbardziej dostępnej warstwy jego sztuki”. Opinię tę powtórzył kilkakrotnie. Wynikała ona z przekonania, że poetom dwudziestolecia chodziło o „naśladownictwo […] rytmu i formy, pastisz ulubionych obrazów z Norwida”.

Od początku dwudziestolecia był Norwid tradycją w miarę żywą, choć traktowaną z nieufnością. Pojawiał się przecież na zasadzie młodopolskiego spadku po Miriamie (Zenonie Przesmyckim).

Ówczesną obecność tradycji Norwida dokumentuje antologia Andrzeja Mierzejewskiego i Zbigniewa Sudolskiego „Głosów zbieranie”. Wiersze o Norwidzie 1841 – 1980. Zgromadzone w niej utwory to przede wszystkim stylizacje i pastisze, choć znajdują się w niej także wiersze zasługujące na uwagę.

Przykładem może być wiersz Eugeniusza Małaczewskiego „Czasy idą” (1922).

„CZASY IDĄ”

-   Wiersz wyraża niepokój z powodu potargania przez „Sztukę polską” „tej złotej nici, co pozostała […] po Norwidzie”.

-   Jest to niepokój z powodu odrzucenia tradycji poezji mądrej, odpowiedzialnej za teraźniejszość i przyszłość, dojrzałej, nakierowanej na ducha Ewangelicznej prawdy.

-   Ów niepokój miał swoje uzasadnienie: został wypowiedziany w momencie, gdy poezję zdominowali skamandryci, czciciele kabaretu, „wiosny i wina”, sztubackiego witalizmu i beztroski, odżegnujący się od nurtu tradycji rdzenie polskiej, narodowej. Słowem: kiedy w miejsce poezji i sztuki traktowanej jako sacrum, zaczęła pojawiać się poezja i sztuka „masowa”, istne „profanum”.

-   Niepokój ten miał wymiar moralny, stąd odwołania do romantycznej religijności i duchowości.

O, Sztuko polska, zawczasu się kórz:

Tyś potargała tę złotą nić,

Co pozostała ci po Norwidzie

Sromotę kryjesz girlandą róż,

A w obcym chadzasz wśród nas bezwstydnie,

Chcesz jenu u-żyć, ale nie żyć.

Idzie do świata wiek Parakleta

Drogami wojen, szlakami burz,

Niby wspaniały boski kometa

Z obliczem słońca, a w szatach zórz.

Idzie do Polski wiek Parakleta

Czasy nastają, zbliża się cud…

Jest gdzieś u naszych dziejowych wrót:

Wódz – Mąż Narodu – Harfiarz – Poeta.

Wiersz Małaczewskiego pojawił się jakby nie w porę – dziesięć lat za wcześnie. Bowiem nowa, awangardowa świadomość literacka nie sprzyjała takiemu poezjowaniu. Cieszono się, że sztuka jest wreszcie wyzwolona od obowiązków patriotycznych i moralnych. Była to radość złudna. Na dłuższą metę zdawała się pełnić role tamy w dialogu z dziedzictwem romantyzmu, pojmowanym jako źródło tradycji kluczowych. Bez takiego dialogu kultura zaczyna usychać. Zwolnienie sztuki z obowiązków patriotycznych i moralnych sprzyja niszczeniu korzeni. Grozi stagnacją. Zapowiada dekadencję i nihilizm. Sztuka staje się czymś w rodzaju zasłony dymnej, czapki niewidki, bądź maski błazna. Artysta zaś i jego świat ulegają degradacji.

Małaczewski był jednym z nielicznych wyjątków poetów formułujących refleksję poetycką na wzór Norwida. Mało kto był wówczas świadom zagrożeń wynikających z odrzucenia tego typu poezji. Raczej niewielu zdawało sobie sprawę z obowiązku zakorzenienia każdego artysty w tradycji. Oprócz Małaczewskiego byli to: Antoni Lange, Jerzy Liebert, Jan Lechoń, Alfons Dzięciołowski.

Norwid, nie rozumiany, budził zwykle odruch niechęci. Pokazał to Liebert w wierszu „Rozmowa o Norwidzie”.

„ROZMOWA O NORWIDZIE”

-   Autor posłużył się norwidowską techniką obrazowania: drobiazgami, sprzecznościami, a nade wszystko niespodziewaną paralelą, która wprowadza cień ironii o zaskakujących odcieniach.

-   W świecie wewnętrznym wiersza nikt nie zaakceptuje poezji romantyka – odmieńca. Również nikt nie zaakceptuje białej róży. Może dlatego, że choć piękna, straszy kolcami?

-   Wiersz ten posiada wartość dokumentu. Paradoksalnie zaświadcza o podejmowaniu tradycji kwestionowanej.

Mówiono o Norwidzie, oprawnym we wstążki.

W zleconych rogach lśniącym na stole w salonie

Rzeki ktoś, do kart niechętnie przybliżając dłonie

 

- Wszystko jest tu niejasne, wolę proste książki

I dalej się o wierszach toczyła rozmowa

Jedni ganili ciemność, inni - zdań zawiłość.

Czy w wierszu jest prawdziwa, czy udana miłość?

Najpiękniejsza poezja to są zwykle słowa

 

Nagle wiatr rozwarł okno i won przywiał z ale).

Wszedł wieczór, za mm niebo różowe od chłodu

Ktoś cisnął białą różę między nich z ogrodu

Umilkli, obrażeni - i mówiono dalej.

 

U progu lat dwudziestych Norwid okazywała się tradycją jednych zastanawiającą, dla innych niepokojącą, a nawet drażniącą. Jednak nie sposób było przejść koło niego obojętnie. Sygnałów na to mamy w tym wierszu kilka:

-         Wypowiedź bliżej nieznanej postaci: „Wszystko jest tu niejasne, wolę proste książki”.

-         Słowa podmiotu: „Jedni ganili ciemność, inni – zdań zawiłość”.

-         Puenta, ostatni wers: „Umilkli, obrażeni i – mówiono dalej”. [ Podmiot nie solidaryzuje się z postaciami utworu, traktując je jak bezduszną zbiorowość, dlatego używa formy bezosobowej czasownika „mówiono”.]

Drugim wierszem o charakterze dokumentu pastiszu jest utwór Dzięciołowskiego „Cyprianowi Norwidowi” (1927).

„CYPRIANOWI NORWIDOWI”

Coś ty uczynił braciom swym Norwidzie,

Że lat pięćdziesiąt od twej śmierci idzie,

A oni… Boże!... prócz dziesięciu wiernych

Słów kochających twych i miłosiernych

Nie wzięli w serce!

(…)

Sprzeczne się ciała – rzekłeś – spaja ćwiekiem,

I wielkich zawsze grzebano powtórnie,

Lecz kto, Kamilu, jak ty był człowiekiem,

I człowieczeństwo stawił na koturnie,

Ten, mimo woli tych, dla których czystość

Myśli – chimerą w pogardzie imienia,

Bezosobowo wchodził w rzeczywistości

Przez pokolenia

 

-  Autor sparafrazował utwór Norwida „Coś ty Atenom, zrobił, Sokratesie…(inc.)”.

-  Zrobił to, by swego bohatera zrównać w każdym calu z greckim filozofem.

-  Miedzy wierszem Dzięciołowskiego, lirykiem Norwida granica słowna i muzyczna ulega zatarciu. Niektóre obrazy przenikają, przenikają znaczenia. Nawet ironia zdaje się być ta sama.

-  Autor, mając na uwadze słowa romantyka podane obok, uderza w wieszczy ton.

-   Na przekór tym, „dla których czystość myśli – chimerą”, przepowiada anonimowe wchodzenie Norwida „w rzeczywistość przez pokolenia”. Autor rozumował trafnie.

„COŚ TY ATENOM, ZROBIŁ, SOKRATESIE…” – FRAGMENT

Każdego z takich jak Ty świat nie może

Od razu przyjąć na spokojne łoże,

I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem,

Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,

Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem

Później… pierwej…

Im bardziej kwestionowany, tym bardziej Norwid stawał się ważny. Nabierał znaczenia. Urastał do wymiaru patrona, którym go okrzyknęli poeci następnego pokolenia. Zanim do tego doszło, Norwida wybierali na obiekt twórczych zainteresowań skamandryci, Julian Tuwim i Jan Lechoń. Obaj reprezentowali typ „poetae docti” (poetów uczonych?), wrażliwych na brzmienie i sens słowa, wsłuchanych w dziedzictwo przeszłości, obdarzonych umiejętnością wczuwania się w życie i dzieło ulubionego artysty z przeszłości. Różnili się jednak między sobą. Lechoń cechował się dodatkowym zmysłem – „zmysłem historycznym”.

T. S. Eliot podaje następujące cechy takiego zmysłu:

-         Jest niezbędny dla twórcy chcącego pozostać poetą po skończeniu 25 roku życia;

-         Wymaga rozumienia przeszłości istniejącej w przeszłości i teraźniejszości;

-         Poeta ma „czuć w kościach” nie tylko swoją współczesność, ale także całość literatury europejskiej i wraz z nią również literatury ojczystej, współistniejących razem i składających się na pewien ład;

-         Jest on odczuciem tego, co przemijające oraz ponadczasowe i przemijające zarazem, rozstrzyga o tradycjonalizmie pisarza;

-         Czyni pisarza najbardziej świadomym swojego miejsca w czasie i własnej współczesności.

Takim poetą był Lechoń jako autor wierszy o wybitnych twórcach: Dantem, Słowackim, Conradzie, Byronie, Norwidzie. W Norwidzie widział spadkobiercę wielkich kultur Morza Śródziemnego: grecko – rzymskiej i Judeo – chrześcijańskiej. Dostrzegał w nim „człowieka wiecznego”.

„NORWID” (1928)

-   Lechoń, poprzez wypowiedź opartą na apostrofie, sugeruje dialog z Norwidem;

-   Dzięki różnym planom znaczeniowym można odnieść wrażenie, że dla podmiotu jego wyczuwany, tytułowy rozmówca – którego kwestii nie słychać bezpośrednio – jest postacią z krwi i kości, ale człowiekiem wyjątkowym, bo „człowiekiem wiecznym”.

-   Utwór ten jest swego rodzaju esencją Norwidowskiego klimatu estetycznego. Stanowi ją charakterystyczna leksyka wiersza, muzyka sugerująca pogłos historii mieszający się z rytmem teraźniejszości.

-   Liryk Lechonia zawiera ekstrakt owego zjawiska artystycznego, któremu na imię – Norwid.

Imię twoje jak czarne i strzeliste cyprysy,

A wkoło – greckie kolumny.

Słowa twe – odskrobane starożytne napisy,

Ty – dumny!

Gdzie idziesz – głęboki aksamit traw

Malachitowy,

W ręku twoim – księga praw,

Sowa u głowy.

Historia układa fałdy swych szat

Nad wodami potoku.

Kraj nasz – ziemia,

Tysiąc lat

– Jednego roku.

Skąd masz róże? Ziemia leży

Śniegiem pokryta.

Idziesz, gdzie Kopernik w szubie, w mróz na wieży

Z gwiazd czyta.

 

Przyjęło się, że Norwid – jako tradycja wybierana świadomie – zaczął oddziaływać mocno i wyraźnie na poezję dwudziestolecia dopiero po roku 1927. Jerzy Kwiatkowski łączy to zjawisko z przełomem w działalności programotwórczej, której koniec nastąpił około roku 1926. Nastąpił wówczas zwrot ku programom nawołującym literaturę do podjęcia – z powrotem – służby społecznej. Dzieje się tak dlatego, że punktem odniesienia nie jest już odzyskanie niepodległości, ale rosnący po przewrocie majowym autorytaryzm rządów, kryzys gospodarczy, bezrobocie, konflikty społeczne, rosnące zagrożenie polityczne. Nowe programy były mniej zindywidualizowane, dalsze od polityki stricte literackiej, bardziej ogólnikowe, a także mniej twórcze i mniej oryginalne.

Innym czynnikiem sprzyjającym „modzie na Norwida” był klimat myślowy dwudziestolecia. Odpowiedni klimat tworzyła publicystyka „Drogi” – na pięćdziesięciolecie śmierci (1933) poety wydała zeszyt specjalny o życiu i twórczości Norwida.

Przyjęło się jednak, że najbardziej „norwidyzowała” „Kwadryga”. To na jej łamach Bibrowski nawoływał do sprzeciwu wobec „fali zracjonalizowania w dziedzinie sztuki”. W pewnym sensie opowiadał się za irracjonalizmem. Ów sprzeciw należało realizować za pomocą „postawy romantycznej”, która autor identyfikował z postawą rewolucyjną. Ona jednak wykluczała irracjonalizm, wiodła w kierunku socjologizowania, znieczulała na duchowość i metafizykę.

W poezji kwadrygantów można dostrzec czasem dobrą znajomość Norwida. Chwilami zaś widać poniekąd naturalne rozmijanie się z Norwidem. Dochodzi do głosu błędna interpretacja, czego przykładem jest książka Mariana Piechala „O Norwidzie” (1937). Piechal odczytywała Norwida niemal po marksistowsku, co musiało wywołać odruch zdumienia i sprzeciwu. Rozmijanie się z intencjami Norwida – poety, myśliciela, moralisty i mędrca – nie należało wtedy u Pichala do rzadkości. Tak dzieje się też w wierszu „Pożegnanie Norwida” (1931).

„POŻEGNANIE NORWIDA” FRAGMENTY

Tobie, Cieniu, wplątana w ostre zasieki i druty

armia trupów spalonych zawdzięcza śmierć za ojczyznę.

W sprzęt przybrany bojowy, w starą mundurów zgniliznę

stąpa korpus przez wrogów gazem do szczętu wytruty.

Inwalidów korowód szczudeł klekotem Cię żegna,

żre ich ogień gruźliczy, w płucach gotuje się flegma…

- Idą, idą, odchodzą i milkną w oddali.

Ziemia echo oddaje. Śpiew zalatuje koguci.

Jeszcze tylko na wzgórzu błysną w kolumnach ze stali,

lunatycznie świetliści, jakby z księżyca wykuci…

 

- Żegnaj, Cieniu straszliwy! […]

 

- Przeciw Tobie idziemy, Twoje zrodziły nas kości,

rytmem  Twego rapsodu parci jak starą ostrogą –

aż się wola wyrówna i bohaterstwo uprości,

żyć chcą szerzej i wzniosłej, umierać ciszej i prościej!

……………………………………………………………………………….

Żegnaj – Cieniu…

-   Jest to stylizacja na Norwidowski heksametr – „Bema pamięci żałobny – rapsod”. Stylizacja polemiczna, stąd słowa: „Przeciw Tobie idziemy” – wynikała z mody na pacyfizm.

-   W tej polemice autor kwestionuje istotę patriotyzmu, polski tyrteizm romantyczny. Sprzeciw Piechala wywołuje jednak zdziwienie, ponieważ Norwid nigdy nie stawał po stronie płytko rozumianego tyrteizmu, choć fascynowali go wybitni bojownicy wolności. Opowiadał się przeciw wojnom i powstaniom, potępiał je.

Owo odrzucenie Norwida dowodziło aktywnej postawy Piechala względem romantyka. Stanowiło naturalny przejaw tradycji, która wówczas staje się żywa, gdy wobec niej zachodzi każdorazowo wybór, interpretacja oraz przewartościowanie.

Norwid, odrzucany, interpretowany od nowa, często w sposób publicystyczny, niepokoił, stawał się ważny, a nawet zniewalał. Świadczą o tym dwa inne utwory Piechala: „Głowa Norwida” (1933) oraz „Norwid w Paryżu” (1935). Szczególnie zaś pierwszy z nich.

„GŁOWA NORWIDA”

-   Ciekawą wypowiedź na temat tego wiersza przedstawił Ziemowit Skibiński. Twierdzi on, że wiersz „Pożegnanie Norwida” zapowiadało walkę o tego poetę, jednak wydany dwa lata później wiersz „Głowa Norwida” nie spełnia zapowiadanej obietnicy. „To po prostu kunsztowny penegiryk, ale jednocześnie będący poetycką wykładnią […] Norwida”.

Nieco naprzód podana wypukłością czoła

głowa, naczynie pełne płomiennego ducha,

[…]

Jasność, ach jasność taka od tej głowy bije,

że  się ją wchłania w siebie, lecz wzrok przed nią kryje,

i zamknąwszy powieki, widzi coraz szerzej,

i prawd się nie przejmuje już, ale w nie wierzy,

i podnosi się w sobie, i sobie ślubuje

być wiernym aż do śmierci temu, co się czuje,

i trwać w tym fanatyzmie jak w warowni Troi,

i być tam dla swych czasów, kim on był dla swoich…

Takiej postawie będzie Piechal wierny. Przyzna się do popełnionych niegdyś błędów interpretacyjnych, skoryguje je i wyda w zbiorze szkiców „Mit Pigmaliona”. Mimo to nie wyzwoli się on całkowicie od nawyku socjologizowania. Nie zmienia to faktu, że jego publikacje są istotne dla tych rozważań. Dowodzą one, że akceptacja całego Norwida była mało prawdopodobna. Unaocznia to także prawidłowość funkcjonowania każdej tradycji, ponieważ aby mogła ona zaistnieć, musi nastąpić świadomy wybór. Tak się działo w dwudziestoleciu. Od poznania kilku utworów, a więc wybiórczo, zaczyna się pojmowanie Norwida jako artysty, myśliciela, człowieka. Znamiennym jest jednak fakt, że na odbiór tradycji wpływał ideowy punkt widzenia jej interpretatorów. Norwid był więc zdany na łaskę i niełaskę jego interpretatorów.

Dwudziestolecie na różne sposoby sprzyjało tradycjom Norwida. Znalazł się on w centrum uwagi w związku z ożywaniem wśród twórców dążeń do sztuki czystej, do czystej poezji, a wreszcie do klasycyzmu. Nie były to jedyne powody. Przychylnie patrzono na język mówiony, który zyskiwał prawo obywatelstwa w poezji, musiano więc zauważyć jego obecność w utworach Norwida. Poezja awangardy uczuliła na widzenie świata w sposób syntetyczny, migotliwy, nerwowy – taki, jak u Norwida. Norwid okazywał się nowoczesny! Wyprzedziwszy swoja epokę pod wieloma względami pasował do tendencji estetycznych dwudziestego wieku.

Na początku lat 30. Władysław Broniewski mówił: „Norwid był jednym z najbardziej świadomych intelektualnie artystów polskich swej epoki. I dlatego nie jest chyba przesada twierdzenie, że dzisiejsza liryka, ta nowa, nowoczesna, bardzo wiele zawdzięcza Norwidowi”, choć nie był on „poeta dla wszystkich, ani nawet dla wszystkich poetów”, jednak poeta, w którym drzemie choć odrobina talentu, „nie może nie szukać <natchnienia> oraz autentycznej myśli poetyckiej w lirykach Norwida”. Dzieje się tak m. in. dlatego, że „jedynie Norwid potrafił niemal doskonale stopić w jedno formę i treść. […] Był niewątpliwie nowoczesny. […] Można by nawet powiedzieć […], że Norwid jest nowocześniejszy np. od Wyspiańskiego czy nawet Witkacego… I dlatego […] znajdujmy się zaledwie przy <zapowiedziach> zmartwychwstania Norwida.”

W dwudziestoleciu Norwid okazywał się więc niejako „na czasie”. Tego zdania byli też krytycy, np.: Krystyna Grabowska, Karol Irzykowski.

Grabowska o...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin