Szklarski - 2 Tomek na Czarnym Lądzie.pdf

(1080 KB) Pobierz
Szklarski - 2 Tomek na Czarnym L¹dzie
Alfred Szklarski
Tomek na czarnym lądzie
Spis treści:
1. Niezwykłe safari
2. Przygotowania do wyprawy
3. W drodze do Nairobi
4. Nocny strzał
5. Witaj, Kirangozi
6. Polowanie na lwy
7. Czarne oko
8. Bosman pokazuje pazury
9. Opór Murzynów
10. Tajemniczy napad
11. U źródeł Nilu Białego
12. Zasadzka
13. Na dworze kabaki Bugandy
14. Cień tse-tse
15. W mroku dŜungli
16. Leśni ludzie
17. Łowy na goryle
18. NajniŜsi ludzie świata
19. Na tropie okapi
20. śelazne pazury
21. Klęska i zwycięstwo
22. Polowanie na słonie i Ŝyrafy
23. Zakończenie
 
Londyn, dnia 20 czerwca 1903 roku.
Droga Sally!
Wczoraj przyjechał do Londynu mój kochany Ojciec! Wiesz juŜ zapewne, co to
oznacza. Wyruszamy na nową wyprawę łowiecką, tym razem do Kenii i Ugandy w
Afryce. Będziemy chwytali: goryle, hipopotamy, nosoroŜce, słonie, lwy i Ŝyrafy! Czy
moŜesz to sobie wyobrazić?! Po usłyszeniu tej wiadomości nie spałem niemal całą
noc, myślałem juŜ o niezwykłych przygodach, jakie mogą się nam przydarzyć na
Czarnym Lądzie.
Jutro wyjeŜdŜamy do Hamburga. Ojciec spotka się tam z panem Hagenbeckiem
trudniącym się sprzedaŜą dzikich zwierząt do cyrków i ogrodów zoologicznych.
Ojciec z panem Smugą, tym sławnym podróŜnikiem i łowcą zwierząt, którego
poznałaś podczas naszego pobytu w Australii, pracowali do tej pory w
przedsiębiorstwie pana Hagenbecka. Ale obecną wyprawę organizujemy całkowicie
na własną rękę. Stało się to moŜliwe dzięki spienięŜeniu bryły złota ofiarowanej mi
w Australii przez pana O’Donella, gdy dopomogłem jemu i jego synowi w
uwolnieniu się z rąk rozbójników.
Udajemy się więc do Afryki. Oprócz ojca i pana Smugi jedzie z nami równieŜ
bosman Nowicki. Oczywiście zabieram mego wiernego Dinga. Zmienił się bardzo
od czasu, kiedy ofiarowałaś mi go na pamiątkę. Z młodego, rozkosznego psiaka
przeistoczył się w dzielnego Przyjaciela. Oddaliśmy go w Anglii do specjalnej szkoły,
gdzie przyucza się psy do polowania na grubego zwierza. Byłabyś z niego dumna tak
jak ja, gdybyś mogła go teraz zobaczyć. W tej chwili leŜy przy moim biurku i
przekrzywiwszy głowę, spogląda na mnie, jakby wiedział, do kogo piszę.
Myślałem, Ŝe przed wyruszeniem na nową wyprawę uda mi się razem z ojcem
odwiedzić wujostwa Karskich w Warszawie. Tęskno mi trochę za nimi, bo przecieŜ
spędziłem u nich tyle lat po śmierci Matki. Nie jest to jednak moŜliwe, dopóki
Rosjanie okupują Warszawę. Na pewno zaraz by aresztowali Tatusia, który za
spiskowanie przeciwko carowi musiał uciekać za granicę.
Dziękuję Ci, kochana Sally, za miłe listy. Kiedy je czytam, zawsze mi się
przypomina, jak to dzięki Dingowi znalazłem Cię wtedy zagubioną w buszu w
pobliŜu Waszej farmy. Widzisz, Ŝe chętnie dotrzymuję obietnicy i często piszę w
swoim oraz Dinga imieniu. Mam nadzieję, Ŝe naprawdę przyjedziesz z wizytą do
Anglii, jak zapewniają Twoi Rodzice. Poznałem Twego Stryja, u którego masz
zamieszkać po przybyciu do Londynu. Mówił mi, Ŝe spodziewa się Ciebie za kilka
miesięcy. On równieŜ, chociaŜ nie jest juŜ tak młody, kocha podróŜe i przygody.
 
Teraz oczekuj moich listów z Afryki. Postaram się przesłać Ci kilka ciekawych
fotografii. Pozdrawiam Cię serdecznie, moja Droga Przyjaciółko, a Dingo liŜe
róŜowym jęzorem Twój mały nosek.
Tomasz Wilmowski
P. S. Dingo naprawdę polizał Twoją fotografię. Kupiłem doskonały nóŜ
myśliwski.
Tomek
 
NIEZWYKŁE SAFARI
Tomek poruszył się niespokojnie na wąskiej koi. Otworzył oczy i natychmiast
rozejrzał się po kabinie. Promienie wschodzącego słońca oświetlały ją przez
okrągły iluminator. Zrazu chłopiec nie mógł pojąć, dlaczego zbudził się
nieoczekiwanie o tak wczesnej porze. Zaczął więc czujnie nasłuchiwać; po
krótkiej chwili nie miał wątpliwości — jego sen przerwało nagłe znieruchomienie
statku.
Zgrzyt łańcuchów opuszczanych kotwic oznaczał, Ŝe przybyli juŜ do Mombasy
w Afryce Równikowej.
Tomek zerwał się z koi. Szybko narzucił na siebie ubranie, po czym wybiegł
na pokład. Marynarze zakotwiczali statek w malowniczej zatoce. Błękitno-
zielone morze otaczał półkolem ląd porosły wspaniałą, tropikalną roślinnością. Z
dala moŜna było rozróŜnić strzeliste palmy kokosowe z pióropuszami koron
obok starych, zadziwiających ogromem baobabów, rozłoŜyste drzewa mangowe,
szerokolistne migdałowce i smukłe papajowce. Wśród drzew bieliły się mury
domów, a na wzgórzu w środku miasta sterczały rumowiska dawnej budowli
obronnej.
Białawe rafy koralowe, ciągnące się wzdłuŜ pokrytego bujną zielenią
wybrzeŜa, dodawały Mombasie niezapomnianego uroku.
W zatoce stało kilkadziesiąt statków ze zwiniętymi Ŝaglami. Większość z nich
miała nieskazitelny kształt starych arabskich Ŝaglowców. Gdy się na nie
spoglądało, wydawać się mogło, Ŝe tutaj czas nie postępuje naprzód. Od wieków
niezmiennie północno-wschodni monsun, wiejący od wybrzeŜy Azji, przywiewał
podobne stateczki do Mombasy, natomiast wiatr południowo-zachodni
umoŜliwiał im powrót do portów macierzystych. Jak dawniej, tak i teraz z
kuchni okrętowych mieszczących się pod płóciennymi dachami unosił się zapach
korzeni, którymi Arabowie zwykli przyprawiać poŜywienie.
Tomek rozglądał się z zainteresowaniem. PrzecieŜ port Mombasa miał bardzo
 
ciekawą, choć nie zawsze chlubną przeszłość. Od paru wieków stanowił niejako
bramę dla całej Afryki Wschodniej. Podczas dawnego najazdu Portugalczycy
spalili miasto, lecz dzięki węzłowemu połoŜeniu na szlaku komunikacji morskiej,
szybko dźwignęło się z popiołów. Przez długie lata Mombasa była jednym z
głównych ośrodków handlu niewolnikami. Dziesiątki tysięcy afrykańskich
Murzynów wywieziono stąd na dalekie kontynenty.
Tomek rozmyślał o tym i nie mógł po prostu pojąć, iŜ w tak uroczym zakątku
popłynęło tyle krwawych łez nieszczęsnych brańców.
— A to dopiero z ciebie ranny ptaszek! — odezwał się Wilmowski,
podchodząc do syna ze Smugą i bosmanem Nowickim.
— Zbudziłem się, gdy maszyny ucichły na statku — odparł chłopiec. —
Podziwiam piękny krajobraz i stojące w porcie malownicze stare Ŝaglowce.
Zastanawiam się, czy nie słuŜyły do wywoŜenia stąd niewolników.
— Jestem tego niemal pewny — wtrącił bosman Nowicki i zaraz dodał ciszej:
— Słyszałem, brachu, Ŝe w Mombasie podobno jeszcze teraz handluje się ludźmi.
JeŜeli masz wielką ochotę, to za sztukę perkalu moŜesz kupić tutaj Murzyna lub
Murzynkę.
— Czy to naprawdę moŜliwe, tatusiu? — zapytał Tomek, gdyŜ niezbyt
dowierzał słowom Ŝartobliwego bosmana.
— W roku tysiąc osiemset czterdziestym piątym Anglicy wymogli na
miejscowym sułtanie podpisanie porozumienia zakazującego wywoŜenia
niewolników z Afryki Wschodniej. Łatwiej jednak było spowodować zawarcie
umowy, niŜ dopilnować zaprzestania handlu przynoszącego duŜy dochód
Arabom oraz niektórym kacykom murzyńskim. Nic więc dziwnego, Ŝe i dzisiaj
jeszcze handluje się w tym kraju niewolnikami — odpowiedział Wilmowski.
Tomek nie prosił o dalsze wyjaśnienia, gdyŜ uwagę jego pochłonęła duŜa
motorówka, w której przybyli na statek angielscy urzędnicy portowi. Dzięki
rekomendacjom Hagenbecka, dobrze znanego władzom angielskim, Wilmowski
szybko załatwił wszelkie formalności celne i łowcy wkrótce mogli zejść na
wybrzeŜe.
W porcie panował nadzwyczaj oŜywiony ruch. Murzyni oraz Arabowie
rozładowywali i załadowywali statki, w zakamarkach pokładów bawiły się
gromady brudnych, półnagich dzieci. Murzyńscy rybacy wynosili z łodzi kosze
pełne wielkich, kolorowych krabów, poruszających niezgrabnie długimi
kończynami.
Dalsze obserwacje Tomka i jego towarzyszy przerwał wysoki, chudy
męŜczyzna, który właśnie do nich podszedł.
— Czy mam przyjemność powitać panów Wilmowskiego i Smugę? — zapytał,
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin