kazusy obiektywne przepisanie z zaniechania oraz strona podmiotowa.pdf

(145 KB) Pobierz
Materiały dodatkowe do wykorzystania na ćwiczeniach
dla grup zaocznych – Piotr Dariusz Zakrzewski
Kazusy na zaniechanie
1. Zbigniew W. pracował jako ratownik strzeżonego kąpieliska w miejscowości U. Podczas
jednego z pochmurnych dni siedział znudzony w pobliżu wieżyczki obserwacyjnej. Na plaży
było niewielu wczasowiczów, nikt nie pływał. Zwyczajny szary dzień, podczas którego
musiał odsiedzieć swoje osiem godzin. Wkrótce na plaży zjawiła się grupka znajomych
Zbigniewa W., przebywających w U. na wakacjach. Przynieśli ze sobą kilka butelek wina.
Przysiedli się do Zbigniewa W., otworzyli wino i wesoło gawędzili. Spotkanie z każdą
chwilą stawało się coraz bardziej sympatyczne. Jeden ze znajomych, Jacek H., zaczął
namawiać Zbigniewa W. do wypicia kilku kieliszków wina. Początkowo Zbigniew W.
odmawiał twierdząc, że jest w pracy i nie może sobie pozwolić na picie alkoholu. Kiedy
jednak Jacek H. nalegał mówiąc, że wypicie wina będzie próbą ich przyjaźni, Zbigniew W.
zgodził się na spożycie niewielkiej ilości alkoholu. Po chwili obok wina pojawiła się butelka
wódki. Zbigniew W. pił coraz więcej. Kiedy całe towarzystwo było już mocno
„podchmielone”, pływający w morzu mężczyzna, którego Zbigniew W. wcześniej nie
zauważył, zaczął krzyczeć, wzywając pomocy. Zbigniew W. poderwał się na równe nogi
i wskoczył do wody. Po przepłynięciu kilku metrów zaczął się topić. Nie mógł płynąć ze
względu na spożyty wcześniej alkohol. Dwa razy ponowił próbę, jednak zawsze tonął
i musiał zawracać. Wyszedł z wody i poprosił znajomych, aby ratowali tonącego. Jacek H.,
pijąc wcześniej tylko niewielkie ilości wina i posiadający również uprawnienia ratownika,
nawet nie wszedł do wody. Po kilku minutach mężczyzna utonął.
Oceń odpowiedzialność Zbigniewa W. i Jacka H.
2. Janina D. oraz jej mąż Witold D. zamieszkiwali wspólnie ze Stefanem T. w jednym lokalu.
Stefan T. wynajmował od małżeństwa D. jeden pokój, korzystając wspólnie z właścicielami
mieszkania z kuchni oraz toalety. Ze względu na wybujały temperament Janiny D. między
nią a lokatorem Stefanem T. dochodziło do częstych kłótni. Na wszelkie możliwe sposoby
starali się oni utrudniać sobie wspólne mieszkanie. Pojawiające się ciągle złośliwości
uczyniły z życia Stefana T. w mieszkaniu państwa D. istne piekło. Również stosunki między
małżonkami nie układały się najlepiej. Janina D. miała oficjalnego „przyjaciela”, ich
małżeństwo miało jedynie formalny charakter. Będąc jedyną właścicielką mieszkania Janina
D. starała się za wszelką cenę zmusić swojego męża do jego opuszczenia. Chciała w ten
sposób stworzyć sobie dogodne warunki do zamieszkania wspólnie z przyjacielem. Witold
D. i Stefan W. solidaryzowali się w uczuciu nienawiści do Janiny D. Doprowadzany do
szewskiej pasji postawą żony Witold D. od dłuższego już czasu poszukiwał skutecznego, a
zarazem nie wzbudzającego podejrzeń sposobu zgładzenia żony. Podobne pomysły rodziły
się także w głowie Stefana T. Wielokrotnie podczas wspólnego użalania się na Janinę D.
przy alkoholu mężczyźni zastanawiali się nad znalezieniem możliwości pozbycia się jej.
Witold D. często opowiadał swojemu znajomemu Dariuszowi Z. o zamiarze zabicia żony.
Ten nie traktował jednak tych wynurzeń poważnie, ponieważ z reguły ich rozmowom
towarzyszył alkohol, a sam sposób opowiadania o zamiarze zgładzenia żony miał dla
Dariusza Z. charakter konwencji, w jakiej rozżalony mąż opisuje łączące go z żoną stosunki.
1
781352785.007.png 781352785.008.png
Materiały dodatkowe do wykorzystania na ćwiczeniach
dla grup zaocznych – Piotr Dariusz Zakrzewski
W południe 14 kwietnia 1996 r. Witold D. po powrocie do domu zastał swoją żonę
leżącą na podłodze w kuchni. Drzwiczki do piekarnika w kuchence były otwarte,
a w mieszkaniu wyraźnie wyczuwalny był zapach gazu. Witold D. spojrzawszy na
nieprzytomną żonę wykręcił korki instalacji elektrycznej, aby zabezpieczyć mieszkanie
przed mogącym nastąpić wybuchem, po czym wyszedł na klatkę schodową zapalić
papierosa. W chwilę później udał się do pobliskiego baru na obiad. Spędził w nim około 1,5
godziny. W tym czasie do mieszkania powrócił Stefan T. Zorientowawszy się, że Janina D.
próbuje popełnić samobójstwo, wyszedł z mieszkania i udał się na spotkanie z przyjaciółką.
Po powrocie z baru do domu Witold D. otworzył wszystkie okna w mieszkaniu i mimo iż
miał telefon w domu, spacerkiem udał się do położonego nieopodal komisariatu Policji. Tam
poinformował dyżurnego o próbie samobójstwa, jaką podjęła jego żona. Policjanci wezwali
karetkę pogotowia, po czym udali się do mieszkania Witolda D. Przybyły po kilkunastu
minutach na miejsce lekarz stwierdził zgon Janiny D. Sekcja zwłok wykazała, iż gdyby
lekarza wezwano pół godziny wcześniej, Janina D. zostałaby uratowana.
Oceń odpowiedzialność Witolda D. I Stefana T.
3. Janusz T. bardzo męczył swojego psa. Jego ulubioną zabawą było szczucie psem
przejeżdżających rowerzystów. Filipa J.- sąsiada Janusza T., takie zachowanie denerwowało.
Pewnego dnia spacerując wieczorem po mieście zobaczył pijanego Janusza T., który idąc
ulicą kopnął siedzącego przed furtką psa. Zdenerwował się bardzo, podbiegł do Janusza T.,
złapał za klapy płaszcza, podniósł lekko do góry i potrząsnął nim mocno, po czym postawił
go na ziemi, odwrócił się i odszedł. Janusz T., któremu zakręciło się w głowie przeszedł
chwiejnym krokiem kilka metrów, nastąpił na leżącą na ziemi skórkę pomarańczy,
przewrócił się uderzając głową w pobliski płotek i stracił przytomność.
Kilkanaście minut później przechodzień zauważył leżącego Janusza T. i wezwał
pogotowie. Karetka przyjechała za dwadzieścia minut. Znajdująca się w środku lekarka, gdy
samochód zatrzymał się nie wyszła nawet z karetki, rzuciła tylko okiem na leżącego Janusza
T. „Znowu pijany” rzuciła pogardliwie i kazała wracać kierowcy do bazy. Janusz T. zmarł po
kilku godzinach nad ranem na skutek wykrwawienia się. Okazało się bowiem, iż upadając
uderzył się tak silnie o drut wystający z płotka, iż doszło do rozerwania jednej z tętnic. Rana
ta była niezauważalna z okien karetki, lecz jeżeli lekarka wysiadłaby z samochodu to z całą
pewnością zobaczyłaby zranienie. Biegli orzekli, że gdyby Janusza T. natychmiast
przewieziono do szpitala możliwe byłoby jego uratowanie.
Oceń odpowiedzialność lekarki.
4. Konstanty K. mieszkał wraz z żoną i czteroletnim synkiem w wolno stojącym domu
położonym nieopodal jeziora, z dala od innych zabudowań wsi W. Na początku maja 1995 r.
żona Konstantego K. pojechała na zakupy do miasta, poruczając mu opiekę nad dzieckiem.
Koło południa, kiedy Konstanty K. zabierał się do przygotowywania obiadu, przybiegł do
niego — bawiący się dotąd w ogrodzie — synek; powiedział, że chciałby pójść nad jezioro
i poprosił ojca o pozwolenie. Konstanty K. z początku kategorycznie odmówił, tłumacząc
dziecku, że nie może z nim pójść nad jezioro, bo jest zajęty, a samego go w żadnym razie
2
781352785.009.png 781352785.010.png
Materiały dodatkowe do wykorzystania na ćwiczeniach
dla grup zaocznych – Piotr Dariusz Zakrzewski
nie puści. Gdy jednak synek — zaniósłszy się płaczem — dalej nalegał, Konstanty K. ustąpił.
Przykazał tylko dziecku, aby było bardzo ostrożne i pod żadnym pozorem nie wchodziło na
drewniany pomost, wcinający się w głąb jeziora. (Konstanty K. wiedział, że ów pomost —
zaniedbany i w każdej chwili grożący oberwaniem się do jeziora — to ulubione miejsce
zabaw jego synka.)
Tego samego dnia — godzinę przed tym, jak dziecko Konstantego K. pobiegło nad
wodę — w szuwarach okalających jezioro, w pobliżu drewnianego pomostu Stanisławowi S.
ze źle zabezpieczonej klatki wyśliznął się jadowity wąż, którego ukąszenie dla człowieka na
ogół kończyło się śmiercią. (Stanisław S. był kolekcjonerem płazów — przebywał na
wczasach w M., miasteczku oddalonym o 15 km od wsi W.). Stanisław S. starał się najpierw
sam odnaleźć węża, a gdy się to nie powiodło — udał się rowerem do M., aby powiadomić
o wszystkim Policję.
Synek Konstantego K. przebywał nad jeziorem blisko godzinę (większość tego czasu
— niepomny napomnień ojca — spędził na drewnianym pomoście). W drodze powrotnej do
domu przechodząc przez nadbrzeżne szuwary, nadepnął na ukrytego w nich węża; wąż
zareagował ukąszeniem i wstrzyknięciem jadu. Po kilkudziesięciu minutach sprowadzeni
przez Stanisława S. policjanci znaleźli zwłoki chłopca.
Oceń kwestię odpowiedzialności karnej Konstantego K. oraz Stanisława S. Czy
rysowałaby się ona inaczej, gdyby założyć, że przebieg wypadków poprzedzających
bezpośrednio śmierć chłopczyka był inny, a mianowicie, że nie został on ukąszony przez
węża, ale utonął, wpadając wskutek pośliźnięcia się z pomostu do jeziora?
5. Anna J. była matką dwóch synów: 3- letniego Józefa i 9 letniego Teodora.
Opiekowała się nimi de facto sama, ponieważ na swojego męża Piotra nie mogła liczyć- on
tylko pił, bił i przeklinał. Pewnego dnia rano dostała ze szkoły wiadomość, iż jej 9 – letni syn
doznał ciężkiego wypadku i został przewieziony na intensywną terapię do miejscowego
szpitala. Przerażona i zapłakana postanowiła zaraz tam jechać. Nie chciała tylko brać ze sobą
3 – letniego synka, który spokojnie bawił się klockami, ponieważ bała się, iż nie wpuszczą go
do szpitala. Ponieważ mąż jeszcze nie wrócił do domu z nocnej „imprezy” postanowiła
powierzyć syna opiece sąsiadki, która kilkakrotnie pilnowała jej dzieci, gdy ona wychodziła
po zakupy. Wybiegając z domu zapukała do jej drzwi, otwierając je jednocześnie i krzycząc
„Przypilnuj mi Józia! Jest sam! Bawi się klockami. Ja musze pilnie jechać do szpitala. I
zamknij balkon, bo jest przeciąg a Józio jest przeziębiony”. Nie czekając na odpowiedź
zamknęła drzwi i wybiegła z budynku. Tymczasem sąsiadka, której tego samego dnia rano, –
o czym zapomniała – zrobiła awanturę o zbyt głośnie słuchanie muzyki, powiedziała sobie,
że nie ma zamiaru bawić cudzych dzieci i kontynuowała wykonywane zajęcia. Po 20
minutach Józiowi znudziła się zabawa klockami. Postanowił popatrzeć, jak się bawią dzieci
na podwórku. W tym celu wyszedł na balkon, którego matka zapomniała przed wyjściem
zamknąć. Żeby lepiej widzieć zaczął wchodzić na barierki okalające balkon. W pewnym
momencie stracił równowagę i wypadł z balkonu. Na szczęście upadek z I piętra zakończył
się tylko złamaniem nogi i ogólnym potłuczeniem. Piotr J wrócił do domu dopiero dwie
godziny po wypadnięciu syna z balkonu.
3
781352785.001.png 781352785.002.png
Materiały dodatkowe do wykorzystania na ćwiczeniach
dla grup zaocznych – Piotr Dariusz Zakrzewski
Oceń odpowiedzialność karną Anny J., sąsiadki, oraz Piotra J.
6. Anna P. w czasie wakacji pracowała, jako opiekunka młodzieży podczas kolonii
zorganizowanej nad Jeziorem Śniardwy. Grupa podopiecznych w większości była wyjątkowo
zdyscyplinowana. Jedynym wyjątkiem był niesforny 13-letni Piotruś, którego ulubionym
zajęciem było chwytanie wszelakich owadów i płazów. Nie zważał przy tym na ostrzeżenia o
tym, że niektóre z miejscowych gatunków jaszczurek są jadowite.
Pewnego popołudnia udali się na wycieczkę do oddalonego o kilka kilometrów od
ośrodka małego jeziorka. Kiedy podopieczni zajęci byli pracą nad konstruowaniem
pływających modeli łódek, z pobliskiego zagajnika dobiegł Annę P. przejmujący krzyk?
Natychmiast pobiegła w tym kierunku i już po chwili ujrzała Piotrusia, który trzymając w
dłoni słoik z zielono- pomarańczową jaszczurką i zanosząc się płaczem krzyczał: „ugryzła
mnie, ugryzła!.. Piecze mnie ręka!..”. Anna od razu rozpoznała jadowity gatunek, a czerwone
plamy na skórze chłopca jedynie potwierdziły jej diagnozę. Uspokoiła jednak chłopca, że
zrobi mu zastrzyk i po ugryzieniu nie będzie śladu. Szybko jednak zorientowała się, że,
mimo, iż wiedziała o takiej konieczności, nie zabrała ze sobą apteczki pierwszej pomocy,
zawierającą konieczną szczepionkę. Anna miała nadzieję, że zawartość apteczki nie będzie
potrzebna.
Niestety stan chłopca się pogarszał i konieczne było jego przetransportowanie do oddalonego
o 20 km szpitala. Na miejscu okazało się, że jad, który po podaniu szczepionki natychmiast
się neutralizował, doprowadził już do zatrucia organizmu i konieczne było podjęcie leczenia
na oddziale toksykologii. Chłopiec spędził w szpitalu pięć dni, powracając ostatecznie po 2
tygodniach do pełni sił.
Oceń odpowiedzialność Anny P.
Strona podmiotowa.
7. Paweł O. Wtargnął do urzędu pocztowego w K. Posługując się atrapą broni zażądał wydania
gotówki znajdującej się w kasie grożąc, iż w przeciwnym wypadku zastrzeli kasjerkę. Kwotę
50 tys. zł włożył do skórzanej torby i błyskawicznie opuścił pocztę. Wsiadł do opla Astra
i odjechał sprzed budynku poczty. Zaalarmowana Policja zorganizowała pościg. Gdy Paweł
O. Ujrzał w tylnym lusterku policyjny radiowóz, gwałtownie zwiększył prędkość.
W pewnym momencie zauważył, że przejazd przez skrzyżowanie zablokowany został przez
sznur czekających na zmianę światła pojazdów. Migając światłami i używając klaksonu
wjechał z prędkością 70 km/h na chodnik, w miejscu gdzie znajdował się przystanek
autobusowy. Czekało na nim około 15 osób. Nie wszyscy zdążyli odskoczyć. Samochód
Pawła O. Potrącił 6 osób, w tym dwie śmiertelnie.
Gdy przejechał skrzyżowanie, nagle z ulicy podporządkowanej wyjechał czerwony
Fiat 126p. Doszło do kolizji, w wyniku, której opel Astra został poważnie uszkodzony, zaś
Paweł O. Doznał lekkich obrażeń ciała. Kierowcą Fiata 126 p była Renata B., u której
stwierdzono 1, 2 promila alkoholu we krwi. Przesłuchiwana zeznała, iż nie zauważyła znaku
podporządkowania.
4
781352785.003.png 781352785.004.png
Materiały dodatkowe do wykorzystania na ćwiczeniach
dla grup zaocznych – Piotr Dariusz Zakrzewski
Oceń odpowiedzialność karną Pawła O. I Renaty, B.
8. 22–letni Janusz J. uległ wypadkowi, w którym m.in. zdarł skórę z kciuka. Zgłosił się do
miejscowego szpitala. Tam został opatrzony i poddany wszechstronnym badaniom.
Dobromir D. Oraz Jaromir J., dwaj chirurdzy, którzy dokonali oględzin stanu uszkodzonego
kciuka, uznali po naradzie, że palca nie da się uratować i należy go amputować. Dobromir D.
Udał się do pacjenta, by poinformować go o całej sytuacji i poprosić o zgodę na zabieg
amputowania kciuka. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Jan J. ze łzami w oczach
zapytał go, czy z palcem będzie wszystko w porządku. Lekarzowi zrobiło się żal pacjenta
i postanowił oszczędzić mu bolesnej informacji. Oświadczył mu, że palec da się uratować,
ale musi być wykonany przeszczep skóry. Jan J., przekonany, że chodzi o przeszczep,
wyraził zgodę na operację. Dobromir D. Poinformował Jaromira J., że uzyskał zgodę
pacjenta. Wspólnie dokonali zabiegu operacyjnego, podczas którego amputowany został
kciuk pacjenta.
W toku postępowania karnego, toczącego się przeciwko Dobromirowi D. Oraz Jaromirowi J.,
ustalono, że z punktu widzenia zasad sztuki lekarskiej decyzja o amputacji palca była
właściwa, a sam zabieg przeprowadzono prawidłowo.
9. Małżonkowie Julitta i Tyberiusz D. Jechali swym samochodem do Wiednia na kongres
naukowy lekarzy, na którym Tyberiusz D. Miał wygłosić ważny referat. Spieszyli się, gdyż
przed rozpoczęciem obrad następnego dnia rano, jeszcze tego wieczoru Tyberiusz D. Chciał
oprowadzić żonę po stolicy Habsburgów. Samochód prowadzony przez Tyberiusza D. Pędził,
więc ze znacznym przekroczeniem dozwolonej prędkości. Na trasie szybkiego ruchu
w okolicach Ołomuńca Tyberiusz D. Stracił w pewnej chwili panowanie nad kierownicą,
pojazd przejechał przez pas zieleni oddzielający obie nitki drogi i zderzył się czołowo
z nadjeżdżającą z naprzeciwka Skodą. Kierowca Skody doznał ciężkiego uszczerbku na
zdrowiu, zaś w luksusowym samochodzie Tyberiusza D., Wyposażonym m.in. w poduszki
powietrzne, zadziałała nie wiedzieć, czemu tylko poduszka chroniąca kierowcę. W efekcie
Tyberiuszowi D., Poza silnym szokiem, nic się nie stało, natomiast jego żona była ciężko
ranna. Otrząsnąwszy się z szoku, Tyberiusz D. Zbadał obrażenia żony i stwierdził, że są one
tak poważne, iż jego towarzyszka życia znajduje się w agonii. Julitta nie straciła
przytomności i aczkolwiek na skutek złamania w kilku miejscach obu szczęk nie mogła
mówić, to jednak patrzyła na męża wyrażającymi ogromne cierpienie oczyma i usiłowała
wysunąć język. Tyberiusz D. Zrozumiał ten gest i zrozpaczony odszukał we wraku
samochodu swój neseser, wyjął z niego kapsułkę z tabletką i położył tabletkę na języku
konającej żony. Julitta przełknęła tabletkę i wykrzywiła zmasakrowaną twarz w grymas
mający wyrażać wdzięczność. Po kilku sekundach już nie żyła. Tabletka podana jej przez
męża zawierała skondensowaną dawkę preparatu uzyskanego w laboratorium kierowanym
przez Tyberiusza D., Który to preparat sam i w takiej ilości stanowił zabójczą truciznę, zaś
w medycynie miał być wykorzystywany, jako komponent do nowego leku? To właśnie tę
tabletkę miał Tyberiusz D. Zaprezentować na kongresie swym uczonym kolegom. Biegli
lekarze przedstawili opinię, z której wynikało, że jakkolwiek bezpośrednią przyczyną zgonu
5
781352785.005.png 781352785.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin