IMPULS.pdf

(828 KB) Pobierz
Microsoft Word - IMPULS
Rozdział 1
Wiedziała, że to czyste szaleństwo. I właśnie to najbardziej jej się podobało. Postąpiła lekkomyślnie, dziwnie,
niepraktycznie, zaskakująco - lecz jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak wspaniale. Z balkonu hotelowego apartamentu
Widziała rozległą połać plaży oraz cudownie błękitne wody Morza Jońskiego, na których zachodzące słońce kładło czer-
wone smugi.
Korfu. Już sama nazwa brzmiała tajemniczo, fascynująco. A ona, praktyczna i stateczna Rebeka Malone, naprawdę
tutaj była, chociaż przedtem prawie nie ruszała się z Filadelfii. Teraz znalazła się w Grecji, i to na egzotycznej wyspie
Korfu, w jednym z najpiękniejszych miejsc w Europie.
Jej szef był przekonany, że czasowo postradała zmysły. Edwin McDowell z firmy McDowell, Jableki & Kline nie
był w stanie zrozumieć, dlaczego młoda, obiecująca dyplomowana księgowa rezygnuje z posady w jednym z najlepszych
biur rachunkowych w Filadelfii. Miała dobrą pensję, wysokie premie, a nawet niewielkie okno w swoim maleńkim
biurze.
A jednak zrezygnowała.
Przyjaciele i współpracownicy przypuszczali, że przeżyła jakieś załamanie nerwowe. W końcu to nie jest normalne,
zwłaszcza u kogoś takiego jak Rebeka, żeby porzucać pewną, doskonale płatną pracę, nie mając widoków na lepsze
stanowisko.
A jednak złożyła dwutygodniowe wymówienie, uprzątnęła biurko i radośnie dołączyła do armii bezrobotnych.
Kiedy zaś sprzedała mieszkanie wraz z całym wyposażeniem - co do ostatniego mebla i rondla - wszyscy utwierdzili
się w przekonaniu, że całkiem jej odbiło.
Tymczasem Rebeka nigdy nie czuła się zdrowsza i bardziej rozsądna niż teraz. Wszystko, co miała, mieściło się w
jednej walizce. Zlikwidowała inwestycje poczynione dla obniżenia podatku i polisy emerytalne. Spieniężyła kwity
depozytowe i pozbyła się aparatury stereo, bez której kiedyś nie wyobrażała sobie życia.
Od sześciu tygodni nie spojrzała nawet na kalkulator!
I oto po raz pierwszy - i być może jak dotąd jedyny - czuła się całkowicie wolna. Nie ciążyły na niej żadne
obowiązki, nie goniły jej terminy, nigdzie nie musiała się śpieszyć. Nie wzięła ze sobą budzika. Nawet nie miała budzika!
Szaleństwo? Nie. Po prostu dopóki może, będzie czerpała z życia pełnymi garściami i zobaczy, co świat ma jej do
zaoferowania.
Śmierć ciotki Jeannie, ostatniej żyjącej krewnej Rebeki, stała się dla niej punktem zwrotnym. Nastąpiła ona nagle i nie-
spodziewanie. Ciotka pracowała ciężko przez większość swojego sześćdziesięciopięcioletniego życia, zawsze
punktualna i niezawodna. Praca kierowniczki biblioteki była dla niej wszystkim. Nie opuściła ani dnia, nie zaniedbała
żadnego obowiązku. Rachunki zawsze płaciła na czas. Dotrzymywała wszystkich obietnic.
Nie raz mówiono Rebece, że wrodziła się w starszą siostrę swojej matki. Mimo dwudziestu czterech lat wiodła
spokojne, monotonne życie, niczym stara panna. Tymczasem droga ciocia Jeannie zmarła dwa miesiące po przejściu na
emeryturę, kiedy zaczęła planować dalekie podróże i cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem.
Żal Rebeki zamienił się w gniew, następnie we frustrację, a potem z wolna zaczęło do niej docierać, że ona sama
znajduje się na tej samej drodze co ciotka. Chodziła do pracy, kładła się spać, przyrządzała zdrowe posiłki, które zjadała
potem w samotności. Miała kilkoro przyjaciół, którzy zawsze w trudnej sytuacji mogli na nią liczyć. Nieodmiennie
znajdowała dla nich najlepsze, najpraktyczniejsze rozwiązania wszelkich problemów, sama natomiast nigdy nie
obarczała ich swoimi kłopo-< tami, ponieważ ich nie miewała. Rebeka była dla nich niczym bezpieczny port
podczas sztormu.
Nie znosiła tego i powoli zaczynała nienawidzić siebie samej. Musiała coś z tym zrobić.
I właśnie zrobiła. C Nie była to wszakże ucieczka, lecz raczej wyrwanie się na ' "wolność. Przez całe życie
postępowała tak, jak od niej oczekiwano, i starała się nie robić wokół siebie zamieszania. W szkole, z powodu
chorobliwej wręcz nieśmiałości, od towarzystwa rówieśników wolała książki. W college'u starała się za wszelką cenę
spełnić nadzieje, pokładane w niej przez ciotkę, więc zajmowała się wyłącznie studiami, rezygnując z życia
towarzyskiego.
Zawsze dobrze radziła sobie z rachunkami, bo też zawsze
myślała logicznie, była dokładna i cierpliwa. Łatwo jej przyszło, może nawet zbyt łatwo, poświęcić się właśnie
rachunkom,
ponieważ w tej dziedzinie, i tylko w tej, czuła się naprawdę, pewnie.
Teraz zamierzała odkryć w sobie prawdziwą Rebekę Ma lone. W ciągu tych tygodni lub miesięcy wolności,
jakie ją czekały, chciała się dowiedzieć wszystkiego o kobiecie, która się w niej kryła. Może z kokonu wcale nie
247326842.002.png
wydobędzie się piękny motyl, ale Rebeka miała przynajmniej tę nadzieję, że ktokolwiek się z niego wyłoni, zdobędzie jej
sympatię, a może nawet szacunek.
Kiedy skończą się pieniądze, znajdzie kolejną pracę i znów będzie szarą, praktyczną Rebeką. Na razie jednak była
bogata, wolna i gotowa na wszelkie niespodzianki.
No i głodna. Uświadomiła sobie bowiem, że od dawna nic nie jadła.
Stephen zwrócił na nią uwagę, kiedy tylko weszła do restauracji, chociaż nie była jakąś oszałamiającą pięknością. Piękne
kobiety widuje się dość często i nic w tym nadzwyczajnego, kiedy na ich widok odwracają się głowy i wyostrzają spojrze-
nia. Jednak w tej kobiecie, w jej sposobie poruszania się, było coś szczególnego - wyglądała tak, jakby rzucała światu wy-
zwanie, oczekiwała czegoś niezwykłego. Znieruchomiał i spojrzał na nią uważniej.
Jak na kobietę była wysoka. Raczej koścista niż szczupła. Brak opalenizny świadczył o tym, że niedawno tu
przyjechała albo że unikała słońca. Jasna letnia sukienka podkreślała biel ramion i pleców oraz kontrastującą z nimi kruczą
czerń krótko przystrzyżonych włosów.
Zatrzymała się, jakby chciała wziąć głęboki oddech. Stephen niemal usłyszał jej pełne zadowolenia westchnienie. Po-
tem uśmiechnęła się do kelnera i poszła za nim do stolika, ruchem głowy odrzucając w tył proste włosy.
Jej twarz była bardzo miła, budząca sympatię. Bystra, inteligentna, pełna życia, z szarymi, niemal przezroczystymi
oczami, których wyraz wcale jednak nie był bezbarwny. Znów uśmiechnęła się do kelnera, roześmiała się z czegoś, co po-
wiedział, a potem rozejrzała się po sali. Sprawiała wrażenie bardzo szczęśliwej.
Wtedy go dostrzegła. Kiedy jej spojrzenie pierwszy raz spoczęło na nieznajomym, stojącym przy barze, odezwała się
w niej dawna nieśmiałość. Rebeka natychmiast odruchowo uciekła wzrokiem w bok. Przystojni mężczyźni nie raz jej się
przyglądali - choć prawdę mówiąc, nie zdarzało się to zbyt czesto - a ona nigdy nie potrafiła reagować na to z taką
swo-ipódą, a może nawet wyrachowaniem, jak większość jej rówieśniczek. Zaczęła więc studiować kartę dań, żeby ukryć
chwilowe ,zmieszanie. " Stephen uśmiechnął się nieznacznie i już miał wyjść z re-racji, kiedy nagle zmienił zamiar.
Właściwie nie wiedział, czego tak zrobił. To był impuls. Oto ku własnemu zasko-liu skinął ręką na kelnera, a kiedy ten
spiesznie podbiegł, Olecił mu coś szeptem. Już po chwili kelner niósł butelkę apana do stolika nieznajomej.
- Z pozdrowieniem od pana Nickodemusa. - Nachylił się l nią i ustawił przed nią wąski kielich na wysokiej, smukłej
-Hóżce.
,- Och... - Rebeka podążyła za wzrokiem kelnera i spojrzała na mężczyznę przy barze. - Ale ja... - zaczęła niepewnie,
lecz natychmiast przywołała się do porządku. Kobieta Matowa nie peszy się, kiedy ktoś przysyła jej szampana. Przyj-
muje taki dar z wdziękiem i godnością. I być może - jeśli nie jest kompletną idiotką - pozwala sobie nawet na flirt z
ofiarodawcą.
Znów na niego spojrzała, a on z fascynacją obserwował 'imieniąjący się wyraz jej twarzy. Zdał sobie sprawę, że obez-
władniające go uczucie nudy nagle gdzieś zniknęło. Kiedy nie-ffltoiajoma uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego, nie
domy, fflał się nawet, jak mocno bije jej serce. Dostrzegł jedynie swobodny uśmiech - a wtedy on również się uśmiechnął.
Podszedł do stolika, ukłonił się lekko. Dopiero teraz Rebeka mogła się przekonać, że jest więcej niż przystojny. Był...
po prostu niesamowity, oszałamiający! Tak właśnie zawsze wyobrażała sobie Apolla i starożytnych greckich
wojowników. Gęste, lekko kręcone włosy, wypłowiałe nieco od słońca. Gładkość smagłej cery, którą zakłócała jedynie
ledwie widoczna blizna na podbródku, sprawiając jednocześnie, że nieznajomy wydawał się jeszcze bardziej intrygujący.
No i szlachetny profil, twarz o mocnych, zdecydowanych rysach i najbardziej błękitnych oczach, jakie w życiu
widziała.
- Dzień dobry. Nazywam się Stephen Nickodemus. - Mówił bez żadnego charakterystycznego akcentu, niskim,
przyjemnym głosem. Mógł pochodzić z każdego zakątka świata.
Może właśnie to zaintrygowało ją najbardziej.
Powtarzając sobie w duchu, że musi się zachowywać jak opanowana, bywała w świecie kobieta, wdzięcznym ruchem
podała mu rękę.
Witam, panie Nickodemus. Jestem Rebeka, Rebeka Ma-lone. - Kiedy delikatnie musnął wargami wierzch jej dłoni,
przebiegł ją lekki dreszcz. Natychmiast poczuła się głupio i cofnęła rękę. - Dziękuję za szampana.
Wydawało mi się, że będzie pasował do twojego nastroju - odparł, przechodząc od razu na „ty", a potem popatrzył
śmiało w jej oczy. - Jesteś tu sama?.
Tak.
Może przyznanie się do tego było błędem, ale skoro Rebeka zamierzała czerpać z życia pełnymi garściami, musiała
odważyć się na trochę ryzyka. Zresztą znajdowali się w miejscu publicznym, chociaż niezbyt zatłoczonym, niczym więc
nie ryzykowała. Najwyżej podziękuje mu za towarzystwo i wyjdzie, gdy okaże się zbyt natrętny.
Wcale nie miała ochoty wyjść. A mężczyzna nie wyglądał na natręta, od którego należałoby uciekać. Rzuć się na
247326842.003.png
głęboką wodę, nakazała sobie w duchu, a potem powiedziała, siląc się na lekki, niezobowiązujący ton:
- Może wypijemy tego szampana razem? Przynajmniej tak
mogę ci się odwdzięczyć.
13
Usiadł naprzeciwko niej, gestem odprawił kelnera i sam [napełnił kieliszki.
Jesteś Amerykanką?
To takie oczywiste?
Nie. Szczerze mówiąc, dopóki się nie odezwałaś, my-|_ słałem, że jesteś Francuzką.
Naprawdę? - To stwierdzenie sprawiło jej przyjemność. f;'»- Przyjechałam tu prosto z Paryża. - Miała ochotę
dotknąć
swoich włosów. Wizyta w paryskim salonie fryzjerskim, gdzie j je obcięła, była dla niej wielkim przeżyciem.
Stephen stuknął kieliszkiem w jej kieliszek. Zauważył, że Toczy Rebeki są równie świetliste i emanujące
radością życia,
jak musujący trunek.
Byłaś tam w interesach? - zapytał, upiwszy niewielki łyk.
Nie, dla przyjemności. To wspaniałe miasto.
Owszem. Często tam bywasz? Rebeka uśmiechnęła się lekko.
Wolałabym bywać trochę częściej. A ty?
Jeżdżę tam od czasu do czasu.
Stłumiła westchnienie. Też chciałaby móc powiedzieć, że „od czasu do czasu" jeździ do Paryża.
- Kusiło mnie, żeby zostać dłużej, ale już wcześniej obie
całam sobie wyjazd do Grecji.
A więc jest sama, w podróży, pomyślał Stephen. Pełna coraz to nowych pomysłów, śmiała i otwarta na nowe
wrażenia. Może właśnie dlatego tak mu się spodobała, ponieważ była podobna do niego.
Korfu to pierwszy przystanek?
Tak. - Teraz ona wypiła łyk szampana. Ciągle nie mogła do końca uwierzyć, że to nie sen. Grecja, szampan,
przystojny mężczyzna..
I jak ci się podoba?
Bardzo tu pięknie. O wiele piękniej niż sobie wyobrażałam.
Jesteś więc w Grecji pierwszy raz, tak? - Sam nie wiedział dlaczego, ale ta wiadomość ucieszyła go. - Jak długo
chcesz zostać?
Tak długo, jak będę miała ochotę. - Uśmiechnęła się radośnie, ciesząc się na nowo wspaniałym poczuciem wolności.
-A ty?
Znów uniósł kieliszek.
- Zdaje się, że zabawię tu dłużej, niż sobie zaplanowałem.Witaj w Grecji, Rebeko! - Kiedy podszedł do nich kelner,
Stephen oddał mu kartę dań i powiedział coś cicho po grecku.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, dotrzymam ci towarzystwa podczas twojego pierwszego posiłku na wyspie.
Dawna Rebeka byłaby zbyt spięta, żeby zjeść kolację z nieznajomym. Nowa Rebeka wypiła łyk szampana i odparła
lekko:
- Świetnie. To bardzo miło z twojej strony.
Jakie to łatwe, myślała później, siedząc na wprost Stephena, śmiejąc się wraz z nim i próbując nowych potraw o egzoty-
cznych smakach. Zapomniała, że rozmawia z nieznajomym i że życie, które teraz wiodła, miało się wkrótce skończyć. Nie
mówili o niczym ważnym - tylko o Paryżu, pogodzie, winie. Mimo to nie miała wątpliwości, że nigdy nie prowadziła
ciekawszej rozmowy. Stephen też zdawał się więcej niż zadowolony z jej towarzystwa. Patrzył na nią uważnie, jakby ta
godzina rozmowy o niczym była dla niego wielką przyjemnością. Mój Boże, jest taki inny, myślała. Kiedy ostatnio
przystojny mężczyzna zaprosił Rebekę na kolację, okazało się, że chce ją prosić o zniżkę przy rozliczaniu podatków.
Tak, Stephen był inny. Chciał od niej tylko tego, żeby dotrzymywała mu towarzystwa przy posiłku. Sposób, w jaki na
nią patrzył, świadczył zaś o tym, że wcale go nie obchodzi, czy Rebeka potrafi prawidłowo wypełnić formularz
podatkowy. Kiedy zaproponował, by przeszli się po plaży, zgodziła się bez namysłu. Czy może być lepszy sposób na
zakończenie dnia niż spacer w świetle księżyca?
Tuż przed kolacją patrzyłam na ten widok z okna mojego pokoju. - Zdjęła buty i szła powoli, niosąc je w ręku. - Wy-
dawało mi się, że nie może wyglądać piękniej niż o zachodzie słońca.
247326842.004.png
Morze jest jak kobieta, zmienia się co chwila. Wystarczy, że inaczej pada światło... - Stephen zatrzymał się, żeby
zapalić cygaro - a już masz do czynienia z kim innym. Dlatego pociąga mężczyzn.
Ciebie też?
Też. Spędziłem na morzu wiele czasu. Jako chłopiec łowiłem w tych wodach ryby.
Przy kolacji dowiedziała się, że dorastał, podróżując z ojcem po wyspach. Teraz westchnęła z rozmarzeniem.
- To musiało być cudowne. Tak przenosić się z miejsca
na miejsce, niemal codziennie widzieć coś nowego. Masz wspa
niałe wspomnienia z dzieciństwa.
Wzruszył ramionami.
Czy ja wiem?
A może nie lubisz żeglować?
Owszem - uśmiechnął się - żeglowanie bywa przyjemne.
Ja uwielbiam podróże. - Ze śmiechem odrzuciła buty na piasek i weszła do wody. Od szampana kręciło jej się w
głowie, a światło księżyca padało na nią niczym ciepły deszcz. -Uwielbiam... - powtórzyła, a potem znów się roześmiała,
kiedy fala zmoczyła brzeg jej sukienki. Morze Jońskie. Stała w Morzu Jońskim! - W takie noce jak ta, wydaje mi się,
że nigdy nie wrócę do domu.
- A gdzie jest twój dom? - zapytał.
Spojrzała na niego przez ramię. Uwodzicielskie spojrzenie wyszło jej całkiem nieświadomie i może właśnie dlatego
zrobiło na nim piorunujące wrażenie.
Jeszcze nie wiem. Potem o tym pomyślę.
A teraz?
Teraz mam ochotę popływać - stwierdziła nagle i bez namysłu skoczyła na głębszą wodę.
Kiedy przykryły ją fale, serce w Stephenie zamarło. Szybko zdjął buty i ruszył biegiem przed siebie, ale Rebeka po
chwili ukazała się na powierzchni, a wtedy jego serce... Nie, nie uspokoiło się. Zaczęło bić jeszcze szybciej!
Rebeka śmiała się, unosząc twarz ku światłu księżyca. Woda spływała jej z włosów na ramiona. Skrzące się na skórze
krople wyglądały niczym drogocenne klejnoty. Piękna? Nie, właściwie nie była piękna, ale na jej widok jakby przebiegł
przez niego prąd.
- Woda jest wspaniała. Chłodna, spokojna, wspaniała...
Kręcąc głową, podszedł do niej, wziął ją za rękę i pociągnął
do brzegu. Była chyba trochę szalona, ale przez to jeszcze bardziej fascynująca.
- Zawsze postępujesz tak impulsywnie?
Staram się. A ty nie? - Przeczesała palcami ociekające wodą włosy. - Może codziennie posyłasz szampana obcym ko-
bietom?
Każda odpowiedź na to pytanie przysporzy mi kłopotów. Masz. - Zdjął marynarkę i narzucił jej na ramiona.
Uśmiechnęła się, jakby sprawił jej przyjemność ten zażyły gest. Jej wilgotna twarz jaśniała w świetle księżyca, delikatne
rysy miały tyle wdzięku. Tylko w oczach nie było nic delikatnego. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zauważyć kryjącą
się w nich uśpioną siłę. - Powiem ci coś, Rebeko... - zaczął, patrząc w jej śmiałe, roześmiane oczy.
Powiedz.
Trudno ci się oprzeć.
A jednak speszył ją tym stwierdzeniem. Odwróciła wzrok, zbita z tropu, lecz on chwycił ją wówczas za poły
marynarki i przyciągnął lekko do siebie.
Jestem mokra - wyjąkała.
I fascynująca, piękna... Roześmiała się z udawaną swobodą. .
Nie wierzę ci, ale dziękuję. Cieszę się, że podarowałeś mi szampana i zjadłeś ze mną moją pierwszą kolację na
Korfu. - Wciąż próbowała zachowywać się jak dotychczas, czuła jednak, że zaczyna się denerwować. Stephen stale
patrzył jej w oczy, jedynie od czasu do czasu spoglądając na jej usta, wciąż wilgotne od morskiej kąpieli. Ich ciała były
tak blisko, że niemal się stykały. Rebeka zaczęła lekko drżeć i wiedziała, że nie ma to nic wspólnego z mokrym ubraniem i
chłodzącym jej ciało wiatrem.
Powinnam już iść. Muszę się przebrać.
Stephen westchnął. Było w niej coś szczególnego. Miał nieodparte wrażenie, że chociaż pozornie jest żywiołowa i uwo-
dzicielska, kryje w sobie wiele niewinności. Chyba właśnie to pociągało go w niej najbardziej. Cokolwiek to zresztą
było, nie zamierzał się temu opierać. Skoro raz posłuchał impulsu, będzie konsekwentny.
Zobaczymy się jeszcze, prawda? - zapytał.
247326842.005.png
Na pewno - odparta Rebeka, próbując uspokoić walące serce. - To w końcu nieduża wyspa.
Uśmiechnął się z wolna. Z ulgą, ale i żalem poczuła, że rozluźnił uchwyt
Spotkamy się zatem jutro - oznajmił. - Rano mam coś do załatwienia, ale już o jedenastej będę wolny. Jeśli masz
ochotę, pokażę ci Korfu.
Zgoda. Spotkajmy się w holu. Mieszkam w tym hotelu. - Cofnęła się niepewnym krokiem. Sylwetka Stephena
rysowała się na tle morza. - Dobranoc - powiedziała, po czym, jakby zapomniawszy, że chce zrobić na nim wrażenie
światowej damy, biegiem ruszyła do hotelu.
Stephen patrzył w ślad za nią, nieruchomy i spięty. Intrygowała go. Żadna inna kobieta nie zaintrygowała go tak mocno
od czasów, kiedy był dzieckiem i nie wiedział jeszcze, że kobiety nie da się zrozumieć. W dodatku pragnął jej. W tym aku-
rat nie było nic nowego, tyle że tym razem pożądanie zjawiło się z zaskakującą szybkością i siłą.
Pomyślał z uśmiechem, że znajomość z Rebeką Malone zaczęła się pod wpływem przelotnego kaprysu, chwilowego
impulsu, ale szybko stała się tajemnicza i fascynująca. Zamierzał zgłębić tę tajemnicę. Odwrócił się, by odejść, a wtedy
zobaczył, że Rebeka zostawiła na piasku buty. Podniósł je z cichym śmiechem. Od wielu miesięcy nie czuł w sobie tyle
życia i energii.
Rozdział 2
Stephen nie należał do mężczyzn, którzy zmieniają rozkład Swoich obowiązków specjalnie po to, żeby spędzić dzień z
kobietą. Zwłaszcza z dopiero co poznaną. Był człowiekiem zamożnym, ale również bardzo zajętym. Kierowany ambicją i
dumą, osobiście doglądał wszystkich swoich interesów. Nie unika} odpowiedzialności i umiał się cieszyć owocami
ciężkiej pracy.
Na Korfu nie przyjechał jednak dla przyjemności. A przynajmniej nic takiego nie miał w planach, nie lubił bowiem łą-
czyć interesów i rozrywki. Obie te rzeczy bardzo go pociągały, lecz zajmował się nimi osobno. Mimo to przełożył kilka
spotkań i spraw do załatwienia, żeby poświęcić Rebece większą część następnego dnia.
Tłumaczył sobie, że to całkiem naturalne, jeśli mężczyzna chce lepiej poznać kobietę, która swobodnie flirtuje z
nieznajomym przy kieliszku szampana, a już za chwilę, nie zdejmując sukni, skacze do morza.
- Przełożyłam spotkanie z Theoharisem na piątą trzydzieści. - Sekretarka Stephena zaznaczyła coś w
spoczywającymna jej kolanach notatniku. - Przyjdzie tu w porze koktajlu. Zamówiłam już przystawki i butelkę ouzo.
- Jak zwykle działasz bardzo sprawnie, Elano.
Uśmiechnęła się i odgarnęła za ucho kosmyk ciemnych
włosów.
- Staram się.
Stephen wstał i podszedł do okna, a ona splotła dłonie i czekała. Pracowała dla niego od pięciu lat, podziwiała jego
energię i umiejętność prowadzenia interesów. Na szczęście dla nich obojga dawno już zapomniała, że z początku
trochę się w nim podkochiwała. Wiele osób snuło najróżniejsze domysły co do charakteru ich znajomości, ale chociaż
Stephen potrafił być przyjacielski, a czasami nawet serdeczny, to jednak zawsze oddzielał życie zawodowe od
prywatnego.
Skontaktuj się z Mithosem w Atenach - odezwał się od okna. - Niech mi prześle ten raport jeszcze dzisiaj.
Chciałbym też dostać sprawozdanie od Lereau, przed piątą czasu paryskiego.
Czy mam zadzwonić i go ponaglić?
Jeśli uważasz, że to konieczne. - Nerwowo wsunął ręce do kieszeni. Skąd się wzięło to nagłe niezadowolenie? Nie
miał pojęcia. Był bogaty, odnosił sukcesy, nic go nie krępowało, mógł swobodnie przenosić się z miejsca na miejsce.
Patrząc na morze, przypomniał sobie zapach skóry Rebeki. - Aha, po południu wyślij kwiaty do apartamentu Rebeki
Malone. Jakiś nieduży bukiet z dzikich kwiatów będzie najodppwiedniejszy.
Elana zanotowała polecenie.
- Co napisać na bileciku?
Co napisać? Dobre pytanie. Wiersze nie były w jego stylu.
Tylko moje imię.
Czy masz dla mnie jeszcze jakieś polecenia?
Tak. - Odwrócił się i uśmiechnął do niej przelotnie. -Zrób sobie wolne, Elano. Jeśli chcesz, idź na plażę.
247326842.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin