Ludzie7.txt

(33 KB) Pobierz
105
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

        CISY
                    Zak�ad kuracyjny Cisy le�y w dolinie mi�dzy dwoma �a�cuchami wzg�rz 
        poros�ych pi�knym lasem. �rodkiem doliny przep�ywa strumie� tworz�cy w samym 
        parku dwa stawy, z kt�rych drugi jest motorem maszyn zak�adowych. Doko�a staw�w 
        �ciele si� olbrzymi park ��cz�cy si� z lasami na wzg�rzach s�siednich. Zak�ady 
        k�pielowe (tj. �azienki, hydropatia, natryski etc.) mieszcz� si� w gmachu 
        zwanym, B�g raczy wiedzie� dlaczego, �Wincentym�, a stoj� nad drugim stawem. Z 
        tej samej strony na wzg�rzu �wieci si� wspania�y kursal, otoczony gajem ro�lin, 
        klomb�w kwiatowych, gazon�w, trawnik�w, alejek zacisznych i szpaler�w. W obr�bie 
        parku tudzie� poza nim, przy drogach d���cych w r�ne strony, a nawet wprost 
        w�r�d lasu stoj� wille. Jedne z nich skupi�y si� w szereg jak chaty we wsi, inne 
        szukaj� samotno�ci i odgradzaj� si� od �wiata g�szczami ogrod�w.
                    Z drugiej strony stawu, w po�owie wynios�o�ci kr�luj�cej nad 
        okolic�, wznosi si� pa�ac i liczne murowane zabudowania dominium Cisy. Jeszcze 
        wy�ej za pa�acem, na szczycie g�ry wida� ko�ci� z dwiema strzelistymi wie�ami, 
        kt�re ukazuj� si� oczom wsz�dzie, gdziekolwiek by si� w okolicy by�o.
                    Nazajutrz po przyje�dzie dr Judym sk�ada� wizyty, zwiedza� 
        miejscowo��, uczy� si� tajemnic zak�adu, by� oszo�omiony. Mia� tutaj nie tylko 
        pozna� wszystko z dok�adno�ci� przed zaci�ciem zbli�aj�cego si� sezonu, ale 
        nadto bra� udzia� w rz�dzie...
                    Dzi� tedy oznajmi� si� ze sk�adem chemicznym �r�de�, jutro studiowa� 
        maszyny wprowadzaj�ce wod� do wanien, bada� system ksi�g kancelaryjnych, 
        orientowa� si� w procedurze gospodarczej, w prowadzeniu hotelu itd. To tu, to 
        �wdzie ukazywa�y si� przed nim ca�e perspektywy rzeczy, kt�rych wcale nie zna�, 
        i nik�y, przywalone innym szeregiem zjawisk. Nade wszystko interesowa� go 
        szkielet przedsi�biorstwa, jego budowa materialna. Zak�ad leczniczy Cisy by� 
        instytucj� akcyjn� o kapitale sta�ym wysoko�ci blisko trzechkro� stu tysi�cy 
        rubli. Sp�lnik�w by�o dwudziestu kilku. Ci wybierali spo�r�d siebie rad� 
        zarz�dzaj�c�, z�o�on� z prezesa i dwu wiceprezes�w, komisj� kontroluj�c�, 
        r�wnie� z trzech cz�onk�w, tudzie� dyrektora, administratora i kasjera. 
        Obowi�zki prezesa rady zarz�dzaj�cej pe�ni� wybitny adwokat stale mieszkaj�cy w 
        Moskwie. Jednym z wiceprezes�w by� honoris causa wsp�lnik Leszczykowski 
        zamieszka�y a� w Konstantynopolu, a drugim bogaty przemys�owiec warszawski pan 
        Stark. Dyrektorem by� dr W�glichowski, administratorem Jan Bogus�aw Krzywos�d 
        Chobrza�ski, wreszcie kasjerem oraz szcz�liwym ma��onkiem damy, z kt�r� dr 
        Tomasz podr� odbywa� z Warszawy, i ojcem swawolnego Dyzia niejaki pan Listwa.
                    Sporo czasu up�yn�o, nim dr Tomasz nauczy� si� historii tego 
        zak�adu, kt�ra w Cisach by�a istotn� magistra vitae . Historia, a raczej 
        rozmaite minione historie mia�y tam wp�yw dobitny na bieg spraw codziennych. O 
        ile j� dr Tomasz m�g� pozna� z ust wielu, historia zak�adu by�a nast�puj�ca:
                    Cisy znane by�y ze swych w�d jeszcze w pocz�tkach zesz�ego stulecia. 
        Tu i �wdzie trafiaj� si� w pami�tnikach wzmianki, �e w Cisach leczy� si� taki a 
        taki dygnitarz. Nie by�a to jednak miejscowo�� kuracyjna w szerszym znaczeniu 
        tego wyrazu. Korzysta�y z w�d rozmaite osoby, ale tylko dzi�ki uprzejmo�ci 
        w�a�ciciela d�br cisowskich, �r�d�a bowiem znajdowa�y si� w parku otaczaj�cym 
        stary zamek rodowy. Od niepami�tnych czas�w maj�tki te nale�a�y do rodziny 
        Niewadzkich. Ostatnio by� ich w�a�cicielem m�� owej staruszki, kt�r� Judym 
        pozna� w Pary�u. W ci�gu si�dmego dziesi�tka lat tego wieku �w pan Niewadzki 
        wyjecha� z kraju. Kiedy powr�ci� do Cis�w, by� starcem z�amanym i nieuleczalnie 
        chorym. Ogrom cierpie� prze�ytych zmieni� zasadniczo jego pogl�dy G��wn� my�l� 
        starca by�o teraz dobro bli�nich, a �e sam by� chory, wi�c i uczynki jego 
        mi�osierne skierowa�y si� przede wszystkim do wspomagania ludzi cierpi�cych. 
        K�piele w wodzie ze �r�de� w jego parku uznane zosta�y za skuteczne, wi�c pan 
        Niewadzki wszystkie si�y wyt�y� w tym celu, �eby urz�dzi� zak�ad leczniczy w 
        Cisach. Dla przyspieszenia tej sprawy darowa� projektowanej instytucji 
        miejscowo�� obejmuj�c� kilkadziesi�t morg�w przestrzeni wraz z parkiem, �r�d�em, 
        cz�ci� przyleg�ych las�w i z budynkami, jakie si� w obr�bie terenu znalaz�y Sam 
        stworzy� sp�k�, do kt�rej wci�gn�� przyjaci�, przewa�nie po �wiecie 
        rozsianych. Najwi�ksz� sum� udzia��w wzi�� stary kolega i towarzysz, kupiec znad 
        Bosforu, Leszczykowski. Inne rozebrali adwokaci, lekarze, przemys�owcy. Na czele 
        zak�adu sta� w pierwszych latach dyrektor nieodpowiedni, kt�ry usi�owa� z tej 
        nowo powstaj�cej miejscowo�ci uczyni� od razu kurort europejski. Budowano tedy 
        wspania�e gmachy i wille, a urz�dzano je z przepychem, kt�ry by m�g� zadowoli� 
        najdalej si�gaj�ce wymagania. Te ryzykowne eksperymenty popchn�y ca�e 
        przedsi�wzi�cie ku ruinie. Do Cis�w zje�d�a�y z ca�ego kraju, a nawet z daleka 
        familie arystokratyczne dla rozrywki. Zak�ad usi�owa� zyska� sobie opini� stacji 
        letniej europejskiej i urz�dza� si� coraz wykwintniej W tym czasie zmar� 
        za�o�yciel, Niewadzki Na posiedzeniu rocznym okaza�o si�, �e Cisy nie tylko nie 
        daj� �adnego dochodu, ale wykazuj� deficyt. Wobec tego, a g��wnie, jak to zwykle 
        u nas, wobec ubytku podpory, kt�ra t� rzecz dla idei d�wign�a, ca�e 
        przedsi�wzi�cie chwia� si� zacz�o. W�wczas zg�osi� si� �w handlarz dywan�w z 
        Konstantynopola. Wspar� ducha stowarzyszonych, za�ata� deficyt swoim groszem, 
        otwarcie wym�g� na wczesnym dyrektorze zrzucenie si� z tej godno�ci i znalaz� 
        nowego, r�wnie� koleg� swojego i nieboszczyka w�a�ciciela, mianowicie dr 
        W�glichowskiego, kt�ry bodaj czy nie wi�cej od dwu pierwszych �wiata obszed�. 
        Gdy tylko doktor W�glichowski ster wzi�� w r�ce, zaraz rzeczy posz�y innym 
        torem. Przede wszystkim nowy dyrektor zrzek� si� prowadzenia cz�ci gospodarczej 
        Mianowano administratorem znowu wsp�lnego koleg�, Krzywos�da Chobrza�skiego.
                    Nast�pny rok nie by� ju� wcale szeregiem zabaw, ta�c�w, teatr�w, 
        wy�cig�w, gonitw, strzela� do go��bi, polowa� etc., lecz istotnym sezonem 
        kuracyjnym. Wzi�to si� do reorganizacji �azienek, hotelu itd., s�owem, do 
        budowania istotnej stacji leczniczej. Dr W�glichowski projektowa� wiele nowych 
        rzeczy i przedstawia� je radzie. Je�eli si� nie zgadza�a, pisa� list do 
        Leszezykowskiego, a ten bez wahania za�atwia� spraw� w�asnym sumptem. Taka 
        stan�a niepisana umowa.
                    Stary Leszezykowski by� wdowcem. Mia� pasierb�w Grek�w, kt�rzy go 
        ssali jak g�bk�. By� to cz�owiek bogaty. Burza wyrzuci�a go na brzeg Bosforu w 
        jednym obdartym surducie i w kapciach bez podeszew Bywa� tragarzem okr�towym, 
        zamiataczem ulic, roznosicielem dziennik�w europejskich, ajentem w pewnym 
        sklepie francuskim, subiektem, komiwoja�erem, a wreszcie w�a�cicielem ogromnych 
        magazyn�w, handlarzem dywan�w, przemys�owcem itd. W trakcie tych zaj�� z jego 
        pi�knego nazwiska zosta�y tylko pierwsze trzy litery, mo�liwe dla wym�wienia w 
        handlu persko-turecko-arigielsko-francuskim: Sani si�; nieborak, zwa� starym 
        �Les� i odmienia� ten strz�pek przez przypadki. Leszczykowski by� synem ubogiego 
        szlachcica spod Cis�w. Ju� w s�awnej szkole wojew�dzkiej kieleckiej zbrata� si� 
        z pankiem Niewadzkim; z W�glichowskim i Krzywos�dem. Twarde �ycie i dziwne jego 
        koleje na zawsze wyrwa�y go ze strony rodzinnej. Syn rolnik�w od prapradziada 
        Piasta - zosta� kupcem. Pracowa� po kilkana�cie godzin n� dob� i nigdy sobie nie 
        udziela� �wi�t ani wakacji. By� to nie cz�owiek u�omny, lecz jakby zbiorowisko 
        si� maszyny stalowej, zuchwa�ych i niezwalczonych. A przecie� ten �M. Les� w�r�d 
        wielorakich prac swoich dniem i noc� my�la� o czym innym. Trze�wy, chytry; 
        handlarz, kt�rego ani Ormianin, ani Greczyn nie ubieg� w sprycie, kt�rego Anglik 
        nie wyprzedzi� w �elaznej systematyczno�ci, by� w g��bi duszy marzycielem i 
        ascet�. Sypia� na twardym ��ku, mieszka� w ciasnej izbie, ubiera� si� byle jak. 
        Pewn� sum� przeznacza� �ssakom� - pasierbom, a reszt� s�a� w r�ne strony. Co 
        dnia prawie na jego biurku le�a� list w �ludzkim� j�zyku, pisany nieraz z 
        dalekich l�d�w �wiata. I �aden nie by� odrzucony. M. Les by� bystry. Nigdy go 
        nie podszed� oszust i nie wy�udzi� grosza, ale ostatni uczciwy fantasta ci�gn�� 
        ze� tysi�ce frank�w. Najukocha�sz� wszak�e my�l� M. Lesa by� zak�ad leczniczy 
        cisowski. Stary szczwany kramarz �ni� wiecznie o przekszta�ceniu swego zak�tka, 
        o ucywilizowaniu go jak najwy�ej. Gromadzi� pieni�dze, odk�ada� �elazne sumy, 
        ciu�a� jak sknera pewne �ciche kasy� na nies�ychane przedsi�biorstwa, jakie 
        za�o�y pod Cisami w swoim Zag�rzu i okolicy: gdy tylko wr�ci...
                    �Ciche kasy� bra� pierwszy lepszy in�ynier jad�cy na studia, malarz 
        potrzebuj�cy Pary�a, lekarz, technik (zawsze wynalazca in spe ), wreszcie inny 
        jaki. I znowu zaczyna�y si� specjalne operacje w celu nape�n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin