ROZ[1][1]. 5-6.doc

(50 KB) Pobierz

Ej, Edward! - usłyszałam głos Emmetta - Zabezpiecz się!!! - Gdyby nie to, że Edward mnie podtrzymywał pewnie bym padła! Odwróciłam się delikatnie w stronę mojego osobistego ochroniarza i spojrzałam pytająco. On jednak uparcie wpatrywał się w swojego brata z mina mówiącą: „Ale z Ciebie kretyn!”
- Przepraszam, oczywiście nie mam zamiaru Cię wykorzystać. Jeśli się boisz, nie muszę cię odprowadzać.
- Zaryzykuję... – popatrzyłam na niego z nadzieją, że zrozumiał moje intencje.
- W takim razie chodźmy...

ROZ. 5.

Edward odprowadził mnie pod same drzwi mojego apartamentu. Nie wiedziałam, czy zaprosić go do środka. Chciałam spędzić z nim jak najwięcej czasu, ale czułam, że oczy same mi się zamykają.
- Bella?- Jego głos był taki delikatny…- Jestem ciekawy, czy bardzo zależy ci na jutrzejszej imprezie?
- To zależy, co jesteś wstanie mi zaproponować zamiast niej… - Nie miałam pojęcia skąd w moim głosie było tyle siły. Chyba pierwszy raz w jego obecności poczułam się pewnie.
- Miałabyś ochotę pójść ze mną jutro w nocy na plażę? Ma być pełnia. Będzie naprawdę bardzo fajnie. Będziemy mogli popływać w świetle księżyca. - Ledwo potrafiłam opanować się przed skakaniem z radości i rzuceniem się na Edwarda! Czy on właśnie zaprosił mnie na romantyczny wieczór?! Bez jego brata Emmetta - maniaka seksualnego! Jeśli zaraz się nie uspokoję, to prawdopodobnie padnę na zawał!
- Bardzo chętnie! A czy ktoś jeszcze jest zaproszony? - Wolałam się upewnić, czy jest się z czego cieszyć. Chwileczkę, jak mogłam w ogóle tak pomyśleć? Oczywiście, że jest z czego. Bez różnicy czy będziemy sami, czy z jego znajomymi. Zobaczę go bez koszulki! Tak, to stanowczo jest powód dla którego chciałam z nim iść!
- Właściwie nie pytałem nikogo więcej. Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu. - Popatrzyłam mu w oczy i zapomniałam jak się oddycha. Miały taki cudowny kolor!
- Hej, wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś. Jeśli się mnie boisz… Do niczego cię nie zmuszam. - Na jego idealnej twarzy rozpoznałam smutek.
- Nie, nie, nie! Wszystko ok! Po prostu jestem zmęczona po podróży! Jak najbardziej chcę się z tobą spotkać. To o której się jutro widzimy? - Chyba popełniłabym samobójstwo, gdyby zmienił zdanie.
- Przyjdę po ciebie około dwudziestej trzeciej. Do zobaczenia! - W tym momencie moje serce zamarło. Usta księcia delikatnie musnęły mój policzek. Poczułam jak otula mnie chłód jego ciała, a mimo to zrobiło mi się strasznie gorąco. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Edward zniknął.
- Dobranoc…- Szepnęłam, chociaż zdawałam sobie sprawę, że już mnie nie usłyszy.




Zamknęłam drzwi i weszłam pod prysznic. Po kilku minutach leżałam już w łóżku. Byłam strasznie zmęczona, ale to nie powstrzymywało mnie przed rozmyślaniem o dzisiejszym dniu. Ostatnią rzeczą jaką pomyślałam przed zapadnięciem w sen, był prześliczny uśmiech, należący do młodego Cullena.


***


Rano obudziłam się wypoczęta. Już dawno nie miałam tak cudownego nastroju. Nie wiedziałam, która jest godzina, ale nie miałam zamiaru zawracać sobie tym głowy. Umyłam zęby, przebrałam się w moją ulubioną sukienkę i zeszłam na śniadanie. Przy stole spotkałam Mike’a. Świetnie, tylko tego mi brakowało.

- Cześć Bella! Ale ładnie wyglądasz! - Jedyne co przychodziło mi do głowy to „Dzień bez podlizywania się, to dzień stracony”
- Hej, gdzie zgubiłeś Jessicę?
- Jeszcze śpi. Mam nadzieję, że potańczymy dzisiaj razem.
- Przykro mi, ale nie idę z wami na imprezę.
- Dlaczego? Źle się czujesz? Może pójść z tobą do lekarza? - Sumienie zaczęło mnie gryźć, że jestem dla nie go taka niemiła.
- Mike, spokojnie! Wszystko w porządku. Umówiłam się z Edwardem Cullenem. – Gdy wypowiadałam jego imię, uśmiech zagościł się na mojej twarzy. Mike’owi najwidoczniej to nie umknęło.
- Słuchaj Bells, nie sądzisz, że on jest trochę dziwny?
- Dziwny? Dlaczego? Ja uważam, że on i cała jego rodzinka jest bardzo miła. Z tego co wiem, Alice już umówiła się z Jessicą na zakupy, a Rosalie, Angela, Emmet i Ben idą razem pozwiedzać. Na pewno chętnie wezmą też ciebie.
- Tak, ONI są spoko, ale ten cały Edward… Wkurza mnie. Wiesz, miałem nadzieję, że spędzimy razem trochę czasu.
- Ej, chodzisz z Jess, o ile dobrze pamiętam! – Już miałam go walnąć, ale w tym momencie podszedł do mnie jakiś młody chłopiec z obsługi.
- Buongiorno! Panienka Bella?
- Tak, czy coś się stało?
- Pani Maria prosi panienkę do swojego apartamentu.
- W porządku. Zaraz przyjdę, Grazie.

Szybko wstałam od stołu i poszłam spotkać się z ciocią.

***

Do pokoju wpuściła mnie służąca. Postanowiłam usiąść w salonie i poczekać na ciocię. Pokój był bardzo ładny. Kolorami przewodnimi była biel i czerń. Na ścianach wisiały (zapewne) bardzo drogie obrazy. W oknach wisiały ciemne zasłony. Wszystko razem robiło wrażenie.

- Benvenuto, Bells! Jak się bawisz, kochanie? - Ciocia przytuliła mnie na przywitanie, a ja poczułam gęsią skórkę na ramionach. Nawet nie usłyszałam, kiedy znalazła się w pokoju.
- Cześć! Świetnie! Tu jest naprawdę cudownie.
- Cieszę się. Jak podoba Ci się rodzina Cullenów? Specjalnie posadziłam was razem, abyście się poznali. - Na jej idealnej cerze pojawił się szeroki uśmiech.
- Domyśliłam się. - pokazałam cioci język.
- Aha, dzwoniła do mnie Renee. Pytała co u ciebie, czy dobrze się bawisz i prosiła, żebyś zadzwoniła jak znajdziesz chwilę.
- Mam nadzieję, że nie wspomniałaś o Cullenach?
- Kochanie, przecież nie ukryłabym przed własną siostrą, że jej córka poznała przystojnego, wykształconego, młodego chłopca, którego ojcem jest lekarz, na dodatek mój bliski przyjaciel.

Rozmowa z ciocią okazała się bardzo przyjemna. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęło południe. Wstawałam z kanapy i niechcący uderzyłam łokciem butelkę z winem. Czerwony płyn wylał się na moją sukienkę, a szkło roztrzaskało o podłogę. Chciałam pozbierać odłamki. Zaczęłam przepraszać, ale nagle ciocia przerwała mi krzykiem…

- Bella! NATYCHMIAST STĄD IDŹ! JUŻ! Przebierz się jak najszybciej, a tą sukienkę wyrzuć! - Spojrzałam w oczy ciotki, były nienaturalnie czarne. Można było z nich wyczytać furię. Wstałam z podłogi i podbiegłam do drzwi. Kiedy zamykałam je za sobą usłyszałam dziwne warczenie. Nie wiedziałam co to było, ale brzmiało strasznie. Biegłam korytarzem, a z mojej sukienki kapało wino. Dopiero teraz zauważyłam jak wielu jest tu ludzi podobnych do Cullenów i cioci. Blada cera, idealne rysy twarzy. Za każdym razem, kiedy przechodziłam obok takiej osoby, ta natychmiast odwracała się w moją stronę. Jeden z mężczyzn zacisnął pięści i wpatrywał się we mnie z nienawiścią. Przełknęłam ślinę i wbiegłam do pokoju. Zdjęłam ciuchy i wskoczyłam pod prysznic. Sukienkę postanowiłam wyprać. Była zbyt ładna, aby ją po prostu wyrzucić.

***

Po nie miłym incydencie z ciotką poszłam spotkać się ze znajomymi na plaży.
Położyłam się na leżaku obok Angeli i opowiedziałam jej o wczorajszym pożegnaniu z Edwardem. Zaczęła piszczeć i skakać. Uciszałam ją, ale na nie wiele to się zdało.

- Bella, ale super! Nie sądziłam, że istnieją jeszcze tacy romantycy. Kiedyś, dawno, dawno temu to było oczywiste, że kobiety trzeba rozpieszczać. - Albo mi się wydawało, albo ostatnie trzy słowa powiedziała głośniej w kierunku Bena.
- Bez przesady, Ben nie może być aż taki zły…- uśmiechnęłam się do Angeli. - Chociaż co do jednego masz rację, Edward czasem zachowuje się tak, jakby żył w innej epoce.
- Czepiasz się! Nie marudź, tylko korzystaj! Ej, a co wczoraj Emmett krzyczał za wami, bo nie usłyszałam?
- Nabijasz się, czy serio pytasz?
-Serio, Jessica w tym czasie zdawała mi relacje z tańca z Mike’em.
- Eee.. Krzyknął tylko, abyśmy byli bezpieczni… Nie wiem o co mogło mu chodzić. - Jednak po minie przyjaciółki wiedziałam, że mi nie wierzy. Jednak nie męczyła mnie więcej. Po kilku godzinach smażenia się na słońcu, wróciłam do apartamentu. Postanowiłam nie schodzić na obiad. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.





Roz. 6.

Byłam tak wyczerpana po ciężkiej nocy i dziwnym popołudniu, że przespałam resztę dnia. Obudziłam się dopiero o dwudziestej drugiej trzydzieści. Uff... Mam jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować. Umyłam zęby i właśnie miałam zakładać strój, kiedy ktoś zaczął pukać do drzwi. Zrobiło mi się głupio, że mam na sobie tylko dół od bikini. Pobiegłam do łazienki.

- Edward?
- Tak, mogę wejść?
- NIE! Poczekaj sekundę! - zarzuciłam na siebie szlafrok i podeszłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam ujrzałam najprzystojniejszego mężczyznę na świecie, ubranego w szorty i zawieszonym ręcznikiem na ramieniu. Gdy zobaczyłam jego idealnie wyrzeźbione mięśnie, z trudem powstrzymałam się przed rzuceniem się na niego.
- Eeee… Przepraszam, że musiałeś czekać. Dopiero się ubieram.
- Nie ma sprawy. Mogę wejść?
- Yyy, jasne. Rozgość się, ja zaraz wracam. - Nadal z trudem dobierałam słowa. Mój mózg kompletnie przestał mnie słuchać. Jak ja się skupię na nie utopieniu się w morzu, kiedy cała moja uwaga jest przyciągana przez idealne ciało Edwarda?

***

Po dwudziestu minutach wyszliśmy z hotelu. Nie byłam pewna, na którą plażę idziemy, jednak mój Apollo nie trzymał mnie długo w niepewności. Podszedł do srebrnego Volvo i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam, a po nie całej sekundzie Edward siedział koło mnie. Nie mam pojęcia jak to zrobił, ale chyba nie chcę wiedzieć. Jechaliśmy jakąś godzinę. Kiedy wysiadłam z samochodu, było strasznie ciemno. Poszłam w kierunku wody. Nie zastanawiając się długo zdjęłam sukienkę i klapki. Już miałam zanurzyć nogi w wodzie, gdy Edward rozpędził się, chwycił mnie na ręce i wbiegł do wody. W pewnym momencie wrzucił mnie do morza. Bawiłam się tak dobrze, że nie zwróciłam uwagi na jego lodowatą skórę. Było dużo śmiechu. Nagle Edward zanurkował i przez dłuższą chwilę się nie wynurzał. Ogarnął mnie strach, że mogło mu się coś stać. Podpłynęłam w kierunku, gdzie ostatni raz go widziałam. Właśnie nabierałam powietrza, aby zanurkować, kiedy coś pociągnęło mnie za nogi. Wylądowałam pod wodą. Szybko próbowałam wydostać się na powierzchnię. Nie mogłam złapać oddechu. W głowie szykowałam już monolog na temat jego głupiego zachowania, ale poczułam na karku chłodny oddech. Odwróciłam się, a przed moimi oczami pojawiła się twarz Edwarda. Prawie stykaliśmy się nosami. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Krew napłynęła mi do policzków. Dobrze, że było ciemno i tego nie widział. Oczyma wyobraźni wiedziałam, co się teraz wydarzy. Przymknęłam oczy i… nagle usłyszałam telefon Edwarda. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem, bo mój obiekt westchnień w mgnieniu oka znalazł się na brzegu. Nie słyszałam co mówił. Próbowałam przyjrzeć mu się jak najdokładniej i zapamiętać każdy cal jego ciała. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
- Bella, przepraszam, ale musimy szybko wracać. Alice dzwoniła i muszę jak najszybciej znaleźć się w domu. - Nic nie odpowiedziałam, tylko wyszłam z wody, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam sukienkę.

Wsiadając do samochodu spojrzałam na zegarek. Była druga w nocy. Nie sądziłam, że tak szybko minął mi czas. Nie rozmawialiśmy dużo, głównie śmialiśmy się z naszych wygłupów. Wcale nie miałam ochoty wracać do domu.

- Edward, czy coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowanego…
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu moją rodzinę odwiedzili, hmm… Znajomi mojego ojca i bardzo chcą ze mną porozmawiać.
- Tak w środku nocy? Trochę dziwne.
- Eee… Są przejazdem. Pewnie po rozmowie ze mną pojadą w dalszą podróż.
- W porządku, nie musisz się właściwie tłumaczyć. Aha, dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Było rewelacyjnie!
- Mogę Cię tu zabierać co noc, jeśli chcesz. - Jej, kiedy to powiedział, poczułam się, jakbym miała się rozpłynąć. - Świetnie! Oczywiście jeśli znasz więcej takich miejsc, nie ukrywaj ich, bo chętnie je poznam.
- Uwierz, że najchętniej nic bym przed Tobą nie ukry… - chyba ugryzł się w język, jednak trochę za późno.
- Z tego co mówisz, coś ukrywasz. Masz do wyboru powiedzieć mi teraz, albo czekać aż sama to odkryję.
- Heh… Myślę, że wybieram opcję numer dwa, co nie znaczy, że cię do niej zachęcam.
- No dobra… - postanowiłam nie męczyć go dłużej. Ciągle wyglądał na delikatnie zestresowanego. Postanowiłam zmienić temat. – Czego słuchasz?
- To zależy od nastroju. Znasz Debussi’ego?
- Pewnie, uwielbiam Clair de Lune. Masz jego płytę w aucie?
- Tak, otwórz schowek i tam powinna być. - Zgodnie z poleceniem otworzyłam szufladkę. Jej zawartość wysypała się na podłogę. Spojrzałam cała czerwona na Edwarda, a jego oczy wychodziły z orbit. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie patrzy na drogę! Chociaż to nie spowodowało u mnie takiego szoku, jak wysypane prezerwatywy, leżące koło moich nóg. W schowku była mała karteczka. Pozwoliłam sobie ją otworzyć i przeczytać:

„ Edward, pamiętaj: bezpieczny sex to podstawa! Pozdrów Bellę i miłej zabawy!
P.S. Zdaję sobie sprawę, że jak mnie spotkasz, to spróbujesz rozszarpać. Liczę na uczciwą walkę! ( Bez odczytywania z mojej głowy każdego ruchu!!! FAIR PLAY! )
P.S.2. Opowiesz mi potem jak było.
Powodzenia, Emmett.

Podałam liścik Edwardowi. Szybko go przeczytał i zgniótł kartkę. Zastanawiałam się, czy cokolwiek z niej zostało. Spojrzałam na ręce Edwarda, które teraz mocno zaciskał na kierownicy.
- Zabiję go!- usłyszałam warkot wydobywający się z gardła Edwarda. Był taki sam, jak ten, który usłyszałam, wychodząc z apartamentu cioci. Popatrzyłam w jego oczy. Teraz nie miały tego ślicznego miodowego koloru. Były czarne. Wystraszyłam się! Mój oddech przyspieszył. Krew pulsowała w żyłach. Serce nie nadążało z pompowaniem jej do ciała. Bałam się i to bardzo. Jechaliśmy strasznie szybko, obraz za szybą był rozmazany. Nagle volvo zatrzymało się z piskiem opon. Otaczały nas egipskie ciemności. Odwróciłam twarz w stronę kierowcy. Ale już go tam nie było…

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin