KRZYSZTOF BORUŃ
SPÓR O DUCHY
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
UWAGI WSTĘPNE
Marzenia o życiu wiecznym, o przetrwaniu ducha wbrew śmierci, o odrodzeniu się w nowym
ciele lub swobodnym bytowaniu w zaświatach, bez cierpienia i trosk, o spotkaniu z bliskimi nam zmarłymi ludźmi w innym, może lepszym świecie – marzenia te zdają się przeżywać kolejny renesans.
Na przekór zapowiedziom heroldów rychłego zwycięstwa „naukowego światopoglądu” ostatnie lata dwudziestego stulecia nie świadczą bynajmniej o dominującej roli rozumu, empirycznego poznania, realizmu, a zwłaszcza materialistycznego scjentyzmu w kształtowaniu osobowości ,,nowego człowieka”.
Ów „nowy człowiek” – a siłą rzeczy musi nim być dzisiejszy młody człowiek – jeśli nie hołduje maksymie carpe diem, skłonny jest coraz częściej szukać odpowiedzi na dręczące go pytania o siły rządzące światem i sens życia nie w przedstawianym przez naukę obrazie przyrody i człowieka, lecz w tajemniczej sferze ducha i nadzmysłowych, nadrealnych, intuicyjnych drogach zgłębiania „istoty rzeczy”. I oto na tej młodej glebie odżywa w różnych formach wiara nie tylko w istnienie świata nadnaturalnego i niematerialnego, ale także możliwość manifestowania się tego świata w sposób dostępny poznaniu zmysłowemu.
Zwrot ku spirytualizmowi światopoglądowemu dużych grup społecznych jest zjawiskiem niemal powszechnym, przejawiającym się zazwyczaj w powstawaniu nowych ruchów religijnych i wzroście aktywności wielkich kościołów chrześcijańskich oraz islamu, judaizmu, hinduizmu i buddyzmu, a także w ponownej fali zainteresowania okultyzmem i spirytyzmem.
Nawet tam, gdzie do niedawna wojujący ateizm pełnił rolę oficjalnej państwowej doktryny światopoglądowej, wierzenia i praktyki religijne zaś traktowano jako zjawisko szczątkowe i marginalne, coraz śmielej wychodzą z ukrycia i odradzają się ruchy o charakterze spirytualistycznym.
Co prawda w wielu krajach, zwłaszcza Europy Zachodniej i Ameryki, już od dłuższego czasu
zmniejsza się liczba kapłanów i zakonników kościoła katolickiego i duchownych wielkich kościołów protestanckich oraz występuje indyferentyzm wśród wiernych, lecz jednocześnie mnożą się i rozwijają ekspansywną działalność coraz to nowe grupy religijne i quasi-religijne, opierające swe koncepcje na własnej interpretacji Biblii i starożytnych filozofii wschodnich, co z kolei wpływa mobilizująco na wielkie kościoły chrześcijańskie i poszukiwanie przez nie nowych dróg umacniania wiary.
Powrót do Biblii i szukanie w niej przez przywódców nowych ruchów religijnych potwierdzenia głoszonych tez lub inspiracji do ich formułowania – to tylko jeden ze współczesnych nurtów ożywienia spirytualizmu, nienowy zresztą i – mimo dużej aktywności – o dość ograniczonym zasięgu społecznym. Fenomenem naszych czasów – chociaż można doszukać się tu prekursorów w stowarzyszeniach teofizycznych i spirytystycznych – są wspólnoty religijne opierające swe założenia ideowe i filozoficzne na hinduizmie i buddyzmie, nierzadko łączące i dopasowujące do nich wybrane elementy światopoglądu chrześcijańskiego.
We wspólnotach tych szczególnego znaczenia nabiera mistyczne pojmowanie rzeczywistości jako rzeczywistości duchowej i możliwość bezpośredniego, pozazmysłowego kontaktu duszy z Bogiem, pojmowanym najczęściej bezosobowo, panteistycznie jako kosmiczny umysł i energia. Temu też celowi ma służyć stopniowe osiąganie drogą medytacji coraz wyższych poziomów świadomości. Opanowanie wschodnich technik medytacyjnych i całkowite podporządkowanie się poleceniom przywódcy grupy (guru) stanowi zasadniczy warunek uwolnienia się od wewnętrznych napięć i duchowego zespolenia z Najwyższą Mądrością.
Owym zmienionym stanom świadomości przypisuje się też osiąganie zdolności paranormalnych, i to nie tylko telepatycznych i jasnowidczych, ale i psychokinetycznych.
Stąd już tylko krok do adaptacji elementów parapsychologii, najczęściej w jej okultystycznym
i spirytystycznym wydaniu, przez niektóre grupy religijne i quasi-religijne. Tego rodzaju praktyki spotykają się, co prawda, z niechęcią i potępieniem ze strony niemal wszystkich kościołów i religijnych ruchów chrześcijańskich, lecz pozostaje faktem, że wiara w możliwość zdobycia nadnaturalnych uzdolnień psychicznych, a także kontaktu z demonami i duchami zmarłych utrzymuje się od wieków wśród wyznawców tych religii.
Zjawiskiem nowym jest tu wyraźny wzrost liczebności grup quasi-religijnych, których spirytualizm opiera się raczej na różnego rodzaju hipotezach paranaukowych i fantastycznonaukowych niż doktrynalnych podstawowych tezach chrystianizmu. Przykładem może być popularny w Europie Zachodniej i USA (liczbę członków ocenia się na kilka milionów) ruch zwany „scjentologią”. Byłoby oczywiście przesadą opatrywać „scjentologię” etykietą ruchu SF, z tych przyczyn, że jej twórca – L. R. Hubbard – jest autorem opowiadań fantastycznonaukowych i niektóre z jego „odkryć” mogą śmiało konkurować z pomysłami innych pisarzy-fantastów.
Niemniej jednak nietrudno dostrzec, że istnieje wspólny mianownik dla wzrostu aktywności poszukiwaczy nowych koncepcji światopoglądowo-religijnych i ekspansji fantastyki na rynku wydawniczym, filmowym i telewizyjnym, podobnie zresztą jak i poszerzania się kręgu ludzi interesujących się parapsychologią, astrologią, ufologią czy paleoastronautyką.
Znamienne jest również, że w literaturze fantastycznej, tak bujnie rozwijającej się w drugiej połowie naszego wieku, w ostatnich kilkunastu latach zaczyna dominować nurt baśniowy i ezoteryczny, a klasyczna, futurologiczna fantastyka naukowa coraz częściej szuka inspiracji w paranaukach.
Kreśląc utopijne i antyutopijne wizje przyszłych społeczeństw, twórcy SF daleko odeszli od Vernowskiego i Wellsowskiego racjonalizmu i scjentyzmu. Futurologiczne obrazy cywilizacji
i walki herosów nauki i techniki ustępują miejsca opisom zmagań z samym sobą i obcymi intruzami w świecie wewnętrznym – w mózgu bohatera.
Ową innerspace, z jej nadrealnymi wizjami, fantasmagoryczną grą wyobraźni i wieloznaczną symboliką, łączy, co prawda, bliskie pokrewieństwo ze światem przeżyć średniowiecznych mistyków, transowych doznań królewskiej jogi i ,,pośmiertnych” halucynacji opisanych przez doktora Moody, ale jest to niewątpliwie nasz własny świat obaw i nadziei.
Fantastyka i horror drugiej połowy dwudziestego wieku są czymś więcej niż kolejnym cyklicznym nawrotem romantyzmu. Lęki i tęsknoty epoki odbijają się w twórczości artystycznej jak w zwierciadle i choć bywa ono często zwierciadłem krzywym, nie są to lęki i tęsknoty urojone.
Zainteresowanie problemami eschatologicznymi jest zrozumiałe w czasach, które zapisały się w historii najwyższą liczbą ofiar ludobójstwa i groźbą atomowego końca świata.
Gdzie szukać tropów w poszukiwaniach sensu bytu? W sporze o istotę i formę pośmiertnych
losów człowieka argumenty empiryczne są równie ważne, a może ważniejsze niż teoretyczne.
Znalezienie „materialnych”, niepodważalnych dowodów, że śmierć nie jest końcem naszego „ja”, że to, co stanowi o naszej osobowości, o świadomości własnego istnienia, o naszych myślach i uczuciach, nie ginie wraz z ostatnim tchnieniem i uderzeniem serca, zawsze zaprzątało umysły filozofów i badaczy natury ludzkiej.
Nasze czasy też nie są wolne od takich rozterek. Świadczy o tym nie tylko obfitość literatury religijnej różnych wyznań i wspólnot duchowych, ale także popularnych publikacji dotyczących życia pośmiertnego, reinkarnacji, wiedzy tajemnej, demonizmu i magii.
Wiara w duchy i demony, choć często wstydliwie skrywana i kamuflowana programowym sceptycyzmem – nie wygasła. W ostatnich dziesięcioleciach znów podniosła się fala fascynacji tą tematyką. Mit szatana opanowującego dusze ludzkie przeżywa renesans w filmie grozy i fantastyce, a dające raz po raz znać o sobie stowarzyszenia satanistyczne są dowodem, że i dziś metafizyczne problemy manicheizmu nie straciły na aktualności i mogą przejawiać się również w patologicznych formach kultu diabła.
Chyba nie należy się temu dziwić: wiek nasz przyniósł nie spotykaną dotąd w dziejach świata koncentrację sił Zła, a szczególnie jaskrawym przykładem wynaturzonego fideizmu są masowe zbrodnie dokonywane w imię... sprawiedliwości społecznej. Dobiega końca stulecie wielkich nadziei i rozczarowań, czasy rozpadu imperiów i najokrutniejszego niewolnictwa, gwałtownego rozwoju gospodarczego i degradacji ekologicznej, zadziwiających osiągnięć nauki i techniki, a jednocześnie – śmiertelnych zagrożeń, spowodowanych tym postępem. Nauka – ta magia naszych czasów – rzuca uroki i niepokoi umysły.
Nowy, polowy i organiczny obraz świata, który na początku naszego wieku ukazała fizyka relatywistyczna i kwantowa, w drugiej połowie zaś ewolucyjna teoria poznania, zastąpił klasyczną, mechanistyczną i redukcjonistyczną wizję rzeczywistości. Ten holistycznie opisywany świat, chociaż zdaje się stwarzać możliwość nowych relacji między światopoglądem naukowym i religijnym, niepokoi abstrakcyjnością i nieprzetłumaczalnością wykrywanych prawidłowości na język wyobraźni i „zdrowego rozsądku”.
Nie tylko laikom, ale i uczonym, zwłaszcza niespecjalistom, łatwo utracić orientację w gąszczu nowych faktów i hipotez. Wzrost fali zainteresowania paranaukami to zjawisko społeczne, którego nie wolno nie dostrzegać ani też lekceważyć. Przyczyn jego należy bowiem szukać w powszechnym kryzysie zaufania do wszelkich oficjalnych autorytetów, ze współczesną nauką na czele. Wiek nasz nadmiernie rozbudził nadzieje, że odkrycia naukowe i nowoczesne środki techniczne pozwolą rozwiązać najbardziej pasjonujące zagadki materii i ducha, ale rychło okazało się, jak dalece były one przedwczesne, jeśli nie całkowicie płonne.
Próbuje się więc odnaleźć ,,prawdę”, a zarazem odpowiedź na podstawowe pytania eschatologiczne, jeśli nie w religii i nauce, to w paranaukach, szukających wyjaśnienia tajemnic bytu na pograniczu dwóch światów – dostępnego i niedostępnego naszym zmysłom i przyrządom.
Myślę, że wyśmiewanie paranaukowych koncepcji jako przejawów ciemnoty i „idealizmu” światopoglądowego, a nawet patologii społecznej, jest nie tylko krzywdzące wielu badaczy zjawisk paranormalnych, próbujących penetrować ten pełen zagadek teren z pozycji przyrodoznawczej, ale pogłębia nieporozumienia i fałszywe sądy, utrudniając weryfikację rzeczywistych czy rzekomych odkryć w tej dziedzinie i, co gorsza, oddając ją w pacht ignorantom i mitomanom.
Nieznajomość przedmiotu badań, jak i genezy stanowisk zajmowanych przez różniących się światopoglądem badaczy „zaświatów” i popularyzatorów parapsychologii czy ,,wiedzy tajemnej” prowadzi z reguły do nieporozumień i błędnych ocen rzeczywistych czy rzekomych zjawisk manifestowania się duchowych składników bytu. Stąd podjęta w tej książce próba zarówno dokonania przeglądu różnych form takich manifestacji, jak też przedstawienia poglądów na ten temat, wyrażanych przez przedstawicieli religii, spirytyzmu, okultyzmu6, parapsychologii i nauk przyrodniczych.
Satanizm – kult szatana; pojawił się w XI–XIII w. jako reakcja antykościelna; w XX w. ponownie daje znać o sobie jako zorganizowany ruch, działający najczęściej niejawnie lub półjawnie. Jawną działalność satanistów zapoczątkował w 1966 r. Sandor Anton La Vay, zakładając w USA pierwszy „kościół szatana” i ogłaszając się „czarnym papieżem”. Ruch jego skupiał w 1987 r. około 800 tysięcy wyznawców w 11 krajach świata.
W Polsce liczbę wyznawców i sympatyków oceniano pod koniec 1988 r. na blisko 20 tysięcy.
Słowo „okultyzm” używane bywa w trzech znaczeniach:
l. wiedzy tajemnej o świecie i duszy ludzkiej,
2. wspólnej nazwy dla alchemii, astrologii, kabalistyki, magii, spirytyzmu, teozofii i jasnowidztwa,
3. badań paranormalnych zjawisk psychiki.
W tej książce – wyłącznie w pierwszym.
Popularnonaukowy charakter pracy, jak i skromne rozmiary książki ograniczają możliwości ukazania wszystkich różnic i odcieni w poglądach. Musiałem więc dokonać pewnego rodzaju
„idealizacji” – poprzez selekcję i połączenie stanowisk, które można uznać za najbardziej reprezentatywne światopoglądowo.
Granice między prezentowanymi tu grupami są bowiem w rzeczywistości nieostre. Często na przykład spirytyści włączają wybrane dogmaty wiary chrześcijańskiej do swoich teorii, interpretując swoiście słowa Biblii, okultyści odwołują się do hipotez parapsychologicznych, parapsycholodzy szukają analogii między swymi spostrzeżeniami i kanonami wiedzy ezoterycznej Wschodu. Musiałem więc nieco arbitralnie dokonać rozgraniczenia stanowisk, decydując się na pewne uproszczenia prezentowanych poglądów.
W niektórych przypadkach brak materiałów dotyczących konkretnego tematu lub sprzeczności w wypowiedziach przedstawicieli tej samej grupy interpretatorów zmusiły mnie do ,,modelowego” sformułowania stanowiska na podstawie ogólnych zasad widzenia świata charakteryzujących tę grupę.
Wszystko to wymaga sprecyzowania, co należy rozumieć pod pojęciami: teologowie, spirytyści, okultyści, parapsycholodzy i naukowcy sceptycy. Tak więc pod hasłem teologowie znajdzie Czytelnik nie tylko opinie katolickich i protestanckich profesorów teologii i stwierdzenia zawarte w oficjalnych dokumentach kościelnych, ale również poglądy wyrażane przez wybitnych publicystów religijnych – oparte na Piśmie świętym i kanonach wiary chrześcijańskiej.
,,Teologowie” religii wschodnich to zarówno uczeni – znawcy hinduizmu i buddyzmu, jak i słynni „mędrcy” i „guru”. Doktryny filozoficzno-religijne hinduizmu i buddyzmu nie zawierają jednorodnej, zwartej koncepcji duszy, istnieje bowiem mnogość szkól powstałych w różnym czasie i różnych środowiskach (inne koncepcje dla ludu, inne dla filozofów). Stąd konieczność pewnych uproszczeń i nieuniknione niekiedy niezgodności w prezentowanych tu poglądach.
Za podstawowy wyróżnik światopoglądu spirytystów przyjąłem wiarę w istnienie świata pozagrobowego i możliwość kontaktu z duchami zmarłych. Różnice zdań dzielące ruch spirytystyczny dotyczą istnienia reinkarnacji i stosunku do „oficjalnej nauki”, a także parapsychologii.
Okultyści tworzą swe teorie szukając oparcia w ezoterycznej wiedzy („wiedzy tajemnej”) starożytnych Indii, najczęściej w jej teozoficznej interpretacji. Charakterystyczną cechą światopoglądu okultystycznego jest twierdzenie, że istota ludzka składa się z wielu ciał (fizycznego, eterycznego, astralnego, mentalnego itd.), oraz że dusza, rozumiana jako pojedyncza, oddzielna, zindywidualizowana duchowa istota wewnątrz człowieka, nie istnieje.
Pod hasłem parapsycholodzy prezentuję poglądy tych badaczy, którzy zajmują stanowisko ,,animistyczne” (szukające przyczyn zjawisk paranormalnych w żywym organizmie człowieka, a nie w świecie duchów ludzi zmarłych czy demonów), odrzucają hipotezy spirytystyczne i z rezerwą odnoszą się do interpretacji okultystycznych. Próbują oni oprzeć swe hipotezy na odkryciach nauk przyrodniczych, chociaż ich stwierdzenia bywają często kwestionowane, jako sprzeczne z poglądami przyjętymi powszechnie w nauce lub niedostatecznie zweryfikowane.
W tej książce są bliskie stanowisku psychotroniki, będącej spadkobierczynią parapsychologii w bardziej scjentycznym wydaniu. Tylko tam, gdzie psychotronika nie stworzyła jeszcze własnych oryginalnych koncepcji, odwołuję się do badań i poglądów wybitnych badaczy i pionierów parapsychologii z początków naszego stulecia.
Naukowcy sceptycy reprezentują w tej książce uczonych i popularyzatorów nauki zajmujących krytyczne stanowisko wobec zarówno spirytystycznych i okultystycznych, jak też scjentystyczno-parapsychologicznych interpretacji różnych form manifestowania się „duchów”. Sceptycyzm nie oznacza jednak odrzucania z góry każdej hipotezy paranaukowej i ,,wylewania dziecka z kąpielą”.
Chociaż mój „naukowiec sceptyk” zdaje sobie dobrze sprawę, jak ograniczoną wartość dowodową mają informacje zawarte w relacjach „naocznych świadków” i sprawozdaniach spisywanych ex post przez nie przygotowanych naukowo uczestników niezwykłych wydarzeń, gotów jest umownie uznać opisywane „fakty” za wiarygodne, w celu wykazania, że mogą być one wyjaśnione w bardzo różny sposób na solidnym gruncie nauk przyrodniczych i społecznych – fizyki, fizjologii, psychologii i socjologii.
„Spór o duchy”w założeniu nie jest książką odpowiadającą w sposób kategoryczny na pytanie, czym są zjawiska mające świadczyć o istnieniu pozamaterialnego świata duchów i demonów. Ukazuje tylko, w jak różny sposób te zjawiska mogą być wyjaśniane. Która z prezentowanych hipotez jest wiarygodniejsza – pozostawiam uznaniu Czytelnika. Co sam sądzę o istnieniu „zaświatów” – zawarłem w końcowych refleksjach, bynajmniej nie sugerując, że proponowany obraz rzeczywistości może zawierać całą prawdę o świecie i „duchowej” sferze bytu.
Przedmiotem przedstawionego w tej książce sporu są zarówno duchy, pojmowane jako istoty bezcielesne – zjawy, widma, upiory itp., jak również duch jako synonim duszy – czynnik ożywiający ciało, niematerialny byt osobowy, zdolny do świadomości, a także dusza jako ogół właściwości i procesów psychicznych.
1
DUCHY POKUTUJĄCE
Któż nie lubi opowieści o duchach, widmach ludzi zmarłych, pokutujących w starych domach
i zamkach, o upiorach wstających z grobu, aby wysysać krew z żywych, o marach straszących
nocą na cmentarzach, rozstajnych drogach, trzęsawiskach? Relacje z niesamowitych zdarzeń, ubarwiające rodzinne sagi i pamiętnikarskie zapiski, obok sprawozdań z „autentycznych” manifestacji zaświatów, drukowanych w czasopismach spirytystycznych, mogą śmiało współzawodniczyć z płodami wyobraźni pisarzy fantastów.
Czy opowieści te można traktować serio? Czy zawierają rzetelne informacje o rzeczywistych wydarzeniach, czy może tylko zwykłe przywidzenia i domowe legendy, wzbogacone inwencją narratorów w kolejnych przekazach?
Zanim spróbuję odpowiedzieć na tego rodzaju wątpliwości, pozwolę sobie przytoczyć kilka
przykładów takich opowieści.
O domach, w których straszą widma ludzi zmarłych, pisano już w czasach starożytnych, przy czym relacje te bywają zadziwiająco podobne do współczesnych. Oto opis takiego spotkania z
duchem, zawarty w liście pisarza rzymskiego Pliniusza Młodszego (62–114) do swego przyjaciela Surii:
„W Atenach był dom obszerny i wygodny, lecz osławiony i niebezpieczny. W czasie nocnej ciszy dawał się w nim słyszeć szczęk żelaza i, jeśli pilniej się uważało, brzęk kajdan, najprzód z dala, a nareszcie z bliska, potem ukazywało się widmo w postaci starca wychudłego i nędzą wycieńczonego, z długą opuszczoną brodą, najeżonym włosem. Kajdany na nogach, łańcuchy na rękach dźwigało i nimi wstrząsało. Z tego powodu mieszkańcy smutne i okropne noce w strachu bezsennie przepędzali, z bezsenności choroba i coraz bardziej wzmagającej się trwogi śmierć nareszcie nastała. (...)
Dlatego dom ten opuszczony, na samotność skazany i całkiem owemu straszydłu zostawiony został. Przybijano jednakże na nim uwiadomienia, ażeby go kto, tak wielkiej niedogodności nieświadom, albo kupić, albo chciał nająć.
Wtem przybywa do Aten filozof Atenodor, czyta uwiadomienie i dowiedziawszy się o cenie, i
ponieważ mu taniość podejrzaną była, ściślej badając o wszystkim się dowiaduje i pomimo, owszem, nawet dla tego samego właśnie go najmuje. Gdy zmierzchać zaczęło, każe sobie w przedniej części domu posłać i podać tabliczki, rylec i światło, wszystkich ludzi swoich wewnątrz domu posyła, sam zaś umysł swój, oczy i rękę pilnym zatrudnia pisaniem, ażeby myśl nieczynna widmów, o których słyszał, i próżnych sobie nie tworzy strachów.
Z początku panowała cisza nocna, jak zazwyczaj wszędzie, potem żelaza wstrząsanie i ruch kajdan słyszeć się dały; on oka nie podnosi, nie opuszcza rylca, lecz zbroi się na odwagę i nią tłumi wrażenie na słuch czynione. Wtedy wzmaga się szelest, zbliża się i słyszeć się daje teraz
jakoby na progu, i tuż zaraz jakoby już za progiem; on spogląda, widzi i poznaje postać mu opisywaną.
Stała i kiwała palcem, do wzywającego podobna; on zaś przeciwnie, ręką jej znak daje, ażeby cokolwiek zaczekała, i znów się do tabliczek bierze i rylca. Ona nad głową piszącego łańcuchami brząkać zaczęła, podnosi tedy powtórnie oczy i widzi ją równie jak wprzód trwającą; niezwłocznie więc bierze światło i postępuje za nią. Wolnym szła krokiem, jakby kajdanami obarczona, skręciwszy na dziedziniec mieszkania i nagle za nim zniknąwszy, towarzysza opuściła; tenże sam zostawiony będąc, trawę i liście zrywa i na tymże miejscu na znak kładzie.
Na drugi dzień udaje się do rządu, radzi, aby miejsce to odkopać kazał. Znaleziono w nim w łańcuchy okute i skrępowane kości, które gdy wiek i ziemia w zgniliznę ciało obróciły, nagie i spróchniałe w okowach były pozostały. Zabrano je i kosztem rządu pochowano, a dom na potem wolny był od ducha, któremu należny pogrzeb wyprawiono”.
Współczesną opowieść o odwiedzinach „ducha pokutującego” słyszałem w dzieciństwie z ust
dobrego znajomego moich rodziców – dyrektora dużych zakładów młynarskich w B. Pewnego wieczoru pracował on samotnie w biurze zakładów, których kierownictwo niedawno objął, gdy usłyszał pukanie i do pokoju weszła młoda, czarno ubrana kobieta.
Zapytała o pracownika o nie znanym dyrektorowi nazwisku, a usłyszawszy, że nikt taki nie pracuje w tym zakładzie, popatrzyła na dyrektora przejmująco i wyszła bez słowa. Dyrektor wybiegł za nią, aby dowiedzieć się czegoś bliższego o poszukiwanym, ale ani na schodach, ani też na dziedzińcu kobiety nie spotkał, brama zaś zakładów była zamknięta. Dozorca twierdził, że nikogo nie wpuszczał ani nie wypuszczał.
Okazało się jednak, że znał przed laty pracownika o tym nazwisku. Zginął on w wypadku w tym zakładzie, a jego narzeczona, z którą miał za parę dni wziąć ślub, popełniła samobójstwo.
Duchy występujące w pełnej gali, dostrzegane wzrokiem przez zwykłych śmiertelników i przekazujące im konkretne polecenia, należą do rzadkości. Najczęściej są to milczące zjawy, przypominające zwykłych ludzi, czasem mgliste widziadła lub istoty niewidzialne, manifestujące swą obecność w miejscach nawiedzonych tylko dźwiękowo, odgłosami charakterystycznymi dla określonej czynności. Mój kolega redakcyjny, Jan Fabiszewski, opowiadał mi o swych niezbyt przyjemnych wrażeniach słuchowych, gdy zamieszkiwał wraz z żoną w takim „nawiedzonym” domu.
Od czasu do czasu, w nocy, o tej samej godzinie, rozlegały się w ich mieszkaniu kroki, którym towarzyszyło skrzypienie parkietu, prowadzące z przedpokoju, poprzez dwa amfiladowo usytuowane pokoje i korytarz – do łazienki. Ani w ciemnościach, ani też przy zapalonym świetle żadnego widma nikt z domowników nie dostrzegał. Według relacji starszych mieszkańców domu – w łazience zmarł podobno poprzedni właściciel mieszkania.
Historię, brzmiącą jak angielska story z dreszczykiem, spisał i przekazał mi p. Zenon Tychoński, zapewniając, iż jest to relacja z jego rzeczywistej przygody z okresu ostatniej wojny. W 1943 r., służąc w Anglii w polskim lotnictwie, Tychoński, w czasie podróży służbowej, zakwaterowany został na jedną noc w Gainsborough w nieczynnym internacie,znajdującym się pod opieką dwóch staruszek.
Przed udaniem się na spoczynek do wyznaczonego pokoju staruszki zapytały go, czy lubi muzykę fortepianową, gdyż będzie ją słyszał. Tychoński, zmęczony, położył się zaraz spać i oto w chwili zasypiania poczuł, że schyla się nad nim kobieca postać i usłyszał tuż przy swojej twarzy szept:
– I'll play for you. – I po chwili gdzieś z dala, jakby z drugiego czy trzeciego pokoju, dźwięki
fortepianu, układające się w melodię kołysanki.
„Muzyka ta nie trwała jednak całą noc – pisze Tychoński w swej relacji. – Pamiętam, że w pewnym momencie urwała się. Wsłuchiwałem się dalej, lecz, niestety, już nic nie słyszałem. Dopiero nad ranem znów odezwał się fortepian, jednak na krótko.
Gdy obudziłem się, była godzina ósma. Zbiegłem na dół, aby zdążyć na pierwszy autobus odchodzący na lotnisko. Gdy wstąpiłem do obu starszych pań, stwierdziłem, że już nie spały. Obie krzątały się po kuchni i na mój widok pierwsza z pań spytała:
– Jak się panu spało?
– Cudownie – odpowiedziałem. – Tak pięknej nocy nigdy przedtem nie miałem w swoim życiu.
Patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Opowiedziałem jej, że jakaś dobra pani grała dla mnie na fortepianie kołysankę.
I znów wyraz lęku pojawił się na jej twarzy. Zapewniła mnie, że oprócz niej i jej towarzyszki
– w całym domu nie ma żywej duszy. Następnie oświadczyła mi, że w tym domu straszy. Właśnie słyszy się grę na fortepianie i poruszanie się jakiejś postaci kobiecej”.
Z relacji uczestników „spotkań z duchami” zdaje się wynikać, że pojawienie się zjaw i „strachów” dźwiękowych następuje nieoczekiwanie, w sposób jakby spontaniczny, a nie zaplanowany czy wymuszony. Znamy co prawda z ksiąg świętych, notatek dziejopisów i powtarzanych z pokolenia na pokolenie opowieści opisy wymuszonego działaniami magicznymi pojawiania się widm, czyli tzw. wywoływanie duchów, ale skłonni jesteśmy uważać je za legendy.
Przykładem może tu być choćby biblijny opis przywołania ducha Samuela na życzenie Saula czy opowieść o ukazaniu przez Twardowskiego ducha Barbary Radziwiłłówny na prośbę Zygmunta Augusta.
Istnieją też nowsze udokumentowane opisy zamierzonego z góry ,,zmaterializowania się” mieszkańców zaświatów w czasie seansów spirytystycznych i specjalnych ćwiczeń łamów tybetańskich, czym zajmiemy się oddzielnie w rozdziałach 3 i 9. Tu ograniczę się do jeszcze jednej, dość nietypowej historii, znanej mi z relacji trojga współuczestników dziwnych zdarzeń sprowokowanych zachowaniem się młodych ludzi.
Było to w początkach lat dwudziestych. Maria S. przybyła wraz ze swą matką i narzeczonym
w odwiedziny do swego brata Józefa S. będącego nauczycielem we wsi Ligota Wielka, położonej w pobliżu szosy łączącej Wolbrom z Miechowem. Szkoła i mieszkanie nauczyciela mieściły się w starym dworku należącym podobno niegdyś do margrabiów Wielkopolskich 12, a w tym czasie będącym własnością bogatego gospodarza Mateusza Słomskiego. W okresie wakacji w szkole przeprowadzany był remont; stosy ławek i ram okiennych znajdowały się w dużej sali szkolnej. Do sali tej przylegał pokój, w którym nocowała Maria S. z matką.
Któregoś dnia po obiedzie Maria S. z narzeczonym, bratem, jego żoną i matką wybrali się na tamtejszy cmentarz, położony między Lgotą Wielką a wsią kościelną Szreniawa, gdzie pochowany był, zmarły w Lgocie, kolega Józefa S. Na cmentarzu znajdował się również na pół rozwalony otwarty grobowiec dawnych właścicieli tamtejszych włości. Józef S. wszedł do grobowca, chcąc ...
Swyty