N-I-K-T - KOZAK MAGDALENA.txt

(439 KB) Pobierz

MAGDALENA KOZAK

N - I - K - T

(...) Wybral sie wiec i poszedl do swojego ojca. A gdy byl jeszcze daleko, ujrzal go jego ojciec i wzruszyl sie gleboko; wybiegl naprzeciw niego, rzucil mu sie na szyje i ucalowal go. A syn rzekl do niego: "Ojcze, zgrzeszylem przeciw Bogu i wzgledem ciebie, juS nie jestem godzien nazywac sie twoim synem". Lecz ojciec rzekl do swoich slug:"Przyniescie szybko najlepsza szate i ubierzcie go; dajcie mu teS pierscien na reke i sandaly na nogi! Przyprowadzcie utuczone ciele i zabijcie: bedziemy ucztowac i bawic sie, poniewaS ten moj syn byl umarly, a znow oSyl; zaginal, a odnalazl sie". I zaczeli sie bawic. (...) Lk 15, 20-24 Syn marnotrawny

"Jestem w domu".

Vesper przewrocil sie na bok. Przywarl policzkiem do twardej, chropowatej podlogi. Chlod betonu przyjemnie koil opuchnieta twarz. PrzeloSyl wyprostowana dlon tuS obok glowy, przesunal opuszkami palcow po posadzce, jakby chcial tym pieszczotliwym ruchem powitac... Dom.

Emow, rozpoznawal to miejsce, nawet nie otwierajac oczu. Ta swoista, niepowtarzalna aura: cos kojacego, obiecujacego wytchnienie po dlugiej i pelnej cierpienia drodze. Zablakany nocarz - nareszcie z powrotem wsrod swoich.

Zasmial sie cichutko, radosnie. JakiS byl glupi, zwlekajac z czyms, co bylo takie proste. PrzecieS tak naprawde zawsze mogl to zrobic: po prostu wrocic.

Tylko dlaczego dopiero teraz na to wpadl? Sapnal leciutko, z niedowierzaniem.

Bo skoro to takie proste, trzeba bylo wiac, i to juS dawno. Wracac do nocarzy jak najprostsza droga, kierunek Emow, czas start! Renegaci nie trzymali go przecieS skutego, w kajdanach. W kaSdej chwili mogl wstac i wyjsc.

Dzwignal dlon, przeloSyl ja sobie na czolo. Byla cieSka, niczym z olowiu.

Wiec dlaczego tego nie zrobil? Ze strachu.

Bo oto znalazlo sie cos, co spetalo mu rece, skulo nogi lepiej niS najlepsze kajdany - niewiara w to, Se tutaj, w domu, moglby uzyskac przebaczenie.

Jakie przebaczenie, przecieS to byla pomylka! PrzecieS strzelal do Aranei, zgodnie z rozkazem, a nie do Ultora. PrzecieS tak naprawde wcale nie zdradzil!

Wtem dotarl don przenikliwy powiew, jakby z wlaczonej klimatyzacji.

Napelnil powietrze dziwnym zapachem, klujaca wonia krzyku, strachu i nieustannie rozlewanej krwi... Vesper odemknal powieki, wiedzac doskonale, co zaraz dane mu bedzie zobaczyc.

Bunkier, odslona wtora. Surowe, szare, betonowe sciany, widziane z wnetrza celi, po drugiej stronie migoczacych laserowa siateczka krat.

Witamy w domu, synu marnotrawny, zdawaly sie szemrac mury.

Teskniles? Nie watpimy, Se tak.

Usiadl, wspierajac sie na wyprostowanych rekach.

Jeszcze wszystko wytlumacze, blysnela pelna nadziei mysl. Nocarze na pewno zrozumieja. Dokopali w pierwszym odruchu gniewu, ale zaraz ochlona, posluchaja, zrozumieja... Na pewno.

Ultor wejrzy we mnie i wszystko zrozumie. To madry Pan, na pewno znajdzie jakis sposob, by mnie wyzwolic od prawdziwej krwi.

A gdy byl jeszcze daleko, ujrzal go jego ojciec i wzruszyl sie gleboko; wybiegl naprzeciw niego, rzucil mu sie na szyje i ucalowal go - przemknal mu przez mysl cytat z Ewangelii swietego Lukasza.

Nie zaufal Ultorowi, i to byl blad. Trzeba bylo wracac czym predzej, nawet chocby wprost na Galerie Hanby. Pokazalby w ten sposob, Se jest niewinny.

Dobrze, moSe nie wszystko stracone. W koncu wrocil - no dobrze, zostal schwytany, ale tak naprawde liczyl sie z tym, a zatem poniekad pozwolil sie pochwycic. Poprosi wiec Lorda, Seby teraz wejrzal w niego i ogladal, co tylko chce. Wystarczy, Se Ultor zobaczy... se zobaczy co? - zasmial sie szyderczy, wewnetrzny glos. MoSe to?

Ramiaczko sukni peka pod niecierpliwymi palcami. Czerwony atlas zeslizguje sie z piersi Aranei... a w chwile potem rozlega sie jej wypelniony rozkosza krzyk.

Niespokojne oczy Nexa przeszukuje ruiny sali balowej, a kiedy znajduja wreszcie postac kolegi, general rozjasnia sie tym swoim prawie niedostrzegalnym usmiechem.

-Powodzenia, nietoperku! - usmiecha sie cieplo Strix.

Alex wrzeszczy gdzies w ciemnosciach Bunkra. solnierze tkwia nieruchomo na loSkach. Oczy Icty i Resa przypominaja wypalone w kocu dziury.

"Jasna strona Nocy nie rozmawia z Ciemna. Nie maja o czym. I tak kaSdy otrzyma od losu, co mu jest pisane: sprawiedliwa zaplate za swe czyny" - krzycza literki w gazecie, ta zostaje gwaltownie zmieta w kulke i z gluchym pacnieciem uderza o sciane.

-Skurwysyny! - krzyczy Vesper z calych sil i nikt nie ma watpliwosci, Se ma na mysli swoich bylych kolegow: nocarzy.

-A chuj - mowi Nex, podnoszac sie z wozu. - W koncu jestem tylko Winorosla... - Jego palce bladza po krzywiznach gitary, niczym po ciele kochanki.

-"Wojna i na i na i na i na i na..." - rozlega sie pogrzebowy chor, Vesper spiewa wraz z nimi w poSegnaniu renegata, towarzysza broni.

Oczy Oleastra zasnuwaja sie mgla, cialo drSy w niemej walce. Wreszcie kula podaSa na wezwanie rozczapierzonych palcow, a zaraz za nia bucha fontanna swieSej, czerwonej krwi.

-No coS, Lord Kat wydal na ciebie wyrok, bracie - cedzi Vesper, wbijajac w roztrzesionego rekruta lodowe szpile slow.

Byly nocarz przelknal sline.

Drogi nietoperku, moSe wcale nie byc tak roSowo, jak to usilujesz sobie wmowic, zasyczal weSowy glos. Zdaje sie, Se robisz, co moSesz, Seby sie oszukac. Czepiasz sie Salosnych resztek falszywej nadziei. AleS prosze bardzo, rob, jak uwaSasz, tylko uwaSaj, jak robisz. Jesli chcesz, moSesz zdychac na kolanach, skamlac o litosc, jak pokorny, nocarski pies. Wiesz dobrze, Se Ultor ma dla ciebie tylko pogarde... i miecz.

Vesper zacisnal piesci.

Dochowam wiary mojemu Panu, odparl zaciecie. Zaufam mu, wbrew renegackiej propagandzie. Zbladzilem, ale stac mnie na to, by powrocic i blagac o wybaczenie. Stane z nim twarza w twarz, wiedzac, Se to Lord Wojownik, nie Lord Kat.

-A syn rzekl do niego: "Ojcze, zgrzeszylem przeciw Bogu i wzgledem ciebie, juS nie jestem godzien nazywac sie twoim synem" - wychrypial, dbajac, by w Sadnym ze slow nie zabrzmial nawet cien zwatpienia.

PoloSyl sie na twardej posadzce. Nie zagescil powietrza pod soba.

Oszczedzal sily na pozniej.

-Jestem w domu! - powiedzial na glos, z przekonaniem.

***

W glebi korytarza zabrzmialy spieszne kroki. Vesper z trudem podzwignal sie na nogi. Wsparl sie jedna reka o sciane i czekal.Witajcie, bracia nocarze.

Za kratami pojawil sie Alacer, gwiazdki na pagonach jego munduru dumnie blyszczaly stopniem majora.

Towarzyszylo mu dwoch podkomendnych: Fulgur i jeszcze ktos, Vesper nie widzial zbyt dobrze twarzy skrytej w cieniu. Przez chwile zablysla nadzieja, Se to moSe Nidor, ale zgasla zaraz, kiedy tylko nocarze ruszyli przez otwarta krate. To nie byl Nidor, tylko jakis inny porucznik.

Vesper znal go, ale za nic nie potrafil sobie przypomniec jego imienia.

-Witamy w domu - wycedzil jadowicie Alacer. Nocarze staneli po drugiej stronie opadlej kraty. Ich marsowe miny nie zapowiadaly cieplego przyjecia.

-Ciesze sie - rzucil Vesper krotko. Rozejrzal sie po celi, nieco demonstracyjnie. - Pokoj mi sie zmienil, widze. Przemeblowanie?

Alacer znalazl sie przy nim jednym skokiem. Wbil rozwscieczone spojrzenie w twarz wieznia. - sarty sie ciebie trzymaja, renegackie scierwo?! - wykrzyknal pelnym nienawisci glosem. - Jako jedyny nocarz na swiecie dopusciles sie zdrady, przyniosles hanbe swojej jednostce! Powinienes nas blagac na kolanach o przebaczenie!

-Nie jestem renegatem - odparl predko Vesper, ale glos oslabl mu zdradziecko w polowie zdania. - Nie jestem zdrajca! - powtorzyl wiec, juS mocniej. - Nakarmiono mnie prawdziwa krwia wbrew mojej woli!

Ale nigdy... Nigdy nie podnioslem reki na Sadnego nocarza!

-O tak, jasne - odparl tamten gwaltownie. - Wiemy, co tam robiles, wiemy doskonale. Twoj kumpel Alex, zwijajac sie z bolu, opowiedzial nam wszystko o twojej nowej karierze, zanim poddal szyje Lordowi. Wiesz... - sciszyl glos do konfidencjonalnego szeptu. - Porucznik Nidor dokonywal niemalSe cudow, Seby wyciagnac z przekletego renegata kaSdy moSliwy szczegol. Dawno nie widzialem tak zaangaSowanego przesluchania.

Vesper przymknal oczy, echo slow majora przetoczylo mu sie glucho pod czaszka. To Nidor torturowal Alexa. A wiec to tak.

Nocarze stali nieruchomo, niczym zakleci w granitowe posagi.

-UwaSasz, Se nie zdradziles, bo nie strzelales bezposrednio do Sadnego z nas? - Alacer wyrzucal slowa, szybko, gwaltownie, jakby pragnal zamienic je w pociski. - Przysiega, ktora skladales tutaj, oznaczala rownieS, Se w kaSdej sytuacji, noca i dniem, bedziesz z naraSeniem Sycia bronil zarowno ludzi, jak i swoich nocarskich braci! A ty obrociles sie przeciwko nam wszystkim, zaczales zabijac ludzi, reka w reke z banda renegackich zwyrodnialcow! Dzieki temu twoj nowy przyjaciel general Nex mial duSo mniej roboty i mogl sie zajac nocarzami! Gdzie byles, kiedy chlopaki gineli jeden po drugim? Dymales Pania Renegat, tak? - Urwal, wyprostowal sie, zacisnal piesci. Odetchnal gleboko.

Ma racje, jeknal w glowie Vespera zrozpaczony glos. Alacer ma racje...

Oszukiwalem sie tylko. Nie zostalem zdrajca, kiedy strzelilem do Ultora, nawet w CichoweSu, kiedy mordowalem niewinnych, jeszcze nim nie bylem. Zdradzilem dopiero potem. I nawet nie wiem, kiedy tak naprawde to sie stalo. Kiedy zgodzilem sie szkolic ten ich oddzial specjalny? Kiedy zrozumialem, Se wciaS pragne Aranei? Kiedy zaczalem szanowac Strixa, kiedy Nex uratowal mi Sycie, kiedy w renegatach zobaczylem towarzyszy broni? Nie wiem, kiedy to sie stalo. Nie wiem.

Ale stalo sie na pewno.

Major siegnal do kieszeni kamizelki i wyszarpnal cos gwaltownym ruchem. A potem wyciagnal dlon. Kilka razy podrzucil na niej plastikowy woreczek, wreszcie cisnal wiezniowi. Ten schwytal go w locie, wiedzac doskonale, co to jest.

Nalepki glosily: OBOJETNA, PODWOJNIE TESTOWANA. Krew.

-No to smacznego, kolego nocarzu! - rzucil Alacer ochryple.

Vesper zacisnal powieki, czujac, jak przejmuje go lodowaty dreszcz.

Ujrzal we wspomnienia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin