Wood Barbara - Kobieta tysiąca tajemnic.rtf

(1148 KB) Pobierz

BARBARA WOOD

KOBIETA TYSIĄCA TAJEMNIC

Przełożył z angielskiego Michał Madaliński

Wydawnictwo „Książnica"

Skan i korekta Roman Walisiak

 

Tytuł oryginału: Woman of a Thousand Secrets

Projekt okładki Mariusz Banachowicz

Copyright © 2008 by Barbara Wood

Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy

żaden fragment niniejszego utworu nie może być reprodukowany ani przesyłany

za pośrednictwem urządzeń mechanicznych bądź elektronicznych.

Niniejsze zastrzeżenie obejmuje również fotokopiowanie

oraz przechowywanie w systemach gromadzenia i odtwarzania informacji.

Niniejsza powieść stanowi wytwór wyobraźni, a wszelkie podobieństwo do osób żyjących lub zmarłych, wydarzeń i miejsc jest całkowicie przypadkowe.

 

W książce wykorzystano fragment Popal Vuh. Księgi rady narodu Quiche w przekładzie Haliny Czarnockiej i Carlosa Marrodana Casana, PIW 1980.

For the Polish edition CO Publicat S.A., MMX

ISBN 978-83-245-7793-4

 

www.najlepszyprezent.PL

TWOJA KSIĘGARNIA INTERNETOWA

Zapoznaj się z naszą ofertą w Internecie i zamów, tak jak lubisz:

sklep@NajlepszyPrezent.pl

tel. +48 61 652 92 60

- +48 61 652 92 00

Publicat SA, ul. Chlebowa 24, 61 -003 Poznań

książki szybko i przez całą dobę * łatwa obsługa * pełna oferta * promocje

Wydawnictwo „Książnica" 40-160 Katowice Al. W. Korfantego 51/8 oddział Publicat S.A. w Poznaniu

tel.(032) 203-99-05 1 22 0 4 8 58

faks (032) 203-99-06

www .książnica .com

e-mail: ksiaznica@publicat.pl

Wydanie pierwsze, Katowice.

 

 

Opis z okładki.

Tonina wiedzie idylliczny żywot na wysepce Morza Karaibskiego, setki lat zanim pojawili się tam Europejczycy. W plemiennej wiosce jest jednak odmieńcem: wysoka, szczupła i jasnoskóra wyraźnie różni się od mieszkańców wyspy. Jej pochodzenie okrywa tajemnica - przybrani rodzice znaleźli ją pływającą po morzu w koszyku. Gdy dziewczyna osiąga pełnoletność, opiekunowie wysyłają ją na stały ląd pod pretekstem zdobycia leczniczej rośliny dla chorego ojca. Wiedzą, że już jej nie zobaczą, ale strach przed gniewem bóstw za przetrzymywanie w wiosce kogoś, kto do nich nie należy, jest silniejszy. I tak zaczynają się przygody Toniny.

Oto barwna i pełna egzotyki opowieść o młodej kobiecie poszukującej swego miejsca na ziemi.

Barbara Wood kreśli pełnokrwiste postacie kobiet, które

przezwyciężają pisany im los.

, PUBLISHERS WEEKLY.

  www.publicat.pl

 

 

Memu mężowi George'owi z wyrazami miłości.

 

PODZIĘKOWANIA.

Moje najserdeczniejsze podziękowania należą się trojgu wspaniałym ludziom: mojej redaktorce Jennifer Enderlin, posiadaczce niesamowitego daru dobierania właściwych słów; drogiej przyjaciółce i asystentce Sharon Steward, która pomaga mi więcej, niż się domyśla; oraz Harveyowi Klingerowi, najlepszemu agentowi literackiemu na świecie.

 

Rozdział Pierwszy.

 

Z sercem przepełnionym żądzą zemsty Macu szukał dziewczyny, która tak upokorzyła jego brata Awaka. Rozpytywał o Toninę w wiosce na Wyspie Pereł, udając, że jest zainteresowany ożenkiem. Powiedziano mu, że dziewczynę znaleźć można nad zachodnią laguną, gdzie poławiaczki pereł wynoszą na brzeg swój dzienny urobek.

Awak, który właśnie popłynął czółnem na drugą stronę wyspy, błagał Macu, aby poniechał zemsty. Nie dość, że został pokonany w zawodach pływackich przez byle dziewuchę, to teraz jeszcze braterska próba zemsty pogrąży go do reszty.

- Ona rzeczywiście pływa lepiej ode mnie - tłumaczył Awak bratu. - Nie pokonasz jej, Macu.

Ale dwudziestodwuletniego Macu z nieodległej Wyspy Półksiężyca rozpierała duma i próżność, a przede wszystkim odraza do dziewuch, którym się zdaje, że są lepsze od mężczyzn.

Wyspa Pereł to kropka soczystej zieleni pośród seledynowego morza u zachodniego cypla większej masy lądowej, którą pewnego dnia nazwą Kubą, a przybić do niej można tylko w dwóch miejscach: w zachodniej lagunie i niewielkiej zatoczce na północy. Tam właśnie Macu i jego przyjaciele wyciągnęli czółno na piasek, przeprowadziwszy je silnymi

9

uderzeniami wioseł przez wzburzoną strefę przyboju. Znad zatoczki przez gęste zarośla prowadziła ścieżka do wioski, tętniącej popołudniową krzątaniną. Dzieci bawiły się, kobiety gotowały, mężczyźni doglądali suszącego się w szopach tytoniu.

Idącemu przez osadę Macu towarzyszył szmer zainteresowania. Nie zwracał na to uwagi - zaciskał pięści, a w głowie miał tylko zemstę. Kroczył zdecydowanie po białym piasku. Czaple i pelikany zrywały się przed nim spłoszone, mężczyźni zdziwieni podnosili wzrok znad naprawianych sieci lub czółen. Nagie dzieciaki, wygrzebujące małże z dna spokojnej, lekko sfalowanej, ciepłej laguny, przyglądały się obcemu ciekawie.

Macu był śniady, mocno zbudowany, muskularny, jego półnagie ciało młodego wojownika pokrywały niezliczone ozdobne blizny i tatuaże. Czarne długie włosy zwisały luźno, co znaczyło, że jest kawalerem; miał na sobie, prócz przepaski biodrowej z włókien palmowych, dziesiątki naszyjników i amuletów chroniących od zła. Nawet gdyby ktoś nie wiedział, że jest nietutejszy, poznałby to po rodowym tatuażu na czole. Za nim, w promieniach gorącego tropikalnego słońca, szła rozkołysanym, junackim krokiem świta: towarzysze z Wyspy Półksiężyca i paru młodzieńców z wioski, którzy oderwali się od zajęć w nadziei, że zdarzy się coś ciekawego.

Jeszcze żaden młodzieniec nie interesował się dotąd biedną, bladą Toniną.

Poławiaczki pereł stały gromadką w głębi, gdzie kończyła się plaża, a skalna ściana opadała wprost do wody. Były to dziewczęta w wieku od dwunastu do dwudziestu paru lat; ich brązowe ciała połyskiwały od morskiej wody. Śmiały się i żartowały, wyładowując z czółen sieci z ostrygami, usypując muszle w stosy na chłodnym piasku w cieniu palm kokosowych. Wprawdzie Macu nigdy nie widział dziewczyny, którą miał zamiar wyzwać na pojedynek, ale poznał ją od razu.

- Nie jest piękna - powiedział mu brat takim tonem, jak gdyby porażka zadana przez urodziwą miała być mniej bolesna. Prawdę mówiąc jest nieładna.

Potem opisał ją na tyle szczegółowo, że oczy Macu powędrowały prosto ku odzianej w spódniczkę z trawy Toninie.

Awak dobrze ją opisał. Wprawdzie Tonina miała długie rozpuszczone włosy, ozdobione licznymi muszelkami, które przy każdym jej ruchu wydawały dzwoniący klekot, a jej twarz i ręce ozdobione były niezliczonymi wymalowanymi na skórze symbolami i wzorami, ale jej uroda nie budziła zachwytu.

Nic dziwnego, że wciąż nie miała męża. Wszystko w niej było nie takie jak trzeba. Skóra zbyt jasna, biodra zbyt wąskie, talia zbyt smukła, no i jeszcze jedno: wzrost. Była naprawdę wysoka, Awak ani trochę nie przesadził. Gdyby Macu nie zobaczył jej połyskujących złotem, jędrnych piersi, jeszcze mokrych po nurkowaniu, mógłby pomyśleć, że to chłopak.

Zbliżając się, Macu starał się nie pokazywać po sobie złości. Nie chciał się zdradzić. Podniósł dłoń w geście przyjaznego pozdrowienia i zawołał:

- Witajcie!

Dziewczęta odwróciły się, a widząc grupę urodziwych młodzieńców, od razu przybrały zalotne miny.

Tonina z początku nie zwróciła na nich uwagi, przecież młodzi mężczyźni nie mieli zwyczaju przychodzić do niej, ale po chwili ku swemu niepomiernemu zdumieniu dostrzegła, że czarujący uśmiech i spojrzenie błyszczących oczu skierowane są właśnie ku niej. Nie miała pojęcia, że ten przystojny junak to brat chłopaka, którego pokonała w pływaniu parę dni temu. Nie miała zielonego pojęcia, że tamten chłopak poczuł się upokorzony.

Macu przyglądał się wysokiej bladej dziewczynie, przywołując w głowie obmyślony sprytnie plan pomsty za brata. Pokona ją na jej własnym polu, a potem pławiąc się w chwale

10

11

zwycięstwa, powie jej, że zrobił to dla Awaka. Głównym elementem planu był duch pradawnego potwora morskiego.

Na wszystkich pobliskich wyspach znano podanie o bestii, która tkwi pogrążona we śnie w zakazanym zakątku laguny Wyspy Pereł, tuż przy przesmyku w rafie, gdzie zaciszne wody laguny spotykają się z rozkołysanym pełnym morzem. Powiadano, że na dnie spoczywa tam szkielet ogromnego potwora morskiego, a w pobliskich wodach straszy duch owej bestii. Gdy mężczyźni z Wyspy Pereł wiosłowali w czółnach przez cieśninę nad tymi kośćmi, zawsze wylewali za burtę miarkę wina maniokowego, aby wybłagać bezpieczne przejście. Wpław nie odważył się tam popłynąć nikt.

Ponieważ Macu wychował się na innej wyspie, lęk przed potworem nie był zaszczepiony mu tak silnie jak miejscowym. Wiedział za to, że Tonina od urodzenia słyszała o duchu i będzie się bała tamtędy przepłynąć. W promieniach popołudniowego słońca, w szmerze palm kołyszących się w powiewach pasatu Macu odegrał swą rolę znakomicie.

- Czy to ciebie zwą Toniną?

Tonina, nienawykła do męskiego zainteresowania, zdobyła się na skromny uśmiech. Chłopcy nie lubią, jak dziewczyna jest od nich wyższa, ale skoro Macu jest wysoki jak ona, więc widocznie mu jej wzrost nie przeszkadza.

Poławiaczki pereł otoczyły tę dwójkę kręgiem, zaciekawienie rosło z minuty na minutę. Macu chwalił się swoimi osiągnięciami i misternie zastawiał sidła. Rytuał zalotów wymagał, by każde z partnerów wykazało się swymi zdolnościami.

Zadowolony z własnego sprytu Macu spojrzał z uśmiechem na Toninę i zapytał:

- Nie będziesz się bała popłynąć ze mną do nawiedzonego miejsca i przynieść stamtąd jedną z kości potwora?

- Guamo! Guamo! Zjawił się chłopak z Wyspy Półksiężyca! Smali cholewki do Toniny!

12

Babka Toniny siedziała w szopie do suszenia tytoniu i zwijała z liści cygara. Podniosła zdziwione oczy.

- Co? Chłopak? Do Toniny?

- Są nad laguną! Wyzwał ją na pojedynek!

Guama aż zamrugała. Jakiś chłopak zainteresował się jej wnuczką? Tonina ma już dwadzieścia jeden lat i wciąż jest niezamężna. Każdej wiosny, gdy na Wyspę Pereł przybywali zalotnicy z innych wysp, aby wybrać sobie żony, na Toninę nikt nie zwracał uwagi. Dlaczego ten chłopak z Wyspy Półksiężyca nagle się nią zainteresował? Czyżby stało się niemożliwe? Wpadła w końcu komuś w oko?

Guama wiele by dała, aby tak było. Dziewczyna musi wyjść za mąż, bo inaczej co ją czeka? Jaki jest pożytek z kobiety, jeśli nie ma dzieci do wychowywania ani mężczyzny, żeby mu gotować? Owszem, Tonina jest świetną poławiaczką pereł, jedną z najlepszych na wyspie, ale nie jest to zajęcie na długie lata. Większość dziewcząt kończyła z nurkowaniem, gdy zachodziły w pierwszą ciążę, i nigdy potem do tego nie wracały.

Idąc za maluchem na plażę, Guama przypomniała sobie zawody pływackie sprzed kilku dni, gdy Tonina pokonała wszystkich chłopaków, choć babcia jej tłumaczyła, że powinna im dać wygrać. Niestety, Tonina była tak uczciwa, że nie potrafiłaby oszukać.

- Co to ma być za pojedynek? - zapytała, nabrawszy nagle podejrzeń.

- Mają płynąć po kości potwora morskiego.

- Guay! - staruszka okrzykiem dała wyraz zaniepokojeniu i złym przeczuciom. Przyspieszyła kroku, na ile pozwalały jej stare nogi.

Ku bezbrzeżnemu zdziwieniu Macu Tonina przyjęła wyzwanie.

Świadkowie zaniemówili. Zawody na wytrzymałość i głębokość nurkowania były na porządku dziennym; wyspiarze nie bali się ani głębin, ani fal czy prądów - ale nurkowanie

13

w nawiedzonych wodach to coś zupełnie innego. Macu był pewien, że Tonina albo nie przyjmie wyzwania, albo podejmie próbę, lecz będzie tak przerażona, że zrejteruje w ostatniej chwili i w ten sposób zapewni mu zwycięstwo.

Nie wiedział jednak, że Tonina nie boi się ani potworów morskich, ani duchów. Nie bała się niczego, co pochodzi z oceanu. Teraz nie bardzo wiedział, co robić. Mając wszystkie oczy skierowane na siebie, musiał się szybko decydować. Wycofać nie mógł się już w żadnym razie, musiał wypić piwo, którego sam sobie nawarzył.

Znów ogarnął go gniew, ale nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się i powiedział:

- No to świetnie.

Tonina nosiła spódniczkę z trawy, jak wszystkie dziewczęta, które już miesiączkowały. Zdjęła ją teraz i rzuciła na piasek. Została w małej bawełnianej przepasce, zasłaniającej tylko pośladki i łono. Wchodziła za Macu w fale przyboju. Prawie naga wydawała się jeszcze wyższa, wyglądało, jakby nagle przerosła Macu.

Gromadka na brzegu obserwowała ich w napięciu. Nikt jeszcze nie odważył się zanurkować po kości potwora. Czy Macu i Tonina ujdą z tego z życiem?

Guama dotarła na plażę za późno. Stała i patrzyła bezradnie, jak dwójka zanurza się w wodzie i płynie ku rafie.

Siwe włosy Guamy upięte były w misterny kok, związany palmowymi sznurkami; kilka pasm włosów wymknęło się z węzła i teraz powiewało wokół twarzy w tropikalnej bryzie. Staruszka odgarniała włosy z twarzy i nie odrywała wzroku od pływaków, pewna, że zaraz będzie świadkiem ostatecznego znaku. Tego znaku bała się od sześciu dni - odkąd pojawiły się delfiny. Zastanawiała się teraz, nie po raz pierwszy zresztą, czy to, że Tonina pozostaje niezamężna, nie jest znakiem od bogów. Być może jej przeznaczenie było inne niż życie na Wyspie Pereł.

Czy właśnie dlatego bogowie okazali się dla Toniny tacy okrutni? Czy dlatego stworzyli ją tak nieatrakcyjną dla męskiego oka? Wprawdzie śmiała się chętnie i z wdziękiem, była miła i lubiana, ale miała tę nieapetyczną jasnozłotą karnację, ten wzrost, te długie nogi i ręce, szczupłe biodra. Guama przez lata próbowała adoptowaną wnuczkę dopasować do wyspiarskiego ideału urody - nacierała jej skórę sokiem z tytoniu, aby pociemniała, tuczyła ją maniokiem, żeby zrobiła się pulchna. Nic z tego: brąz ze skóry się zmywał, a tłuszcz nie chciał się trzymać smukłego ciała. I na corocznym barbicu, czyli ceremonii wybierania żony, mężczyźni ze wszystkich wysp omijali ją wzrokiem, więc wciąż nosiła w pasie sznur muszelek, będący znakiem panieństwa. Dla młodej dziewczyny ten sznur był powodem do dumy, symbolizował dziewictwo; zdejmowało się go dopiero w noc poślubną. Ale z czasem zaczynał przynosić wstyd, tak jak w przypadku Toniny: obwieszczał całemu światu, że w wieku dwudziestu jeden lat pozostawała nietknięta, nie chciał jej żaden mężczyzna.

Guama zerknęła na skalne urwisko nad laguną i zobaczyła tam swojego małżonka. Tkwił na posterunku: czytał wiatr i niebo, wypatrywał, czy nie nadchodzi huragan. Mężczyzna w podeszłym wieku, z brzuchem wylewającym się nad przepaską biodrową z rafii, o orzechowym ciele wytatuowanym w symbole jego świętej profesji, należał do najważniejszych ludzi na wyspie, był ważniejszy od samego Wodza.

Nigdy nie wiadomo było, kiedy huragan się zerwie, nie można się było przygotować. Bywało, że nagły sztorm zmiatał z powierzchni ziemi całe plemiona. Na szczęście Wyspa Pereł mogła spać spokojnie; mieszkał tu człowiek z rodu przepowiadaczy burz, który miał niemal nadprzyrodzoną zdolność. Wyczuwał, że huragan czai się za horyzontem, wiedział, jak będzie silny i kiedy uderzy.

Guama zauważyła jednak, że mąż nie ma wzroku utkwionego w horyzont, ale w dwójkę młodych w lagunie. Gdy dostrzegła,

14

15

z jakim napięciem wpatruje się w Toninę, wiedziała, że to z powodu delfinów.

Odkąd przed sześciu dniami zauważono baraszkującą za rafą parę tych zwierząt, Guama i Huracan wypatrywali znaków i zapowiedzi; próbowali odgadnąć boskie życzenia. Czy to bogowie chcą, by Tonina do nich wróciła? Czy przysłali ją na wyspę tylko na pewien czas? Czy właśnie teraz - przeraziła się nagle Guama - zabiorą do siebie Toninę, gdy wpłynie na wody chronione przez tabu?

Głęboka laguna była spokojna i ciepła, łagodne prądy nie mąciły wody, piaszczyste dno z jeżowcami i rozgwiazdami widać było wyraźnie. Tonina i Macu płynęli równo, nie odzywając się do siebie; brzeg zostawał z tyłu, rafa koralowa była coraz bliżej. Fale robiły się coraz wyższe, zarośla wodorostów wyrastających wstęgami z dna gęstniały. Rozgrzany gniewem Macu parł naprzód, gorączkowo zastanawiał się, w jaki sposób upokorzyć dziewczynę, której zdaje się, że jest lepsza niż mężczyzna. Zanurkował pod gęstwinę splątanych wstęg brunatnic i wynurzył się z drugiej strony.

Tonina zatrzymała się, machając nogami w miejscu, i obserwowała go. Przypomniała sobie, że Guama wielokrotnie radziła jej, by pozwalała chłopakowi wygrać zawody. Tym razem jej posłucham, postanowiła. Podobał się jej uśmiech Macu, czuła, że serce bije jej mocniej, gdy myślała o zainteresowaniu, jakim obdarzył ją przystojny nieznajomy. Może, jeśli pozwoli mu wygrać, będzie wracał na Wyspę Pereł i zalecał się do niej, a potem się pobiorą. I wtedy przestanie być inna niż wszyscy, zostanie wreszcie zaakceptowana.

Zanurkowała i ona. Nie popłynęła jednak przez gęstwinę wodorostów ku nawiedzonym wodom, lecz w drugą stronę, ku rozświetlonej słońcem, tętniącej kolorowym życiem rafie koralowej.

Rozpierała ją radość, unosiła się lekko wśród wielobarwnych ryb, które pryskały przed nią w różne strony. Przepływała

nad ławicami gąbek i gorgonii, uśmiechała się do przemykających złotych rybek. Uświadomiła sobie, że jest szczęśliwa. Jak ten Macu na nią patrzył! Upodobał ją sobie. Przez tę bladość całe życie czuła się wyrzutkiem. Zainteresowanie chłopaka przywróciło jej wiarę w siebie.

Spojrzała do góry, ku powierzchni, gdzie tańczyły rozbłyski słońca. Wynurzy się dopiero za chwilę, potem popłynie na drugą stronę gęstwiny brunatnic i wynurzy się wcześniej od Macu, pozwoli mu być zwycięzcą rywalizacji.

Macu napełnił płuca powietrzem i zanurkował pionowo w dół. Przed oczami roztaczał się cudowny świat rafy koralowej, kolorowe wachlarze falowały delikatnie, tańczyły cętki słońca, ryby błyskały kolorami. Gdy nagle zobaczył przed sobą ogromny szkielet, słabo oświetlony przefiltrowanymi przez wodę promieniami, poczuł ucisk w brzuchu. Ten potwór istniał naprawdę. I był olbrzymi! Zbliżał się ostrożnie. Kręgosłup wielkiego zwierza leżał na piaszczystym dnie, dziwaczne żebra łukami sterczały ku górze. Co osobliwe, kości były brunatne.

Ciekawość pokonała strach, Macu podpłynął bliżej i położył dłoń na żebrze. Było z drewna!

Otworzył szeroko oczy. To nie było żadne morskie stworzenie, lecz ogromne czółno. Nie dłubanka, jak zwykłe czółna wyspiarzy. Ta łódź była zrobiona z desek umocowanych na szkielecie; widział kiedyś wojenne czółno skonstruowane podobnie. Tak czy owak żaden wyspiarski szkutnik tej łodzi nie zbudował. W takim razie kto? I kiedy rozbiła się na rafie?

W piasku coś błysnęło. Przypominało meduzę, ale miało dziwny kształt; zdawało się pokryte zielonymi i błękitnymi rysami. Macu dotknął przedmiotu; choć był przezroczysty, okazał się twardy jak kamień.

Poczuł ucisk w płucach. Pora się wynurzać. Nagły prąd od przesmyku w rafie porwał go w bok. Zobaczył nad sobą przerażającą głowę

16

17

na długiej, wygiętej szyi. Szczerzyła do niego zęby. Macu pojął nagle z lękiem, że to jednak potwór.

Odskoczył jak oparzony, nie puszczając podniesionego z dna przedmiotu. W panice rzucił się wprost w gąszcz brunatnic. Wstęgi glonów chwyciły go, oplątały. Machając rękami i nogami, rozpaczliwie łaknąc powietrza, szarpał się bezskutecznie.

Guama patrzyła z brzegu, uważnie, pełna niepokoju. Cóż to za głupota ze strony tego chłopaka, wyzywać Toninę na pojedynek w zakazanych wodach. I co za naiwność ze strony Toniny, by się na to godzić. Guama wiedziała, że jej wnuczka niczego się w wodzie nie boi; ale choć duchy delfinów się nią opiekują, to jednak wszystko ma swoje granice.

Odetchnęła z ulgą, widząc, jak dziewczyna wypływa z drugiej strony pola wodorostów. Macu jednak wciąż się nie wynurzał. Czas mijał... Nagle Tonina znów zanurkowała w gąszcz glonów.

Znalazła Macu zaplątanego, bezwładnego, z nieprzytomnym spojrzeniem, z włosami unoszonymi przez prąd. Uwolniła go z wodorostów, wyciągnęła na powierzchnię, przyholowała do brzegu.

Guama od razu się chłopakiem zajęła, wiedziała, co trzeba robić w razie utonięcia. Gdy położono Macu na piasku, staruszka uklękła przy nim i przyłożyła mu dłoń do piersi. Nie oddychał, ale serce mu wciąż biło. Przetoczyła go na bok i mocno ucisnęła pięścią plecy. Otworzyła usta, pociągnęła żuchwę w dół, uderzyła w plecy jeszcze raz. Wzywała na pomoc różne bóstwa, odwoływała się do ich litości i mocy. Gromadka na brzegu przyglądała się w niespokojnym milczeniu.

Trzecie uderzenie sprawiło, że zakasłał. Czwarte - że odkrztusił wodę, parsknął i złapał spazmatycznie powietrze.

Gdy po chwili towarzysze wzięli Macu pod pachy i podnieśli, reszta rozstąpiła się, żeby zrobić im przejście. W milczeniu odprowadzano wzrokiem podtrzymywanego przez kolegów Macu. Potem mieszkańcy wioski przyjrzeli się Toninie, wciąż jeszcze zdyszanej, ociekającej wodą.

Jeden po drugim się od niej odwracał. Popłynęła w zakazane wody. Potwór morski chciał zabrać Macu, ale Tonina zadrwiła sobie z bestii.

Guama patrzyła ze smutkiem, jak wyspiarze odsuwają się od Toniny, jak kreślą w powietrzu symbole chroniące od uroku. Staruszka wiedziała, że to jest znak, którego wypatrywała, znak, że rzeczywiście nadszedł czas, aby dziewczyna opuściła Wyspę Pereł. To bezcenne dziecko, które dało radość i sens życia bezdzietnemu małżeństwu.

Ludzie wrócili do wioski, a Tonina, jak to się często zdarzało przez te wszystkie lata, zniknęła w dżungli, by rozmyślać w samotności. Słońce zachodziło, plażę ogarnął cień i zrobiło się chłodno.

Guama zabierała się do odejścia, gdy palcem bosej stopy natrafiła w piasku na coś twardego. Spojrzała i zobaczyła coś, co przypominało martwą meduzę, zwiniętą w kulę. Zmarszczyła czoło. To żadna meduza. Podniosła przedmiot, oczyściła z piasku.

Był mokry, co znaczy, że trafił tu wraz z Macu i wodorostami. Nie miała pojęcia, co to jest. Twarde, ale nie kamień. Przezroczyste, przetykane kolorami, jakby kula zestalonej wody, w której tkwią jakieś rośliny. Kształt miał w sobie coś znajomego, przedmiot pasował do ręki, jak skorupa orzecha kokosowego.

Guama nie miała pojęcia, że ten niezwykły przezroczysty materiał to szkło, nie wiedziała, że przedmiot powstał w rzemieślniczym warsztacie w dalekim zimnym kraju po drugiej stronie morza. Nigdy by nie zgadła, że ten kielich zmieniał właścicieli, aż w końcu stał się własnością pewnego rudobrodego odkrywcy, który pił z niego podczas wyprawy długą łodzią z głową węża na dziobie do nowego kraju, zwanego Winlandią.

18

19

     O niczym takim Guama nie miała pojęcia, wiedziała tylko, że to dziwne naczynie Macu zaciskał w dłoni, gdy Tonina wytaszczyła go na brzeg. A ponieważ wierzyła głęboko, że nic nie dzieje się bez przyczyny, podejrzewała, że ten dziwny przedmiot ma jakiś związek z losem Toniny. Wzięła więc kielich, by dać go wnuczce.

Westchnęła ciężko, przypominając sobie po raz tysięczny, że przecież ta dziewczyna wcale nie jest jej wnuczką. Nie jest niczyją wnuczką.

Tonina nie jest zwykłym człowiekiem.

 

Rozdział Drugi.

 

Czy Macu się na mnie gniewa? pytała Tonina morze. Co złego zrobiłam? Dlaczego miłość przychodzi łatwo wszystkim prócz mnie?

Odpowiedzią morza był szept, daleki szum fal.

Tonina siedziała w swoim ulubionym zakątku: małej zatoczce wśród namorzynowych zarośli i morskich traw. Prawie nikt nie odwiedzał tego miejsca, bo nie było tu plaży, Tonina więc z czasem zaczęła je uważać za własne.

To tutaj dwadzieścia jeden lat temu rozpoczęło się jej życie na Wyspie Pereł. Tonina znała tę opowieść na pamięć; Guama uwielbiała ją powtarzać. Huracan ze swojego posterunku obserwacyjnego na wysokim brzegu zauważył parę delfinów, która z czymś igrała. Niewielki brązowy przedmiot podskakiwał między nimi na falach, a one wyskakiwały z wody, skrzecząc i pokrzykując, jakby chciały zwrócić na siebie uwagę mężczyzny.

Huracan zszedł nad wodę. Delfiny podprowadziły przedmiot ku brzegowi, a potem jakby wiedziały, że prąd zaniesie go gdzie trzeba, wyskoczyły z wody idealnie równocześnie, plusnęły i znikły na pełnym morzu.

20

Przedmiot podpłynął bliżej i utkwił wśród powyginanych korzeni namorzynowych drzew, a Huracanowi zdało się, że słyszy jakiś krzyk. Wszedł do wody i z oddalenia dostrzegł, że ten przedmiot to uszczelniony koszyk z wiekiem, wewnątrz którego coś płacze. Ostrożność nakazywała mu być nieufnym, ale w końcu ciekawość zwyciężyła; brodząc w płytkiej wodzie, zbliżył się. To płakało dziecko.

Podniósł ostrożnie wieko i zobaczył wrzeszczące donośnie niemowlę, spowite w haftowaną chustę, z buzią wykrzywioną i zaczerwienioną od płaczu.

Zaniósł spiesznie znalezisko do wioski; poszedł prosto do Guamy. Guama wydała na świat sześcioro dzieci, niestety żadne nie przeżyło. Dopiero co zmarła jej ostatnia córka; od tego czasu Guama miała ochotę zasnąć i więcej się nie obudzić. Wtedy trafiła do niej zapłakana istotka. To jej wróciło życie.

Dziewczynkę nazwali Tonina, co znaczy „delfin". Ponieważ dziecko miało kolor złotego piasku, nie było brunatne jak wszyscy tutaj, Huracan i Guama byli przekonani - choć nie mówili o tym nikomu - że mała jest córką morskiego bóstwa. Wierzyli też, że ów bóg ulitował się nad nimi i zesłał im dziecko, by było im pociechą na stare lata.

Dziecko dorastało i coraz bardziej różniło się fizycznie od innych dzieci. Rówieśnicy ją odrzucili. Dokuczano jej, mówiono, że rodzice jej nie chcieli i dlatego puścili ją na morskie fale. Zobaczyli, że mają takie brzydkie dziecko - drwili z niej koledzy i koleżanki - i pozbyli się ciebie. Tonina wtedy często płakała, ale wyrosła z tego.

W jej życiu nie brakowało tajemnic. Co oznaczał dziwny amulet, który miała zawieszony na szyi, gdy znalazł ją Huracan? Jej dziadkowie nie znali materiału, z którego był wykonany. Tonina zastanawiała się, kto go jej zawiesił na szyi, jakie miał znaczenie, z czym miał ją łączyć, przed czym strzec?

Guama utkała woreczek z włókna palmowego, w którym schowała amulet i zaszyła, tak więc nikt, prócz niej i Huracana,

21

nigdy go nie widział, nawet Tonina. Miała wprawdzie ochotę popatrzeć na czarodziejski kamień, który jak jej mówiła babcia, był różowy i przepuszczał promienie słoneczne, i wyryto na nim magiczne symbole. Guama mówiła Toninie, że będzie go mogła zobaczyć, gdy przyjdzie właściwa pora. Dziewczynkę wielokrotnie kusiło, by zajrzeć do woreczka, ale zawsze się powstrzymywała. Talizman z nieznanego materiału, pokryty dziwnymi znakami, dodatkowo oddzielał ją od innych, jeszcze bardziej podkreślał jej obcość.

I jeszcze te powijaki, dziwna haftowana chusta, w którą ją owinięto - drogocenna bawełna, rzadkość na wyspach.

Tonina wróciła myślami do Macu. Zakochała się nie tyle w nim, ile w tym, co reprezentował: przynależność, o której zawsze marzyła. Małżeństwo z Macu dałoby jej pełnoprawne miejsce w plemieniu, połączyłoby ją z innymi. Już nie byłaby samotna.

Wstała i poprawiła dłonią sznurek, którym była opasana. Nanizane były nań muszelki, oznaka jej panieństwa. Została w ten sposób opasana, gdy zaczęła miesiączkować; ten pas nosi się aż do nocy poślubnej, zdjąć go ma prawo tylko małżonek.

Tonina ze smutkiem pomyślała, że chyba będzie go nosić do końca życia.

Tymczasem po drugiej stronie wysp siedziała przy ognisku milcząca, markotna grupa. Płomienie rozświetlały płaskie brązowe twarze młodych mężczyzn, którzy nie zwracali uwagi na noc, gwiazdy nad głową i cichy szum morza.

Wydarzyło się coś tajemniczego, ktoś otarł się o śmierć, miał w tym wydarzeniu udział morski potwór - każdy z tych młodzieńców starał się jakoś w tym połapać. Macu utonął. Tonina wyciągnęła go na brzeg. Stara kobieta przywróciła go

do życia. Czy duch potwora morskiego skradł mu duszę? Mężczyźni w obliczu takiej tajemnicy nie potrafili znaleźć żadnych słów.

Sam Macu nie myślał o tajemniczości tych wydarzeń; nie myślał o tym, że się otarł o śmierć. Przecież przybył na Wyspę Pereł, by dać zarozumiałej dziewczynie nauczkę za to, że upokorzyła jego brata - a skończyło się to własnym upokorzeniem.

Po głowie krążyły mu czarne myśli. Przez cały wieczór, gdy piekli na ognisku złowione ryby, a potem posilali się, pragnął tylko jednego: wymyślić karę dla tej dziewczyny.

 

Rozdział Trzeci.

 

Guama wyjęła małą arkę ze skrytki na belce pod strzechą, gdzie stała od dwudziestu jeden lat, i postawiła ją troskliwie na klepisku chaty. Przyszła pora się pożegnać.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin