Makuszyński Kornel - Dziewięć kochanek kawalera Dorna.pdf

(858 KB) Pobierz
8980178 UNPDF
Książka pobrana ze strony
K ORNEL M AKUSZYŃSKI
D ZIEWIĘĆ KOCHANEK
KAWALERA D ORNA
D ZIEWIĘĆ KOCHANEK KAWALERA D ORNA
Ktokolwiek będzie czytał tę historię tak żałosną, że mnie, który ją spisał, przez noc
jedną zbielały włosy, niech wie, że kawaler Dorn nie jest dlatego nazwany kawalerem, iż miał
kiedykolwiek do czynienia z końmi i ze szpadą. Kawaler Dorn nigdy w życiu swoim
nieszczęsnym nie siedział na koniu, nigdy też nie władał szpadą. Kawaler Dorn jest dlatego i
po prostu nazwany kawalerem, że nie miał nigdy żony.
Usłyszawszy o tym, mógłby rzec niejeden: „jeżeli kawaler Dorn nigdy nie miał żony,
dlaczego tedy życie jego nazwane zostało nieszczęsnym, a historia jego żałosną?” Ha!
Wyborną mam dla takiego odpowiedź, tę mianowicie, że chociaż małżeństwo może być
zaliczone do największych klęsk świata, jednak nie jest ono klęską jedyną, bo oto okaże się,
że już samo dążenie do małżeństwa może sprowadzić na człowieka nieszczęścia tak bardzo
przeraźliwe, że niemal samemu małżeństwu równe. Widać z tego, że mądra natura chce
uchronić człowieka przed tym, co mu nieuchronną grozi zgubą, więc go doświadcza i
ostrzega, piętrzy przeszkody przed ślepą jego namiętnością i daje mu znaki gwałtowne, aby
się zatrzymał nad przepaścią. Głupstwo ludzkie jest jednak silniejsze od natury, która nie ma
dość mocy i potęgi, aby wstrzymać człowieka przed rozpętaniem w sobie namiętności. Jeśli
się na przykład człowiek postanowił upić, co mnie i naturę zawsze żywą napełnia boleścią,
cóż może przeciwko temu uczynić najstraszliwsza potęga natury? Nic! Rozpęta ona żywioły,
będzie bila piorunami na prawo i lewo, zatrzęsie ziemią, góry zrówna z dolinami, zmieni
łożyska rzek, każe oceanom pochłonąć lądy, a człowiek jednak się upije. Jest to tylko
nieznaczny przykład, jak mocna jest namiętność w sercu człowieczym.
Jakżeż straszliwe czyni ona wysiłki, jeśli idzie o kobietę! Oto właśnie tu się
rozpoczyna żałosna i frasobliwa historia kawalera Stanisława Dorna, który był Polakiem,
mimo swego dziwnego nazwiska.
Był to przyjaciel mój, którego bardzo miłowałem. Szczupły, wiotki, łagodnego
usposobienia, miał oczy niebieskie, takie, którymi zawsze patrzy marzenie, wypatrując na
horyzoncie czegoś, co nigdy się nie zjawi. Zawsze blady, hodował w sobie melancholię. Serce
miał tak napełnione potrzebą kochania, jak owoc słodyczą, źródło czystością wody, jak dusza
kobiety napełniona jest żółtą nienawiścią, jak dziennikarski kałamarz plugastwem, jak niebo
napełnione jest aniołami, pszczołami ul, kryminał rzezimieszkami, co wszystko ma znaczyć,
że tą potrzebą kochania napełnione było po brzegi. Wszystko, co było w tym człowieku, było
pragnieniem kobiety.
- Taką można by spotkać tylko w niebie i czy ja wiem - może w Indiach…
- W Indiach… tak… może w Indiach - szeptał Dorn jakby do siebie, patrząc na obraz z
zachwytem.
W tym czasie kochał się w pannie sklepowej, która sprzedawała zapalniczki do
papierosów. Dorn miał ich już kilkadziesiąt, co dnia bowiem od pewnego czasu kupował
jedną i kupując, wzdychał. Panienka miała narzeczonego, konnego policjanta, dość więc
trudno było blademu człowiekowi bez konia dotrzymać placu rumianemu człowiekowi z
koniem. Sam koń był dla panienki więcej wart, niż cały Dorn.
Taki oto był ten dziwny i biedny kawaler, który kochał zawsze i nigdy nie mógł
znaleźć, który byt blady, jak jego marzenie. Klątwa jakaś wisiała nad zacnym i miłym
Dornem. Kiedy, przeszedłszy przez mękę miłości pełnej westchnień, był rzewnie i z takim
rozczuleniem, że dusza moja dostała skrzydeł i poleciała do nieba. Tam sobie wyprosiła
wielką miłość dla tej kobiety smutnej i tak złociście pięknej. Kiedy zapadł mrok, całowałem
jej ręce. Pokazałem jej moje serce, które było bez fałszu i duszę, która nigdy nie była zdolna
do obłudy. Widziała jasno, że nie poszukuję przygód i nie poluję na kobietę, jak na ogłupioną
zwierzynę, więc mnie gładziła po głowie i dotykała moich włosów niewypowiedzianą
pieszczotą rąk. tak dziwnie białych, jak perłowość letniego świtu. Mówiła do mnie rzewnie i
tak tkliwie, że byłbym dla niej, na jedno jej skinienie. wyskoczył przez okno pędzącego
pociągu. Mój Boże! Oto za wszystkie niedole, za wszystką miłość zmarnowaną, nagle,
niespodzianie, jak brylant wśród drogi znalazłem ją, tę kobietę anielską. Była panną,
niezależną, z nikim i z niczym nie związaną. Kiedy ucałowałem jej usta, myślałem, że
zemdleję. Wtedy przysiągłem jej, że będzie moją żoną…
- Ależ to lekkomyślność!
- Lekkomyślność? Miłość bez szaleństwa, bez złotego szaleństwa lekkomyślności, jest
ptakiem bez skrzydeł. Znasz mnie. wiesz, że w sprawach miłości jestem szaleńcem. Ja nie
kłamałem.
- A ona w to uwierzyła? Kobieta nigdy nie wierzy, ale wierzy zawsze.
- Kobieta wierzy nie człowiekowi, lecz instynktowi miłości swojej. Ona uwierzyła.
Miłość ma sto oczu nieomylnych. A przecież ja nie kłamałem. Tak, nie kłamałem, że mnie
rozpaczą napełniło to, że nie można zaraz, natychmiast dać jej dowodu prawdy, że nie można
wziąć ślubu.
- W istocie, w pociągu trudno… I cóż, i cóż dalej?
- Mówiliśmy długo. Każde jej słowo było przeplecione łzą. jak szmaragdy przeplata
się perłami. Płakała cichutko, potem zmęczona nadmiarem wrażeń, usnęła z głową opartą o
plusz wagonowej ławki. Ja nie zdejmowałem z niej oczu i wypatrywałem je przy mdłym
świetle dychawicznej lampy gazowej. Była tak piękna, że odurzenie moje zwiększało się
coraz bardziej. Jej musiało się śnić coś przykrego, czasem we śnie wstrząsnął nią dreszcz. Raz
podniosła powieki i uśmiechnęła się smutno. Była widocznie wyczerpana, więc ująłem ją
lekko za ramiona i ułożyłem na piersi swojej jej głowę. Niech śpi, a ja będę czuwał nad nią,
jak nad dzieckiem. Gładziłem jej cudne włosy lekko, zanurzając w nie delikatnie palce. Po raz
pierwszy w życiu stałem się odważny jak bohater - przecież ta kobieta jest moją i będzie
moją, przecież to moja kochanka. Patrzyłem przed siebie w ścianę wagonu, a przez nią w
wielkie moje szczęście, które moje już będzie jutro, bo wzejdzie ze świtem. Świt już obmywał
okna z mokrej rosy, gazowa lampka zgasła. Nie śmiałem oddychać, aby jej nie zbudzić, tylko
ręce moje drżały, drżały moje palce, zanurzone w złoto i miedź, jak w skarbiec. Poczułem w
tej chwili, że niesforny złoty kosmyk splątał się z łapkami pierścionka, przytrzymującymi
brylant. Sprawiło mi to niewysłowioną radość. „Oto są moje zaręczyny!” - pomyślałem - „oto
wróżba cudowna!” I uśmiechnąłem się do zorzy. Tak, dobrze pamiętam, uśmiechnąłem się.
- To śliczne! - szepnąłem.
- Tak, to było śliczne… W tej właśnie chwili stało się coś okropnego. Usłyszałem
nagły, przeraźliwy, przeciągły gwizd lokomotywy. Pociąg się szarpnął, jakby przerażony,
zgrzytnął całym cielskiem, jakby zaskowyczał ze strachu i drgnął tak, jakby się w trwodze
chciał cofnąć. Mgnienie nagłej rozpaczy szarpnęło pociągiem. Rzucony gwałtownym ruchem,
miałem tylko tyle czasu, jedną sekundę, by jej nie wypuścić z rąk, ale ona zerwała się w
przerażeniu. Trwało to jedno mgnienie oka. Poczułem szarpnięcie mojej ręki i usłyszałem
krzyk okropnie bolesny, że mam do dziś głos ten w uszach. To ona krzyknęła. Pociąg stał
spokojnie. Przede mną stała kobieta ohydna: z nagą, strasznie nagą czaszką. Włosy jej, złote i
miedziane, trzymałem w ręku uwikłane w palcach moich jak w szponach.
- Boże jedyny!
- Przede mną stała śmierć! Straszna, okropna śmierć!
Nagle krzyknęła: „Oddaj pan to” i wyrwała mi z rąk złoty stos włosów. Plunęła mi w
twarz.
- To nie była śmierć… Śmierć nie pluje.
- Masz rację. Śmierć nie może być tak okropnie straszna, jak łysa kobieta.
- I co, co dalej?
- Nie wiem… Przysięgam ci, że nie wiem. Pewnie uciekła, a rzeczy jej zabrano
później. Nie wiem, bo byłem umarły i dlatego myślałem, że to jednak była śmierć.
- Biedaku!
- Nie żałuj mnie. Tak widocznie być musiało. Ja jestem przeklęty. Ten pociąg z
pewnością prowadził diabeł i udał fałszywą katastrofę, aby mnie pognębić. Aha!
zapomniałem ci powiedzieć, że jej włosy nie tylko zaplątały się w pierścionek, ale na dobitek
oplatały guzik mego surduta.
- Mój Boże! - westchnąłem - szczęście człowieka zależy czasem od guzika.
- Uwaga twoja jest głęboka - rzekł Dorn. - Tak też i ja myślałem, kiedy zrozpaczony i
pobity przez los, bezsilny jak Samson, którego moc odbiegła razem z włosami…
- Przecież to nie były twoje włosy.
- Tak, ale nie były także i jej, a moje były raczej dlatego, że je kochałem. Więc byłem
bezsilny. Tułałem się od tej pory, jak człowiek żywy po piekle.
- Szukałeś dalej?
- Tak, szukałem bez wytchnienia. A to, co ci dotąd opowiedziałem, to tylko mizerny
wstęp do całego szeregu katastrof. Miłość moja była zawsze tragiczna. Posłuchaj, co się dalej
stało…
Dorn rozpoczął długą opowieść, a ja słuchając go, miałem jedno oko pełne łez, a
drugie pełne śmiechu. Wiele widziałem tragikomedii, ten człowiek jednak przeżył najdziksze,
wymyślone przez najzłośliwszego z diabłów. Powtórzę jego opowieść, zaniechawszy
powtarzania moich zdawkowych uwag, którymi przeplatałem jego opowiadanie, kiedy mu
brakło słów, tchu lub kiedy, milcząc przez dłuższą chwilę, grzebał w swoich straszliwych
wspomnieniach.
Niedługo po okropnej przygodzie z łysą dziewicą siedział Dorn wieczorem w dość
smętnej knajpie wielkiego miasta, ohydnie złoconej i wyświechtanej… Snuły się po niej
piękne malowane kobiety. Podejrzani dżentelmeni pili koniak z sodową wodą. Dorn siedział
samotny i paląc papierosa, wił sobie z jego dymu niestworzone historie, którym się przyglądał
z tępą, bolesną obojętnością. Wiele kobiet patrzyło w oczy bladego młodzieńca, on jednak nie
widział żadnej. Bał się spojrzeć, gdyż wszystkie włosy kobiece wydawały mu się fałszywe.
Raz krzyknął zduszonym głosem, kiedy któraś z dziewic gwałtownym ruchem zdarła sobie z
głowy kapelusz, aby poprawić fryzurę. Ale włosy nie odleciały, a Dorn westchnął z ulgą.
Kiedy zaś pełnym radosnego zdziwienia wzrokiem patrzył na tę dziwną kobietę, która ma
własne włosy, spotkał się z jakimiś oczyma, patrzącymi w niego ciekawie i ogniście. Młody
człowiek drgnął. Oczy były piękne; patrzyły, rzec można, z siłą sugestywną, niemal
natarczywie. Dorn się spłonił i mimo woli pochylił głowę, co zostało przywitane z uśmiechem
z tamtej strony. Dorn spojrzał błagalnie, tamta strona odpowiedziała oczyma, że towarzystwo
Zgłoś jeśli naruszono regulamin