Kłamstwa Na Wysokich Obcasach.rtf

(3706 KB) Pobierz

 

 

 

 

Rozdział 1

 

        – Zaczekaj, Chad, nie wychodź. Muszę... muszę ci coś powiedzieć.

        – Ashley, po wszystkich twoich kłamstwach i podstępach nic, co powiesz, nie zatrzyma mnie.

        – Chad, proszę! Wiesz, że cię kocham. Robiłam to wszystko, żebyśmy byli razem. Poza tym nie możesz teraz odejść... Noszę twoje dziecko!"

        Wstrzymałam oddech, nabierając kolejną garść popcornu, kiedy zaczęła się reklama dezodorantu.

        – Jezu, dziecko jest ogrodnika? - wrzasnęła siedząca obok mnie moja najlepsza przyjaciółka Rosalie. - Jej mąż dostanie szału.

        – Nie martw się - odparłam, pociągając łyk dietetycznej coli. - Ciągle jest w śpiączce. Nigdy się nie dowie.

        – Chyba że tak. Przegapiłam ten odcinek. Czy to znaczy, że babka, która go stuknęła samochodem, poszła do więzienia?

        Pokręciłam głową.

        – Nie, jej mąż zaszantażował prokuratora okręgowego, żeby wycofał oskarżenia, ale postawił jej warunek, że ma zgłosić się na odwyk. Ale ona nie poszła na żaden odwyk, tylko zaszyła się z mężem swojej siostry w jego domku nad jeziorem.

        – Ahaaa - mruknęła Rosalie. - A więc dlatego jej siostra truje męża.

        Skinęłam głową.

        – Cicho, już film leci.

        W milczeniu wlepiałyśmy oczy w ekran, kiedy Chad i Ashley padli sobie w objęcia. Przyznaję bez bicia, że jestem uzależniona od tego serialu. Magnolia Lane to największy primetime'owy hit od czasu, kiedy Brandon i Brenda zamieszkali w Beverly Hills 90210, a ja od razu wpadłam jak śliwka w kompot.

        Z mojej torebki rozległo się dzwonienie telefonu.

        – Dzwoni twoja komórka - powiedziała Rosalie.

        Machnęłam ręką.

        – Pewnie telemarketer - wymamrotałam, przeżuwając popcorn, z oczami utkwionymi w ekranie, kiedy Chad pytał Ashley, na ile jest pewna, że to dziecko jest jego, a nie jej pogrążonego w śpiączce męża. Oczywiście, w tym czasie pod drzwiami sypialni stała wścibska sąsiadka Ashley słyszała całą rozmowę.

        W chwili kiedy ekran wypełniło ujęcie męża Ashley, leżącego na szpitalnym łóżku, moja torebka ponownie się rozdzwoniła.

        – Może lepiej odbierz - zasugerowała Rosalie.

        Pokręciłam głową.

        – Zwariowałaś? Mąż Ashley zaraz obudzi się ze śpiączki.

        Zignorowałam uwerturę do opery Wilhelm Tell wygrywaną przez moją torebkę Kate Spade i kiedy pielęgniarka nachyliła się nad pogrążonym w śpiączce Prestonem Francisem Bartonem III, nabrałam kolejną garść popcornu. Zważywszy na to, że pielęgniarka była złą siostrą bliźniaczką jego żony, podejrzewałam, że zaraz albo go udusi, albo wyciągnie wtyczkę.

        Nachyliła się jeszcze bardziej, sięgając po wtyczkę. Obie z Rosalie wstrzymałyśmy oddech. Wtedy na ekranie pojawiła się reklama ubezpieczenia na życie z pięćdziesięciolatkiem w skórzanych spodniach, grającym na niewidzialnej gitarze piosenkę Jimiego Hendriksa.

        – Nienawidzę, kiedy to robią! - powiedziała Rosalie, rzucając w telewizor popcornem.

        Rzecz jasna, jej popcorn był bez masła, oleju, tłuszczu, soli i smaku. Rosalie, instruktorka aerobiku i aspirująca aktorka, miała kształty, które z powodzeniem mogłyby doprowadzić do karambolu na Pacific Coast Highway. Jej ciało było świątynią. Moje natomiast żądało regularnych ofiar w postaci Double Stuf Oreos, cheeseburgerów oraz popcornu z dużą ilością jasnożółtego, maślanego dodatku smakowego zawierającego składniki, których nazw nie potrafiłam wymówić.        

        Ja jednak wyznawałam zasadę, że póki mieszczę się w moje ukochane dżinsy Cavalli, wszystko jest w porządku. Okej, ostatnio zrobiły się trochę ciasne w pasie, ale ciągle jeszcze mogłam je zapiąć!

        Rosalie znowu cisnęła popcornem w telewizor, a ja wyciągnęłam z torebki komórkę i sprawdziłam wyświetlacz. Dwa nieodebrane połączenia. Oba z tego samego numeru, na widok którego aż podskoczyłam z radości. Był to numer Cullena.

        Detektyw Edward Cullen, najseksowniejszy gliniarz w Los Angeles od zeszłej jesieni był mój. Cały mój. Okej, jeszcze nie nazwał mnie oficjalnie swoją dziewczyną, ale widocznie ten typ tak ma. Cullenowi daleko było do idealnego kandydata do sztuki pod tytułem „żyli długo i szczęśliwie". Był detektywem wydziału zabójstw, facetem z wielką spluwą i wielkim tatuażem, a do tego niebezpiecznie dobrym w łóżku. Był o wiele bardziej niegrzecznym chłopcem pokroju Russella Crowe'a niż Wardem Cleaverem, strażnikiem ogniska domowego. Nie żebym narzekała. (Patrz wzmianka o łóżku powyżej.)

        Byliśmy umówieni na „drinka albo coś", kiedy skończy dziś służbę. Włożyłam czarne, koronkowe stringi Victoria's Secret w nadziei na to „albo coś".

        Wystukiwałam kod dostępu do poczty głosowej, słuchając motywu przewodniego Magnolia Lane i patrząc na napisy końcowe przesuwające się na tle wypielęgnowanych trawników idealnego osiedla z przedmieścia.

        – Hej, Bello, to ja - usłyszałam głos Cullena. - Słuchaj, coś mi wyskoczyło. Muszę się z kimś pilnie spotkać w Cabana Club, w związku z czym nie dam rady spotkać się dzisiaj z tobą. Przykro mi. Zadzwonię do ciebie jutro.

        Super. Największą wadą Cullena, jak może zauważyliście, był zwyczaj robienia planów, które później psuje. Albo, co gorsza, nierobienie ich wcale. Choć byłam prawie oficjalnie jego dziewczyną, nie widziałam Cullena od zeszłego piątku, kiedy miała być kolacja i kino w City Walk, ale mój facet dostał telefon o porachunkach gangów w Compton, więc skończyło się na przystawkach i moim samotnym powrocie taksówką do domu. No i teraz znowu odwołał nasze „albo coś". Zaczynałam mieć tego dosyć. Mrużąc oczy, wpatrywałam się w telefon; zastanawiałam się, kim był ten ktoś, z kim miał się spotkać w zamian.

        – Co jest? — zapytała Rosalie, widząc, że mi zrzedła mina.

        – Cullen. Odwołał spotkanie. - Znowu.

        – Co, znowu? - zapytała Rosalie, jakby czytając w moich myślach.

        – Wiem! Powiedział, że musi się z kimś spotkać. Co to znaczy?

        Rosalie wzruszyła ramionami.

        – Nie wiem. - Włożyła do ust kolejne ziarnko popcornu.

        – Czy to spotkanie ma związek z pracą, czy jest towarzyskie? Jeśli to drugie, to dlaczego nie zaproponował temu komuś, żeby wypił z nami drinka? Dlaczego odwołał nasze spotkanie? Wstydzi się mnie? Nie chce przedstawić mnie swoim znajomym? To nie wróży nic dobrego? Ma wątpliwości co do naszego związku, prawda? Wiedziałam. Wiedziałam, że to nie potrwa długo. Wiedziałam, że nigdy się nie ustatkuje. Nie wymagam tego od niego. Boże, myślisz, że on myśli, że ja chcę, żeby się ustatkował? O to chodzi? Tłamszę go? Oczekuję zbyt wiele? Nie jest tak, prawda?

        – Spoko. Wyluzuj, kobieto. Nic dziwnego, że chłopak potrzebuje wolnego wieczoru.

        Rosalie miała rację; zaczynałam się hiperwentylować.

        – Słuchaj, pewnie po prostu wychodzi gdzieś z kumplami. Wiesz, jacy są gliniarze. To totalnie klub twardzieli.

        – Masz rację. - Wzięłam głęboki oddech. - Racja. Pewnie po prostu chciał spędzić wieczór z kumplami. To nie znaczy, że nie chce być ze mną. Oczywiście, że chce być ze mną. Bo niby czemu miałby nie chcieć być ze mną? Ani trochę go nie tłamszę. - Urwałam. - Słuchaj, a co byś powiedziała na podwójną randkę w ten weekend?

        Rosalie spojrzała na mnie,

        - Podwójną randkę?

        – O wiele trudniej kogoś tłamsić na podwójnej randce. Poza tym będzie fajnie. Ja i Cullen, ty i... - Urwałam, niepewna, kto w tym miesiącu był na tapecie.

        Kochałam moją najlepszą przyjaciółkę, ale nawet ja musiałam przyznać, że ma osobliwy talent do zadawania się z facetami, z którymi związek z góry był skazany na porażkę. Przykładowo, jej ostami chłopak, Emmett, przyłączył się do grupy najemników, którzy wyjechali do Afganistanu, aby walczyć z talibami. Rosalie ciągle leczyła swoje zranione ego, kiedy ją porzucił dla jakichś zapyziałych jaskiń na drugim końcu świata.

        Przygryzła wargę, a pomiędzy jej jasnymi brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka.

        – Przykro mi, Bello, ale nie mogę pójść na podwójną randkę.

        – Proszę! Przecież nie wymagam od ciebie, żebyś się dla mnie z kimś wiązała, chodzi tylko o małą przysługę.

        Rosalie pokręciła głową.

        – Nie o to chodzi. Nie mogę chodzić na randki. Skończyłam z facetami.

        – No nie. Tylko mi nie mów, że znowu postanowiłaś być lesbijką -jęknęłam, popijając dietetyczną colę.

        Rosalie pokręciła przecząco głową.

        – Nie, to nie to. Chodzi o to, że... cóż... nie mogę uprawiać seksu. - Położyła mi dłonie na ramionach, miała poważny wyraz twarzy. - Mam problem.

        – Jaki problem? Złapałaś jakąś chorobę?

        Ponownie pokręciła głową.

        – Nie, Bells. To coś gorszego.

        Uniosłam brwi.

        – Okej, poddaję się. Nie wiem, co może być gorsze od choroby wenerycznej.

        – Jestem uzależniona od seksu.

        Przewróciłam oczami.

        – Super. Myślałam, że to coś poważnego - zakpiłam, wpychając kolejną garść popcornu do ust.

        – To jest coś poważnego! —krzyknęła.

        – Rose, wyglądasz fantastycznie. Podobasz się facetom. Od kiedy to problem?

        – Mówię poważnie, Bello. Jestem chora.

        – Jesteś szczęściarą. Wiesz, ile mam push-upów, żeby moje cycki wyglądały choć w połowie tak dobrze jak twoje? - Całe mnóstwo. Podejrzewałam, że oprócz mnie i Jackie Black nikt w LA nie miał już miseczki B.

        Rosalie zignorowała mnie.

        – Seks może być takim samym nałogiem jak każdy inny. Uzależnienie od seksu to choroba, którą muszę zaakceptować i nauczyć się z nią radzić. Jestem na etapie wstrzemięźliwości seksualnej.

        Gryzłam popcorn, żeby nie parsknąć.

        – Wstrzemięźliwości seksualnej?

        Rosalie przytaknęła.

        – Tak. Mój terapeuta, Max, uważa, że to jedyny sposób, by wyjść z uzależnienia.

        Zamrugałam ze zdumienia.

        – Terapeuta Max? Mówisz poważnie? Słuchasz rad kogoś, kto się nazywa „terapeuta Max"?

        Rosalie ponownie przytaknęła.

        – Tak, Bello. W AS wszyscy jesteśmy ze sobą na ty. Także z terapeutami.

        Wiedziałam, że pożałuję tego pytania.

        – AS?

        – Anonimowi Seksoholicy.

        W myśli stuknęłam się w czoło.

        – A ja myślałam, że w Magnolia Lane się dzieje.

        – Och, Bello! - powiedziała Rosalie z błyskiem w oku. - Powinnaś pójść ze mną na mityng. Jest tam całe mnóstwo gorących facetów, którzy są zawsze supermili dla nowych dziewczyn.

        Zapewne.

        – Dzięki, ale nie skorzystam. Poza tym mam chłopaka. Poniekąd - dodałam ponuro, myśląc o stringach, które niepotrzebnie dziś włożyłam. —Jesteś pewna, że Cullen mnie nie wystawia?

        Rosalie otworzyła butelkę z wodą i pociągnęła spory łyk.

        – Absolutnie.

        – Okej. W takim razie obiecuję, że więcej tego nie będę przeżywać. Jeśli chce iść z kumplami do Cabana Club, nie będę z tego powodu robić afery.

        Rosalie gwałtownie uniosła głowę, krztusząc się wodą.

        – Do Cabana Club?! - Oho.

        – Tak... a co?

        – Bello, byłaś tam kiedyś?

        Pokręciłam głową. Szczerze mówiąc, moje typowe wieczory na mieście zaczynały się od kolacji w Ventura, a kończyły na rundce po Beverly Center i nowej parze butów. Nie byłam miłośniczką dubbingu.

        – Boże, Bello. Tam się chodzi, żeby kogoś wyrwać. Albo na randkę. Nie mówiłaś, że Cullen idzie właśnie tam!

        Niech to diabli. Czułam, że żołądek podchodzi mi do gardła, w którym dietetyczna cola mieszała się z popcornem w sztucznym maśle i czystym przerażeniem.

        – Boże. To koniec. Rzuca mnie, prawda? Chodziło tylko o to, żeby złapać króliczka, nie? A kiedy złapał, już go nie chce! Jestem jak wczorajszy bajgiel, którego nikt nie chce. Boże, co ja mam robić?

        – Przykro mi, skarbie. - Rosalie położyła mi dłoń na ramieniu i spojrzała współczującym wzrokiem; dokładnie tak samo patrzyła na mnie, kiedy w siódmej klasie matka zafundowała mi boba z grzywką. - Słuchaj, to pewnie nic takiego. Jestem pewna, że on tylko... - Urwała, najwyraźniej nie będąc w stanie wymyślić wystarczająco wiarygodnego kłamstwa.

        – Racja. - Pociągnęłam duży łyk dietetycznej coli, czując, jak dwutlenek węgla wyżera mi gardło. - Ale nie masz przypadkiem ochoty na drinka?

        Cabana Club mieścił się na rogu La Brea i Sunset w dużym, ceglanym budynku pomalowanym na różowo i oskrzydlonym przez neonowe flamingi. Ponieważ był piątkowy wieczór, przed klubem stała kolejka. Szczęśliwie Rosalie znała wszystkich bramkarzy w mieście (z większością znała się bliżej niż ja z moim ginekologiem) i byłyśmy w środku szybciej, niż można powiedzieć „Lindsay Lohan".

        Kiedy moje oczy przywykły do półmroku poprzecinanego różowymi i zielonymi laserami, zdałam sobie sprawę, że Rosalie miała rację: to miejsce było idealne na podryw. Na zatłoczonym parkiecie po naszej prawej kłębiły się najgorętsze towary w LA - aktorki łamane przez kelnerki, modelki łamane przez kelnerki, trochę aktorów z serialu, który leciał na CWTV, laska z Survivora, której nikt nie cierpiał - a wszyscy gięli się w taki sposób, że nawet HBO by tego nie wyemitowało.  

        Przy stolikach po lewej siedzieli faceci z laskami; nachyleni ku sobie, popijali drinki z wysokich szklanek, jednocześnie obmacując się nawzajem pod stołem. Bar naprzeciw nas okupowany był przez singli, popijających martini i kombinujących, jak zdobyć czyjś numer telefonu. Przyglądałam się im spod rzęs, modląc się, żeby mój chłopak nie był jednym z nich.

        – To zdecydowanie nie wygląda mi na wypad z kumplami - stwierdziłam, przekrzykując pulsujące techno.

        – To zdecydowanie nie jest miejsce, w którym wychodząca z seksoholizmu osoba powinna spędzać piątkowy wieczór. - Rosalie przyglądała się gościowi przy barze; miał skórzane spodnie, rozpiętą koszulę i uśmiech podrywacza.

        Puścił do niej oczko. Moja przyjaciółka przygryzła wargę.

        – Znajdźmy Cullena i zbierajmy się stąd, zanim zrobię coś, czego będę później żałować - powiedziała.

        Nie musiała powtarzać dwa razy. Przeciskałyśmy się przez tłum wzdłuż baru. Dostałam z łokcia od sobowtóra bliźniaczki Olsen, facet w kowbojskim kapeluszu zachlapał mi rybaczki margarita, ale to bez znaczenia. Miałam misję. Byłam wyrozumiała wobec Cullena. Nie ograniczałam mu jego przestrzeni. Nawet odczekałam rekordowe dwa miesiące, zanim poszłam z nim do łóżka. Nie do końca z własnego wyboru, ale nie o to chodzi. Zrobiłam wszystko, co może zrobić kobieta, żeby związek wypalił. A co on zrobił? Olał to wszystko dla wieczoru w raju dla singli. Stałam się wzgardzoną kobietą, która kipiała gniewem. Skanowałam wzrokiem klub.

        W końcu go wypatrzyłam. Siedział przy stole w głębi, a przed nim stała w połowie opróżniona szklanka z piwem. Zgrzytnęłam zębami i krew mnie zalała, kied...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin