Adam 10-99.pdf

(4940 KB) Pobierz
208873572 UNPDF
10 ' 9 9
N r 1 0 ( 1 5 )
P A è D Z I E R N I K ’ 9 9
C e n a 5 z ∏
I N D E K S 3 4 3 7 8 1
I S S N 1 4 2 5 - 4 5 5 7
208873572.009.png 208873572.010.png 208873572.011.png 208873572.012.png 208873572.001.png
Helsinki – „Bia∏e Miasto
Pó∏nocy“, „Córka Ba∏tyku“.
Obie te nazwy w pe∏ni oddajà
charakter i urok tego miasta.
Niezapomniane wra˝enia
pozostawiajà Helsinki,
gdy przybywa si´ do nich
statkiem, od strony morza.
Ju˝ z oddali widaç katedr´
protestanckà i bia∏à
zabudow´ centrum.
Codziennie na Placu
Kuopatori, naprzeciwko
Pa∏acu Prezydenta, rozk∏ada
si´ targ, gdzie mo˝na kupiç
towary prosto z ∏odzi.
Po po∏udniu wszystko si´
sprzàta i myje, a targ
ponownie staje si´ placem.
Przewróci∏em go na brzuch i zaczà∏em ca∏owaç kakaowe oczko. Zupe∏nie
nieow∏osiona dupka jak u niemowl´cia, z ma∏ym, ledwo widocznym otwor-
kiem. Liza∏em powoli, dziurka rozwiera∏a si´ nieco, a gdy by∏ ju˝ na tyle pod-
niecony – wpierdoli∏em j´zyk g∏´biej. Krzyknà∏, ale sta∏ si´ aktywniejszy. Za-
czà∏ ruszaç dupskiem, a mój j´zor wchodzi∏ w dup´ rytmicznie, miarowo
i coraz g∏´biej. By∏em podniecony do granic, a mój kutas domaga∏ si´ szyb-
kiego spuszczenia. Odwróci∏em go na plecy i unios∏em wysoko i szeroko je-
go nogi, które za∏o˝y∏em na ramiona. W tej pozycji chcia∏em wjechaç, ale je-
go zwieracz zacisnà∏ si´ mocno. Nie zrezygnowa∏em jednak i ustawi∏em go
w pozycji kl´czàcej, z wysoko uniesionà dupà. Natar∏em ˝o∏´dzià z ca∏ym
impetem. Poczu∏em, ˝e wesz∏a, wi´c na moment zaprzesta∏em ruchów, aby
dupa przystosowa∏a si´ do gruboÊci pyty. Po chwili wjecha∏em g∏´biej, do
po∏owy chuja. Poczu∏em, ˝e otwór si´ rozluênia i mog´ zaczàç go uje˝d˝aç.
Powoli, a póêniej nieco szybciej zaczà∏em jebank´, a równoczeÊnie obiema
r´koma rozchyla∏em jego pó∏dupki. By∏ niesamowicie wàski, ale to mnie raj-
cowa∏o najbardziej. Gdy wszed∏em w niego ca∏y, zaczà∏em morderczà jaz-
d´, nie zwracajàc uwagi na jego krzyki, które póêniej przerodzi∏y si´ we
wspania∏e westchnienia. By∏o a˝ tak ciasno, ˝e myÊla∏em, ˝e oszalej´. Mo-
je wory uderza∏y rytmicznie o jego dupsko,
dajàc Êmieszny odg∏os. Po chwili wystrzeli-
∏em g∏´boko w jego dupsko. Chuj stercza∏
nadal, wi´c nie by∏o potrzeby go wyjmowaç,
jeba∏em wi´c nadal. Wiedzia∏em, ˝e spusz-
cz´ si´ znowu. Po jakimÊ czasie wla∏em
w niego znowu nieco mniej spermy, aby po
chwili powoli si´ wycofaç.
Wychodzi∏em centymetr po centymetrze,
aby w koƒcu wyjàç i g∏owic´. Obejrza∏em je-
go dziurk´ – nie by∏a ju˝ dziewicza, maleƒka
iwàska, ale pi´kna, rozjebana, ró˝owa dziu-
ra mogàca teraz pomieÊciç ka˝dego ogiera.
Wyliza∏em jà dok∏adnie i wyca∏owa∏em. Te-
raz spojrza∏em w jego oczy. Twarz mia∏ ró-
˝owà, zadowolonà, a oczy b∏yszczàce. Po-
wiedzia∏ tylko: „By∏o bardzo dobrze“ – i po-
ca∏owa∏ mnie w usta. Niespodziewanie z je-
go cienkiej, d∏ugiej pa∏y wystrzeli∏a bia∏a
sperma.
10
Tam w∏aÊnie mojà uwag´ zwróci∏ pi´kny ch∏opiec w tra-
dycyjnym, barwnym stroju lapoƒskim. Nie by∏ autentycz-
nym Lapoƒczykiem, o czym Êwiadczy∏y jego nordyckie ry-
sy i pi´kne niebieskie oczy oraz jasnoblond w∏osy. By∏ deli-
katny, pi´kny, o aksamitnej, jasnej, g∏adziutkiej skórze.
Sprzedawa∏ pamiàtki, a strój zak∏ada∏ dla turystów.
UmówiliÊmy si´ na wieczorne spotkanie w hotelu. Przy-
szed∏ o umówionej godzinie. By∏ bardzo spi´ty i ma∏omów-
ny, zresztà to cecha wszystkich Finów. Zaczà∏em go delikat-
nie pieÊciç j´zykiem po uszach, ca∏owaç aksamitne usta.
By∏ ca∏kiem bierny. Zaczà∏em zdejmowaç z niego ubranie,
a gdy by∏ ju˝ zupe∏nie nagi, moim oczom ukaza∏ si´ wspa-
nia∏y obraz. Pi´kny, zupe∏nie nieow∏osiony, o dziewcz´cej
sylwetce, wiotkiej i powabnej. Chuj stercza∏ mu pionowo do
brzucha, by∏ jasny, z odkrytà, ma∏à, ró˝owà g∏ówkà, ale
bardzo d∏ugi – ok. 24 cm, a przy tym niesamowicie cienki.
Mia∏o to swój urok.
208873572.002.png 208873572.003.png
Kair ma niepowtarzalny charakter, jest
miastem nieporównywalnym z ˝ad-
nym innym. Mo˝na je polubiç, a nawet
si´ w nim zakochaç, ale na poczàtku
nie∏atwo si´ do niego przywyczaiç. Ty-
siàce m´˝czyzn w bia∏ych koszulach
do kostek, zwanych tu galabijami.
Dzieci (ch∏opcy) ubrane w pasiaste pi-
˝amy i grajàce w pi∏k´ na Êrodku jezd-
ni, tu˝ przy p´dzàcych samochodach.
Nieustajàcy krzyk, tràbienie tysi´cy
klaksonów, ryk os∏ów, g∏oÊna muzyka
radiowa, nawo∏ywania i Êpiewy tysi´cy
handlarzy ulicznych. Ca∏e ulice b´dàce
jednym wielkim sklepem. Plastyczna,
jakby baletowa gestykulacja ludzi –
ka˝de s∏owo podkreÊlone mi´kkim ru-
chem r´ki. Ogromna gama barw ludz-
kiej skóry: od zupe∏nie bia∏ej do czarnej
poprzez nieskoƒczonà iloÊç odcieni
bràzu. Silny, wsz´dzie obecny zapach
oliwy, czosnku, wschodnich przypraw
zmieszany z wonià kadzid∏a i oriental-
nych pachnide∏. Âpiew muezzinów
z minaretów, chrapliwa mowa arabska
o tysiàcach intonacji, k∏ótnie, zakl´cia,
dzwonki tysi´cy rowerów.
I oni – m´˝czyêni Kairu – niezmier-
nie sympatyczni, pogodni i uÊmiech-
ni´ci. Przystojni, ze szlachetnymi ry-
sami twarzy, smagli od s∏oƒca. Nie-
mal˝e zawsze podnieceni. Ich genitalia
ciàgle w pogotowiu do roz∏adowania
tej niesamowitej potencji. ¸agodni
iprzychylni dla Europejczyka – bez na-
ra˝ania si´ na przykroÊci mo˝esz do-
tknàç, chwyciç, obciàgnàç. Pa∏y ciàgle
sterczàce i goràce, podobnie jak gorà-
ce powietrze miasta. Je˝eli sobie za˝y-
czyç, za niewielkà op∏atà lub za drobny
podarunek mo˝esz byç solidnie i po-
rzàdnie zer˝ni´ty. A r˝nà g∏eboko
iprecyzyjnie swymi wielkimi, bràzo-
wymi, koƒskimi pytami. Chuje d∏u-
gie i grube sà tutaj codziennoÊcià.
Mo˝esz poderwaç równie ∏atwo
biednego baladi (tj. pochodzàcego
ze wsi), ubranego w bia∏à galabij´,
pod którà kryje si´ pokaêna wypu-
k∏oÊç m´skoÊci, jak i frand˝i (m´˝-
czyzn´ typu europejskiego). Nie b´-
dzie k∏opotu z uwiedzeniem poli-
cjanta czy studenta uniwersytetu.
Wszyscy jednakowo jurni, napaleni,
zawsze gotowi na zaspokajanie
swego fiuta i obwis∏ego z goràca,
spoconego wora z jajami jak dwie
olbrzymie kule.
Taki jest Kair i wszystko to odbywa
si´ zawsze w tej samej scenerii, wÊród
tych samych dêwi´ków i zapachów,
wÊród tego smaku egzotyki i obcoÊci,
znanego Europejczykom w pierwszych
dniach pobytu. Póêniej, gdy wróc´ do
Europy, nie b´d´ móg∏ zrozumieç, dla-
czego w autobusie panuje milczenie,
nikt nie gestykuluje, nikt si´ nie chwy-
ta za rozporek i nie prowokuje; dlacze-
go?, dlaczego?...
11
208873572.004.png 208873572.005.png
cz´Êç 2
Drugim, legendarnym wr´cz miej-
scem dawnego pedalskiego Krakowa
by∏a ∏aênia na ulicy – nomen omen –
Êw. Sebastiana. O niej mo˝na by napi-
saç opas∏à ksià˝k´, a je˝eliby og∏osiç
konkurs na wspomnienia z tego przy-
bytku, mielibyÊmy ca∏à bibliotek´, ty-
siàce historii i historyjek. Byli tacy, któ-
rzy przez ca∏e ˝ycie – kilkadziesiàt lat –
bywali tam niemal codziennie... Teraz
w ∏aêni znajduje si´ Muzeum Przyrod-
nicze, któremu nie wiedzieç dlaczego
zacz´∏o byç êle w swojej dawnej sie-
dzibie. Ale przecie˝ kamienica musia∏a
mieç kiedyÊ w∏aÊciciela i powinien byç
jakiÊ spadkobierca. ¸aênia jest z pew-
noÊcià instytucjà bardziej dochodowà
ni˝ muzeum...
A s∏u˝y∏a swoim klientom ze sto lat.
W gmachu mieÊci∏y si´ i sale masa˝u,
ifryzjer, i kosmetyczka z manikiurzyst-
kami i pediukiurzystkami, i bufet...
Stopniowo, w okresie schy∏ku ∏aêni, te
dzia∏y kolejno znika∏y. Ale sama ∏aênia
trwa∏a bodaj do 1990 roku. Zaraz po
wejÊciu trafia∏o si´ do holu z kasà bile-
towà i fotelami stojàcymi pod suszar-
kami do w∏osów. Dalej by∏a hala kabin.
Ka˝da zaopatrzona w drewnianà kozet-
k´, lustro, wieszaki, zamykana na
klucz i przykryta drobnà siatkà od gó-
ry. Do sal ∏aziebnych prowadzi∏o dwo-
je drzwi i by∏o oboj´tne, w które si´
wejdzie, bo i tak wraca∏o si´ drugà pa-
rà. Najpierw zatem by∏a sala z base-
nem z ciep∏à wodà, przy którym sta∏a
barierka zajmowana cz´sto przez u˝yt-
kowników. A przyczyna by∏a taka, ˝e
naprzeciwko by∏y prysznice (bez ja-
kichkolwiek zas∏onek, przegródek itp.),
wi´c widoki pi´kne. W nast´pnej sali
by∏ basen z zimnà wodà i prysznic
w niszy (z którego korzystali cz´sto ci,
którzy chcieli troch´ bli˝ej kogoÊ po-
znaç przed zaproszeniem do kabiny)
oraz stó∏ do masa˝u, który za moich
czasów by∏ obs∏ugiwany chyba tylko
towarzysko, bo oddzielnego masa˝y-
sty nie op∏aca∏o si´ trzymaç. Te˝ tam
by∏o na co popatrzeç. By∏o te˝ za-
mkni´te wejÊcie do dalszych pomiesz-
czeƒ, których ju˝ nie zna∏em, u˝ywa-
nych w czasach prehistorycznych.
Mi´dzy jednà salà a drugà by∏y naprze-
ciw siebie dwa wejÊcia: do sauny i ∏aê-
ni mokrej pary. Wreszcie na koƒcu tej
amfilady by∏y stoliki, fotele, le˝aki –
czyli bufet po∏àczony z salà relaksu.
Ka˝de z tych miejsc stwarza∏o mo˝-
liwoÊci innego rodzaju obserwacji i za-
wierania znajomoÊci. Jak w ka˝dej te-
go typu ∏aêni, 90% stanowili geje.
A pozostali goÊcie doskonale wiedzie-
li, kto kim jest, i zgodnie z niepisanym
kodeksem przyjmowali to milczàco do
wiadomoÊci. Byli zresztà bardzo ˝ycz-
liwi i nienatr´tni.
W numerze 6/99 „ADAM“
drukowa∏ wspomnienia
Krakusa dotyczàce
nigdysiejszych miejsc
s∏u˝àcych gejowskim
rozkoszom. Tekst przeczyta∏em
z sentymentem, bo dobre kilka
lat sp´dzi∏em w tym uroczym
mieÊcie w okresie swoich
studiów i zdà˝y∏em si´ jeszcze
nakorzystaç – tu˝ przed ich
anihilacjà – z owych
przybytków. To by∏y obiekty
rzeczywiÊcie fascynujàce.
Atmosfera dwuznacznoÊci
i jakiÊ stopieƒ niepewnoÊci –
bo przecie˝ oficjalnie by∏y
przeznaczone do zgo∏a innych
zadaƒ – nadawa∏y im
niepowtarzalnego czaru.
Seks w tych miejscach by∏
niezwykle podniecajàcy. Autor
wspomnieƒ pominà∏ w swojej
relacji przynajmniej dwa, bodaj
najwa˝niejsze, punkty na
niegdysiejszej mapie
pedalskiego Krakowa.
Opisz´ wi´c kilka ze swoich
przygód z nimi zwiàzanych.
No i na przyk∏ad taka historia. Stoj´
nad basenem z ciep∏à wodà. Podcho-
dzi ch∏opak – no, dwudziestojedno-
letni, czyli w moim wieku. Zdecydowa-
nie ciemny, choç nie czarny, delikatny
zarost (widaç, ˝e bardzo jedwabisty,
mi´kki) na ca∏ej twarzy, pi´knie ow∏o-
sione poÊladki, nogi, troch´ w∏osów na
piersiach. Bardzo ∏adny. Wchodzi do
basenu. Przep∏ywa raz i drugi z jednej
strony na drugà, tu˝ przy brzegu, tu˝
obok mnie. Widz´ jego wspaniale pra-
cujàce poÊladki, które rozchylajà si´
wprost genialnie! Mój fajfus staje na
ca∏ego! Musz´ albo zas∏oniç si´ r´cz-
nikiem (no bo jednak niby nikogo to tu
nie dziwi, ale ciekawscy zaraz si´ zain-
teresujà), albo wskoczyç do basenu.
Robi´ to drugie. JesteÊmy tylko we
dwóch. Wiem, ˝e on zauwa˝y∏ mojà
erekcj´. Âmieje si´ zresztà ukradkiem
(ale z´by!) – jest jeszcze pi´kniejszy
ni˝ myÊla∏em. P∏ynàc odwraca si´ na
plecy. Jego pa∏a stoi tak jak moja. Ja-
kiÊ czas p∏ywamy obok siebie, niby tak
sobie, a przyglàdamy si´ ka˝demu
centymetrowi naszych cia∏. W koƒcu
podp∏ywa do mnie i zatrzymuje si´
przy bocznej Êciance basenu. Czuj´,
jak jego d∏oƒ sunie po moim udzie do
jàder i pa∏y. Odwzajemniam mu piesz-
czot´. Prawie mój rozmiar. No, odrobi-
n´ mniejszy.
Ale w tym momencie do basenu
wchodzi pan w zdecydowanie Êrednim
wieku i – oczywiÊcie – p∏ynie do nas.
12
208873572.006.png
Naturalnie wie doskonale, co my tam
w tej wodzie wyczyniamy, i ma
(???!!!) chyba nadziej´, ˝e te˝ mu coÊ
z tego „skapnie“ (!). CoÊ tam zagaduje
– i ju˝ czuj´ jego ∏ap´ na ty∏ku. Odp∏y-
wamy, wychodzimy z basenu, ostenta-
cyjnie pokazujàc mu stojàce chuje. Po-
jawia si´ ktoÊ jeszcze. Widz´, ˝e mój
pi´kny zmierza do pokoju relaksu. Kie-
dy nadchodz´, widz´ go, jak z podkur-
czonymi nogami siedzi na murku na-
przeciw basenu. S∏ysz´, ˝e w relakso-
wym ktoÊ gada. Dobrze, ˝e si´ zatrzy-
ma∏ tutaj. Nikogo na horyzoncie. Usiad∏
tak zabawnie, ˝e pod r´cznikiem, który
mia∏ wszystko zakrywaç – a si´ga∏
przed kolana – widz´ ca∏y aparat
ch∏opca: sztywny i pi´kny. Siadam tu˝
przy nim, w takiej samej pozycji. Zer-
kamy na siebie. Celowo nie rozpoczy-
nam rozmowy, bawi mnie ta sytuacja.
W koƒcu on nie wytrzymuje i Êmiejàc
si´ pyta:
– D∏ugo tak b´dziemy tu siedzieç?
– A co proponujesz? – pytam, te˝
si´ Êmiejàc.
Wtedy wstaje i kieruje si´ do sali
kabin. Po chwili jesteÊmy w jednej
z nich. Odwiàzuj´ jego r´cznik. On
mój. Najpierw oglàdamy swoje cia∏a,
bardzo delikatnie ich dotykamy. K∏a-
dzie d∏oƒ na moim karku i przyciàga
mojà g∏ow´ do swojej. Ca∏ujemy si´
bardzo d∏ugo i g∏´boko. Ma na imi´
Ryszard. Studiuje w Tarnowie w ja-
kiejÊ filii Szko∏y Pedagogicznej czy
czymÊ takim, choç pochodzi z Krako-
wa. PieÊcimy swoje jàdra i pràcia.
Âciàgamy napletki, ca∏ujemy si´
w sutki. Li˝emy skór´. On mnie, ja je-
mu bierzemy do ust i d∏ugo smakuje-
my w´dzide∏ka, ˝o∏´dzie, skóry mo-
szen. Dotykam jego poÊladków. Chc´
wsunàç palce do Êrodka. Odsuwa mi
d∏oƒ – delikatnie lecz stanowczo.
– Prosz´, nie – mówi.
– Masz takà pi´knà pup´, pozwól...
– Nnnn... – mruczy i znów odsuwa
mojà r´k´.
– Taka pupa nie powinna si´ marno-
waç... Mam na nià takà ochot´! Po-
zwól!.. – i gryz´ go delikatnie w ucho.
– Nie mog´! Raz spróbowa∏em
i koszmarnie mnie bola∏o, a potem
mia∏em krwotok. Nie... – i poca∏unkiem
zamyka mi usta.
Nie nalegam. W´druj´ d∏oƒmi tylko
po powierzchni tego cudownego ty∏-
ka. Potem odsuwamy si´ nieco od
siebie i po prostu onanizujemy jeden
drugiego – jesteÊmy na tej czynnoÊci
tak skoncentrowani, ˝e daje nam to
niesamowità satysfakcj´. Pierwszy
eksploduj´ ja i zalewm mu brzuch,
klatk´ piersiowà, a nawet twarz stru-
gami nasienia. Ryszard wolnà d∏onià
rozsmarowuje mojà sperm´ po ca∏ej
skórze i zaraz odp∏aca mi tym sa-
mym. Ca∏kowicie zmoczeni naszym
nasieniem przywieramy do siebie,
ibrzuchami, piersiami, policzkami
wcieramy je w skór´. Ca∏ujemy si´
przy tym do utraty tchu i te minuty po
orgazmie sà w∏aÊciwie dalszym jego
ciàgiem, przynajmniej tak wspania-
∏ym, jak sama ejakulacja. Ca∏kiem na-
go, z r´cznikami w r´kach, biegniemy
do ciep∏ego basenu i wskakujemy do
wody. OczywiÊcie wszyscy wiedzà,
dlaczego.
prostym do linii brzucha. Dosyç moc-
no pracuje d∏oƒmi na mojej skórze, sil-
nie Êciska i mi´Ênie, i fujar´. Wiem, ˝e
oczekuje tego samego, wi´c wykonuj´
mu ten mi∏osny masa˝. Troch´ w trak-
cie gadamy – takie tam pó∏s∏ówka.
Mówi, ˝e uczy si´ w technikum ogrod-
niczym i ˝e ma „przechlapane“ w ro-
dzinnym Kryspinowie, gdzie mieszka,
bo w szkole i w miasteczku wszyscy
wiedzà, ˝e jest peda∏em. Ale opowiada
otym raczej ˝artem, a w ka˝dym razie
nie robi z tego tragedii.
W pewnej chwili zabiera si´ ustami
za mojà pa∏´ i jaja. Odwraca mnie i li˝e
mi ty∏ek. Podnosi si´. Teraz kolej na
mnie, Wyczuwam, ˝e ca∏y czas dzia∏a
wed∏ug zasady: a teraz poka˝´ ci, cze-
go oczekuj´. Brandzlujemy si´ nawza-
jem. On wsuwa mi palce do odbytu. Ja
robi´ to samo i widz´, ˝e sprawia mu
to wielkà przyjemnoÊç. Penetruj´ wi´c
jego dup´ ostro i g∏´boko – jest w eks-
tazie. Mówi:
– Zaczekaj!
Po czym staje na drewnianej ∏awce,
chwyta si´ r´koma siatki na suficie ka-
biny i oplata nogami moje biodra.
– Weê mnie tak! – dyszy.
Rozciàgam d∏oƒmi jego pó∏kule, ce-
luj´ chujem i nadziewam go sobie a˝
po same jaja. W tej pozycji pràcie
wchodzi maksymalnie g∏´boko do od-
bytu. Podciàgajàc si´ na r´kach jeêdzi
na moim ogierze. Pomagam mu ru-
chami bioder, podtrzymuj´ mu troch´
ty∏ek. Jest rewelacyjnie! W koƒcu, do-
chodzàc, obejmuj´ go tylko lewà r´kà,
a prawà zaczynam mu waliç kutasa.
Albo inne zdarzenie. W ró˝nych
cz´Êciach ∏aêni widz´ ch∏opaka. Wy-
glàda na siedemnaÊcie lat. Bardzo do-
brze zbudowany, Êwietnie rozwini´te
mi´Ênie, jasny blondyn. Z∏oty ∏aƒcu-
szek na szyi. Nie jest jakimÊ nadzwy-
czajnym okazem urody, ale ma
wdzi´k m∏odego êrebi´cia. Raczej
z gatunku ch∏opców nieskomplikowa-
nych. Par´ razy zerka na mnie – ale tu
wszyscy si´ taksujà, wi´c to nic nad-
zwyczajnego; nie jest jakoÊ szczegól-
nie mnà zainteresowany (tak mi si´
wydaje). Ale coÊ za cz´sto natykam
si´ na niego. Id´ wziàç coÊ ze swojej
kabiny. W innej, którà w∏aÊnie mijam,
drzwi sà uchylone, a na ∏aweczce sie-
dzi blondynek. Wyraênie ∏apie mój
wzrok. Za chwil´ przechodz´ jeszcze
raz, ˝eby sprawdziç sytuacj´. Siedzi
nadal, tylko r´cznik zdjà∏ z bioder
i mi´dzy rozchylonymi nogami widaç
mu lekko postawionego kutasa. Znów
∏apie moje spojrzenie. Przechodz´ po
raz trzeci. Ch∏opak ma pe∏nà erekcj´
i onanizuje si´ lekko. OczywiÊcie si´
gapi. Wchodz´ do Êrodka. On natych-
miast zamyka drzwi.
– CzeÊç. Jestem Marek. Czekam
i czekam, kiedy w koƒcu przyjdziesz!
Zdejmuje mój r´cznik z ty∏ka. Zaczy-
na g∏´boki poca∏unek. Palanta ma spo-
rego, wi´kszego nawet ni˝ ja, i – co
charakterystyczne w takich razach –
stoi mu nie pionowo, ale pod kàtem
13
208873572.007.png 208873572.008.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin