Coulter Catherine - Buntowniczka.pdf

(935 KB) Pobierz
46841282 UNPDF
Catherine Coulter
Buntowniczka
Mojej cudownej siostrze Diane Coulter, dziecku po raz drugi. Mówimy
wreszcie o sprawach istotnych, Więc powiem prosto. Twój ojciec mi
przyrzekł Dać cię za żonę i wyznaczył posag. Czy chcesz czy nie chcesz, i
tak cię poślubię. Mężem dla ciebie jestem wymarzonym, Bo – na to światło,
w którym widzę twoją Piękność, budzącą taką miłość we mnie –
Przysięgam, że cię nie oddam innemu.
Rozdział 1
Julien St. Clair, hrabia March, przesunął niedbale palcem po brzuchu
kobiety, wyciągnął się na wielkim, przykrytym baldachimem łożu i spod
przymkniętych powiek obserwował tańczące na przeciwległej ścianie
sylwetki, wyczarowane przez płonący w kominku ogień. Odczuwał rodzaj
leniwej satysfakcji, która na chwilę przerwała znudzenie.
– Czy sprawiłam ci przyjemność, milordzie? – Dziewczyna zanurzyła
palce w jego jasnych włosach. Jej ciało po niedawnej rozkoszy było zupełnie
bezwładne.
– Oczywiście – powiedział niezadowolony, że przerwała ciszę, której
tak potrzebował.
W brązowych, sarnich oczach Yvette błysnęła złość. Doskonale
wiedziała, że przed chwilą dala mu rozkosz, a mimo to Julien znów stał się
daleki i nieobecny. Dzięki częstym kontaktom z arystokratami zdawała
sobie jednak doskonale sprawę z tego, że wymówkami niczego nie osiągnie.
Z łagodnym, zapraszającym wyrazem twarzy Yvette przytuliła się mocno do
kochanka. Gdy leniwie wyciągnął ręce zza głowy, uśmiechnęła się z
satysfakcją.
Ku swemu zaskoczeniu wkrótce poczuła rozkoszny dreszcz i wydała
cichy jęk zadowolenia. Julien znalazł się nad nią. Dotykał jej ciała, drażnił
je, pieścił, zachwycając się delikatnością skóry. Obserwował, jak pod
wpływem pieszczot oczy Yvette zaczynają się rozszerzać.
Trzepotała rzęsami i rozchyliła usta. Wyglądała teraz bardzo
prawdziwie, bardzo ludzko. Na jej policzkach pojawił się delikatny
rumieniec, zaczęła drżeć. Chciała nareszcie poczuć Juliena w sobie i
przesunęła się tak, aby mógł w nią wejść.
Ciało mężczyzny odpowiedziało rytmicznymi ruchami, choć Julien i tak
przez cały czas czuł się dziwnie oddalony od miękkiej, szczodrej kobiety
leżącej pod nim i nie potrafił dzielić jej namiętności. Gdy napięcie sięgnęło
zenitu, usłyszał głośne westchnienie Yvette i sam znalazł się na szczycie
rozkoszy. Przez długą chwilę pozostawał bez ruchu, aż głowa opadła mu
miękko na poduszkę obok jej twarzy.
Yvette ucichła, odprężona. Tym razem była pewna, że udało się jej
zaspokoić kochanka. Jej własna przyjemność była tu mniej ważna. Czekała
aż hrabia powie coś miłego, ale on leżał cicho i tylko oddychał spokojnie.
Nie poruszyła się, nie chcąc mu przeszkadzać.
– Yvette, która godzina? – Usłyszała głos tłumiony przez poduszkę.
– Za kilka minut będzie dziesiąta, milordzie – odpowiedziała cicho.
– A niech to! – Zsunął się z niej. Yvette obserwowała, jak wstaje i
szybko rozprostowuje wysoką, muskularną sylwetkę. Jak zwykle, nie mogła
patrzeć na niego bez podziwu. Od miesięcy nazywała go swoim złotym
bogiem. Ale teraz, pomyślała gorzko, Julien okazał się bogiem niestałym,
który opuszczał ją ledwie to zauważając.
Na próżno usiłowała odnaleźć w myślach jakieś czułe słowa, które
mogłyby przykuć uwagę kochanka. Westchnęła z rezygnacją, poprawiła się
na poduszce i podciągnęła kołdrę. Julien włożył śnieżnobiałą koszulę i
spojrzał na dziewczynę.
– Muszę już iść. Mam się spotkać z Blairstockiem u White’a i już jestem
spóźniony. – Kiedy cię znów zobaczę, milordzie? – spytała słodkim głosem.
Powstrzymał ją niecierpliwym gestem. – Trudno powiedzieć – odparł
obojętnie. – Wybieram się z przyjaciółmi na wieś, na polowanie, i nie będzie
mnie przez pewien czas w Londynie. Ostrożnie wstrzymała oddech.
Wcześniej Julien nawet nie wspominał o wyjeździe z Londynu.
Włożył obcisły surdut z niezwykle delikatnego, błękitnego materiału,
doskonale leżący na jego szerokich ramionach i podszedł do Yvette.
– Ufam, że podczas mojej nieobecności znajdziesz sobie odpowiednie
rozrywki – powiedział z ostrzegawczą nutką w głosie. – Proszę tylko, abyś
nie była zbyt nierozważna, skoro pozostajesz na moim utrzymaniu. – Jego
przystojna twarz przybrała lekko sardoniczny wyraz, szare oczy stały się
zimne i poważne.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparła, blednąc.
– Och, doprawdy Yvette? To bardzo dziwne. Sądziłem, że zrozumiemy
się doskonale. W każdym razie – dodał obojętnie – będziemy musieli
dokończyć tę rozmowę po moim powrocie.
Wziął laskę, otulił się peleryną i ruszył w stronę drzwi.
– Cokolwiek zrobisz, nigdy nie pomniejszaj swojej wartości, moja
droga. Jesteś doskonalą lokatą dla każdego mężczyzny – rzucił na
odchodnym, cicho zamykając za sobą drzwi. A potem Yvette usłyszała tylko
oddalające się na schodach kroki.
– A niech cię diabli! – wykrzyknęła w stronę zamkniętych drzwi
sypialni, żałując, że nie ma pod ręką niczego, czym mogłaby w nie cisnąć. –
Wszyscy ci lordowie są aroganccy i napuszeni jak pawie.
Gdy minął jej gniew, na jasnym czole pojawiła się zmarszczka i
dziewczyna zacisnęła usta, zła na siebie za własną nieostrożność. Uległa
próżnemu lordowi Rivertonowi, który chwalił się tym zwycięstwem bez
umiaru. Powinna to była przewidzieć. Popełniła błąd, głupstwo, idiotyczną
pomyłkę, przez którą – musiała to przyznać – straciła bardzo hojnego
protektora.
Odrzuciła kołdrę i wstała powoli, obolała po niedawnych miłosnych
wyczynach. Usiadła przy toaletce i zaczęła rozczesywać splątane włosy.
Przerwała na chwilę, aby przyjrzeć się swojej niezaprzeczalnie ponętnej
twarzy i to poprawiło jej humor. Lord Riverton był bogaty i zdawał się cenić
jej sepleniącą angielszczyznę oraz poglądy na życie w Anglii na równi z
atrakcjami oferowanymi przez ponętne ciało.
Westchnęła i znów posmutniała. Julien bardzo się jej podobał, a poza
tym był niezwykle bogatym hrabią. Przyglądała się uważnie swojemu
elegancko umeblowanemu pokojowi. Czuła, że będzie jej brakowało
uroczego mieszkanka i bardzo zręcznego w miłosnej grze mężczyzny. Julien
jedynie niewielką część swoich umiejętności zawdzięczał Yvette. Kiedy
przyszła do niego po raz pierwszy, był już mistrzem rozkoszy – potrafił ją
dawać i brać. Wciąż zaskakiwał Yvette. Przy nim się zatracała i zapominała
o własnych pragnieniach, by sprawiać przyjemność kochankowi.
Wstała, zdmuchnęła świece i wróciła do łóżka. Równie praktyczna co
namiętna, doszła do wniosku, że wyjazd Juliena na wieś ma również swoje
dobre strony. Dawał jej czas na zbadanie zamiarów lorda Rivertona.
Obmyślenie planu nie zajęło wiele czasu, toteż Yvette zasnęła pewna, że
zdoła uszczknąć trochę grosza z sakiewki Rivertona.
Gdy tylko opuścił dom z czerwonej cegły przy Curzon Street, zatrzymał
dorożkę i kazał wieźć się jak najszybciej do White’a. Rozparł się na
podniszczonych poduszkach i rozprostował długie nogi. Stara, drewniana
buda kołysała się niepewnie w rytm końskich kroków na nierównym bruku i
aby nie stracić równowagi.
Julien musiał się przytrzymywać wystrzępionego, skórzanego uchwytu.
Irytacja faktem, że dzielił Yvette z innym mężczyzną, podczas gdy przecież
to on był jej protektorem, z wolna malała. W głębi duszy wiedział jednak, że
przez ostatnich kilka miesięcy poświęcał kochance niewiele uwagi, a jego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin