Looking in another way 4.rtf

(26 KB) Pobierz

IV

 

Kolejne dni minęły wolno i nieciekawie. Harry mógł jedynie siedzieć w pokoju i uczyć się na pamięć wszystkich książek, znajdujących się na półkach. Niektóre były naprawdę wciągające, ale Harry miał nieodparte przeczucie, że żadna z nich nie znalazłaby się na dziale otwartym w Hogwarckiej bibliotece. Oprócz tego opróżnił i przeszukał już wszystkie szare pudełka, które licznie piętrzyły się na regałach. Ich zawartość była równie fascynująca, co książki. Słoiki z różnokolorowymi płomykami, białe lśniące włosy (Harry miał nadzieję, że nie należały one kiedyś do Dumbledore'a), połyskujący proszek zawinięty w brązowy papier lub śpiew ptaków zamknięty w szklanej butelce. Oczywiście nie wszystko było takie cudowne, Harry raz wyłowił z pudełka ucięty język, należący prawdopodobnie do żaby. Po tym wydarzeniu ostrożniej przeglądał zawartość pudełek.

 

Każdego dnia dostawał pięć posiłków dziennie, a Tom (skrzat) pilnował Harry'ego, by wszystko zjadł. Jednak, gdy tylko Riddle opuszczał pokój, chłopak biegł do łazienki wymiotując wszystko, co dostało się do jego żołądka.

 

Dlatego Harry chudł w oczach, co dezorientowało Snape'a, który miał za zadanie przywrócić Pottera do dawnego stanu nie-chorego. W końcu nauczyciel kazał przyjść Harry'emu do sali, gdzie zwykle jadali śmierciożercy. Tym razem w pomieszczeniu był tylko Voldemort, który spokojnie sączył białe wino i oczywiście Severus, nie spuszczający z oczu jedzącego Pottera.

 

- Dlaczego białe wino?

 

Riddle podniósł głowę i spojrzał na chłopaka nieobecnym spojrzeniem.

 

- A co w nim złego?

 

- Myślałem, że będziesz pić czerwone. Jest bardziej... mroczne.

 

Voldemort nie skomentował wypowiedzi, tylko westchnął z irytacją, za to Snape prawie zakrztusił się bursztynowym płynem słysząc tak niedorzecznie głupie wyjaśnienie.

 

- A ty, co pijesz? – spytał Harry z ciekawością.

 

- Potter...

 

- Co pan pije, profesorze? – ponowił pytanie chłopak.

 

- Nic, co mógłbyś spróbować.

 

- Pewnie jakieś świństwo.

 

- Właściwie to niesamowicie dobre świństwo – wtrącił Lord.

 

Harry zamilkł, czując się bardzo głupio. Snape bezwstydnie się na niego gapił, a Riddle dyskretnie przyglądał. Jakby był rzadkim okazem w ZOO. Oprócz tego czuł dyskomfort, jak zwykle zresztą, kiedy musiał coś zjeść.

 

Od razu po skończonym posiłku, Harry odszedł od stołu i prawie wybiegł z sali, krztusząc się jedzeniem. Voldemort rzucił udręczone spojrzenie Sanpe'owi i gdy tylko chłopak wszedł, Riddle zagadnął go beztroskim tonem.

 

- Wymiotowałeś wszystko, co jadłeś i nie pomyślałeś, że powinieneś o tym komuś powiedzieć? Choćby Severusowi, skoro nie mi?

 

Harry zamarł w pół kroku i westchnął.

 

- A przejąłbyś się?

 

- Oczywiście! – żachnął się czarnoksiężnik. – Jesteś głupi Potter i nie wiem, ile razy będę musiał to jeszcze powtarzać. Nie potrzebuję cię martwego...

 

Nagle Voldemort zamilkł, zdając sobie sprawę, że powiedział o jedno zdanie za dużo. Chłopak nie może dowiedzieć się o... „chorobie" swojego największego wroga.

 

Mógłby to wykorzystać.

 

- Do czego mnie potrzebujesz? – spytał Harry ze złością i zmrużył oczy, podchodząc bliżej Lorda. Mimo tego, że chłopak był niewątpliwie chory, blady i wyglądał mizernie, z jego postawy biła siła.

 

- To było ogólne stwierdzenie – skłamał gładko Voldemort.

 

- Nie – warknął Harry. – Po co mnie tu przetrzymujesz, skoro nie dla tortur? Jeśli wszystko, co powiedziałeś jest prawdą to znaczy, że nie możesz mnie zabić. Dlaczego więc poświęcasz mi swój cenny czas? Jaki jest twój cel? Co ode mnie chcesz, Riddle?

 

Lord spokojnie wysłuchał tyrady, po czym wstał i podszedł bliżej Harry'ego.

 

- Potter, czy ty narzekasz na to, że dobrze cię traktuję? Chcesz tortur?

 

- Nie. Chcę wiedzieć, do czego mnie potrzebujesz – wysyczał chłopak.

 

- Na razie to skup się na wyzdrowieniu. Potem będziesz mógł zadawać pytania i oczekiwać odpowiedzi.

 

- Nie! – powtórzył ostro. – Dlaczego mnie tu trzymasz?

 

Snape przyglądał się Czarnemu Panu, który bez cienia irytacji w głosie, wyjaśniał Potterowi poszczególne kwestie. Jednak ta sielanka nie będzie trwać długo. Lord jest mistrzem ukrywania emocji, ale szybko traci cierpliwość. A chłopak nie jest ani trochę bliższy zaufaniu Czarnemu Panu niż na początku lipca.

 

- Mówiłem ci, że chcę zdobyć...

 

- Kłamstwa! – wrzasnął Harry, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę. – Nigdy nie będę po twojej stronie, Riddle i ty dobrze o tym wiesz! Więc dlaczego mnie więzisz? Nie mogę cię zabić, bo inaczej sam zginę! Już nie stanowię dla ciebie zagrożenia! Więc dlaczego nadal niszczysz mi życie?

 

Voldemort uśmiechnął się drwiąco.

 

- Nigdy nie byłeś zagrożeniem, Potter. Nie pochlebiaj sobie.

 

- Oprócz tamtego wydarzenia sprzed czterema latami, kiedy nie zdobyłeś kamienia filozoficznego, bo przeszkodził ci jedenastoletni chłopiec.

 

- Quirell, to jego wina – wymamrotał czarnoksiężnik pod nosem.

 

- I rok potem, gdy zabiłem bazyliszka i uratowałem Ginny... – ciągnął Harry.

 

- Co?

 

- Yyy... To ty nie wiesz, że twoje wspomnienie żyjące w dzienniku prawie zabiło siostrę Rona? A, i nasłało na mnie bazyliszka, wielkie dzięki.

 

Przez chwilę panowała cisza, po czym Riddle odwrócił się w stronę Snape'a.

 

- Tak było? – spytał zdezorientowany.

 

- Rzeczywiście, panie, Potter mówi prawdę. Wyjątkowo. Ta głupia dziewczyna pozwoliła opętać się dziennikowi. Naprawdę żałosne.

 

- To nie jej wina! – wykrzyknął Harry, ale Snape nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem.

 

- A jednak się udało – stwierdził w końcu Voldemort, nie zwracając uwagi na słowa Harry'ego. – W szóstej klasie próbowałem trochę czarnej magii na poziomie trudniejszym niż wcześniej, ale nie byłem pewien...

 

- Trochę? Ten dziennik był nią przesączony – parsknął cicho chłopak.

 

- ...nie byłem pewien, czy naprawdę się uda – dokończył Riddle.

 

- Wspaniale... Naprawdę... Wspaniale – mamrotał do siebie Lord. Nagle podniósł głowę i spojrzał na Harry'ego, jakby dopiero teraz przypominając sobie o jego obecności. – Co się z nim stało?

 

- Z dziennikiem? Zniszczyłem go – odpowiedział chłopak lekceważąco.

 

Entuzjazm Riddle'a natychmiast zniknął.

 

- Wszystko psujesz – wymamrotał niezadowolony i usiadł na krześle, zwieszając głowę.

 

- Kontynuując – zaczął radośnie Harry – jakieś dwa miesiące temu pokonałem cię na cmentarzu i uciekłem, a ty mi na to pozwoliłeś. Coś słabo ci poszedł ten pojedynek. Więc na podstawie tych wniosków śmiem twierdzić, że wiele razy zagrażałem twojej potędze.

 

Voldemort skrzywił się, ale z innego powodu niż sądził Potter. Snape spojrzał na Lorda z niepokojem. Chłopak przypadkiem poruszył temat, który był powodem jego obecności w zamku.

 

- Dziś naprawdę prosisz się o tortury – wycedził Riddle.

 

Harry wzruszył ramionami i opadł na najbliższe krzesło, czując, że opuszczają go siły. Adrenalina zniknęła, robiąc miejsce zmęczeniu. Z dnia na dzień jego stan się pogarszał i Harry zaczął zastanawiać się, ile czasu wytrzyma jeszcze wymiotując wszystko, co zje. W końcu nie będzie miał siły wstać z łóżka, a co dopiero na bieganie do toalety.

 

- Potter, mimo tego, że życzę ci powolnej i bolesnej śmierci, musisz wyzdrowieć. Zrób coś z sobą – rozkazał Voldemort, jakby licząc, że jego słowa uzdrowią Harry'ego.

 

- Aha – wychrypiał chłopak, nie będąc w stanie wykrztusić nic więcej.

 

Snape westchnął i podszedł niechętnie do Potter. Wymamrotał przy nim jakieś długie i dziwnie brzmiące zaklęcie, po czym zmarszczył brwi.

 

- Jesteś głupi – powiedział w końcu mężczyzna.

 

- Wiem, już to słyszałem. Kilka razy – mruknął Harry i zamknął oczy.

 

Bolało go całe ciało, było mu zimno, mimo tego, że siedział przy kominku, w którym radośnie paliło się drewno. Drżał i szczękał zębami, obejmując rekami kolana i przyciągając je do gorącego czoła.

 

- Masz gorączkę, Potter.

 

- Wiem. Jednak dopóki nie znajdziesz sposobu, by ją zniwelować, to nie jest zbyt przydatna informacja.

 

- To jest ważne.

 

- I co teraz zrobisz, zaaplikujesz mi lekarstwa i każesz siedzieć pod kołdrą? – spytał drwiąco Harry.

 

- Nadal jestem twoim nauczycielem, Potter. Coś zbyt często o tym zapominasz – warknął Snape.

 

- Ależ profesorze! Jestem obłożnie chory!

 

Mistrz Eliksirów już miał zamiar odpowiedzieć, ale jedno spojrzenie Lorda skutecznie go uciszyło.

 

- Przestańcie się sprzeczać i zacznijcie myśleć. Co ci jest, Potter? – spytał Riddle, przyglądając się chłopakowi spod przymrużonych powiek.

 

- Gdybym wiedział, to bym chyba powiedział!

 

- No nie wiem. Jakoś o wymiotach nie spieszyło ci się nam zwierzać... – parsknął Voldemort.

 

- Kiedy się złościsz, nic cię nie boli, prawda? – spytał nagle Snape.

 

- Y... – zaczął chłopak, przerażony prawie łagodnym tonem nauczyciela. – No nie.

 

- Czujesz się lepiej w pobliżu Czarnego Pana? Gdy się z nim kłócisz na przykład?

 

- Co? – wrzasnął Harry, a Voldemort zamarł. Wyglądał na przerażonego. Lub obrzydzonego.

 

- Snape myślisz o... No tak... Krew... Stało się mocniejsze... Zmiany... Oczywiście!

 

- Może dla ciebie jest takie oczywiste, ale ja nie jestem Mrocznym Lordem, więc nie rozumiem, o co chodzi. I przypominam, że to o mojej chorobie mowa – wtrącił Harry ze złością.

 

- Połączenie umysłowe, o którym ci wcześniej mówiłem, zaczyna się kształtować.

 

- To, które zbliża ludzi? PRZECIEŻ MÓWIŁEŚ, ŻE TO NAM NIE GROZI! – Harry stracił nad sobą panowanie, przerażony wizją jakiegokolwiek zbliżenia z Voldemortem.

 

- Krew – wyjaśnił spokojnie Riddle, próbując zapanować nad swoim głosem. – Widocznie przez użycie twojej krwi, która teraz krąży w moich żyłach, wzmocniłem połączenie pomiędzy nami.

 

- Co... co... co... Jak... – chłopak nie mógł wydusić słowa, pewny, że zaraz umrze z przerażenia.

 

- Co nie znaczy, że zaczniemy się kochać – parsknął Lord. – W jakimkolwiek sensie tego stwierdzenia.

 

- Y... co? – mruknął zdezorientowany Harry.

 

Voldemort uśmiechnął się drwiąco i dopiero teraz chłopak zdał sobie sprawę, jak dwuznaczna była wypowiedź czarnoksiężnika.

 

- Fu – jęknął Harry.

 

- Nie zachowuj się tak dziecinnie – mruknął Riddle. – Wracając do kwestii połączenia, nie wiem jeszcze, na czym będzie polegać, skoro nawet siebie nie lubimy. Możliwe, że będziemy mogli wyczuwać nawzajem swoje emocje lub wiedzieć, kiedy któryś z nas kłamie.

 

- Wspaniale. Czyli w skrócie będę miał cię w głowie.

 

- W bardzo ignoranckim skrócie, ponieważ nie możesz mieć nikogo w głowie, jedynie...

 

- Nie ważne – przerwał Harry. – Ale dlaczego tak się czuję?

 

- Jesteś w kulminacyjnym momencie tworzenia się połączenia, a ponieważ trwa to od prawie trzech tygodni, niedługo poczujesz się lepiej.

 

- Wspaniale – sapnął chłopak. – Oczywiście ciebie nic nie boli, bo ty jesteś super niesamowicie odporny na takie rzeczy...

 

- A kto powiedział, że nic mnie nie boli?

 

- Jesz.

 

- Bardzo elokwentnie panie Potter. Co nie zmienia faktu, że nie czuję się dobrze. Każdy reaguje inaczej.

 

- To dlaczego wcześniej nie doszedłeś do takich wniosków? Nie interesowało cię, że nagle zacząłeś się źle czuć?

 

- Myślałem, że to przez... inne rzeczy.

 

- Jakie inne rzeczy?

 

- Nie ważne – uciął Riddle.

 

- Panie – wtrącił Snape – mogę pomóc panu Potterowi skoro już wiem, co mu dolega.

 

Voldemort machnął lekceważąco dłonią w nieokreślonym kierunku.

 

- Rób z nim, co chcesz.

 

- Perwersyjnie to zabrzmiało – zauważył Snape z powagą.

 

Harry zaczerwienił się i ukrył twarz w dłoniach, a Lord roześmiał się drwiąco.

 

- Jaki niewinny.

 

- Chodź Potter – warknął Snape i ruszył w stronę drzwi.

 

- Nieeee mam siiiiły – jęknął Harry, przeciągając głoski.

 

- W takim razie gnij na tym krześle, a jak już zaczniesz skręcać się z bólu to może wtedy nabierzesz siły – powiedział Snape lodowatym głosem i wyszedł z sali.

 

W pokoju zapadła cisza.

 

- Nie pójdziesz go złapać i ukarać za to, że jest niemiły?

 

Voldemort zamrugał, zdumiony pytaniem.

 

- Będę torturować moich śmierciożerców, bo są dla ciebie niemili?

 

Harry przytaknął ochoczo.

 

- Potter, ty naprawdę jesteś chory.

 

- Ty podobno też.

 

Lord zamarł, a Harry nie spuszczał z mężczyzny wzroku, ciekawy jego reakcji. Riddle od kilku dni był bledszy niż zwykle, oczy miał ciemniejsze, jakby ciągle chodził wściekły, a jego ruchy stały się bardziej nerwowe i pozbawionej dawnej arystokratycznej gracji.

 

- Naprawdę coś ci jest – stwierdził nagle Harry. – Ale to nie przez nasze połączenie.

 

- Potter, nie doszukuj się tajemnic tam, gdzie ich nie ma – wychrypiał w końcu Riddle.

 

- Przecież widzę, że...

 

- To. Nie. Twoja. Sprawa – wysyczał Voldemort, a jego oczy zabłysły groźnie.

 

- Dlaczego nie? – parsknął Harry. – Przecież powiedziałeś, że myślałeś, że...

 

- Że, że, że – przedrzeźniał chłopaka Lord. – Ostrzegam cię, Potter. Możesz sobie szpiegować w szkole kogo chcesz, ale nie mnie. Źle na tym skończysz.

 

Harry sapnął ze złości.

 

- Przestań! Dlaczego nie dasz sobie pomóc?

 

Voldemort spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem.

 

- Potter – zaczął spokojnie, ale głos mu drżał od źle ukrywanego rozbawienia – czy ty się o mnie martwisz?

 

- Nie – zaprzeczył szybko młodzieniec, nie będąc jednak pewny, czy jest to prawda. – Po prostu jestem wścibski.

 

- Nie wątpię – mruknął mężczyzna. – Ale widzę, że siły ci wróciły, więc wreszcie będę mógł cię czegoś nauczyć. Jakby Dumbledore pytał, co u mnie robiłeś to powiedz, że Czarny Pan cię szkolił. Może umrze z przerażenia.

 

Harry zaczął kaszleć i śmiać się na zmianę.

 

- Co? – wycharczał w końcu.

 

- Masz coś lepszego do roboty? – spytał Riddle beztrosko, choć tak naprawdę gotował się ze złości.

 

Nienawidził tego chłopaka. Był zbyt wścibski, a gdyby dowiedział się o chorobie swojego wroga i jej przyczynie, cały plan ległby w gruzach. Potter, nawet jeśli trochę zmienił stosunek do Lorda, nigdy nie pomógłby mu w odzyskaniu dawnej potęgi.

 

Dlatego Riddle zacisnął zęby i przełknął Crucio, które cisnęło mu się na usta. Jednak szybko odprężył się, widząc błysk ciekawości w oczach Pottera. Voldemort uwielbiał nauczać.

 

- Właściwie to zastanawiam się, jak wygląda twój patronus – powiedział nagle Harry, wyrywając Lorda ze wspomnień.

 

Może chłopak nie jest taki głupi, pomyślał czarnoksiężnik, zdziwiony inteligentnym pytaniem Pottera.

 

- Nie mam patronusa.

 

- Bo jesteś zły?

 

A może jednak jest.

 

- Bo nie mam szczęśliwych wspomnień – sprostował, z satysfakcją widząc cień smutku na twarzy Pottera.

 

- To... przykre – stwierdził w końcu Harry.

 

Mężczyzna wzruszył lekceważąco ramionami.

 

- Jak w takim razie odganiasz dementorów?

 

- Nie muszę. Oni mnie nie zaatakują.

 

- Nawet jeśli Ministerstwo im rozkaże?

 

- Ministerstwo? – prychnął Riddle z pogardą. – Nie mają władzy nad dementorami.

 

Harry zamilkł na chwilę.

 

- Nie chcieliby wyssać mojej duszy – mruknął Lord, a chłopak natychmiast podniósł głowę, z ciekawością wysłuchując mężczyznę. – I nie pozbawią mnie szczęśliwych wspomnień, bo takich nie posiadam. Po prostu oni na mnie nie działają.

 

- Każdy ma jakieś radosne chwile w życiu.

 

- Moja radość i szczęście różni się o uczuć innych ludzi. Ja odczuwam to jako satysfakcję, a nie nagły przypływ pewności siebie i optymistycznych myśli.

 

- Oh – mruknął Harry.

 

Riddle uśmiechnął się z wyższością.

 

- Przewyższam ludzi nie tylko inteligencją i mocą.

 

- Jednak skromność to chyba nie jest twoja mocna strona.

 

- Jestem po prostu świadomy swoich zalet.

 

- A wad?

 

Voldemort roześmiał się w duszy.

 

Chłopak jednak nie jest taki głupi, pomyślał, czując chwilowy napływ sympatii do tego bezczelnego dzieciaka, ale szybko ją zdusił.

 

- Tym bardziej.

 

- No to wymieniaj – rzucił Harry.

 

- Żebyś poznał moje słabe strony i potem rozpowiadał o nich na prawo i lewo, każdemu napotkanemu aurorowi? – parsknął Lord.

 

- Ja je już znam, tylko zastanawiałem się, czy ty jesteś ich świadomy. Nie umiesz planować, jesteś zadufany w sobie i zbyt pewny siebie. To przez te wady nie dopadłeś mnie na cmentarzu.

 

Znowu ten cmentarz.

 

- Odzyskałem ciało, którego byłem pozbawiony przez trzynaście lat. Wybacz, że byłem trochę rozkojarzony.

 

- Cóż, tak czy tak, wyszłoby na moje, bo gdybyś mnie zabił, sam byś umarł – stwierdził Harry z radością w głosie.

 

Voldemort westchnął z irytacją.

 

- Gdzie Snape, gdy jest potrzebny?

 

W tym momencie drzwi się otworzyły i do sali wszedł Lucjusz Malfoy.

 

- Uf, myślałem, że to Snape. To byłoby przerażające – mruknął Harry, ale wcisnął się głębiej w fotel, pamiętając ostatnie tortury, których nie szczędził mu śmierciożerca.

 

- Panie – zaczął Malfoy, zezując w stronę chłopaka. – Przybyło. To.

 

Riddle skrzywił się.

 

- No tak – mruknął do siebie. – Zabierz stąd Pottera.

 

Harry stęknął w ramach protestu, ale nikt go nie słuchał.

 

- Co przybyło? – spytał, próbując opierać się Lucjuszowi, który ciągnął go ku wyjściu.

 

- Jak już mówiłem, nie musisz wszystkiego wiedzieć, Potter.

 

Harry prychnął ze złością.

 

- Chcesz coś powiedzieć?

 

- Skąd – wymamrotał chłopak.

 

Drzwi się zamknęły i Riddle z ulgą opadł na fotel.

 

- Jutrzejszy dzień będzie horrorem.

 

Voldemort był naprawdę wściekły. I nie obchodziło go, że jutro jest TEN dzień. Jedyny, podczas którego mógł zdobyć zaufanie Pottera. Teraz liczyło się tylko spotkanie ze śmierciożercami, którzy zawiedli. Kolejny raz.

 

Choć zwolennicy Lorda zwykle spisywali się bez zarzutu, Voldemort nie tolerował porażek.

 

Riddle był bardzo zadowolony, gdy Ministerstwo zostało wreszcie opanowane i to pod nosem tego durnia, Knota. Śmierciożercy sieją zamęt i przerażenie wśród mugoli i czarodziei. Został już tylko Hogwart. Ostoja magicznego świata, ostatni bastion, miejsce, w którym ukrywa się Dumbledore.

 

I teraz ta akcja, żałośnie spartaczona. Jedyna, która mogła zbliżyć go do przejęcia Hogwartu.

 

Voldemort znów musiał wymyślić inny sposób dostania się do tej legendarnej szkoły, otoczonej potężnymi i starymi czarami. Oprócz tego miał Pottera na ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin