Filomena - Wrota.doc

(34 KB) Pobierz
Filomena – Wrota

Filomena – Wrota

 



Odszedłeś stąd i sam zostałeś
Przez zamknięte wrota
Przejść próbowałeś
Dla Twojej osoby nie było ratunku
Ja przez Ciebie pogrążam się w smutku
Wydawało Ci się że jesteś silny
Ty po prostu byłeś naiwny
Trzeba było się cieszyć choć tym nędznym światem
Nie musiałeś być dla Siebie tak...
... morderczym katem!

[Ecilipsis, „Wrota”]


Nie wszystko kręci się wokół ciebie, wiesz? Proszę, nie patrz tak na mnie... W końcu każdy z nas jest w pewnym sensie egoistą. Ja też. To chyba nie jest żadną ujmą, gdy czasem zajmujesz się sobą, prawda? Nalałem ci herbaty. Jest ciepła, z lipy, twoja ulubiona, o ile dobrze sobie przypominam. No, pij! Bo wystygnie.

Boję się, wiesz? To nie jest taki sam strach, jak przed pełnią. Ten jest zupełnie inny, nieznany, może trochę podobny do tremy przed przedstawieniem? Trudno sprecyzować. Zresztą ja nigdy nie występowałem na scenie, pamiętasz przecież. Ja i moja wrodzona nieśmiałość... Wiem, plątam się, ale o tym nie potrafię mówić w sposób suchy i konkretny. Ćiii, poczekaj. I nie mów nic, błagam. Po prostu choć raz w życiu posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Jeden jedyny. Postaram się bardziej skoncentrować...
To wszystko przez tę herbatę. Chyba jej zapach mnie odurza. Taak, to z pewnością ta lipa, a może i nie... Nieważne. Głupiec ze mnie, bo ty przecież zawsze tak pachniałeś – lipą i delikatną nutą cynamonu. Nie dziw się tak. Takiej woni się nie zapomina... A wiesz, co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? Oczywiście, że nie wiesz. I nie wzruszaj ramionami, proszę. Po prostu bawi mnie fakt, że twoja osoba nierozerwalnie kojarzy mi się z lipą i, niestety, choćbym nie wiem jak bardzo się starał, nie potrafię skojarzyć cię z niczym innym. Nawet kiedy jem miód, jakikolwiek, to czuję zapach kwiatów lipy, a przed oczami mam twoją twarz... Tak, śmiej się! Na moje nieszczęście, tę lipę chyba zbyt głęboko zakorzeniłem w swojej świadomości. Identycznie jest z tobą, wiesz? Z resztą sam doskonale pamiętasz tamto lato... Był wtedy lipiec, czternasty bodajże. Ja do dat mam straszliwą pamięć. Ale to przecież nieistotne. Pocałowałeś mnie wtedy pod tą lipą w sadzie moich rodziców. Pierwszy raz, kojarzysz? Ja raczej tego nie zapomnę. Nigdy. Od tego czasu lipa stale mnie prześladuje. W zasadzie to dopiero niedawno zacząłem zdawać sobie sprawę z tej ironii losu...

Wiem, nie to miałem ci powiedzieć, tyle że zbyt często wracam do czasów, kiedy mieliśmy obaj po szesnaście lat. Lubię te wspomnienia, bo to były bardzo szczęśliwe czasy. Tylko mi nie mów, że nie pamiętasz! Dwadzieścia lat to w końcu nie aż tak wiele. Nie w naszym wieku. Zamknij oczy i pomyśl przez chwilę. Czy już sobie przypominasz? Ukradkowe spojrzenia na korytarzu, potajemne schadzki albo szybkie pocałunki między lekcjami... Rany, jaki ja wtedy byłem szczęśliwy!
Nikt nie miał o tym zielonego pojęcia. O nas. Zgadzasz się ze mną? Istnieliśmy sami dla siebie, nie zaprzeczysz. W tamtym czasie nawet James, czy Peter nie wiedzieli. Straciliby do nas zaufanie, budowane pieczołowicie przez te sześć długich lat, prawda?
Byliśmy tylko my. Ty i ja. Świat się dla nas nie liczył. Na Merlina, jaka ta miłość bywa egoistyczna! Czasem bałem się o nas, serio. Zdarzało ci się być naprawdę strasznie zaborczym. Ja – vice versa – stałem się zazdrosny. No, nie patrz tak na mnie, jakbyś widział mnie po raz pierwszy. Nawet nie wiesz, jak to boli. Oczywiście, że byłem o ciebie zazdrosny. A ty o mnie nie byłeś? Nieważne, zapomnij... Dobra ta herbata? Chyba też się napiję.

***

Nie, nie jestem tchórzem. I nie miej mnie za tchórza. Wiele razy myślałem o tamtej decyzji. Wcale nie jest łatwo od kogoś odejść. Posłuchaj dobrze, odejść, nie uciec. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo to przeżyłem. Istny cios w plecy, od ciebie. I co miałem zrobić? Zamknąć się w domu? Płakać w poduszkę? Myślisz, że nie płakałem? Ciebie zabrakło tak nagle. Nigdy nie mogłem w to uwierzyć. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek byłbyś zdolny do czegoś takiego. Nie ty. No i stało się, masz rację – uciekłem. Przed sobą i od ciebie. Być może mam coś w sobie z tchórza? Nie wiem...
Powinienem teraz coś powiedzieć, prawda? Przyznać się do błędu. Tyle, że jesteśmy tylko ludźmi. Nie ma ideałów. Muszę ci jednak wyznać, że dwadzieścia lat temu wierzyłem w ideał... Czemu się krzywisz? Przepraszam. Posłodziłem herbatę. Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej, że jest słodka? Widzisz, nawet gusta mamy odmienne. Wtedy takie niuanse nie miały znaczenia... Tak różni, a jednak tak podobni do siebie. Ja – woda, ty – ogień. Ja – noc, ty – dzień... W sumie to dzięki tobie polubiłem życie, wiesz? Dla mnie nie liczyły się szczegóły, ważniejszy był ogół. To ty zapaliłeś światełko w moim tunelu. Ja zawsze widziałem tylko czarne i białe, ty mi pokazałeś, że jest jeszcze szarość, takie coś pośrodku. Dziękuję ci za to. Rozumiesz mnie, prawda?

***

Mam takie zimne palce... Zresztą zawsze szybko marzłem. Twoje dłonie były przeważnie takie ciepłe... Nie, nie dotykaj ich. Nie dziś. Na to jest jeszcze za wcześnie. Proszę... nie...

***

Jesteś strasznie uparty, nie sądzisz? Właściwie, to zawsze dostawałeś czego chciałeś. Ja również oddałem ci się bez reszty. Ty byłeś wolnym strzelcem, a ja stałem się niewolnikiem uczuć...
W końcu, to przeze mnie siedzisz dziś tutaj. Nie musiałeś przychodzić. Wina leży też po mojej stronie, tyle że koniecznie chciałem ci o tym powiedzieć. Nie planowałem przeprowadzić tej rozmowy w taki sposób, wiesz? Oj, błagam, zostaw mnie. Zlituj się i mnie nie dotykaj. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Potem pójdziesz i już mnie więcej nie zobaczysz. Raz przekroczyliśmy wrota. Nie bądź naiwny. Zamknęły się. To droga bez powrotu i nie możemy zawrócić, wiesz przecież. Coś się urwało, skończyło, a powrót do stanu pierwotnego jedynie zaburzyłby nasz ład – twój i mój. Na tyle zdążyłem poukładać swoje życie...
Pewnie teraz myślisz sobie, że przez te dwanaście lat, kiedy nie było cię przy mnie, zdążyłem zapaść na jakąś emocjonalną znieczulicę, co? Mylisz się. Siedzimy tutaj już trochę i z każdą chwilą coraz mniej mam ochotę powiedzieć ci, że to koniec. Wszystko przez ciebie. Możesz się gniewać, ale miłość nie pozwala nam myśleć racjonalnie. Gdzieś w głębi duszy nadal wiem, że moje uczucie wcale nie osłabło. Teraz na przykład ponownie wdycham twój zapach. Powala mnie tak samo jak te dwadzieścia lat temu. Znów pragnę poczuć cię w sobie. Być jednością. Słyszeć twój przyśpieszony oddech... Czuć twoje wilgotne wargi na szyi... Czekać jak z twoich ust wyleje się rzeka przekleństw i pochwał, oraz także tych słów, których nikt więcej nie odważył się szeptać mi do ucha i to tylko dlatego, że są jednocześnie i piękne, i nieprzyzwoite. Tego teraz pragnę nad życie, wiesz?

Masz rację. Jestem samolubem. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Niestety, nie mogę nic na to poradzić. Chyba staję się leniwy na starość... Jeszcze kiedyś byłbym w stanie przerwać to, co zacząłem.
Nigdy cię nie zdradziłem, wiesz? Może teraz, po tym co ci powiedziałem, będę mógł się uznać za rozgrzeszonego, jak myślisz? Nie, nie dotykaj mnie teraz. Jeśli to zrobisz, znów zamkniemy za sobą kolejne wrota. Nie chcę żyć w zamknięciu. Jestem zmęczony. Proszę, odejdź. Albo nie. Pomilczmy przez chwilę, tak razem. Dobrze? Mamy czas. Potem wyjdziesz i zatrzaśniesz drzwi. Aha, jeszcze jedno, Syriuszu...
...
Kocham cię.
- Wiem.


The End

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin