Antropologia kultury wsi polskiej XIX w. -Ludwik Stomma.pdf

(1331 KB) Pobierz
15636803 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
15636803.001.png 15636803.002.png
LUDWIK STOMMA
ANTROPOLOGIA KULTURY
WSI POLSKIEJ XIX w.
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Rozdział pierwszy
OD „CZARNEJ LEGENDY”
DO KATEGORII „SWÓJ–OBCY”
Gdy w czerwcu 1924 r. ukazała się na łamach krakowskiego „Przeglądu Współczesnego”
pierwsza wersja Megalomanii narodowej Jana Stanisława Bystronia, powitała ją wściekła na-
gonka publicystów Stronnictwa Narodowego. Spośród tych, którzy wzięli udział w tej nagonce
na dzieło młodego (trzydziestodwuletniego podówczas) profesora etnologii i etnografii Uniwer-
sytetu Poznańskiego, najbardziej wyróżnili się: członek czynny Polskiej Akademii Umiejętno-
ści, kanclerz orderu „Odrodzenia Polski” – Jan Karol Korwin-Kochanowski; historyk i od 1925
senator z ramienia Narodowej Demokracji – Bohdan Wasiutyński, czy redaktor naczelny „Ga-
zety Warszawskiej”, również przyszły (od 1925) senator – Zygmunt Wasilewski, który w noszą-
cej symptomatyczny tytuł Rozbrajanie duchowe narodu „recenzji” z pracy Jana Bystronia pisał
m.in.:
Nigdy nie uczuwałem podobnego zażenowania, słuchając w dyskursie towarzyskim niedorzeczności, jak w tym
wypadku. Pali mnie wstyd, że w naszym świecie naukowym może dochodzić do takich widowisk. Nie tego wsty-
dzić się trzeba, że czegoś nie wiemy, że nie mamy jakiejś gałęzi nauki, że jesteśmy ubodzy w cywilizacji, ale to jest
strasznym świadectwem upadku, gdy myśl zdewastowana jest niemoralnością. [...] Cóż to się stało z umysłowością
polską Śniadeckich, Stasziców, Kołłątajów, Ochorowiczów, Świętochowskich, że doszło do p. Bystronia! [...] Gdy-
by p. Bystroń wszystkim jednostkom w narodzie wybił z głowy i z serca miłość, która idealizuje i powiększa rze-
czywistość, to oczywiście nie byłoby narodu. Szczęściem, że tego nie zdoła. Przyklaśnie mu paru polaków zwyrod-
niałych i paru żydków. [...] Nie na to naród po wielkich cierpieniach wywalcza sobie byt państwowy, nie na to two-
rzy z wielkim nakładem szkoły, aby profesorowie bałamucili się po tajnych związkach międzynarodowych i demo-
ralizowali młodzież. [...] W zakusach rozbrajania Polski czy z sił obronnych militarnych, czy duchowych (co jedno-
cześnie i na jedną komendę jest planowane) musimy widzieć zbrodniczy zamach na cywilizację polską. 1
Inwektywy te posłużyły wprawdzie później Janowi Stanisławowi Bystroniowi jako swoista
ilustracja patologii szowinistycznej w drugim, rozszerzonym wydaniu Megalomanii , stało się to
jednak dopiero w 1935 r., a więc w zmienionych zupełnie warunkach politycznych, które wy-
niosły Bystronia na stanowisko dyrektora departamentu w kierowanym przez Wacława Jędrze-
jewicza Ministerstwie Oświaty. Zaprzyjaźniony z braćmi Jędrzejewiczami, Aleksandrem Prysto-
rem i innymi leaderami grupy belwederskiej, chcąc nie chcąc występował już Jan Stanisław By-
stroń z pozycji siły umożliwiającej łatwe przejście do porządku dziennego nad łajbą przedstawi-
cieli skrzydła narodowego bez względu na to, iż w środowiskach akademickich dysponowali oni
często większością. Nie umniejszając więc w niczym szlachetności postawy i odwagi cywilnej
Jana Stanisława Bystronia nie należy zapominać, że znajdował się on w sytuacji wyjątkowej,
miał w ręku atuty, które pozwalały mu na luksus podejmowania i rozwijania niepopularnej i
wręcz ryzykownej tematyki. Na tenże luksus nie zawsze mogli sobie jednak pozwolić młodzi,
wyrabiający sobie dopiero naukowe nazwiska uczniowie autora Megalomanii , których on
zresztą (z wyjątkiem może Witolda Dynowskiego) ani specjalnie hołubił, ani wspierał. Czyż
1 Z. Wasilewski Rozbrojenie duchowe narodu , „Przegląd Wszechpolski” 1924, nr 11.
4
można się w tym układzie spraw dziwić, iż pasjonujące studia Jana Stanisława Bystronia nad
wyobrażeniami i wierzeniami o swoich i obcych nie znalazły kontynuacji w przedwojennej et-
nologii polskiej poza jedynym wyjątkiem, mających jednak zupełnie inny charakter, badań pole-
skich Józefa Obrębskiego.
W okresie II wojny światowej swoiste odium społeczne wokół tematyki „swój–obcy” miało
się jeszcze pogłębić. Wpłynęło na to jej tragiczne nadużycie przez „naukę” i propagandę hitle-
rowską. By w pełni to sobie uzmysłowić, warto przypomnieć pokrótce niektóre wnioski wyni-
kające z lektury Megalomanii . Otóż – jak można domniemywać – mechanizmy procesu mityza-
cji obcego wyglądają podług Jana Stanisława Bystronia następująco: Skonkretyzowane począt-
kowo symptomy obcości podlegać zaczynają szybkim procesom idealizacji w trzech wymiarach.
Pierwszy z nich, który moglibyśmy określić jako wyobrażeniowy, bo postępująca deformacja (i
z reguły deprecjacja) obrazu obcego. Religia żydowska jest najpierw inna, później oczywiście
gorsza, następnie demoniczna, wreszcie diabelska i zbrodnicza (wyobrażenia o mordach rytual-
nych, dodawaniu krwi chrześcijańskich dzieci do macy itd.); Niemiec ze śmiesznego cudaka
staje się diabłem; komunista zyskuje miana Żyda, masona, świętokradcy i mordercy... Drugi to
rozciąganie sądu indywidualnego na całą grupę – to stąd wyrastają koszmarne powiedzenia o
tym, że „dobry Niemiec to taki, który leży pod ziemią”, o „skłonności Sycylijczyków do kliko-
wości i zbrodni”, „leniwych chłopach”, „fałszywych rudzielcach”, „rozpustnych Francuzach”.
Stereotyp przestaje różnicować. Zły jest każdy Niemiec, wszyscy Włosi to mafioso, rudzi –
skłonni do zdrady itd. Trzecim wreszcie wymiarem jest idealizacja historyczna wytwarzająca
wrogów „odwiecznych”, „wiekowe krzywdy”, czy choćby tragiczne, wieńczące Megalomanię
narodową przysłowie, iż „jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”. Oczywiście
są też, choć Jan Stanisław Bystroń problem ten pomija, fatalizmy odwrotne. Bywają „odwiecz-
ni” przyjaciele, narody czy grupy „zdolne”, „uczciwe”, „romantyczne”, „Węgier, Polak dwa
bratanki”. Warto zwrócić szczególnie baczną uwagę na to ostatnie porzekadło. „Bratanki” to już
wszakże odwołanie do stosunków pokrewieństwa, więzów krwi, odwołanie do natury. Rozu-
mowanie Jana Stanisława Bystronia – tak jak je tu odtwarzamy – zbliżałoby się więc w tym
miejscu do późniejszej o trzydzieści lat, słynnej definicji Rolanda Barthesa, który twierdził, iż
mit
polega na przestawieniu szeregów kultury i natury – ukazywaniu jako naturalnych wytworów społecznych, ide-
ologicznych, historycznych etc.; przedstawianiu bezpośrednich produktów stosunków kulturowo-społecznych i
związanych z nimi powikłań moralnych, estetycznych, ideowych... jako powstałych same przez się, co w konse-
kwencji prowadzi do uznania ich za „dobre prawa”, „głos opinii publicznej”, „normy”, „chwalebne zasady”, „in-
stynkty społeczne” – jednym słowem za rzeczy wrodzone. 2
Tak więc Tatar jest dziki, dziki jest każdy Tatar, każdy Tatar był, jest i będzie dziki, dzikość
Tatarów jest cechą „z mlekiem matki wyssaną”. Owe mechanizmy mityzacji mają oczywiście
charakter uniwersalny, przy czym ich końcowe – wierzeniowe, paremiologiczne, czy fabularne
produkty – będące podstawowym obiektem analiz Jana S. Bystronia – nie mają się nijak do rze-
czywistości, ani nie są przez nią weryfikowane (będzie jeszcze o tym mowa). Innymi słowy –
karykaturalne i demoniczne wyobrażenia o obcych występują w kulturach wszelkich grup ludz-
kich; nie można jednak traktować tych mitów (mitemów) jako świadectwa rzeczywistych cech
ani grupy wyobrażanej, ani wyobrażającej! Tymczasem ta właśnie fundamentalna zasada zła-
mana została przez historyków i etnologów faszystowskich Niemiec. Interpretowali oni bowiem
materiał z zakresu problematyki „swój–obcy” albo w myśl zasady „coś musi być na rzeczy”, al-
bo – gdy chodziło o wyobrażenia dotyczące Niemców – podług zasady skądinąd z pierwszą
sprzecznej: „oto jakimi kalumniami jesteśmy niewinnie obrzucani”. Przykładem stosowania
pierwszego sposobu interpretacji były oczywiście przede wszystkim prace dotyczące wyobrażeń
2 R. Barthes [Wypowiedź w dyskusji:] Le mythe aujourd’hui , „Esprit” T. IV: 1971, nr 402.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin