Poniatowski Stanisław August Pamiętnik.doc

(1633 KB) Pobierz
PAMIĘTNIK

PAMIĘTNIK

Króla-

Stanisława Augusta Poniatowskiego

DRUKIEM PIOTRA   LASKAUERA WARSZAWA,   MARJENSZTAD 8.

(Memoires du roy Stanislas-Aauguste PoDiatowsKi)

(wydane w języku francuskim)

Przekład polski  dokonany   z upoważnienia   Cesarskiej Akademji  Nauk w Piotrogrodzie pod redakcyą

d-ra IWIDYSM KOdOPCZYliSKIEGO i prof. ST. PTHSZYCKIEGO.

Prawo przedruku i przeróbek zastrzeżone.

Tom I.   Część I.

1915 Nakładem księgarni  W. JAKOWICKIEGO

Warszawa, Bracka 10, tel. 141-90.

PRZEDMOWA.

BoeHHoro LJeraypOK) Bapmasa 7 IJOJIH 1915 r.

Sto lat z okładem czekały „Pamiętniki" Stanisława Augusta, aż wolno im będzie ujrzeć światło dzienne. Otoczył je nimb tajemniczości, gęstszy od tego, w jaki dotychczas spowity jest „Testament polityczny" Wielkiego Fryderyka. W gronie zaintrygowanych historyków rosła nadzieja, że z tych wspomnień odsłoni się kiedyś najgłębsza tajemnica upadku Rzeczypospolitej Polskiej, a wysokie sfery, od których zależało zaspokojenie ich ciekawości, wierzyły, że trzymając pod kluczem pismo Poniatowskiego, strzegą jakichś nadzwyczajnych sekretów stanu. Rękopis, jakby cenne corpus delicti w nigdy niezakończonym procesie kryminalnym, leżał ukryty wśród nadnewskich granitów i przeżywał swoją własną cichą historyę, opatrzoną ledwo w kilka dat, ale nie bez głębszego chronologicznego sensu.

W zimie r. 1797 — 8 młody książę Adam Czarto-ryski widywał w Petersburgu dogorywającego eks-króla bez państwa i ojczyzny, z rozwianym włosem, w szlafroku, pochylonego nad jakimś foliantem. Mówiono, że starzec spisuje pamiętniki. Książę daremnie próbował później dociec, co się stało z ową pracą; dostał skądś dwie pierwsze części' z własnoręcznemi poprawkami autora; według tego egzemplarza, spoczywającego dziś

VI

w Muzeum książąt  Czartoryskich   w Krakowie, sporządzono z czasem najpierw ułamkową edycyę  poznańską (1862),   potem w r. 1870 kompletne  polskie wydanie dwóch pierwszych części  w przekładzie   i opracowaniu Bronisława Zaleskiego a pod redakcyą ]. 1. Kraszewskiego (Biblioteka pamiętników i podróży   po dawnej Polsce,... t. III, Drezno, 1870).   Nikt  atoli, ani   nawet sam książę Adam za czasów swego 'ministerstwa, nie zbadał, gdzie zapodziała się  reszta, czy ją ukryto, czy też zniszczono.              x Rzecz miała się naprawdę tak. Zaledwo  Poniatowski   zamknął   powieki   w pałacu Marmurowym 12 lutego 1798 r., eksmarszałek koronny Michał Mniszech   i kanclerz rosyjski Bezborodko opieczętowali   wszystkie  gabinety i  schowki   nieboszczyka. Wkrótce potem zdjęli pieczęcie feldmarszałek książę Re pnin   (ten sam, co wprowadzał Stanisława na tron i załatwiał z nim sprawę abdykacyi), dalej kanclerz Bezborodko, inny   tegoż  nazwiska  radca tajny i tajny radca Rumiancew,   ci   przejrzeli   wszystkie pamiątki,  książki, mapy, rękopisy, odłożyli część najważniejszą do bliższego   zbadania,  zarejestrowali  całą   papierową   spuściznę i doręczyli Mniszchowi,   jako powinowatemu zmarłego, kopię aktu zdjęcia pieczęci.   W liczbie odłożonych papierów znalazły   się  dwa nieoprawne tomy „Memoires du roi Stanislas Auguste"   i osiem oprawnych w skórę   » tomów pod takim samym tytułem.   Nastąpiła rzecz źle wróżąca  o  losie  polskiej spuścizny  w obcych rękach: ośmiotomowy zbiór wziął Repnin   z rąk sekretarza Po-niatowskiego,   Chrystyana  Wilhelma  Friesego, i złożył w gabinecie cesarskim, tamte zaś dwa tomy hr. Sergiusz Rumiancew odłączył od reszty, wbrew wszelkim zasadom konserwacyi zabytków, i umieścił w archiwum Kollegium

Spraw Zagranicznych.

W styczniu 1832 r. skórzane woluminy powędrowały do petersburskiego Archiwum Państwowego. Potem przez jakiś czas z miarodajnego pozwolenia czyjeś pal-

VII

ce przebierały po starych kartach: były to zapewne palce Fryderyka Smitta, który tam szukał argumentów na oczyszczenie dyplomacyi rosyjskiej   z  zarzutu decydującego udziału w pierwszym rozbiorze Polski  i na obarczenie głównym zarzutem Prus. Dnia 11 stycznia st. st 1841 r. smutne księgi wróciły pod klucz i pieczęć; specyalnym rozkazem   skazano   je   na nieprzerwany   sen,   póki nowy, również autorytatywny rozkaz nie złamie pieczęci. I spały księgi   równo  lat  pięćdziesiąt.    W r.   1891   władca Wszechrosyi  kazał  je wydobyć, przypuszczalnie w tym celu, aby je udostępnić komuś z badaczy, poczerń znów pieczęcie   państwowe legły  na nietykalnych   pakietach. Los zdarzył,   że nrzez  cały wiek XIX w dwóch tylko momentach t. zw. doby paskiewiczowskiej i doby hur-kowskiej znajdowali się ludzie, którzy wchodzili w styczność   ze wspomnieniami   ostatniego   króla polskiego, że   ludźmi   tymi   (pomijając parę mniej ciekawych osobistości) byli dwaj cesarze,   Mikołaj I  i Aleksander III, jeden gabinetowy historyograf - apologeta   Smitt i przypuszczalnie jeden prawdziwy,   szczery historyk,   biograf Katarzyny   II, Bilbasow, — poza tem   z pewnością  ani jeden Polak.

Trzeba było dopiero takiego wstrząśnienia, jakie przebiegło całą Rosyę w początkach XX stulecia, wywołując tu i ówdzie całkiem nieoczekiwane częstokroć zmiany, aby pieczęci na ,,Pamiętnikach" Stanisława Augusta pękły po raz ostatni, i aby dzieło stało się dostęp-nem dla badaczy.

Główna zasługa wobec nauki przypadła w tej mierze dyrektorowi Archiwum Państwowego w Petrogradzie, p. Sergiuszowi Ooriainowowi, który, przezwyciężywszy obawy i skrupuły obrońców mniemanej tajemnicy stanu, wyjednał w lipcu 1907 r. Najwyższe upoważnienie do ogłoszenia drukiem „Pamiętników". Stanęło na tem, że publikacyi dokona Cesarska Akademia Nauk- Pracę wydawniczą wziął na siebie sam dyrektor Goriainow, naukowy dozór nad nią z ramienia Akademii sprawo-

VIII

wał prof.   A. Łappo - Danilewskij, pisownię   niektórych polskich nazw   i nazwisk   sprawdzał w  korekcie prof. Stanisław Ptaszycki.   Ta potrójna kontrola starczy w zupełności   za   legitymacyę   autentyczności  tekstu   i  daje czytelnikowi   pewność,   że pierwszorzędny pomnik dziejowy   wychodzi   z druku   bez   żadnych   tendencyjnych przeinaczeń.   Wydawcy   wstrzymali   się   przezornie od wszelkich komentarzy   i merytorycznych objaśnień,  zaznaczając w przypiskach   tylko różnice tekstów między kompletną wersyą petersburska   a częściową   krakowską. Tom I   oryginału ukazał   się   w r. 1914   i   objął cztery   „części"   t. j. tomy  rękopiśmienne,   dochodzące do r. 1772. Tom II, obecnie w druku, sięgnie   zapewne do r. 1778 włącznie, t. j. do końca części VIII.   Reszta materyału, m.   in.   pamiętnik  z czasów   insurekcyi Kościuszkowskiej i dziennik Poniatowskiego z podróży do Rosyi w r. 1797—8, utworzy,   o ile wiadomo, tom III. W naszem opracowaniu każdemu tomowi oryginału odpowiadają dwa tomy, całość więc zakrojona jest na tomów cztery lub sześć, zależnie od wartości materyałów, które wejdą do III tomu edycyi petrogradzkiej.

II.

Pamiętniki, pisane  przez panujących, nie są zjawiskiem powszedniem.    Głowy  ukoronowane zanadto są zajęte  sprawą   publiczną,  by   miały zaprzątać się uwiecznianiem swego  prywatnego życia,   a o  żywocie publicznym wiedzą   zawczasu, że znajdzie   on  biografów. Trzeba nieladajakiej   ambicyi i poczucia własnej wielkości   lub rozmiłowania   we  własnych   przeżyciach,   aby monarcha   pisał   pamiętniki.   Nie wszystko też,   co on o sobie notuje, stanowi pamiętniki w typowem znaczeniu tego wyrazu.

W czasach nowszych czterej władcy podpowiedzieli

historykom część swoich dziejów.

IX

f

„Wielki król", Ludwik XIV, przeświadczony o tem, że cały byt państwa skoncentrował się w jego osobie i że historya jego myśli oraz woli jest historyą polityki francuskiej, poniekąd więc, według ówczesnych wyobrażeń, najistotniejszą treścią historyi Francyi wogóle, utrwalił pamięć niektórych momentów z pierwszej, tryumfalnej połowy swego panowania, pod tytułem „Me-moires" pisał o planach politycznych, kampaniach wojennych i przy sposobności formułował nauki polityczna dla potomstwa.

Piotr Wielki prowadził dziennik. Zaczynał go pewno przeważnie dla celów praktycznych, bez literackich pretensyi; może zresztą przeczuwał, że to, czego dokona, warte będzie uwiecznienia, i chciał ułatwić to zadanie dziejopisom. Ze swych notatek, z pomocą innych źródeł", kazał pod koniec życia sporządzić inny, już wykończony dziennik, który własnoręcznie poprawił. Ten nieco sztuczny „Dziennik" wyszedł z druku staraniem Katarzyny II, a książę Szczerbatow przygotował też na r. 1770 porządne wydanie francuskie. Jest to raczej dziennik żołnierza, niż reformatora i męża stanu. Prostym, ścisłym stylem opowiada się tu o głównym bohaterze w trzeciej osobie, jak Juliusz Cezar o sobie samym, mianowicie o bitwach, marszach, rozporządzeniach, ceremoniach, bez spostrzeżeń i refleksyi nad wewnętrznem życiem Piotra.

Fryderyk Wielki też tylko w pewnym specyalnym sensie należy do pamiętnikarzów. Skoro był, jak i Ludwik, swym własnym pierwszym ministrem, nadto własnym konetablem, skarbnikiem, ministrem spraw wewnętrznych, więc spróbował zostać swoim własnym nadwornym wierszopisem i dziejopisem. Jego „Histoirede mon temps" stanowi próbę autohistoryograf ii. Zasadniczą treścią jej — tryumfy autora nad „intrygą" lub przemocą przeciwników. Inne przeżycia osobiste od chwili wstąpienia na tron pozostawione w cieniu. Dążenia, nie uwieńczone sukcesem, z góry odsądzone od warto-

Pamietniki Tom.   I.              *)

X

ści historycznej. Ad majorem gloriam piszącego rzeczywistość gdzieniegdzie upiększona fantazyą, kalumnią, dowcipem.

Innego pokroju ambicya podyktowała pamiętniki Wielkiej Katarzyny. Tu kobieta, wyzwolona z wszelkich przesądów, piękna a świadoma swej piękności, inteligentna a dobrze wiedząca o swej inteligencyi, stanąwszy u szczytu sławy i widząc, jak świat uwielbia jej rządy, ale i jej niezwykłą indywidualność, rozmiłowana przytem we własnym wewnętrznym rozwoju i w ciągiem dotąd wspinaniu się wzwyż, spisała z dużym darem obserwacyi i talentem stylistycznym swoje dzieje wewnętrzne i zewnętrzne z zupełnem prawie wyłączeniem polityki państwowej. Doszedłszy do r. 1759, t. j. na odległość trzech lat od początku rządów, urwała i jakby oddała pióro historykom zawodowym, trafnie snąć rozumiejąc, że cokolwiek dalej sama o sobie opowie po swojemu, t. j. z psychologiczną i chwilami nawet fi-zyologiczną dokładnością, wszystko to raczej pomniejszy jej sławę, niż powiększy, i lepiej zdać się na czyjś furor biographicus, niż z zakłopotaniem udawać skromność. „Memoires" Katarzyny, pierwszy raz wydane przez Herzena w r. 185Q, ostatnio przez rosyjską Akademię Nauk, stanowią tedy udatną próbę autobiografii.

W ten sposób rozmaicie traktowali swe pamiętnikar-stwo czterej wielce oświeceni autokraci zaprzeszłego wieku. Jakże wygląda przy nich autor Poniatowski? Czy zbliża się do którego z powyższych rodzajów i do którego mianowicie, czy też tworzy zjawisko sui generis?

Pod paru względami zajmuje on stanowisko wyjątkowe. Jest bodaj jedynym przed Rewolucyą królem konstytucyjnym, który sam skreślił nam swe dzieje. Jest w gruncie rzeczy jedynym polskim królem pamiętnika-rzem—i ten parniętnikarz jest ostatnim królem polskim.

Trudno się dziwić królom konstytucyjnym, że nie

X!

bywają skwapliwi do pióra. Wymaga się od nich dużo, a nie zostawia się swobody działania. Panują oni, ale nie rządzą, to też nie chcą obejmować roli historyo-grafów swoich ministrów. Niekoniecznie miło jest pisać historyę swej myśli politycznej, raz po raz przerywanej i łamanej wahaniami większości parlamentarnych. Z drugiej strony, cokolwiek ograniczony król znalazłby do opowiedzenia o swojem życiu publicznem poza szczegółami małostkowej ostentacyi, zakrawałoby na próbę upamiętnienia własnej polityki osobistej, a więc nielojalnej wobec narodu.

Ale nie bez przykrego zdziwienia konstatuje się fakt, że nie pisali pamiętników nasi królowie polscy. Zdawałoby się, któż miał więcej do powiedzenia" o sobie potomnym, niż oni, męczennicy na tronach, zwykle niezrozumiani, fałszywie oceniani i oskarżani przez spół-czesnych? Kto z nich, przynajmniej kto z wybitniejszych, kładł się do grobu bez gorzkiej samowiedzy, że "chciał czegoś lepszego, a rządzący tłum ściągnął nań lichotę lub klęskę? Cobyśmy dali za pamiętniki Zygmunta Augusta z okresu walki o Barbarę, albo o egzekucyę i unię, za spowiedź męskiego serca Batorego lub Władysława IV, za wspomnienia Jana Kazimierza, któremu przypisano Initium Calamitatis Regni, za wyznanie ćwiczonego w żalach Sobieskiego. Niestety, niema nadziei, aby się po nich coś większego znalazło. Bazgrał August II jakieś wspomnienia z młodości, ale on zasługiwał na nazwę króla polskiego tylko z tytułu. Opowiedział Leszczyński swoją przeprawę z Gdańska do Kwidzyna, że tak powiemy, kronikę ucieczki ze zdruzgotanego tronu. Zresztą wszyscy woleli milczeć o swych niepowodzeniach.

Nareszcie znalazł się ostatni sukcesor, który już milczeć nie mógł, bo zbyt tragicznie złożyły się naokoło warunki życia, zbyt bolesny rozdźwięk powstał między nim i społeczeństwem. Sam grzeszny i ułomny, odpokutować miał Poniatowski nadto za błędy niejednego

XII

z poprzedników, za ich niedostateczne odczucie fatalnego obrotu spraw polskich, za ich niedostateczną tęsknotę do przyszłości spłacić miał dań historyi swymi „Pamiętnikami". Lżej było przyznać się do szeregu porażek, niż spuścić się bez zastrzeżeń na sąd spółczesnej opinii.

Protektor Naruszewicza oraz plejady „czwartkowych" literatów i dziejopisów miał pewno już we krwi duży respekt przed historyą, Ojciec jego, kasztelan krakowski, przystąpił do napisania dziejów Karola XII; niestety, podczas oblężenia Gdańska rzucił w ogień dwa gotowe tomy i potem przysłużył nam się już tylko uwagami nad dziełem Woltera o Karolu, tudzież dyaryuszem z czasów pobytu bohatera szwedzkiego w Turcyi. Syn, stolnik litewski, jeszcze w powijakach przeznaczony przez matkę do korony, zaczął notować niektóre przeżywane wypadki od r. 1762, t. j. od chwili, gdy mu zabłysła perspektywa, iż oczekiwania nieboszczki się spełnią. Korona Chrobrych spoczęła na skroniach Stasia i odra-zu przytłoczyła go brzemieniem strasznej odpowiedzialności. Obmyślane reformy utknęły. Obsiadły głowę zmory i kłopoty — zatargi z Rosyą i Prusami, sprawy dysydencko - dyzunickie, swary domowe, długi, pozatem —mówiąc językiem księcia z „Emilii Galotti" — Bitt-schriften nichts als Bittschriften, Klagen nichts alsKla-gen\ Malkontenci jęli przypisywać zły obrót spraw publicznych ambitnemu królowi. Poniatowski wiedział, jak mało znaczą jego własne błędy w porównaniu z ogromem nieopanowanych okoliczności i bezdnią sprowokowanych nienawiści i wpadał w myślach w przeciwną ostateczność: z góry uniewinniał siebie, oskarżał innych i los. Nie poczytywał sobie za najmniejszą winę tego, że się pokusił o tron. Jego cel , to jest praca nad odrodzeniem narodu, miała usprawiedliwić ryzykowny środek. Lecz ogół temu nie wierzył, nazywał go uzurpatorem, tyranem, to znowu sługą rosyjskim, „soliteretn" w organizmie Rzplitej. Niech-

XIII

by przynajmniej przyszłość poznała prawdę, że on miał chęci jak najlepsze, tymczasem oni, zazdrośni możno-władcy, jedni, jak Potoccy, Mniszchowie, Radziwiłłowie, kopali pod nim dołki, drudzy, jak Czartoryscy, dokuczali mu protekcyonalnym i imperatywnym tonem. Raz już wobec zgromadzonych stanów w r. 1767 zaapelował wymownie do sądu dziejów: „Śmiało powiem, bo prawdę, iż od objęcia rządów nie miałem inszego celu, ni prawidła, jako uczynić ten naród rządnym, szczęśliwym i poważanym. Żem''tak chciał usilnie i nieprzerwa-' nie, zdaje mi się, że dość jawne pozostaną dowody, z których, zwyczajnie, od współżyjących sprawiedliwsza potomność sądzić mnie będzie... A że nie w słowach tylko, ale w najrzeczywistszych krokach były te moje czynności, są tego autentyczne dokumenta na piśmie. Te za mnie mówić będą, kiedy grobowym kamieniem przywalone me usta już głosu wydać nie zdołają"... Ale jeszcze nie zabrał się do pisania. Potem przyszły krwawe czasy barskie. Minęła, jak się zdawało królowi, niedość oceniona chwila „heroizmu", kiedy on próbował, nie przystępując formalnie do konfederacyi, stawać po stronie narodu przeciwko Rosyi. Jeden po drugim spadły na Stanisława Augusta: zionący zagładą manifest detronizacyjny konfederatów,—i po nim cios najsroższy, zamach 3 listopada 1771 r., kierowany na dobitkę ręką człowieka, któremu przyszłość, jak łatwo było przeczuć, przeznaczała wieniec bohaterstwa. Król myślał, że dybano na jego życie i że śmierci jego chciał Kazimierz Pułaski, wykonawca wyroków Generalności. Mało brakowało, aby Stanisław II, potępiony bez apologii, zamieszkał w Polach Elizejskich, jako ofiara „fanatyzmu", znacznie bliżej Henryka III, niż Henryka IV. Przypadek popsuł szyki konfederatów—ale miałże niedoszły „królobójca" Pułaski pogrzebać wobec history! odnowiciela Poniatow-skiego?

Żelazna obręcz   przeznaczeń zaciskała się z dniem każdym.    Rozbiór   wisiał   nad   krajem.     Wobec   nie-

XIV

litościwego wyroku dziejów nie było innej rady, jak albo rzucić się w odmęt ostatniej walki i wywalczyć sobie usprawiedliwienie, choćby wypadło zginąć z honorem,—albo napisać pamiętniki. Król wybrał niestety ten drugi rodzaj samoobrony. Z obwiązaną głową i ściśniętem sercem zasiadł w listopadzie r. 1771 do pisania.

Taką datę i taką genezę „Pamiętników" zdaje się wskazywać wszystko, co wiemy o ówczesnem życiu autora. Sam Stanisław August w późnym wieku umieścił na jednej z pierwszych kart notatkę, że pisał to w r. 1771. Otóż w tym roku nie było zajścia, które-by silniej podziałało na zbierającego oddawna notaty króla, jak ów cios szabli konfederackiej. Niema w tekście ani jednej wzmianki, któraby kazała domyślać się wcześniejszej daty, nie mówi się, jako o żyjących, o żadnych osobach zmarłych w r. 1771 przed 3 listopada. Stronicę 136 rękopisu wypełnił król w lutym r. 1772, a że pisał lub dyktował prędko i jednym ciągiem, więc i stąd poniekąd widać, iż zaczął niezbyt dawno.

Dalsze części po pierwszej powstawały w znacznych odstępach czasu, w innym już nieco nastroju, w kilka lat po pierwszym rozbiorze. Pomagał królowi w pracy redaktorskiej czynny od r. 1765 sekretarz Friese, marny i podejrzany konfident, figurował on najpierw na liście korupcyjnej obcej ambasady, potem w październiku r. 17Q6 przeszedł formalnie do służby rosyjskiej, jako podrzędny urzędniczyna Kollegium spraw zagranicznych, zajęty najpierw przy Repninie robotą delimitacyjną po trzecim rozbiorze, później przy innych używany do li-kwidacyi długów Rzplitej, doszedł do rangi radcy stanu, dostał dymisyę w r. 1801, skończył samobójstwem 4/16 kwietnia 1816 roku. Po abdy kacy i król przeglądał raz jeszcze swe dzieło, kreślił i dopisywał, ale dokończyć i wykończyć go nie zdążył.

Pierwsza myśl była niewątpliwie apologetyczna — pokrewna tej myśli oskarżycielskiej, jaką tchnie współ-

XV

czesny, z końca r. 1771, pamflet przeciwkonfederacki Adama Kazimierza Czartoryskiego czy też Naruszewi-cza, Suum Caique. Wszakże, zamyśliwszy się nad zamierzchłą przeszłością, nad swem dzieciństwem sielskiem, lecz nie anielskiem, z wczesnym przedsmakiem wolter-jańskiej niewiary, nad młodością chmurną, lecz niezawsze górną, przepełnioną bardziej marzeniami o wywyższeniu się, niż o uszczęśliwieniu ludzkości czy narodu, król popadł w nastrój raczej beznamiętny, pisał spokojnie i nie polemizował.

Tym chwilom zadumy, retrospekcyi i introspekcyi zawdzięczamy część I, literacko najlepszą, obfitującą w bystre i głębokie charakterystyki, w opisy zwyczajów i obyczajów, nie obciążoną dokumentami. „Bohater" tu nie działa, tylko obserwuje i opisuje rzeczy widziane.

Okres drugi obejmuje lata petersburskie, czasy szybkiego wspinania się po wywrotnej drabinie namiętności i powolnego dorobku w karyerze politycznej. Tu werwa pamiętnikarska potrosze słabnie, bo też część drugą (1755 — 8), jak przyznaje sam autor, dzieli dziesięcioletnia przerwa od poprzedniej. Piszącemu zdaje się, że nawet tak pośrednie pamiątki ówczesnych gorących przeżyć, jak listy do Briihla z r. 1758 same przez się dość są przepojone niezapomnianą przeszłością i nie notrzebują starannej oprawy ani komentarzy. To samo dotyczy części III, od r. 175Q do końca bezkrólewia, stanowczo przeładowanej dokumentami, które zapewne bardzo dużo mówiły piszącemu, ale niewiele mają do powiedzenia chłodnemu czytelnikowi. Autor ciężko się pomylił, gdy oceniał te manifesty z czasów sejmu z 1762 roku, te notatki o kłamstwach Briihla, te listy Ostena, a choćby i te listy Katarzyny na miarę własnych swoich z niemi skojarzonych wspomnień. Dał o latach 1758— 1764 narracyę zbyt suchą, jak na pamiętniki, zbyt jednostronną i niekompletną, jak na historyę. . , , v ::•(.Y.•

XVI

Okres trzeci zaczyna się od koronacyi Poniatow-skiego. Odtąd już nietyle starzejący się 5taś mówi nam o swem wewnętrznem życiu i przygodach, ile nieszczęśliwy król pro domo sua zapisuje fakty, na których upamiętnieniu najwięcej mu zależy. „Taki bowiem jest los ludzi, umieszczonych na pierwszych urzędach Rzpli-tej"—powiada słowami łacińskiego motto— „że nietylko nic się w niej nie zdarza, coby ich nie dotykało, ale też cokolwiek ich samych spotyka, wszystko niemal musi zarazem dotykać Rzplitej. Dlatego też i prywatne ich życie godzi się przekazać potomnym, gwoli przykładu lub przestrogi." Najlepsza historya — wy wodzi w krót-kiem słowie wstępnem,—jest ta, którą sam działający człowiek szczerze opowie o swych kolejach. Pod tym względem znów nie jest wolny Poniatowski od pewnego złudzenia. Daleko mu było do zajęcia w życiu narodo-wem takiego górującego stanowiska, do takiego napełniania swą osobą wszystkich spraw publicznych, jakiem poszczycić się mogli Ludwikowie i Fryderykowie. To też i jego życiorys niezbyt wielką część wypełnia życia narodowego. Poniatowski usiłuje być autohistoryogra-fem, ale naogół nim nie jest. Nawet wtedy, gdy się wznosi do spraw najogólniejszych, pisze nietyle dzieje swych rządów (bo za niego rządzili inni), i nie dzieje narodu (bo między nim i ogółem zbyt głęboki powstał rozbrat), ile historyę swego procesu z ogółem o to, kto winien zguby państwa, on czy też panowie malkontenci i sam ogół.

Zrazu narracya się ożywia. Obiit Poniatowski, na-tus est Stanislaus Augustus Rex. Nowonarodzony z obioru król przeżywa drugą swą młodość. Raz wraz odzywa się jednak dawny stolnik litewski, z nieuleczalnie przeszyłem w Petersburgu sercem, szukający pociechy nietylko w pracy publicznej, ale i w prywatnem używaniu. Gmatwają się porachunki z „familią", Potockimi, Radziwiłłem, Sołtykiem, Rosyą. Coś się coraz bardziej psuje w Stanisławowem królestwie, trzeba się usprawie-

XVII

dliwiać, — i zjawiają się zwykłe w ówczesnych pamfle-tach politycznych dokumenty, pieces justificatives, które mają same mówić za siebie, ale mówią niedość przekonywająco. Pamiętnik znów przeistacza się w wadliwą historyę:

W dalszych ustępach tego trzeciego, królewskiego okresu dochodzi do opowiadania o rozbiorze Polski (część V rękopisu), o czynnościach sejmu delegacyjnego 1773—5 r. (część VI), o sejmie Mokronowskiego (1776, część Vii), o spokojniejszych czasach do r. 1778 włącznie (cz. VIII). Tutaj, na tle olbrzymiej katastrofy podziałowej i kwalifikujących się do ostatniego kręgu piekieł czynów Ponińskich, Sułkowskich, Massalskich winy ogółu Polaków i samego króla blakną zupełnie — nad wszystko wybija się akt obcego bezprawia. Tu król, moralnie zwycięski, na oskarżenie zagranicy a obronę swoją i Polski kładzie jeden po drugim wymowne dokumenty. Szkoda tylko, że wymierzając sobie w ten sposób satysfakcyę, nie wszędzie usprawiedliwia opinię utalentowanego pamiętnikopisarza, jaką wyrobiliśmy sobie na zasadzie wcześniejszych, mniej sowicie udokumentowanych rozdziałów.

III.

Jeżeli taki jest charakter i ukryty cel „Pamiętników" Stanisława Augusta, to co sądzić o ich wartości historycznej? Jaką sumę ciekawości zdołają one zaspokoić i o ile zasługują na wiarę?

Materyału dostarczył nam okres naszej przeszłości, za tego pokolenia, spółczesnego piszącemu, które wypłynęło w połowie panowania Augusta III, a schodziło ze sceny między pierwszym a drugim rozbiorem. Jest. to epoka dość starannie badana przed półwiekiem przez Schmitta, Szujskiego, Roepella, Kalinkę, potem, jeśli pominąć wszechogarniające dzieło Korzona, upośledzona

XVIII

na korzyść schyłkowych lat Rzplitej, ostatnio znów wzięta za przedmiot szczegółowych dociekań przez Askena-zego i jego uczniów, jak M. Łubieńską, Rudnickiego, K. M. Morawskiego i innych. Jej tłem — przejście od porządków staropolskich do nowoczesnych europejskich, dominującym wypadkiem — tragiczna śmierć Rzplitej. Każdy przyzna, że trudno w dziejach naszych o czasy bardziej interesujące. Walka stronnictw na sejmach i trybunałach za króla Sasa, zwycięstwo elekcyjne „familii", katastrofa reform w latach 1764 — 6, wielkorzą-dy Repnina, sprawa dysydencka, gwarancya, Radom i Bar, wojna konfederacka, hajdamacka i turecka, nieudana próba wyjednania ustępstw od Katarzyny II, Oe-neralność preszowska i niesklecona Generalność warszawska przy boku ambasadorskim i prymasowskim, zamach „królobójców" na Stanisława Augusta i zamach narodobójców na Rzplitę, egzekucye podziałowe i roboty sejmu delegacyjnego, Komisya Edukacyjna i Rada Nieustająca, ukrócenie samowoli hetmanów, wszystko to składa się na pasmo , obrazów historycznych nieprże-wyższonej doniosłości.

A trudno sobie wyobrazić kogoś ze współczesnych, ktoby umiał o tem opowiedzieć z większą niż Stanisław August kompetencyą, z szerszym i światlejszym na ludzi lub rzeczy poglądem i z większym zasobem podręcznych źródeł do sprawdzenia tych szczegółów, co do których bezpośrednia pamięć się zatarła. Nie dziw, że wspomnienia królewskie szerokością horyzontów zaka-sowują wszystko, co ze swego partykularza widział jakiś Matuszewicz lub Pstrokoński, i to, co zrozumiał ubogim umysłem, choć z okien prymasowskiego pałacu patrzący na świat Łubieński, i to, co zakonotował tracący czas w jałowej krzątaninie Jabłonowski, wojewoda poznański, albo co zapamiętał w kalejdoskopie niepojętych pędzących fatów ekskonfederat Kitowicz. Nie znaczy to, abyśmy przeceniali znaczenie publikacyi pana, Ooriainowa i, naszej dla fachowych historyków. Wo-

XIX

gole zapiski, bogate w spostrzeżenia nad obyczajami pewnej epoki, dłużej zachowują swą wartość, niż te, które próbują wyjaśniać arkana polityczne. Pod tym też względem pierwsza część znacznie przewyższa dalsze z całą ich mnogością dokumentowych relacyi. Badanie archiwalne z czasem sięga głębiej, niż to przewiduje przeciętny pamiętnikarz; akta, protokóły, dyaryusze, ko-respondencye krajowe i zagraniczne, rachunki, sprawozdania więcej nauczą historyka, niż królewska nawet nar-racya Poniatowskiego. Pamiętniki niniejsze wyszły na świat conajmniej o czterdzieści lat zapóźno, mało jest w nich takich „sekretów", którychby dzięki przesadnej ludzkiej ostrożności nie poprzedziły poszukiwania archiwalne— nie wyłączając bynajmniej badań w archiwach rosyjskich.

Jednak jeżeli wogóle miłośnik dziejów niespecyali-sta ma mieć dostęp do źródeł, jeżeli warto jest czasem spojrzeć na pewien „zakątek życia" nie przez szkła teleskopów i mikroskopów naukowej analizy i rekonstruk-cyi, a tylko „atravers an temperament", to takich poniekąd artystycznych rzutów oka na dobę augustowską i stanisławowską mnóstwo umożliwi lektura pamiętników Poniatowskiego, zapewne nierównych, niewszędzie wy-retuszowanych, ale pisanych naogół z nietuzinkowym talentem i już przez to wyższych nad lakoniczne dzienniki nawet tak poważnych autorów, jak marszałek Stanisław Lubomirski lub krajczyna Teofila Sapieżyna.

Pozostaje rozwiać wątpliwość: czy warto wracać do subjektywnej ułudy pamiętnikarskiej od przedmiotowej prawdy dziejopisów? Czy można wierzyć Stanisławowi Augustowi? Słyszeliśmy kiedyś hyperkrytyczne zdanie, że król prawdę pisze tylko o takich rzeczach, jak ów hajduk radziwiłłowski, co wyjadał z półmisków książęcych zaległą gażę, a potem rozprowadzał po nich łapą szpinak, lecz że pozatem król kłamie. Otóż nie. Na zasadzie dotychczasowych badań nad tą epoką, zarówno naszych własnych, jak cudzych, musimy przestrzedz

XX

przed tak daleko idącym sceptycyzmem. Niema dziś w „Pamiętnikach" ważniejszego ustępu dziejowego, któ-regoby nie przeorało czyjeś pióro badawcze; wykryto błędy i brak bezstronności, ale nie wytknięto rażących kłamstw. Autor nie zmyśla niebywałych rzeczy, i niewiele przeinacza, choćby nawet bezwiednie; ton bez porównania wyższy od Kitowicza i Matuszewicza. On z pośród pamiętnikarzy XVIII wieku powiedział stosunkowo najwięcej nagiej prawdy o naszych sejmach, począwszy od r. 1748 r. Ale dzięki błędom własnej sa-mowiedzy i silnym uprzedzeniom fałszywie mierzy, interpretuje i oświetla charaktery ludzkie. Pozatem, daleki od naiwnego cynizmu Matuszewicza, nie zdradza się tak mimowolnie ze swemi charakterystycznemi słabościami, dlatego nieraz ustępuje mu, jako źródło do poznania historyi obyczajowej. Poniatowski nie kłamie, ale ma ogładę i wstyd, i dlatego wiele rzeczy przemilcza. Te przemilczenia nadają jego pamiętnikom «subjektywne piętno. Jedne płyną z lekceważenia zjawisk skądinąd ważnych i interesujących, drugie z próby zatajenia jeżeli nie nazawsze, to choćby do czasu, rzeczy nieładnych.

Zatem nie znajdzie tu czytelnik należytego świadectwa, wystawionego usiłowaniom reformatorskim Za-łuskiego i Czartoryskich za Augusta III, bo te usiłowania wydawały się błahemi królowi, przekonanemu o swo-jem specyalnem posłannictwie odnowicielskiem. Nie znajdzie starannego opowiadania o nieszczęśliwych bojach barskich, bo piszący dla walki orężnej wogóle żadnego nie posiadał zmysłu. Niema w „Pamiętnikach" obrachunku z pieniędzy, pobranych od Katarzyny II, które przecież nie pozostały bez wpływu na czyny Po-niatowskiego ani na stosunki polsko-rosyjskie. Z kochanek zrobiony wybór: opisany, jakby dla ścisłości, kwaśny pierwszy flirt z wojewodziną smoleńską Sapie-żyną, uwiecznione bez żadnych skrupułów niezapomniane przygody w Peterhofie, zdradzone niektóre sekrety

XXI

Elżbiety Lubomirskiej i Izabelli Fleminżanki Czartory-skiej, pominięte za to — przynajmniej w pierwszych częściach— Schmidtowa, Lhullierka, Elżbieta z Branickich Sapieżyna, Strutyńska, Grabowska.

Wogóle sporo jest dysproporcyi między różnymi ustępami prywatnego i publicznego życia Stanisława; dobór zanotowanych faktów nieraz uderza przypadkowością. W miękkim, wrażliwym umyśle piszącego na-przemian występują na pierwszy plan to purpura królewska, to czarny włos i pełne oko imperatorowej, to liberum veto, to zbawca-zausznik Ksawery Branicki, to cień ojca, to wdzięczny zarys którejś z kuzynek, — i ta mieszanina nieopanowanych wrażeń, te nielogiczne pre-dylekcye do różnych niewspółmiernych przedmiotów, kto wie czy nie dostarczą przyszłemu biografowi cennych świateł do wyjaśnienia zagadki bezkręgowej istoty psychicznej Poniatowskiego. My tu nie możemy ani nie chcemy wszczynać próby charakterystyki króla na zasadzie jego wspomnień. Pamiętniki dają do takiej próby dużo, ale bynajmniej nie wszystko, i ktokolwiek by wyłącznie według nich próbował go charakteryzować, ten, o ileby nie był jakimś geniuszem charakte-rologii, dodałby tylko do kursujących dziś jednostronnych sylwetek duchowych Stanisława jeszcze jeden wizerunek jednostronny i zbyteczny. Przeciwko takim tanim sposobom wyzyskania niniejszej książki pragniemy nadewszystko się zastrzedz.

Cel i sens moralny naszej przedmowy zmierza do tego, aby uchronić czytelnika i od ślepej wiary i od przesadnej niewiary w słowa królewskie. Rzeczywistość, widziana przez pryzmat albo przez kolorowe szkła, nie przestaje być rzeczywistością. Szczególnie prawdę historyczną ogląda się prawie zawsze najpierw oczyma innych ludzi, zanim się ją oczyści z przedmiotowych zabarwień lub przekształceń drogą trzeźwej i bystrej krytyki. Tę pracę oczyszczającą z mniejszem lub więk-szem powodzeniem spełniła już wobec epoki Stanisława

XXII

Augusta nasza naukowa historyografia. Do niej, ufamy, sięgnie każdy czytelnik, pragnący odwołać się od chwiejnych świadectw' i niezawsze królewskich sądów ostatniego króla do głębszych odkryć i wyższych kry-teryów dziejowych.

IV.              '

Jeszcze kilka słów o sposobie wykonania niniejszego wydawnictwa. Jakkolwiek tekst, ogłoszony przez Cesarską Akademię Nauk, wykazuje pewne odmiany, dające wątek do różnych tłómaczeń: co właściwie chciał powiedzieć Poniatowski, a co chciał pominąć i dlaczego, czy uważał dany szczegół za fałszywy, czy też za nieważny lub niepożądany, my nie zapuszczamy się w dowolny wybór jednej redakcyi. Oddajemy cały tekst petersburskiego wydania ze wszystkimi dopiskami oraz eliminacyami późniejszej daty. Prosty przedruk przekładu pierwszych dwóch części, dokonanego niegdyś przez B. Zaleskiego, okazał się niemożliwym, i styl, i język, i rozumienie francuszczyzny przez naszego czcigodnego poprzednika wymagały gruntownej' rewizyi. Winniśmy jednak zaznaczyć, że redakcya Zaleskiego ogromnie ułatwiła nam zadanie, wprost legła u podstawy naszego spolszczenia. Dalszych części przekład wyszedł z pod pióra p. Jadwigi Konopczyńskiej. O ile w tych dalszych częściach trafiały się dokumenty, przełożone przez autora lub jego sekretarzów z polskiego na francuski, w takich razach, zamiast oddalać się od pierwotnego wysłowienia i dawać sztuczny retranslat, szukaliśmy polskiego pierwowzoru, nie zrażając się jego makaronizmami ani przyciężką zaprzeszłowieczną styli-zacyą. Udało się to prawie we wszystkich wypadkach.

W przypisach, po za kilku niezbędnemi sprostowaniami, wstrzymaliśmy się od polemiki z nieboszczykiem, zadalekoby ona nas zaprowadziła. Dawaliśmy tylko

XXIII

krótkie rzeczowe komentarze, zwłaszcza takie, któreby pomogły do oryentacyi wśród wyprowadzonych na scenę osób. Przypiski samego króla zaopatrzone są w odpowiednią notatkę, podobnie jak parę wyjątkowo przedrukowanych notat Zaleskiego. Z literatury naukowej przytoczone zrzadka książki, mniej znane ogółowi. Cały tekst podzielony dla przejrzystości na rozdziały; w streszczeniu ich wiernie trzymaliśmy się własnego królewskiego wykazu treści, załączonego częściami przy każdym tomie rękopisu.

W.  K.

 

j

ł

Hoc enim est sors hominum in primis reipublicae officiis constitutorum, ut non solum nihil in ea contin-gat, quod eos non afficiat, sed ut neque illis quidquam fere eveniat, quod non simul ipsam rempublicam affi-cere possit. Unde et privata eorum vita posteris tra-denda est exemplo vel monitioni.

Pamiątnki.

|f l •

 

Jeżeli najlepszą historyą jest ta, która z największą prawdą poucza czytelnika o prawach i przykładach, przekazanych mu przez poprzedników; jeżeli nikt nie może tak dokładnie wiedzieć prawdy o wypadkach, jak działająca w nich osoba, która ze znajomością faktów (wspólną jej ze świadkami) łączy jeszcze właściwą sobie samej znajomość pobudek, w takim razie dość byłoby w pisarzu własnej swojej historyi przypuścić szczerość i dokładność, aby opowiadaniu jego dać pierwszeństwo przed innemi. A przypuszczenie takie nie zawiera rzeczy niemożliwych. Szczerość, jak każdy inny przymiot, jest darem Stwórcy; kto przyszedł na świat z wyraźniej-szem do niej usposobieniem, ten chętnie będzie ją praktykował, i zastosuje ją do historyi, jeżeli zdarzenia jego życia wpłynęły na wypadki ogólne, jeżeli sam kocha ojczyznę swą i ludzkość, jeżeli myśli nareszcie, że błędy, do których przyznanie się najwięcej kosztuje miłość własną, w połowie już okupione są męz-twem wyznania, uczynionego dla przysłużenia się czytelnikom, podobnie jak szczątki rozbitego okrętu służą za znak ostrzegawczy dla wędrowców, których własna ich droga na te same prowadzi szlaki.

I

CZĘŚĆ  PIERWSZA.

ROZDZIAŁ    I.

Moje urodzenie. Jestem zakładnikiem i z jakiego powodu. Charakter matki. Wychowanie. Śliwicki. Pierwsza podróż. Korzyść z udzialu w kampaniach wojennych. Słowo dane rodzicom. Kaunitz. Loevendal. Maurycy Saski. Berg-op-Zoom. Pan de Court. Bouquet. Breda. Obóz holenderski. Zapał Holendrów dla domu Orańskiego. Akwizgran po raz drugi. Choroba.

Urodziłem się 17 stycznia 1732 r. w Wolczynie, w województwie brzesko-litewskiem, w majętności należącej wtenczas do mego ojca, na rok przed śmiercią Augusta II.

Podczas zamieszek, które niebawem nastąpiły, porwany z kolebki, odwieziony zostałem jako zakładnik do Kamieńca przez wojewodę kijowskiego, Potockiego (później hetmana wielkiego i kasztelana krakowskiego), który tym sposobem chciał dowieść przywiązania swego do króla Stanisława Leszczyńskiego, chociaż skrycie zaczął był już układy z jego współzawodnikiem, Augustem III, zanim jeszcze ojciec mój zmuszony został, po ka-pitulacyi Gdańska, poddać się prawom zwycięzcy, razem z prymasem Potockim i wszystkimi innymi magnatami polskimi, obecnymi wówczas Jrtem mieście. Wojewoda dogodził w tym razie, jak i w wielujmnych, temu uczuciu zazdrości i nienawiści, jakie miał dla mego ojca, a które było przyczyną wielu wypadków za panowania obu Augustów, i wywołało skutki nawet za moich rządów, rodząc wieczne współzawodnictwo między domem Potockich i moim: uczestniczyli w niem z jednej strony bracia mojej matki, książęta Czartoryscy, z licznymi stron* nikami swymi, a z drugiej Radziwiłłowie, Mniszchowie i wielu innych.

Po skończonem oblężeniu Gdańska rodzice sprowadzili mnie tam. Miałem wtedy trzy lata; od tej chwili matka zajęła się mojetn wychowaniem, z tą wyższą inteligencyą, która zasłynęła już jako wychowawczyni starszego mego rodzeństwa, a z wię-kszą jeszcze pieczołowitością. Ta prawdziwie niepospolita niewia-sta nietylko wyuczyła mnie sama połowy wszystkiego, co zwy-kle pozostawia się obcym nauczycielom, ale nadto starała się zahartować i podnieść duszę moją, co teżwistocie, zgodniezjej zamiarami, wyróżniło mnie od innych dzieci, ale zarazem stało się powodem niektórych wad moich. Uważałem się za wyższego od współtowarzyszy, bom nie pozwalał sobie na to, co im poczy-tywano za winy, a umiałem niejedną rzecz, jakiej ich jeszcze nie nauczono. Zakrawałem na istotkę bardzo dumną. Rzeczywista i powszechna ułomność wychowania narodowego w Polsce, zarówno pod względem naukowym jako też i moralnym, sprawiała, iż matka strzegła mnie od obcowania ze wszystkimi, których przykład, według niej, mógł mi zaszkodzić; to przyniosło tyleż zła z jednej, co dobra z drugiej strony. Szukając ludzi doskonałych, nie mówiłem już prawie z nikim, a wielka ilość tych, którym się zdawało, że nimi pogardzam, była powodem smutnego przywileju, że w piętnastym już roku miałem nieprzyjaciół; z drugiej jednak strony kierunek, jaki mi dano, ustrzegł mnie od wszystkiego, co w złem towarzystwie zaraźliwem bywa dla młodzieży. Powziąłem i zachowałem odrazę ku wszelkiej obłudzie, ale też miałem, jak na swój wiek i położenie, za wiele tej odrazy do wszystkiego, co nauczono mnie uważać za nizkie i pospolite.

Rzec można, nigdy nie dano mi być dzieckiem; a miało to ten skutek, jak gdyby z roku wyrzucono kwiecień. Uważam to dzisiaj za niepowetowaną stratę i ubolewam nad tem, bo myślę, że skłonność do melancholii, jakiej nieraz tak boleśnie doświadczam, jest skutkiem owej sztucznej i przedwczesnej mądrości, która nie ustrzegła mnie jednak od błędów, jakie popełnić było mojem przeznaczeniem, a w najmłodszych latach o mało mnie nie zrobiła entuzyastą. Dwunastoletnim chłopcem doznawałem już teologicznych w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin