SPOTKANIA „DWÓCH BOGÓW” O RELACJACH ROMANA DMOWSKIEGO I JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO.doc

(87 KB) Pobierz
SPOTKANIA „DWÓCH BOGÓW”

8

 

KAROL WOJCIECHOWSKI

 

Spotkania „dwóch bogów”

O relacjach Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego

 

W tym roku, 11. lipca, minie sto lat od chwili, gdy Roman Dmowski i Józef Piłsudski spotkali się w dalekiej Japonii. Obu można z pewnością uznać za najwybitniejszych polityków polskich dwudziestego wieku. Osobiście znali się dobrze. Odznaczali się silną indywidualnością, choć zupełnie odmienną. Pierwszy – realista wychowany w atmosferze warszawskiego pozytywizmu, wszechstronnie wykształcony, wybitny dyplomata i wytrawny polityk; drugi - zadomowiony w legendzie marzyciel, pełen kontrastów konspirator i epigon powstańczego romantyzmu. Niemal zawsze podążali odmiennymi drogami w polityce. Ich stosunki osobiste były raczej przyzwoite. W jednym ze swoich ostatnich wywiadów [dla czasopisma „Polityka” nr 24 (198), 6 sierpień 1939 r., s. 2], Dmowski stwierdził, że „wbrew temu, co wielu myśli - stosunki osobiste z Piłsudskim zawsze miałem dobre. Przede wszystkim nigdy nie oczerniałem Piłsudskiego”.

 

WZAJEMNE OPINIE

 

I rzeczywiście. Mimo że w Polsce międzywojennej osobiste inwektywy były powszechną metodą walki politycznej, nie dotyczyły one zasadniczo antagonizmu pomiędzy Dmowskim a Piłsudskim. Dmowski - w krytyce zawsze ostry i nigdy nie cofający się przed nazwaniem rzeczy po imieniu - opublikował w 1903 roku w „Przeglądzie Wszechpolskim” obszerny artykuł pt. „Historia szlachetnego socjalisty (tj. Piłsudskiego - przyp. KW). Pisał w nim bezstronnie o socjalistycznych poglądach przyszłego marszałka, będących jedynie wynikiem panującej mody, podczas gdy Piłsudski pozostał – jego zdaniem - na zawsze owym „dzielnym chłopcem, synem matki-patriotki, marzącym o wyzwoleniu ojczyzny”. Dmowski nie odmawiał mu ani patriotyzmu, ani wyjątkowych - jak zaznaczał - walorów moralnych. Wyrażał natomiast wątpliwości, czy poglądy Piłsudskiego dają się w ogóle pogodzić z doktryną marksistowską - co ze strony przywódcy narodowej demokracji bynajmniej nie było zarzutem. Z kolei dla zilustrowania zachowania Piłsudskiego, można jako przykład wskazać fakt, iż w grudniu 1905 roku, w czasie wielkich napięć politycznych i sporów endecko-socjalistycznych, sprzeciwiał się krytyce świeżo wówczas wydanej książki Dmowskiego „Myśli nowoczesnego Polaka”.

Wszystko to jednak nie oznaczało, iż darzyli siebie sympatią. W marcu 1919 roku, w poufnym liście do swojego współpracownika Stanisława Grabskiego, Dmowski pisał o Piłsudskim, że „nie rozumie Polski” i że „otrzymawszy posadę boga od jołopów, którzy go otaczają, usiłuje być większym, niż go Pan Bóg stworzył [...]; robi czasem na mnie wrażenie wołu, któremu wydaje się, że jest bykiem, i wdrapuje się na krowę”. Choć publicznie nie zwalczali się, niewątpliwie czynili tak prywatnie. Ich własne opinie wskazują, iż raczej się nie lubili. Było to tym bardziej niemożliwe, ponieważ przez całe życie stali na czele wrogich sobie obozów politycznych, co wykluczało jakąkolwiek przyjaźń. Te wzajemne oceny stawały się w końcu coraz bardziej negatywne. Już pod koniec życia Dmowski o „dzielnym chłopcu” wypowiadał się używając słowa „gałgan”. Zwalczając się wzajemnie, zawsze jednak  używali argumentów ad rem, odnoszących się do programów politycznych, a nie ad personam, czyli do osoby. Świadczyło to dobitnie o wysokiej klasie tych polityków.

Informacje traktujące o wzajemnych relacjach pozostawił tylko Dmowski. Piłsudski nie napisał żadnych wspomnień o przywódcy endecji, a w pamiętnikach jego współpracowników brakuje ważniejszych wiadomości na ten temat. Co ciekawe, Piłsudski nie wypowiedział się nawet ani razu o swoim spotkaniu z Dmowskim w Japonii.

 

 

PIERWSZY SPÓR?

 

              Trudno dokładnie ustalić, kiedy się poznali. Łatwiej natomiast określić czas ich spotkania. Po raz pierwszy miało ono miejsce prawdopodobnie w roku 1893. Na mocy wyroku, jaki otrzymał Dmowski za udział w zorganizowaniu manifestacji politycznej, zakazano mu w listopadzie 1893 roku pobytu na obszarze zaboru rosyjskiego przez pięć lat. Osiadł więc tymczasowo w Mitawie (koło Rygi). Stamtąd wyjeżdżał kilkakrotne do Wilna, gdzie spotkał Piłsudskiego. W opinii niechętnego endecji historyka piłsudczykowskiego Władysława Pobóg - Malinowskiego, powody częstych wizyt Dmowskiego w Wilnie nie miały charakteru politycznego. Miały one raczej związek z okolicznościami bardziej romantycznymi, a mianowicie z tzw. „piękną panią” - czyli Marią z Koplewskich Juszkiewiczową, w której to zakochać się miał  Roman Dmowski, choć bez wzajemności. Parę lat później Juszkiewiczowa została żoną Piłsudskiego, co zwolennicy Piłsudskiego potraktowali jako „przegraną” Dmowskiego. Tymczasem - jak podaje inny niechętny Dmowskiemu publicysta A. Micewski - z relacji jednego z uczniów Dmowskiego wynika jakoby pan Roman, pod koniec życia, zwierzył się mu (tj. owemu uczniowi) ze swego romansu z przyszłą żoną Piłsudskiego i że rzekomo ten właśnie fakt, iż małżonka marszałka była kiedyś „przyjaciółką” Dmowskiego, zaciążył na późniejszych stosunkach między „Dziadkiem” i mężem stanu z Wersalu. Oczywiście trudno dziś ustalić, kto ma rację lub czy problem sporu o kobietę w ogóle miał  miejsce. Faktem jest natomiast, iż Dmowski do końca życia pozostał kawalerem, a Piłsudski po paru latach małżeństwa rozszedł się z Juszkiewiczową.

Po krótkich epizodach wileńskich, do następnego spotkania doszło dopiero dziesięć lat później, w lipcu 1904 roku - w Tokio. Obaj politycy przybyli do Japonii niezależnie od siebie i w zupełnie odmiennych celach politycznych. O tym spotkaniu wiadomo dość dużo, albowiem zachowało się na jego temat kilka relacji Dmowskiego.

 

W JAPONII

 

Od pół roku toczyła się już wojna rosyjsko-japońska, z którą zarówno PPS Piłsudskiego, jak i endecja Dmowskiego wiązały określone nadzieje i plany polityczne. Socjaliści rozważali możliwość zorganizowania na tyłach armii rosyjskiej zakrojonej na szeroką skalę akcji dywersyjnej, z antyrosyjskim powstaniem na terenach Królestw Polskiego włącznie. Spodziewali się, że rząd japoński wesprze PPS dostawami broni i amunicji i że udzieli jej znacznej pomocy finansowej. Endecy natomiast byli przeciwni planom powstańczym PPS uważając, że nie przemyślane powstanie czy wybuch niekontrolowanego ferworu rewolucyjnego stałby się wielką katastrofą, przyniósłby bowiem nieuniknioną klęskę i represje. Dmowski zamierzał więc osobiście w Japonii przekonać tamtejszy rząd o istotnym położeniu kwestii polskiej i wykazać, że wszelkie próby powstańcze nic by Japonii nie przyniosły, a Polskę drogo kosztowały. Przybywszy do Japonii przekonywał tamtejszy rząd w składanych przez siebie memoriałach, że z japońskiego punktu widzenia polska akcja powstańcza byłaby również niekorzystna, ponieważ szybkie stłumienie polskiego powstania umożliwiłoby Rosji wycofanie poważnych sił wojskowych z kongresówki i przerzucenie ich na front dalekowschodni.

Dmowski wyruszył w podróż do Japonii przez Zurych, Londyn, Chicago, Vancouver i Jokohamę, i w drugiej połowie maja znalazł się w Tokio. Koszty podróży pokryła głównie Liga Narodowa i sam Dmowski. Zdobył on znaczne środki finansowe dzięki sprzedaży firmie Wedel rodzinnych terenów ojca na warszawskiej Pradze.

Józef Piłsudski wraz ze swoim towarzyszem Tytusem Filipowiczem przybyli do Japonii około dwa miesiące później. Podróż do Tokio opłacili sami, a ich powrót został sfinansowany przez Japończyków. Przybyli oni do Tokio podobnie: przez Liverpool, Nowy Jork, Chicago i San Francisco. 11 lipca byli już na miejscu. W tym też dniu doszło do spotkania Piłsudskiego z Dmowskim oraz długiej, bo aż dziewięciogodzinnej rozmowy między nimi.

              We wspomnianym wywiadzie dla „Polityki”, Dmowski nadmieniał, że starał się zachować swoją obecność w Japonii incognito do chwili, gdy włoski dziennikarz „Corriere dela Serra” zdradził jego obecność. Piłsudski był dość dobrze poinformowany o poczynaniach Dmowskiego przez niejakiego Jamesa Douglasa, który to wyjechał do Japonii w roli korespondenta endeckiego dziennika „Słowo Polskie”. Jednak Douglas był jednocześnie związany z PPS-em, a nawet z brytyjskim wywiadem. Amerykański historyk Alvin M. Fountain pisze, iż „Douglas was the son of a Scotsman who had married a Pole [...] [Jędrzej] Giertych maintains, in fact, that Douglas was a British secret agent whose job it was to cover both camps [...]. Douglas seems most closely connected with Kiev.” (A.M. Fountain, „Roman Dmowski: Party, Tactics, Ideology”, New York 1980, s. 205-206).

Dmowski wspominał również, że któregoś dnia (a mianowicie 11 lipca) poszedł na pocztę nadać list i nagle - zupełnie przypadkowo (sic!) - zobaczył, że „jadą dwa wózki ciągnione jak zwykle przez ludzi, a w nich dostrzegam twarze dziwnie jakoś znajome, gdyż bardzo polskie. Gdy podjechali bliżej w moją stronę - poznałem jednego pasażera: był to Filipowicz. Zawołałem do niego: - dokąd tak jedziecie?! Filipowicz odpowiedział: - Do was! - No to zaczekajcie chwilę, zaraz będę. Była godzina 3 popołudniu, gdy rozpoczęliśmy rozmowę we trójkę - gdyż drugim podróżnikiem był Piłsudski. Około 5-ej opuścił nas Filipowicz. Sami we dwójkę rozmawialiśmy z Piłsudskim do 12-ej w nocy. Wiedzieliśmy, że się nie przekonamy, ale ileż mieliśmy wspólnych trosk i uczuć! Powiedziałem do Piłsudskiego: - Oczerniać Was tu nie będę, ale będę Wam przeszkadzał...”.

              Niestety, Piłsudski nie zostawił żadnego zapisu rozmowy z Dmowskim. Sądząc z informacji, których udzielił potem Filipowiczowi, Dmowski nie ukrywał przed nim swoich zamierzeń, które sprowadzać się miały do zbierania „owoców polityki rewolucyjnej prowadzonej przez PPS”. Szczególnego posmaku w tym wypadku nabrała zanotowana przez Filipowicza informacja Piłsudskiego, że z podanych faktów nie można będzie robić użytku polemicznego i że w zamian Dmowski zobowiązał się do utrzymania w konspiracji pobytu socjalistów. Krzysztof Kawalec pisze, że „w świetle obecnych obyczajów politycznych ten styl rywalizacji fair mógłby wydać się wręcz egzotyczny, wyrastał wszakże ze wspólnego im obu etosu ‘niepokornych’ [...] reprezentując przeciwstawne stanowiska, mogli się darzyć respektem”. I rzeczywiście. Musiała to być zupełnie inna atmosfera polityczna, szczególnie na tle czasów dzisiejszych. Czyż można sobie wyobrazić dziś sytuację, w której politycy zachowują elementarne podstawy politycznego savoir-vivre'u pomimo że są z wrogich sobie obozów politycznych? Tymczasem Dmowski utrzymywał z Piłsudskim w Tokio przyjazne wręcz stosunki towarzyskie - jak pisał Douglas – „spędzając razem popołudnia i czasami wieczory i oglądając osobliwości. Wysłuchaliśmy razem część przedstawienia w teatrze (tu gra jednej sztuki trwa cały dzień, czego Europejczyk nie wytrzyma) i odwiedziliśmy słynną Yoshiwarę”, tj. dzielnicę prostytutek... Dmowski opuszczał Tokio 22 lipca, z czego skorzystał Piłsudski, poprosiwszy go o przewiezienie przez Pacyfik listu do żony i wrzucenie go na poczcie w Vancouver.

Jakie były owoce polityczne ich podróży? Kto wygrał to pierwsze starcie dyplomatyczne? Oprócz wielu rozmów z politykami japońskimi, 13. lipca Piłsudski, a 20. lipca Dmowski, złożyli w japońskim ministerstwie spraw zagranicznych memoriały, w których usiłowali przekonać Japończyków do swoich racji. Wydaje się, iż argumentacja Dmowskiego bardziej trafiała do przekonania Japończykom, aniżeli wywody Piłsudskiego. Wkrótce Dmowski został bowiem oficjalnie przez wysoko postawionego generała Muratę zawiadomiony, że może spokojnie wracać do Europy, ponieważ naczelne dowództwo japońskie odmówiło swej aprobaty polityce zmierzającej do wywołania rewolucji w Polsce.

Już po latach Dmowski uznał swoją podróż za spory sukces. Pierwsza zagraniczna misja obu polityków zakończyła się więc powodzeniem Dmowskiego. W efekcie strona japońska zainteresowała się jedynie akcją wywiadowczą i sabotażową PPS. Do zakończenia wojny rosyjsko-japońskiej (czyli przez kilka jeszcze miesięcy), za pośrednictwem japońskich attache militarnych w Londynie i w Paryżu, przekazywano socjalistom stałe subwencje, których wysokość obliczano na około 20 tysięcy funtów. Było to oczywiście bardzo niewiele w porównaniu z tym, na co liczył Piłsudski. Nawet niechętny Dmowskiemu historyk lewicowy A. Garlicki napisał, że „misja Piłsudskiego i Filipowicza zakończyła się [...] fiaskiem. O sukcesie mógł mówić Dmowski, w tym sensie, że udało mu się sparaliżować swoich rywali”.

 

DWA LISTY

 

              W następnych latach ich wzajemne kontakty już się nie odnowiły. Pierwsza informacja na temat jakichś działań, w których ich drogi mogłyby ponownie się zejść, pochodzi z sierpnia 1914 roku, kiedy to w chwili wybuchu I wojny światowej Piłsudski zamierzał wysłać swoją przyszłą żonę Aleksandrę Szczerbińską do Romana Dmowskiego w Warszawie w sprawie „utworzenia Rządu Narodowego”.

              Dopiero 21. grudnia 1918 roku, w trakcie przygotowań do konferencji paryskiej, Piłsudski napisał odręczny list do Dmowskiego. Prosił w nim o ułatwienie jego delegacji pertraktacji z Komitetem Narodowym Polskim (KNP) w celu uniknięcia podwójnego przedstawicielstwa Polski przed Ententą. Według Piłsudskiego interesy Polski będą bowiem dopiero wtedy dobrze uwzględnione, gdy będzie miała jednolitą reprezentację. Wnioskował - jak pisał - na podstawie „dawnej znajomości”, że będą potrafili porozumieć się ponad interesami partyjnymi. List został doręczony Dmowskiemu w Paryżu 6. stycznia 1919 roku. Adresat jednak nie odpowiedział, wyrażając się, że „on [Piłsudski] pisze do mnie jak król, z którego łaski mogę zostać ministrem”.

              W dniach między 22. a 26. stycznia 1919 r. Piłsudski napisał kolejny list do Dmowskiego, wtedy już delegata polskiego na konferencję pokojową w Paryżu. Informował go o przebiegu walki partyjnej pomiędzy endekami a socjalistami. Sugerował, że sam się raczej usunie od stanowisk publicznych, ponieważ stosunki panujące w Polsce odnośnie polityki zagranicznej i armii „przypominają pod tym względem raczej burdel niż szanujące się państwo... Aktorem tego palącego wstydem i hańbą widowiska, jakie daje światu dzisiejsza Polska, jestem albo ja, albo Komitet Paryski”. Pisze dalej, że mógłby zmienić swoje stanowisko, gdyby otrzymał od Dmowskiego formalne zobowiązanie, że zasadnicze powody tego stanu zostaną usunięte i że Komitet Paryski „uzna się li tylko za przedstawicielstwo Rządu Polskiego” i nie będzie prowadził absolutnie żadnej polityki wewnętrznej w kraju. Tak więc opinia Dmowskiego o niejakim „wynoszeniu się” Piłsudskiego wydaje się być słuszną. Niewątpliwie Piłsudski myślał już wówczas o przejęciu steru władzy w nowo odrodzonym państwie i musiał traktować Dmowskiego jako głównego przeciwnika politycznego, przede wszystkim ze względu na to, że ten był wówczas główną postacią stronnictwa politycznego narodowej demokracji.

 

W BELWEDERZE

 

Drugie i ostatnie zarazem spotkanie w „cztery oczy” pomiędzy Dmowskim a Piłsudskim odbyło się szesnaście lat po ich rozmowie w Tokio – 21 maja 1920 roku w Belwederze, wówczas siedzibie naczelnika państwa. Piłsudski był już wtedy naczelnym wodzem armii polskiej, opromienionym chwałą zajęcia Kijowa; Dmowski zaś miał za sobą udane zmagania o granice polskie na konferencji wersalskiej. Ich zwieńczeniem było złożenie podpisu pod ostatecznym tekstem traktatu, który oficjalnie przywrócił do życia państwo polskie na mapie Europy.

15 maja 1920 roku Dmowski powrócił z Paryża do Warszawy. Trzy dni później z wyprawy kijowskiej wrócił Piłsudski. Nie ma i nie było bezpośredniej relacji ze spotkania. Jego przebieg natomiast można odtworzyć wyłącznie na podstawie relacji przyjaciół Dmowskiego.

Do spotkania doszło wczesnym popołudniem. Odbyło się z inicjatywy Dmowskiego, za pośrednictwem jego przyjaciela Mieczysława Niklewicza, który dwukrotnie telefonował w tej sprawie do kancelarii naczelnika państwa. Nie obyło się bez przeszkód ze strony Belwederu, w wyniku czego Dmowski został przyjęty dopiero po trzech dniach. Według Stanisława Grabskiego, „Piłsudski nasamprzód przetrzymał Dmowskiego w poczekalni, jak gdyby zwykłego petenta, przez z górą kwadrans czasu, a w mowie przybrał tak dyktatorski ton, że zakończyła się ona bardzo szybko”. Według wspomnień przyjaciół, rozmowa zrobiła na Dmowskim bardzo przykre wrażenie. Został potraktowany ozięble, a Piłsudski wręcz ostentacyjnie unikał tematów politycznych, tak jak gdyby rozmawiał ze zwykłym obywatelem. Mówiąc o wywalczeniu Poznańskiego i Śląska [przez Dmowskiego w Wersalu] Piłsudski określił to jako „cadeau” ze strony aliantów, potem mówił już głównie o sobie. Według wypowiedzi Dmowskiego, Piłsudski zarzucił mu, że reprezentując Polskę na paryskiej konferencji pokojowej nie zabiegał o niepodległość Ukrainy. Dmowski natomiast miał w tej kwestii zupełnie odwrotne przekonania. W tym właśnie zagadnieniu leżała istota sporu ich programów terytorialnych – inkorporacyjnego i federacyjnego. Po zapytaniu Dmowskiego, „na jakiej podstawie bylibyśmy [w Paryżu] żądali dla siebie przyłączenia kresów wschodnich wraz z całą Galicją Wschodnią, gdybyśmy jednocześnie popierali pretensje Ukraińców do tych ziem i do wielkiej samoistnej Ukrainy” - rozmowa urwała się.

Jak zauważył A. Micewski: „Pytaniu [Dmowskiego] nie można odmówić słuszności logicznej. Ale Piłsudski nie był specjalistą od formuł logicznych. Z pewnością nie miał takiej formuły w kwestii ukraińskiej, a tylko zamierzał w dalszym rozwoju sytuacji wygrywać ją dla swoich celów. Gra ta, jak wiadomo, nie udała się, bo naród ukraiński we wpływach polskich na wschodzie widział nie podniesienie, lecz zagrożenie swojej sprawy. Piłsudski zaś widział w Dmowskim jednego z głównych ludzi, którzy mu jego grę psuli”. Na zakończenie audiencji Dmowski złożył deklarację, w której oddawał swoją osobę do dyspozycji odrodzonej Polski, ale Piłsudski pominął to milczeniem.

W dniu pobytu Dmowskiego w Belwederze - odbył się wielki raut na cześć „Pana Romana” w salonach Resursy Obywatelskiej. Nastrój był niezwykle serdeczny, otoczono powracającego atmosferą wielkiego uznania, „jednak pan Roman, pozostając pod wrażeniem porannej wizyty w Belwederze, nie miał swego zwykłego humoru. To nie osobiste względy sprawiły, że chmura osiadła na jego czole, tylko głęboka troska o los państwa, rządzonego przez Piłsudskiego i jego kamarylę. Niedługo trzeba było czekać, by się przekonać, jak ta troska była uzasadniona”, wspominała Marja Niklewiczowa.

Była to ich ostatnie spotkanie osobiste. Piłsudski nie mógł oczywiście nie przyjąć Dmowskiego, ale w żadnym wypadku nie chciał go uznać za partnera politycznego. Trudno zresztą - w świetle tego, co zostało wyżej powiedziane - spodziewać się czegoś innego. Porozumienie między KNP a naczelnikiem państwa z 1918 roku nie przekreśliło przecież politycznych różnic przeszłości, ani tym bardziej aktualnych problemów dotyczących zagadnień współczesnych. Piłsudski miał od dawna ustalony program polskiej polityki wschodniej i koncentrował się głównie na jej wykonaniu.

Co ciekawe, nadal wypowiadali się publicznie o sobie pozytywnie. Według relacji R. i E. Piestrzyńskich, Dmowski miał po spotkaniu stwierdzić, że „to niewątpliwie wielki człowiek, choć nie mogliśmy w niczym uzgodnić naszych poglądów”. Piłsudski zaś, stwierdził, że Dmowski „to jedyny polityk, z którym warto dyskutować - choć różnimy się zasadniczo w naszych zapatrywaniach co do przyszłości Polski”.

Co do oceny tego wydarzenia, oddajmy raz jeszcze głos Stanisławowi Grabskiemu: „Gdy w grudniu 1918 roku zależało Piłsudskiemu na uznaniu go w roli Naczelnika Państwa przez zwycięskie mocarstwa sprzymierzone, a mógł to osiągnąć tylko za pośrednictwem paryskiego Komitetu Narodowego, wtedy list swój do Dmowskiego zaczął od słów: ‘Szanowny Panie Romanie’. Ale jesienią  1919 r. był on wodzem zwycięskich na froncie wschodnim wojsk, Naczelnikiem Państwa, któremu bezwzględnie był posłuszny premier Skulski oraz minister spraw zagranicznych Patek i cały Zarząd Ziem Wschodnich, na których polska administracja sięgała poza Mińsk, dochodząc do Berezyny i Horynia. Mógł on się więc obejść bez przyjaźni i współpracy ‘Pana Romana’ i dał mu to wyraźnie odczuć”. Niewątpliwie ta dość krytyczna względem Marszałka opinia wydaje się zawierać sporo racji.

             

*              *              *

 

Po raz ostatni Dmowski z Piłsudskim spotkali się w niepodległej Polsce na forum Rady Obrony Państwa (ROP) w lipcu 1920 roku, w okresie najtrudniejszych zmagań wojny polsko-bolszewickiej, gdy to pod naporem sowieckiej ofensywy oddziały polskie cofały się na całej linii frontu.

 

W RADZIE OBRONY PAŃSTWA

 

              Dmowski jako reprezentant Związku Ludowo-Narodowego uczestniczył w pracach ROP od 1 do 19 lipca 1920 roku – to jest od chwili powołania przez Sejm Ustawodawczy do czasu swojego ustąpienia z jej składu. Na posiedzeniach ROP przywódca endecji zabierał głos w kwestiach dotyczących głównie armii. Jego wystąpienia były odbierane przede wszystkim jako przejaw krytyki wobec wyraźnie wówczas załamanego i przygnębionego naczelnego wodza - Józefa Piłsudskiego. Już od pierwszych posiedzeń, zwracając uwagę na nie mniej od wojskowej ciężką w owej chwili sytuację polityczną, poddał on ostrej krytyce samowolne decyzje Piłsudskiego, które doprowadziły do tak fatalnego położenia Polski. Piłsudski nie podejmował jednak rzeczowej obrony i według relacji Stanisława Grabskiego – „zrobił [wrażenie] obrażonego: oddał swoje stanowisko Naczelnego Wodza do dyspozycji Rady Obrony Państwa i opuścił jej posiedzenie”.

              Gdy 5 lipca, na drugim posiedzeniu ROP, Piłsudski odpowiedzialnością za klęski na froncie obarczył rywalizację partii politycznych, mówiąc „naród chory daje armię chorą, bez dostatecznego oporu”, Dmowski ripostował: „Trudno mówić, że społeczeństwo chore i armia chora [...] Trzeba uświadomić społeczeństwo o grozie sytuacji, a wydobędzie się energii dużo. Brak związku armii ze społeczeństwem. Armia musi wiedzieć dobrze, co w kraju się dzieje”.

              Na trzecim posiedzeniu ROP, 13 lipca, Dmowski zarzucił Piłsudskiemu m.in. brak wiary w armię i błędną politykę zagraniczną. Na szóstym posiedzeniu, 19 lipca, Dmowski stwierdził, że „są błędy organizacyjne, strategiczne i taktyczne, wskutek których wojsko straciło zaufanie”. Uważał, że „konieczna jest zmiana dowództw na froncie” i podkreślał, że „gen. Dowbór jest doskonałym wojskowym”. Dmowski wnioskował również o „dokonanie daleko idących zmian” w naczelnym dowództwie. Wówczas, w odpowiedzi, Piłsudski zgłosił gotowość podania się dymisji. Jak wspominał Marszałek Sejmu Maciej Rataj, „Piłsudski [był] w najwyższym stopniu zirytowany przemówieniem Dmowskiego [mówiąc]: ‘w łeb można sobie strzelić’. Chwila była istotnie tragiczna. Oczekiwałem i nie tylko ja, iż lada moment usłyszymy z drugiego pokoju ‘strzał w łeb’ ”.

W owym czasie Piłsudski mówił do posłów: „zastanówcie się, jeżeli ja mam czynić niezgodę, to usuńcie mnie, weźcie kogoś innego, może się pogodzicie na chwilę, ale zbudźcie się, zróbcie zewnętrzny przejaw jednolitości, bo inaczej jest to tylko łatanie, na które ja idę, bo to jest mój psi obowiązek.” „Ja także - odpowiadał mu Dmowski - całe życie poświęciłem Polsce. Ja jeżeli wystąpiłem [z zarzutem], i podtrzymuję go, to nie dlatego, [żeby] się pan usunął, ja bym pana prosił, by pan został, ale są błędy w prowadzeniu armii, które zniechęcają ludzi”.

Piłsudski zażądał więc, aby członkowie ROP określili swoje stanowisko względem niego i następnie sam opuścił jej posiedzenie. Dmowski, wobec groźby Piłsudskiego podania się do dymisji, miał mu odpowiedzieć: „Tego pan nie może zrobić. Pan nas w tę sytuację wprowadził i pan nas z niej musi wyprowadzić”. Po wyjściu Piłsudskiego, Rada przyjęła jednomyślnie uchwałę o pełnym zaufaniu dla Piłsudskiego. Dmowski - według Rataja - wstrzymał się od głosu. Po posiedzeniu Dmowski ustąpił z ROP. Starcie na forum Rady przyspieszyło też jego decyzję o wycofaniu się z bieżącej działalności w życiu publicznym. Prof. K. Kawalec tak o tym pisał: „Dmowski zdawał sobie sprawę, że próba obalenia Piłsudskiego kryłaby w sobie zbyt wielkie ryzyko, przekonał się jednak po raz kolejny, że współpraca z nim jest niemożliwa”.

              Na kilka dni przed bitwą warszawską Dmowski opuścił stolicę i udał się do Poznania, aby - według relacji Stanisława Grabskiego - formować tam nową armię, która w razie zajęcia Warszawy przez armię bolszewicką, wyprze ją nową kontrofensywą, pod lepszym niż dotychczas przywództwem.

 

PRZED ZAMACHEM I PO...

 

              W pierwszej połowie lat 20. ubiegłego stulecia, w Polsce sporo mówiło się o tym, kto ma nowo odrodzonym państwem rządzić. Szczególnie mocną ofensywę polityczną w tym kierunku prowadził obóz polityczny Piłsudskiego, który systematycznie, od końca 1925 roku, przygotowywał się do przeprowadzenia wojskowego zamachu stanu. Faktem jest, że system demokracji parlamentarnej znajdował się wówczas w głębokim kryzysie.

Dmowski od początku sprzeciwiał się idei poparcia zamachu, choć koncepcje takie pojawiały się nawet w gronach endeckich. Wykluczał jakąkolwiek formę współpracy politycznej z Piłsudskim i nie wyobrażał sobie, aby razem z nim mógł współrządzić Polską. Związany z obozem narodowym Juliusz Zdanowski, pisząc o ewentualnej współpracy z Piłsudskim, stwierdził, że „nie ma możliwości pogodzić z nim animozji w naszych szeregach ugruntowanej. Dmowski jest temu kategorycznie przeciwny...”. Sam „Pan Roman” wykluczał możliwość kompromisu polegającego na przykład na oddaniu wojska pod władze marszałka. Ponadto, według świadectw z najbliższego otoczenia Dmowskiego, miał on w tym czasie mówić, że Piłsudski to „skończony wariat”.

              Tuż przed przewrotem, w lutym 1926 roku Dmowski opublikował artykuł pt. „Piasek w maszynie”, który dotyczył m.in. Piłsudskiego. W kontekście pogłosek o planowanym zamachu przywódca endecji pisał, że „pragniemy, ażeby w naszym państwie ustała dzika, nie znająca żadnego hamulca walka stronnictw przeciw stronnictwom, ludzi przeciw ludziom. Sprzeczne dążenia muszą się ścierać, muszą walczyć ze sobą wzajemnie, ale niech walczą tak, aby wspólna praca dla państwa tam, gdzie nie ma sprzeczności dążeń, była możliwa”. Wypowiedź Dmowskiego nie kierowała się więc przeciw systemowi demokracji parlamentarnej, o której nie miał wprawdzie dobrego mniemania, ale uważał, że próba jego zmiany byłaby dla mało ustabilizowanego państwa zbyt wielkim ryzykiem. Dmowski dostrzegał, że nie da się utrzymać spokojnych rządów w państwie bez kompromisów zawieranych przez główne siły polityczne.

              W trzy lata po przewrocie, w 1929 roku, w pewnych kołach sanacji zrodził się pomysł szukania wspólnego języka z endekami. Jeden z wysoko postawionych pułkowników sanacyjnych prosił Dmowskiego, żeby porozmawiał z Piłsudskim, który był rzekomo „zawsze gotów i oczekuje go”. Dmowski odpowiedział jednak, że „nie będzie rozmawiał z człowiekiem, którego uważa za nieprzytomnego i któremu nie może nic wierzyć, bo nic nie wie, co ma robić”. Przywódca endecji jako warunki współpracy wymienił: 1) ukaranie „nieznanych sprawców” napadów; 2) prowadzenie endeckiej polityki zagranicznej; 3) ustanowienie „cichego wewnętrznego frontu antyżydowskiego”; 4) uzgodnienie rozsądnych zmian w konstytucji. Na swoje żądania Dmowski nie otrzymał odpowiedzi.

Pomimo całkowicie negatywnego stosunku do rządów sanacyjnych - Dmowski nie atakował publicznie Piłsudskiego. Wspominał nawet, że „w roku 1929 byłem w Paryżu. Tak się złożyło, że w restauracji poznałem przypadkiem fabrykanta sukna z Alzacji. Nie wiedział, kim jestem. Mówiliśmy o polityce. Skarżył się, że u nich w kraju jest bałagan - Wy jesteście szczęśliwi, że macie Piłsudskiego - powiedział. Nie protestowałem...”. Na zebraniu natomiast Związku Ludowo Narodowego 31 stycznia 1928 roku, Dmowski powiedział: „My musimy w przyszłym Sejmie stworzyć taki front, który by tego pseudowskrzesiciela Polski wyrzucił poza nawias społeczeństwa. Musimy zemścić się za jego bezsensowne prześladowanie nas – narodowej demokracji, istotnych twórców państwa polskiego”.

 

 

*              *              *

 

              Po raz ostatni wypowiedział się Dmowski na temat Piłsudskiego w maju 1935, już po śmierci Marszałka. Chłodne jedynie stwierdzenie o wielkości Piłsudskiego oraz stanie politycznej pustki, jaką po sobie pozostawił, znacznie kontrastowało z tonem setek artykułów opłakujących „Geniusza Polski” i „Wodza narodu”. Dmowski pisał m.in., że „człowiek, który formalnie zajmował skromne stanowisko ministra, był w istocie głową władzy w Polsce. [..] Wszyscy mieszkańcy naszego kraju rozumieli, że każdy ważniejszy akt rządu był wyrazem jego woli, a przynajmniej nie mógł zajść bez jego zgody. Sam rząd legitymował się tym, że jest jego woli wykonawcą [...]. Gdy pytano o program, odpowiedź była: ‘idea marszałka Piłsudskiego’. Wyznawcy tej idei nie ważyli się jej tłumaczyć [...]. Dziś, gdy mózg, który tę ideę stworzył i rozwijał, przestał działać, spadkobiercy jej, będący w rządzie czy poza rządem, są zmuszeni sformułować ją w program, o ile się bowiem zdaje, nie ma wśród nich nikogo, którego nazwisko za program by starczyło”. Numer „Gazety Warszawskiej”, w której tekst ten się ukazał, został przez cenzurę sanacyjną skonfiskowany, sama gazeta zaś zawieszona. Endecja zbojkotowała uroczystości pogrzebowe Piłsudskiego.

 

„NA SŁOŃCACH PRZECIWNYCH”

 

              Rewanż obozu piłsudczyków nastąpił po śmierci Dmowskiego. Władze państwowe oraz stolicy demonstracyjnie powstrzymały się od udziału w uroczystościach pogrzebowych po zgonie przywódcy endecji.

              Pozostali więc przeciwnikami do końca – a nawet po śmierci. Do dziś bowiem środowiska endeckie i piłsudczykowskie postrzegają się nawzajem niechętnie. Czy można jednak zachować tzw. obiektywny punkt widzenia? Piłsudskiemu postawiono pomniki na terenie całej Polski, ulice nazwano jego imieniem, w szkołach kolejne pokolenia uczy się na temat rzekomych zasług Piłsudskiego. Tymczasem Dmowskiego brakuje w świadomości społecznej, mimo że tak doniosłe wydarzenie w dziejach polskiego narodu, jak odbudowanie państwa w 1918 roku, wiąże się niewątpliwie z większymi zasługami głównego negocjatora Polski na traktacie wersalskim. A jednak do dziś, nie ma on ani jednego pomnika w Polsce. Główną odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą osoby, które po 1926 roku dzierżyły władzę w Polsce, a które dla uzasadnienia swych rządów kreowały i mitologizowały obraz Piłsudskiego jako „wodza narodu” i „twórcy niepodległości”. Te rzekome zasługi piłsudczyków miały stanowić legitymację i podstawę do sprawowania rządów. Stąd też wywodziło się umniejszanie roli Romana Dmowskiego.

Chociaż stosunki osobiste między Dmowskim i Piłsudskim wypada z perspektywy czasu określić jako poprawne, to jednak w polityce byli i na zawsze już pozostaną antagonistami, czy też wręcz wrogami. Ze względu na swoje polityczne zapatrywania, poglądy i działalność nigdy nie znaleźli wspólnego języka. Wydaje się więc, że dla oceny ich wzajemnych relacji najbardziej odpowiednią będzie parafraza słów Juliusza Słowackiego, iż byli oni zawsze jak „dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi”.

 

BIBLIOGRAFIA:

 

Bielecki Tadeusz - W szkole Dmowskiego, Gdańsk 2000

Do niepodległości. 1918, 1944/45, 1989. Wizje - drogi - spełnienie. Pod red. Wojciecha Wrzesińskiego, Warszawa 1998

Fountain Alvin Marcus II - Roman Dmowski: Party, Tactics, Ideology 1895-1907, New York 1980

Garlicki Andrzej - Józef Piłsudski 1867-1935, Warszawa 1988

Garlicki Andrzej - Przewrót majowy, Warszawa 1978

Garlicki Andrzej - U źródeł obozu belwederskiego, Warszawa 1979

Garlicki Andrzej - Od Brześcia do maja, Warszawa 1986

Giertych Jędrzej - Józef Piłsudski 1914-1919 t. III, Londyn 1990

Grabski Stanisław - Pamiętniki t. I i II, Warszawa 1989

Jędrzejewicz Wacław, Cisek Janusz - Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935, t. I-III, Wrocław 1994

Józef Piłsudski. Myśli, mowy i rozkazy - Wybrał i wstępem opatrzył Bohdan Urbankowski, Warszawa 1989

Kawalec Krzysztof - ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin