Krasnoludek Urwipał.docx

(160 KB) Pobierz

Krasnoludek Urwipał

[Obrazek: of583_img3.jpg]


Krasnoludek Urwipał


Słyszeliście o krasnoludkach, małych ludzikach, które pomagają ludziom w domu. Dawniej trudno było utrzymać w porządku chatę bez tych pracowitych stworzeń. No bo kto lepiej wie, kiedy zdjąć garnek z mlekiem z ognia tak, by się nie przypaliło? Albo kto dokładniej potrafi wyzbierać okruszki chleba z najmniejszych dziur w podłodze? Czyje ręce mogły spleść szybciej dziewczynkom warkocze jak nie te pracowite, migające wśród puszystych włosów - właśnie krasnoludkowe. Jak świat długi i szeroki krasnoludki pomagały ludziom w domu. Było ich tysiące w każdej wsi, tak że ledwo starczało im muchomorów na spoczynek. Dobre to były stworzenia, a wszystkie pożyteczne i pracowite.
Wszystkie!
- Wszystkie?

No właśnie, był taki jeden, o którym muszę wam opowiedzieć. Otóż rzeczywście krasnoludki, były pożyteczne, pracowite i uczynne, wszystkie niemal bez wyjątku, wszystkie poza tym jednym - nazywał się Urwipał. Oj, dokazywał Urwipał, że wstyd to mówić. Niejedna mucha skończyła przez niego swój żywot w gorącym mleku, dziewczynkom w nocy potrafił zamiast dwóch - zapleść trzy warkocze, kurom do ziarna piasku nasypał, w środku nocy udawał koguta tego, którego ludzie rankiem kiedyś używali zamiast budzika, motylom skrzydła węglem malował - taki to był Urwipał.
Starsze krasnoludki zamartwiały się okropnie. Najpierw tłumaczyły mu, by się zmienił, potem mu dawały rozmaite kary. Klęczał Urwipał na okruchach suchego chleba albo musiał przenieść worek ziarna przez podwórko - ziarno po ziarnie. Niewiele to pomogło. Urwipał był wciąż tym samym Urwipałem.
- Urwipale, wstyd nam przynosisz, ludziom nie pomagasz i ciągle psocisz. Odejdź więc do lasu ciemnego, idź na łąki puste, szukaj losu swego - zawyrokował najstarszy i najmądrzejszy z krasnoludków zwany Wieszczykiem.

- Nie chcecie mnie, to wasza strata - krzyknął Urwipał - wy tu harujcie, a ja się będę dobrze bawił. Zabrał węzełek ze swoimi rzeczami i poszedł, nie oglądając się. A trzeba wam wiedzieć, że krasnoludki mają jedną słabość. Nie potrafią żyć bez dzieci. Krasnoludek pozbawiony widoku najmłodszych najpierw smutnieje, potem szarzeje, i to wraz z całym ubrankiem, na koniec marszczy się i skręca jak kwiat bez wody. Wreszcie zapada w sen, z którego może go obudzić jedynie szczebiot małego dziecka.

Myślicie, że Urwipał w ogóle się tym przejął? - a gdzie tam. Szedł zapatrzony w koniec swojego nosa, omal głowy sobie nie rozbił o wystającą gałąź. Wieczorem, zamiast jak przyzwoity krasnoludek położyć się pod muchomorem, skoczył pod najbardziej obślizłego maślaka i chrapał tak przeraźliwie, że aż ślimaki zjeżdżały z grzybów. Kto nie spał pod maślakiem, ten nawet nie może sobie wyobrazić, jak wygląda strój krasnoludka po takiej nocy. Brudny, oblepiony wyschnietą trawą, bardziej przypominał wychudzoną ropuchę niż prawdziwego krasnala.

W południe Urwipał zaczął się czuć nieswojo.
- Przydałby się garnek gorącego mleka, tyle much lata na tej łące miałyby niezłą kąpiel - pomyślał i zaśmiał się w duchu, ale ten śmiech wcale go nie przekonał, że jest mu wesoło. Ba! Z każdą godziną było mu mniej do śmiechu. Złapał nawet motyla, chciał mu posmalić skrzydła, ale nigdzie nie mógł znaleźć czegoś bardziej brudnego niż on sam.
Wieczorem ujrzał starą chatę. Chata jak wiele innych, ale wyglądała, jakby się miała zaraz rozpaść.

- Jak mieszkają tu ludzie, to będę psocił - pomyślał radośnie - Sprawdźmy, z kim tu mamy do czynienia.
Powoli poruszył drzwiami, a ze starych desek i zawiasów popłynęła cała muzyka dźwięków, od skrzypiących po trzeszczące.
- Mamo, to ty? - usłyszał głos małego dziecka.
- Nie, synku. To wiatr hula po domu - odezwała się kobieta. - Kończ już kolację i idź spać, ja muszę jeszcze rozwiesić pranie. Tak mnie jakoś dzisiaj plecy bolą, że nie mogę sobie poradzić.
-Kolacja! To daje pewne możliwości - pomyślał Urwipał. - Zawsze jest trochę okruszków do rozsypania, albo kubek z mlekiem dla much. Taka kolacja to dla mnie okazja.

Im dłużej o tym myślał, tym mocniej czuł, że coś dzieje się z jego żołądkiem. Otóż z kolacją jest tak, że im dłużej jest ona na stole, tym bardziej ją chcemy zjeść. Chociaż chłopiec był mały, to apetyt miał wielki. Po posiłku zostały jedynie okruszki i talerze do wylizania. To za mało nawet jak dla krasnala, ale dobre i to.
Urwipał zmęczony zasnął, obiecując sobie, że rano pohula przy śniadaniu.
Ranek poznać można po brzękaniu naczyń, zapachu gotowanego mleka, czy skrzypieniu chleba krojonego nożem. Tak wygląda ranek w prawie każdym domu. Ale w tym było inaczej. Wczorajsze naczynia, jak stały wylizane wieczorem przez Urwipała, tak stały i w ogóle nie chciały napełnić się śniadaniem.

Ciszę przerwał szept małego chłopca.
- Co ci jest, mamuniu?
- Trochę mnie zmogło - odpowiedziała - koło kuchni stoi mleko nalej sobie.
- Mleko - pomyślał Urwipał - dam ja wam mleko!
Ale kiedy dobiegł do rondla, ogarnęły go wątpliwości - zawsze topiłem muchy w gorącym mleku, a to jest zimne. Która mucha da się utopić w zimnym mleku? Chyba tylko stara i chora. Trzeba je zagrzać, a potem pokażę takie psoty, że będą mieli za swoje.
Łatwo przestawić garnek z mlekiem, kiedy głową sięga się wyżej klamki. Dla krasnoludka to wysiłek nie lada, ale udało się.
- No tak, ale jak tu grzać mleko, kiedy w piecu nie napalone. Trudno, w końcu nie ma psot bez wysiłku.

Skoczył Urwipał pozbierać chrustu i wkrótce w piecu wesoło buzował ogień.
- No, teraz mogę obejrzeć się za muchami - pomruczał Urwipał. Ale zanim zobaczył choćby jedną muchę, mleko zaczęło podnosić się, pienić - wrzało i było pewne, że zaraz wykipi. Urwipał niewiele zastanawiając się, posunął garnek z ognia. Chwycił kubek i napełnił go gorącym białym płynem. Ocierając pot z czoła, usiadł zmęczony koło pieca. Usłyszał tupot małych nóżek.
- Mamo, to ty mi nalałaś gorącego mleka?

Chłopcu odpowiedział jedynie ciężki oddech chorej kobiety.
- „Z much w mleku to dzisiaj nic nie będzie - pomyślał Urwipał. Ale okruchy chleba to rozsypię po całym mieszkaniu”. Chwycił nóż i ukroił kilka kromek. Gęsto rozsypał okruchy po całej izbie.
Tarzał się w nich i podrzucał do góry. Zabawa długo nie trwała, ktoś znowu podbiegł do stołu.
- Mamo, jaki dobry ten chleb, dziękuję, dziękuję! krzyczał malec.
- „Dobry, dobry”, „dziękuję, dziękuję” - wtórował mu jak echo krasnoludek. Jedz sobie, wieczorem zobaczysz, jak nagotuję mleka z muchami. Czuł jednak, że głos więźnie mu w gardle i powoli coś zaczyna kapać z oczu. Oj, to chyba nie był pot.

Skrzacik rozejrzał się po chacie:
- Chyba tu muszę posprzątać. W takim bałaganie nie widać nawet, że rozspywałem okruchy. Chwycił za miotłę - chata zmieniła się nie do poznania. Minęło kilka godzin, już miał rozpocząć rozsypywanie okruchów, gdy spostrzegł, że zapadł wieczór. Przypomniał sobie, że właściwie, to trzeba by już znowu zagrzać mleka - w końcu planował topić muchy.
Minęły dwa dni. Kobieta wstała z łóżka i mocno przytuliła uradowanego syna. Rozglądała się po chacie, nie wierząc własnym oczom. Wszystko było wysprzątane, naczynia pomyte, nawet tę podziurawioną koszulę malca ktoś zacerował.

- Chyba Bóg nam przysłał armię najlepszych skrzatów - dziwiła się, rozkładając ręce. Co za dobre istoty tu były.
- Dam wam ja „dobre” - pomyślał krasnoludek ocierając pot z czoła. Jak skończę tylko naprawiać te skrzypiące drzwi, to narąbię drewna, ugotuję mleko i wrzucę tam muchę - wcześniej czy później i tak ją wrzucę - w końcu jestem Urwipał, psotnik nad psotniki.


Tomasz Sakiewicz „Bajki dla Marysi i Alicji”, Wyd. Nowy Świat

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin