św. Augustyn - Wyznania.docx

(369 KB) Pobierz
Microsoft Word - augustyn_wyznania.doc

 

             

             

             

             

              ŚWIĘTY AUGUSTYN

             

             

             

             

             

             

             

             

             

             

              WYZNANIA

             

             

             

             

             

             

             

              EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL

             

              MAIL: HISTORIAN@Z.PL

             

             

             

             

             

              MMII ®

             

             

             

             

              KSIĘGA PIERWSZA

              1. Jakże wielki jesteś, Panie. Jakże godzien, by Cię sła-wić. Wspaniała Twoja moc. Mądrości Twojej nikt nie zmierzy. Pragnie Cię sławić człowiek, cząsteczka tego, co stworzyłeś. On dźwiga swą śmiertelną dolę, świadectwo grzechu, znak wyraźny, że pysznym się sprzeciwiasz, Boże. A jednak sławić Ciebie pragnie ta cząstka świata, któryś

              stworzył. Ty sprawiasz sam, że sławić Cię jest błogo. Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I nie-spokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie. Ale daj poznać, Panie — niechże to wreszcie zrozu-miem — czy najpierw człowiek ma Ciebie wzywać, czy sławić?

              I czy w ogóle można Cię wzywać, zanim się Ciebie pozna?

              Bo jakże to? Czy można wzywać nie znając Ciebie?

              Przecież mógłby wtedy człowiek, myląc się, coś innego przyzywać! Lecz może trzeba Ciebie wołać na pomoc, że-by Cię poznać? Ale jakże będą wzywać Tego, w którego jeszcze nie uwierzyli? Jak uwierzą, póki ich ktoś nie pou-czy? l Sławić będą Pana ci, którzy Go szukają. Szukając bo-wiem, znajdą Go, a znajdując — będą Go sławić. 1 Por. Rz 10, 14. Wyznania zawierają bardzo wiele cytatów z Pisma Świętego — albo quasi-cytatów — o różnym stopniu wierności. Odtwarzając je tłumacz starał się być jak najbliż-szy wersji przyjętej w każdym wypadku przez autora i bar-wie jego stylu. W takiej mierze, w jakiej to było możliwe przy tym założeniu, starał się też nawiązywać do dwóch pol-Niechże szukam, wzywając Ciebie, Panie! Niech Cię

              wzywam, wierząc w Ciebie. Bo już nas pouczono o Tobie. Wzywa Cię, Panie, wiara, którą mnie obdarzyłeś. Natchną-łeś mnie tą wiarą przez człowieczeństwo Syna Twego i przez służbę człowieka, który mnie pouczył.

              2. Ale czy mogę Go wzywać? On przecież Bogiem jest i Panem moim! Wzywając, w istocie proszę o to, by przy-szedł do mnie. A czy jest we mnie takie miejsce, do któ-rego mógłby Bóg mój przyjść? On, który niebo i ziemię

              stworzył! Czy w ogóle, Boże mój, jest we mnie cokolwiek, co mogłoby Cię ogarnąć? Czy całe niebo i ziemia, które stworzyłeś i w których mnie stworzyłeś, ogarniają Ciebie?

              A może dlatego, że bez Ciebie nic by nie istniało, wszyst-ko, co istnieje, zawiera Ciebie? Może dotyczy to i mnie, gdy proszę, żebyś przyszedł do mnie... Bo zupełnie nie by-łoby mnie, gdyby Ciebie we mnie nie było! Jeszcze nie jestem w otchłani, a Ty jesteś i tam; choćbym zstąpił do otchłani, tam jesteś. Nie byłoby mnie, Boże mój, zupełnie by mnie nie było, gdyby Ciebie we mnie nie było. A mo-że raczej nie byłoby mnie, gdybym nie istniał w Tobie, z którego wszystko, przez którego wszystko, w którym wszyst-ko? 2 Tak, Panie, tak to właśnie jest. Dokądże więc mam Ciebie wzywać, skoro sam jestem w Tobie? Skąd miałbyś

              przybyć do mnie? Gdzież miałbym stanąć poza niebem i ziemią, aby tam przyszedł do mnie Bóg mój, który rzekł: Niebo i ziemię napełniam...3

              skich tradycyjnych już tekstów biblijnych za które uważa przekłady ks. Jakuba Wujka i ks. Eugeniusza Dąbrowskiego. Nie wszystkie cytaty są w przypisach wskazywane. Aby nie obciążać przekładu Wyznań zbyt wieloma przypisami, powstrzy-mano się na przykład od wskazywania wielu cytatów czy quasi--cytatów z Księgi Psalmów. Cytaty te są nieraz organiczną

              częścią tekstu samego Augustyna. Rzecz polega na tym, że Augustyn myśli frazami biblijnymi.

              2 Por. Rz 11, 36.

              3 Por. Jr 23, 24.

              3.

              Lecz skoro Ty napełniasz niebo i ziemię, czy one Ciebie ogarniają? Czy jeszcze zostaje ta reszta, której ogar-nąć już nie mogą? A gdzie wylewasz to, co z Ciebie zosta-je po napełnieniu nieba i ziemi? Może wcale nie trzeba„

              żeby cokolwiek zawierało Ciebie, który wszystko zawie-rasz? To bowiem, co napełniasz, napełniasz już przez to. samo, że to w sobie zawierasz. Naczynia, pełne Ciebie, unieruchomić Cię nie mogą. Gdy się rozpadają, Ty się nie rozlewasz. A gdy rozlewasz się na nas, nie spadasz, lecz nas podnosisz. Nie rozpraszasz się, lecz nas gromadzisz. Ale napełniając wszystko, czy całym sobą wszystko na-pełniasz? Czy też, nie mogąc Ciebie ogarnąć całego, wszyst-kie rzeczy obejmują tylko część Ciebie? I czy wszystkie tę samą część? Czy poszczególne rzeczy — poszczególne części, większe rzeczy — większe, mniejsze rzeczy —

              mniejsze części? Czy jednak jest w Tobie część większa, część mniejsza? Czy raczej na każdym miejscu jesteś cały, a żadna rzecz Ciebie całego nie ogarnia?

              4. Czymże więc jesteś, Boże mój? Tylko do Ciebie wo-łam, Pana Boga! Bo któż jest Bogiem oprócz Pana? Jakiż

              jest Bóg oprócz Boga naszego?

              O najwyższy, najlepszy, najmożniejszy, bezgranicznie-wszechmocny, najbardziej miłosierny i najsprawiedliwszy, najgłębiej ukryty i najbardziej obecny, najpiękniejszy i najsilniejszy, zawsze istniejący a niepojęty! Niezmienny jesteś, a przemieniasz wszystko, nigdy nie nowy, nigdy nie stary, wszystko odnawiasz, a do starości wiedziesz pysz-nych, gdy oni o tym nie wiedzą. Zawsze działasz, zawsze trwasz w spoczynku, gromadzisz, a niczego nie potrze-bujesz. Podtrzymujesz, napełniasz, osłaniasz. Wszystko-stwarzasz, karmisz, prowadzisz ku doskonałości. Szukasz, a niczego Ci nie brakuje.

              Kochasz, a nie spalasz się; troszczysz się, a nie lękasz; żałujesz, a nie bolejesz; gniewasz się, a spokojny jesteś; dzieła zmieniasz, a nie zmieniasz zamysłu; przygarniasz, co napotkasz, chociaż nigdy tego nie utraciłeś. Nigdy nie je-steś ubogi, a radujesz się zyskiem. Nigdy się nie łakomisz, a żądasz pomnożenia tego, co dałeś. Daje się Tobie ponad obowiązek, abyś Ty był dłużnikiem — a któż z nas ma co-kolwiek, co nie byłoby Twoje? Oddajesz długi, nic winien nie będąc. Długi darowujesz, nic nie tracąc.

              Cóż ja tu mówię, Boże mój, życie, słodyczy mego życia święta! I cóż właściwie mówią ci wszyscy, którzy o Tobie mówić usiłują! Lecz biada, jeśli się o Tobie milczy! Choć-by najwięcej wtedy mówił człowiek, niemową jest. 5. O, któż mi da spoczynek w Tobie? Kto sprawi, że wnikniesz w serce moje, że je upoisz? Niechbym zapomniał

              o

              niedolach moich i tak przycisnął do piersi jedyne moje dobro, Ciebie...

              Czymże Ty jesteś dla mnie? O, sprawić racz, żebym to umiał wyrazić. I czym dla Ciebie jestem ja, że żądasz, abym Ciebie kochał, a jeśli nie chcę, gniewasz się na mnie, grozisz wielkimi nieszczęściami? Czyż małym nieszczęściem byłoby samo to, że nie kochałbym Ciebie? Ach, Panie Bo-że mój, ulituj się nade mną i objaw mi, czym jesteś dla mnie. Powiedz duszy mojej: „Zbawieniem twoim jestem". Tak powiedz, abym usłyszał. Czeka na Twój głos dusza moja, przemów do niej, powiedz duszy mojej: „Zbawie-niem twoim jestem". Pobiegnę za tym głosem, pochwycę

              Ciebie, Panie! Nie odwracaj twarzy ode mnie. Umarłbym, aby nie umrzeć. Aby tę twarz zobaczyć!...

              Ciasna to chatka — dusza moja. Przychodząc, zechciej ją rozszerzyć. Wali się w gruzy — chciej ją podźwignąć. I wiem

              też, Panie, że jest w niej niejedno, co będzie razić

              Twoje oczy. Lecz któż ją oczyści? Do kogóż oprócz Ciebie wołać mam? „Ze skrytych oczyść mnie występków, Panie, i uchroń sługę Twego od obcych."4 Wierzę, dlatego też

              mówię — Ty wiesz, Panie. Czyż nie oskarżyłem siebie o 4 Ps 18, 13—14 (numeracja psalmów według Wulgaty). występki przed obliczem Twoim, Boże mój? A ty odpuści-łeś bezbożność serca mego. Nie będę się prawował z To-bą—z Tobą, któryś Prawdą jest. Nie chcę też karmić się

              złudzeniami, aby nieprawość moja nie kłamała samej so-bie. Nie prawuję się więc z Tobą. Bo dobrze wiem: jeśli na nieprawości będziesz patrzył, Panie, o, Panie, któż się

              ostoi?

              6. Ale chociaż jestem tylko prochem i popiołem, pozwól mi przemówić do miłosierdzia Twego. Pozwól mi mówić, bo oto jest przede mną miłosierdzie Twoje, a nie jakiś

              człowiek, który by mnie wyśmiał. Może i Ty szydzisz ze mnie, ale przecież w końcu nade mną się ulitujesz.5

              O czymże będę mówić, Panie? Czyż nie o tym właśnie, że nie wiem, skąd tu przybyłem, do tego życia, które ku śmierci biegnie? Czy może do tej śmierci, która ku życiu wiedzie? Czekały tu na mnie wszystkie pociechy, jakie za-pewnia Twoje miłosierdzie. Opowiedzieli mi o tym ojciec i matka, z którego i w której ukształtowałeś mnie w cza-sie; bo sam tego okresu nie pamiętam. Była to najpierw słodycz mleka. To nie matka moja ani mamki napełniały sobie piersi, lecz Ty, Panie, przez nie dawałeś mi pokarm, jaki przeznaczyłeś dla niemowląt. Udzielałeś bogactw, ja-kich nie odmawiasz nawet najniższym częściom Twego stworzenia. Tyś także sprawiał, że nie chciałem więcej, niż

              dawałeś, i że moje karmicielki chciały mnie obdarzyć tym, czego im udzielałeś. Kochając mnie zgodnie z Twoim po-stanowieniem, chętnie dawały mi to, co od Ciebie miały w obfitości. Im także wychodziło na dobre, co mnie przy-nosiło pożytek — pożytek, który nie był z nich, lecz tylko przez nie. Bo z Ciebie, Boże, są wszystkie dobra; z Boga mojego — moje ocalenie. Zrozumiałem to później; wołają

              o tym wszystkie wielkie dary, jakich udzielasz i duszy, i ciału. W niemowlęctwie umiałem tylko ssać, a potem u-5 Por. Jr 12, 15. tulić się w błogim spokoju nasycenia, płakać zaś, kiedy ciału coś dolegało. Niczego więcej wtedy nie umiałem. Po pewnym czasie zacząłem się uśmiechać, najpierw przez sen, potem też na jawie. Tak mi przynajmniej opo-wiedziano później. Wierzę, bo widzę to u innych dzieci; sam swego niemowlęctwa oczywiście nie pamiętam. Stopniowo też uświadamiałem sobie, gdzie się znajduję, i usiłowałem wyrażać moje życzenia wobec ludzi, którzy mogli je spełniać. Nie udawało mi się to, gdyż pragnienia te były we mnie, a ludzie przebywali w świecie zewnętrz-nym i nie mieli takiego zmysłu, którym zdołaliby wniknąć

              do wnętrza mojej duszy. Miotałem się i krzyczałem, aby nielicznymi znakami, jakie potrafiłem dawać, wreszcie przejawić życzenia; ale znaki te nie były podobne do tego, co miały naśladować. Gdy nie spełniano mojej woli — czy to dlatego, że jej nie rozumiano, czy też że domagałem się

              czegoś, co mogłoby mi zaszkodzić — złościłem się, że star-si ode mnie nie chcą mi być posłuszni i że ludzie wolni nie chcą służyć mi jak niewolnicy. Płaczem na nich się

              mściłem. Takie zachowanie mogłem potem obserwować u dzieci; one, nic nie wiedząc, pouczyły mnie, jaki byłem w niemowlęctwie, w znacznie większej mierze, niż mogli to uczynić wyposażeni w wiedzę ludzie, którzy mnie wy-chowali. To dzieciństwo moje dawno już umarło, a ja żyję. Ty zaś, Panie, żyjesz zawsze i nigdy w Tobie nic nie umiera. Przed początkami wieków, przed wszystkim, o czym moż-na powiedzieć, że się stało wcześniej — Ty jesteś. I Bo-giem jesteś, Panem wszystkiego, co stworzyłeś. W Tobie istnieją przyczyny wszystkiego, co niestałe, trwają nie-zmienne podstawy wszystkich rzeczy zmiennych, żyją

              wieczne uzasadnienia wszystkiego, co nieobliczalne i co przemija w czasie. Ulituj się, Panie, nade mną biednym; racz mnie oświecić. Czy niemowlęctwo nastąpiło u mnie po jakimś okresie już umarłym? Czy tym poprzednim okresem był czas, gdy przebywałem w łonie matki? I o tym nieco się dowiedziałem; widzę też przecież kobiety w ciąży.

              A jeszcze przed tym okresem, jeszcze wcześniej? Panie mój, Panie umiłowany! Czy byłem już gdziekolwiek? Czy byłem — już wtedy — kimś? Nikt mi nie może powiedzieć

              o

              tym — ani ojciec, ani matka, ani doświadczenie innych ludzi, ani własna pamięć. Może teraz, kiedy tak się dopy-tuję, Ty się uśmiechasz... Bo pewnie żądasz, abym chwalił

              Ciebie i wielbił za to, o czym wiem. Wielbię Cię, Panie nieba i ziemi, dziękując Ci za początki moje i niemowlę-ctwo. Okresów tych nie pamiętam. Ale pozwoliłeś, aby człowiek wiele o sobie samym mógł wnioskować, kiedy się

              innym dzieciom przypatruje; a i u kobiet nieco się rozpyta. Istniałem więc. Żyłem. I już pod koniec niemowlęctwa szukałem znaków, którymi mógłbym uczucia moje oznaj-mić innym. Skądże to, jeśli nie od Ciebie, Panie, mogłaby pochodzić taka istota? Czyż potrafiłby ktoś samego siebie ukształtować? Czy istnieje jakiś skądinąd biegnący kanał, przez który dociera do nas istnienie i życie? Nie! To Ty stwarzasz nas, Panie, Ty, w którym nie ma różnicy między istnieniem a życiem. Bo w najwyższym stopniu istnieć i w najwyższym stopniu żyć — to jest to samo. Nieskończony jesteś i nie zmieniasz się. Nie przemija w Tobie dzień dzi-siejszy, a jednak przemija w Tobie, bo również takie zja-wiska wszystkie w Tobie istnieją. Nie znalazłby dróg prze-mijania, gdybyś Ty owych zjawisk w sobie nie zawierał. Ale ponieważ lata Twoje nie ustaną, dniem dzisiejszym są Twoje lata. Ileż to dni naszych, ileż dni naszych przod-ków przepłynęło już przez Twój dzień dzisiejszy. Z niego zaczerpnęły miarę trwania i samo swoje istnienie, a to sa-mo czerpać z niego będą wszystkie dni, które jeszcze na-dejdą. A Ty jesteś zawsze ten sam. Wszystko, co jutrzejsze i jeszcze

              późniejsze, wszystko wczorajsze i jeszcze daw-niejsze dziś uczynisz, dziś uczyniłeś. Jakże to pojąć mogę?

              Jeśli się nie umie tego pojąć, trzeba samym pytaniem się

              radować. Lepiej jest bowiem znaleźć Ciebie, choćby się

              nie znalazło odpowiedzi, niż byłoby — znaleźć odpowiedź, a Ciebie nie odnaleźć.

              7. Ulituj się, Boże! Jakże straszne są grzechy ludzi. Gdy człowiek tak woła, pochylasz się nad nim miłosier-nie. Stworzyłeś go bowiem, a grzechu w nim nie stworzy-łeś. Kto mi przypomni grzechy, jakie popełniłem w niemo-wlęctwie? Wobec Ciebie wolny od grzechu nie jest nikt, nawet dziecko, które zaledwie jeden dzień przeżyło na ziemi. Kto więc mi przypomni? Może każde z tych maleń-kich dzieci, w których dostrzegam to, czego o samym sobie nie pamiętam?

              Czym grzeszyłem wówczas? Czy tym, że płacząc wyry-wałem się do karmiącej mnie piersi? Gdybym dziś tak łakomie się rwał już nie do piersi, lecz do pokarmu sto-sownego dla moich lat, wyśmiano by mnie i udzielono mi słusznej nagany. Postępowałem więc w sposób zasługują-cy na naganę. Ale ponieważ nie byłem zdolny do jej zro-zumienia, ani zwyczaj, ani prawo nie pozwalały jej udzie-lać. Takich cech wyzbywamy się z upływem lat. A nigdy nie widziałem, żeby rozsądny człowiek, robiąc porządki, wyrzucał rzeczy cenne. Więc i wtedy postępowanie takie nie było dobre — to wymuszanie płaczem nawet rzeczy szkodliwych, złoszczenie się tak zażarte na ludzi wolnych, że nie chcą być niewolnikami, na dorosłych, na własnych rodziców i innych ludzi rozumnych, że nie są posłuszni na każde skinienie. Gorzej jeszcze — te próby, w miarę dzie-cięcych sił, bicia dorosłych za to, że nie spełniają rozka-zów, wtedy gdy ich spełnienie przyniosłoby dziecku szko-dę. Niewinność niemowląt polega na słabości ciała, a nie na niewinności duszy. Na własne oczy widziałem zazdrość

              małego dziecka: jeszcze nie umiało mówić, a pobladłe ze złości spoglądało wrogo na swego mlecznego brata. Przecież wszyscy o tym wiedzą! Matki i piastunki powia-dają, że potrafią stłumić takie wady. Jakim sposobem —

 

              nie wiem. Ale czy można by upatrywać przejaw niewinno-ści w tym, że wobec obfitego i aż nadmiernego źródła mle-ka nie znosi się obok siebie innej istoty, także w najwyż-szym stopniu potrzebującej opieki i żywiącej się tylko tym jednym pokarmem? Traktujemy te rzeczy lekko nie dlatego, jakoby chodziło o sprawy nieistotne, błahe, lecz dlatego, że się z nich wyrasta. Nie są to rzeczy błahe. Tru-dno jest na takie zjawiska patrzeć spokojnie wtedy, gdy się przejawiają u kogokolwiek, kto już nie jest dzieckiem. O Panie Boże mój, to Ty mi dałeś jako dziecku życie i ciało. Ty obdarzyłeś ciało zmysłami, wyposażyłeś je w członki i nadałeś mu właściwe proporcje. I wszczepiłeś w to ciało instynkty służące jego sprawności i bezpieczeń-stwu. Każesz mi za to chwalić i wielbić Cię, i pieśnią sła-wić imię Twe, najwyższy Panie. Choćbyś niczego więcej ponad to nie uczynił, już byłbyś Bogiem wszechmocnym. i dobrym. Nikt bowiem inny nie mógłby tego dokonać, Ty jeden tylko, od którego pochodzi wszelka miara, o Naj-piękniejszy, który kształtujesz wszystko i prawem swoim wszystko porządkujesz.

              Ten w moim życiu okres, którego nie pamiętam i o któ-rym muszę dowiadywać się od innych, jak też opierać się

              na obserwacji niemowląt — co zresztą daje wiedzę dosyć

              pewną — z przykrością doliczam do czasu, jaki przeżyłem w tym świecie doczesnym. Pod względem gęstości mroku zapomnienia okres ten jest równy poprzedniemu, przeby-temu w łonie matki. Skoro zaś w nieprawości zostałem po-częty i w grzechach nosiła mnie w łonie matka 6, to gdzież, Boże mój, gdzie i kiedy ja, Twój sługa, byłem niewinny?

              Ale już tamten czas porzucam. Bo cóż mnie jeszcze mo-że z nim wiązać, skoro nie dostrzegam żadnych jego śla-dów?

              8. Czy to ja przeszedłem z niemowlęctwa do chłopięctwa,

             

             

             

             

             

             

             

             

              9 Por. Ps 50, 7.

             

              czy raczej ono do mnie zawitało, następując po niemowlę-ctwie? Lecz niemowlęctwo przecież nie odeszło... Bo gdzież

              by miało pójść? Dość jednak, że już go nie było. Nie byłem niemowlęciem. Gadałem. Byłem już chłop-cem. To już pamiętam. Potem zrozumiałem, w jaki sposób na-uczyłem się mówić. Dorośli nie uczyli mnie poszczególnych słów w takiej określonej kolejności, jak później uczyli li-ter. To było tak, że ja sam dzięki rozumowi, jakim obda-rzyłeś mnie, Panie, usiłowałem jękami, najróżniejszymi dźwiękami, gestami wyrazić moje uczucia, aby spełniano moją wolę; nie udawało się wyrazić wszystkiego ani wy-razić tego wobec wszystkich, do których się zwracałem. Zachowywałem w pamięci dźwięk, jakim oni daną rzecz nazywali, i gdy widziałem, że pod wpływem takiego dźwię-ku poruszają się w pewnym kierunku, pojmowałem, że nazywają daną rzecz tym właśnie dźwiękiem, który wypo-wiadają wtedy, kiedy chcą na nią wskazać. Tę ich intencję poznawałem z ruchów ciała, z czegoś, co jest jakby naturalną mową wszystkich ludzi, wszystkich ludów, polegającą na wyrazie twarzy, poruszeniach oczu, na różnych gestach, jak też na samym brzmieniu głosu, które ujawnia nastawienie wewnętrzne człowieka w proś-bach, stwierdzeniach, odmowach i poleceniach. Stopniowo rozpoznawałem, jakie rzeczy oznaczane są słowami, które się często pojawiały w określonych miejscach różnych zdań, a opanowawszy wymowę tych słów, wyrażałem za ich pomocą własne życzenia. Odtąd mogłem wymieniać

              znaki życzeń z ludźmi, pośród których żyłem.

              Taką to drogą wszedłem głębiej w burzliwe życie ludz-kiej społeczności, zależny od władzy rodziców i innych do-rosłych. 9. Boże mój, ile ja się tam nacierpiałem, ile zniosłem po-niewierania, gdy nakazywano mi posłuszeństwo wobec wy-chowawców, którzy zachęcali mnie do kariery, jaką otwo-rzy przede mną retoryka. Miało to zapewnić cześć u ludzi i fałszywe bogactwo. Posłano mnie do szkoły, abym po-znawał nauki, których pożytek był dla mnie, biedaka, zu-pełnie niepojęty. Ilekroć opuściłem się w pracy, brałem w skórę. Taką metodę narzucili dorośli. Wielu chłopców, którzy żyli przede mną, przeszło już tę samą ciernistą

              ścieżkę. Teraz ją musiałem przewędrować ja; nie dosyć

              jeszcze było trudu i udręki ludzkiej...

              Spotkałem jednak ludzi, którzy się modlili do Ciebie, Panie, i właśnie od nich nauczyłem się modlitwy. A mia-łem takie o Tobie wyobrażenie, do jakiego wówczas by-łem zdolny: wyobrażałem sobie Ciebie jako kogoś bardzo wielkiego, kogoś, kto wprawdzie nie ukazuje się naszym oczom, ale może nas wysłuchać i pomóc nam. Już jako ma-ły chłopiec zacząłem się modlić do Ciebie, pomocy i uciecz-ko moja. Po to, aby do Ciebie wołać, rozerwałem więzy, które mój język pętały. Mały byłem, ale wielkie uczucie płonęło w tym zwróconym do Ciebie błaganiu, żeby nie bili mnie w szkole. A gdy mnie nie wysłuchiwałeś, co nie ku głupstwu dla mnie było 7, baty, jakie dostawałem, bu-dziły śmiech dorosłych, nawet moich rodziców, którzy na pewno niczego złego mi nie życzyli. A baty były dla mnie prawdziwą, ciężką niedolą!

              Myślę o tym, Panie mój, czy jest gdzieś człowiek tak wielkiego ducha, tak przemożnym uczuciem do Ciebie przykuty... Nie mówię tu oczywiście o tych, którzy są nie-złomni dzięki nieczułcści. Ale czy jest ktoś, co tak żarliwie do Ciebie przywarł i tak wzniosie ducha swego nastroił, że koła, haki i inne tortury najstraszniejsze, o których uchy-lenie błagają Ciebie w trwodze ludzie we wszystkich krai-nach potrafi aż tak lekceważyć, iż się śmieje z ludzi, któ-rzy bledną na myśl o tych mękach — śmieje się tak wła-śnie, jak moi rodzice żartowali sobie z cierpień, jakie mi zadawali, nauczyciele? Nie mniej się bałem tych cierpień, 7  Por. Ps 21. 3.

              niż inni boją się tortur. I nie mniej żarliwie błagałem Cię

              o ich oddalenie. A winą moją było to, że mniej pisałem, czytałem, w ogóle mniej myślałem o nauce, niż wymagano ode mnie.

              Nie brakowało mi, Panie, pamięci ani zdolności. Obda-rzyłeś mnie nimi, jak na mój wiek, dostatecznie. Przepa-dałem jednak za zabawami. Karę zaś wymierzali mi ludzie, którzy też się zabawiali.

              Głupstwa dorosłych nazywa się zajęciami. Kiedy zaś

              chłopcy głupstwami się zajmują, dorośli wymierzają im karę. I nikt się nie lituje ani nad chłopcami, ani nad do-rosłymi, ani nad jednymi i drugimi. Żaden naprawdę spra-wiedliwy sędzia nie pochwaliłby bicia mnie za to, że jako mały chłopiec grałem w piłkę, a zabawa ta przeszkadzała mi w szybkim zdobyciu wykształcenia, dzięki któremu miałem się w przyszłości jako dorosły oddawać znacznie gorszym zabawom. Czyż człowiek, który mnie bił zacho-wywał się w życiu lepiej ode mnie? Jeśli w jakiejkolwiek dyspucie został przez innego uczonego pokonany, bardziej go żółć zalewała niż mnie, gdy przegrałem z kolegą w piłkę.

              10. A jednak grzeszyłem, Panie Boże, Prawodawco na-tury, Stwórco wszystkiego w niej oprócz grzechu. Grzeszy-łem sprzeciwiając się rozkazom rodziców i nauczycieli. Bo przecież niezależnie od tego, w jakiej intencji moi bliscy żądali ode mnie odbycia studiów, mogłem w przyszłości wykorzystać to wykształcenie do dobrych celów. Moje nie-posłuszeństwo wobec starszych nie polegało na wybieraniu rzeczy lepszych. Jego źródłem była pasja zabawy, ambicja odnoszenia zwycięstw w różnych grach, jak też napawanie uszu przeróżnymi baśniami scenicznymi. Uszy tym bardziej tego pragnęły, im więcej miały podniety. Oczy moje z co-raz większą ciekawością się otwierały na takie widowiska, bo były to... widowiska dorosłych. Ci, którzy je organizują, są tak wysoko postawieni w społeczeństwie, że niemal wszyscy ludzie uważają za wskazane prowadzić tam swoje dzieci. A potem bez oporu pozwalają te dzieci bić, jeśli przez takie spektakle zaniedbały się w nauce. W tej nauce, która w zamierzeniu rodziców ma dzieciom umożliwić zdo-bycie w życiu odpowiedniej pozycji, aby mogły w przy-szłości organizować takie właśnie widowiska... Miłosiernie spojrzyj na to, Panie, i uwolnij nas, którzy już potrafimy Ciebie wzywać! Także tych, którzy jeszcze Ciebie nie wzy-wają, uwolnij, by zaczęli wołać do Ciebie — i abyś ich uwolnił.

              11. Na szczęście już jako mały chłopiec dowiedziałem się

              o życiu wiecznym obiecanym nam przez naszego Pana, który pokornie zstąpił do nas, grzeszników pełnych pychy. Od samego urodzenia żegnano mnie znakiem Jego krzyża i kosztowałem Jego soli. Bo matka moja gorąco w Ciebie wierzyła. Kiedy w chłopięctwie chwyciły mnie pewnego razu okropne bóle żołądka, kiedy trawiła mnie gorączka i już niemal konałem, widziałeś, Boże mój, widziałeś — bo już wtedy czuwałeś nade mną — z jaką natarczywością, z jaką wiarą od mojej pobożnej matki i od Matki nas wszyst-kich, czyli od Kościoła, domagałem się chrztu w imię

              Chrystusa, Syna Twego, który jest Bogiem moim i Panem. Moja ziemska matka od razu przystąpiła do dzieła. W swo-im czystym sercu, pełnym wiary w Ciebie, bardziej cier-piała rodząc mnie ku wiecznemu zbawieniu niż niegdyś

              rodząc cieleśnie. Szybko robiła wszystkie przygotowania. I gdybym nagle nie wyzdrowiał, dopuszczono by mnie wówczas do zbawczego sakramentu; oczyszczony byłbym wyznaniem wiary w Ciebie, Panie Jezu, ku odpuszczeniu grzechów. Odwlokło się moje oczyszczenie, bo uważano, że jeśli będę żył nadal, jeszcze nieraz splamię się grze-chem. A po chrzcie wina taka byłaby większa i bardziej niebezpieczna.

              Już wtedy wierzyłem, jak i matka, i cały nasz dom oprócz jednego tylko ojca, który jednak nie zdołał udarem-nić wpływu pobożnej matki i odwieść mnie od wiary w Chrystusa; on sam jeszcze w Niego nie wierzył. Matka ze wszystkich sił starała się, abyś Ty, Boże mój, racze...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin