Harlequin na Życzenie 35 - Niespodzianka na walentynki.pdf

(1129 KB) Pobierz
765802772.002.png
DeAnna Talcott
Walentynki w Valentine
Z cyklu Bratnie Dusze
765802772.003.png 765802772.004.png 765802772.005.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Blondynka, która od dłuższego czasu kręciła się w pobliżu
wejścia, bezwiednym gestem poprawiła włosy i kolejny raz popatrzyła
na wiszący na ścianie zegar. Venus, pani naczelnik poczty w Valentine,
niewielkim miasteczku w stanie Kansas, podniosła wzrok znad sterty
listów i badawczo przyjrzała się nieznajomej.
Robiła miłe wrażenie. Jasne włosy układały się w miękkie loki, a
sądząc po drobnych zmarszczkach w kącikach niebieskich oczu, była
dobrze po trzydziestce. Venus natychmiast pojęła, że wszystko mówią
o niej uwodzicielskie kolczyki, te malutkie misie z
czternastokaratowego złota.
Blondynka popatrzyła na nią uważnie, wreszcie podjęła szybką
decyzję i podeszła do okienka.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, chodząc tak od ściany do
ściany. Czekam na kogoś. Znamy się tylko korespondencyjnie.
Umówiliśmy się na poczcie, tak wydawało się najlepiej.
- Nie ma problemu. To miejsce publiczne, przez cały dzień
przychodzą interesanci. Wcale mi pani nie przeszkadza.
Blondynka nerwowo kręciła guzikiem przy lnianym żakiecie,
rozglądała się wokół, aż wreszcie zatrzymała wzrok na fotografii
wiszącej na tablicy ogłoszeń. Venus, która zabrała się do ważenia
paczek, dla podtrzymania rozmowy wyjaśniła:
- To Mariah. Zdjęłam listy gończe FBI i powiesiłam zdjęcie
Anula & pona
765802772.001.png
najmłodszego wnuczka pana Tomlinsona. Uwielbia opowiadać o
swoich wnukach, więc chciałam mu zrobić przyjemność. Teraz każdy
może podziwiać najmłodszego Tomlinsona.
Blondynka w zamyśleniu popatrzyła na podobiznę niemowlęcia.
- Zawsze bardzo pragnęłam mieć dzieci - powiedziała z żalem. -
Ale niestety nie mogę.
- Och, bardzo mi przykro. Nie chciałam...
- Niech pani nie przeprasza. - Wyciągnęła rękę. - Poznajmy się,
jestem Moira. Mam wyrzuty sumienia, że zabieram pani czas i
zwierzam się ze swoich sekretów. Choć domyślam się, że pracując na
poczcie, wiele się można dowiedzieć o bliźnich.
Venus uśmiechnęła się tajemniczo.
- Cóż, tak jest, w pewnym sensie. - Ale nie w takim, w jakim się
domyślasz, dodała w duchu.
Zapadła cisza, w trakcie której do środka wszedł Jake Crowell i
skierował się do okienka, zaś Venus doznała olśnienia. Daremnie
próbowała odepchnąć pokusę. To wprost wymarzona sytuacja. Lepiej
być nie może.
Ma przed sobą kobietę, która pragnie być matką.
Jake od dwóch lat jest wdowcem i samotnie boryka się z wy-
chowaniem trzech ślicznych córeczek.
Czegóż trzeba więcej? W dodatku tej blondynce dobrze patrzy z
oczu, a przeczucie jeszcze nigdy nie zawiodło Venus.
- Przepraszam, możesz powtórzyć nazwisko? - poprosiła.
- Moira. Moira McPerson.
Anula & pona
- Skąd jesteś?
- Z Chicago. Ale wiele wskazuje, że wkrótce zamieszkam w tych
stronach. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli...
- Cześć! - Mocny głos Jake'a wypełnił niewielką salę. - Jest dla
mnie jakaś poczta?
Moira odwróciła się i nieco odsunęła, by zrobić mu miejsce przy
okienku. Jake z roztargnieniem przesunął wzrokiem po nieznajomej.
Do diabła, nawet przez sekundę na siebie nie popatrzyli,
pomyślała Venus i zmarszczyła brwi, z udawaną uwagą przerzucając
listy.
- Nic specjalnego, głównie reklamówki - mruknęła, przekładając
koperty. - Jake - dodała zmienionym, pełnym słodyczy głosem - chyba
nie miałeś okazji poznać Moiry McPerson?
Jake gwałtownie zamrugał.
- Dopiero przyjechała do Valentine. Z Chicago. Odwrócił się i
machinalnie wyciągnął rękę.
- Moira, to Jake Crowell. Prowadzi sklep żelazny, ale przede
wszystkim opiekuje się trzema ślicznymi córeczkami, najpiękniejszymi
dziewczynkami w całym stanie.
- Jestem wdowcem - wyjaśnił Jake, ujmując delikatną dłoń
Moiry.
- Rozumiem... - Podniosła na niego błękitne oczy. Uśmiechnięta
twarz Jake'a zmieniła się w jednej chwili. Jakby Moira rzuciła na niego
urok.
Wystarczyła sekunda! I już!
Anula & pona
Zgłoś jeśli naruszono regulamin