Cena miłości - Krentz Jayne Ann.doc

(414 KB) Pobierz

STEPHANIE JAMES

Cena miłości

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Adena była dwudziestoośmioletnią kobietą o turkusowych w oczach i raczej interesującej niż pięknej twarzy, obramowanej długimi do ramion ciemnoblond włosami. Ot, miła i atrakcyjna, ale zupełnie zwyczajna kobieta.  Tylko wyjątkowo bystry obserwator dostrzegłby siłę charakteru i inteligencję na jej sympatycznej twarzy.

Stała przy oknie skąpo oświetlonego gabinetu i bezmyślnie patrzyła na Zatokę San Francisco. Oddalone światła wielkiego miasta połyskiwały w mroku jak fantastyczny naszyjnik olbrzyma. Z okna eleganckiego, położonego na skarpie domu rozciągał się widok na osiedle Sausalito, leżące na północnym krańcu mostu Golden Gate.

Bardzo tu ładnie, ale w San Francisco też mi się podoba, pomyślała Adena i uśmiechnęła się do siebie. Z rozkoszą tam wrócę, jak tylko załatwię tę sprawę. Sprawa, z którą przyjechała do Sausalito, była wyjątkowo nieprzyjemna. Adena pragnęła pozbyć się kłopotu i czym prędzej wrócić do domu.

Dopiero tam spokojnie zastanowi się nad wszystkimi zmianami. Jeszcze tylko ta jedna rozmowa z Holtem Sinclairem i można będzie przekreślić przeszłość grubą kreską, a potem zastanowić się nad przyszłością. Adena tak głęboko zatonęła we własnych myślach, że nawet nie usłyszała, kiedy otworzyły się drzwi gabinetu

- Czy panna West? - zapytał mężczyzna, który wszedł do w pokoju. Zapalił światło i uważnie przyglądał się Adenie. - Nazywam się Holt Sinclair. Podobno chciała się pani ze mną widzieć.

Adena skinęła głową. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tego człowieka. Sądziła, że będzie znacznie starszy, tymczasem Holt Sinclair mógł mieć co najwyżej czterdzieści lat. Sprawiał wrażenie bezlitosnego twardziela. Świdrował ją wzrokiem, jakby chciał odgadnąć najskrytsze myśli dziewczyny.

Adena poczuła się nieswojo. Szybko wytłumaczyła sobie, że miała okropny dzień, że to wcześniejsze wydarzenia spowodowały jej zdenerwowanie i że obecność tego mężczyzny nie ma z tym nic wspólnego. Po raz pierwszy też dziewczyna zwątpiła w to, czy dobrze zrobiła, przyjeżdżając do Holta Sinclaira.

Może ta rozmowa wcale nie była konieczna? Może on wcale nic chce, żeby ktokolwiek przed czymkolwiek go ostrzegał? Holt Sinclair wyglądał jak człowiek, który istotnie nic potrzebuje niczyjej pomocy. Miał prosty nos, ostro zarysowany podbródek i delikatne zmarszczki wokół ust i oczu.

Na pewno nie był przystojny, za to określenie „doświadczony mężczyzna" doskonale do niego pasowało. Flanelowa koszula i luźne spodnie pozwalały się domyślać ukrytych pod ubraniem muskularnych ramion i płaskiego brzucha. Krótko mówiąc, Holt Sinclair zrobił na Adenie duże wrażenie.

Hola, skarciła samą siebie. Przyjechałaś tu w interesach i już nigdy więcej nie spotkasz tego człowieka, a więc do rzeczy.

- Tak, to ja jestem Adena West - powiedziała.

- Tyle wiem od mojej gospodyni. Proszę spocząć.

Wskazał dziewczynie pomalowane na czerwono krzesełko. Sam usiadł w czarnym, skórzanym fotelu za równie czerwonym jak krzesełko biurkiem.

- Bardzo przepraszam, że nachodzę pana w domu - zaczęła Adena ale pańska sekretarka powiedziała mi, że nie zastanę pana w biurze.

- A sprawa, z którą pani do mnie przyszła, nie może czekać? - dokończył za nią domyślnie.

- Raczej nie. Widzi pan, ja pracuję... - Adena zawahała się, ale jednak postanowiła nie informować Sinclaira o tym, że właśnie zrezygnowała z pracy. Pracuję w Carrigan Labs.

- O! U konkurencji. Czyżby Brad Carrigan znalazł się w tak rozpaczliwej sytuacji, że próbuje mnie przekupić? - zakpił Sinclair.

- Panie Sinclair - powiedziała Adena cicho.

Pożałowała swojej decyzji. Należało pozostawić tego człowieka własnemu losowi.

- Delikatnie mówiąc, mam za sobą bardzo ciężki dzień. Nie przyjechałam tu po to, żeby wysłuchiwać niewyszukanych męskich żarcików.

- To znaczy, że nie występuje pani w roli łapówki. Szkoda. Coś mi mówi, że urozmaiciłaby pani mój szary i nudny dzień pracy. - Sinclair wstał zza biurka i podszedł do znajdującego się w rogu pokoju czarnego barku. - Ponieważ chce pani ze mną rozmawiać o mniej interesujących sprawach, możemy przynajmniej przeprowadzić tę rozmowę w cywilizowanych warunkach. - Nalał brandy do dwóch małych szklaneczek. Jedną z nich podał Adenie.

Przyjęła ją bez namysłu, wiedząc, że odmowa przedłużyłaby niepotrzebnie jej pobyt w tym czarno-czerwonym gabinecie. Nie miała jednak zamiaru pić alkoholu. Postawiła szklaneczkę na stoliku.

- To znakomita brandy. Naprawdę - zachwalał Sinclair.

- Wierzę panu, ale nie przyjechałam tu na towarzyską pogawędkę. Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, panie Sinclair...

- Proszę mówić do mnie: Holt.

- Dziękuję - odrzekła automatycznie, chociaż forma, w jakiej miała się zwracać do tego mężczyzny, była zupełnie nieistotna. Widzieli się przecież pierwszy i ostatni raz w życiu. - Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym wreszcie przejść do rzeczy. Od roku pracuję w Carrigan Labs jako księgowa i...

- Czy Carrigan wie, że tu jesteś? - przerwał jej Holt.

- Nie.

- Tak właśnie myślałem. Słucham dalej.

- A więc jak mówiłam, od roku pracuję w tamtej firmie jako księgowa - ciągnęła. - Ostatnio pojawiły się dosyć dziwne wydatki, które budzą wątpliwości w normalnie funkcjonującym przedsiębiorstwie...

- Księgowy zawsze wypatrzy trudne do wyjaśnienia wydatki. - Sinclair uśmiechnął się krzywo.

- Będę się streszczać, panie Sinclair.

- Holt - poprawił ją.

- O ile zdołałam się zorientować, te nadzwyczajne wydatki były przeznaczone na, nazwijmy to, „płacę" dla jednego z wysoko postawionych pracowników pańskiej firmy. - Adena spodziewała się, że zaszokuje Sinclaira swoją rewelacją, on tymczasem wypił łyk brandy i najspokojniej w świecie czekał na dalszy ciąg opowiadania.

- Ja... - dukała Adena, trochę zbita z tropu. - Właściwie nic mam na to żadnych konkretnych dowodów... Chyba rozumiesz. Żeby je zdobyć, należałoby przeprowadzić dokładne śledztwo, ale i tak było tego dosyć, żeby... żebym poszła do szefa na rozmowę.

- Powiedziałaś o swoim odkryciu Bradowi Carriganowi?

- Moim bezpośrednim przełożonym jest Jeff, a nie Brad. - Adena wciąż miała w pamięci tamtą niemiłą scenę.

Zakończyła się ona nie tylko zwolnieniem jej z pracy, ale także zerwaniem znajomości, która miała szansę przerodzić się w trwały związek. Dziewczyna właściwie sama nie wiedziała, czy bardziej zdenerwowała ją nieuczciwość Jeffa w prowadzeniu interesów, czy też fakt, że wcześniej nie dostrzegła w nim tej podłej cechy.

- Co na to Jeff Carrigan? - zapytał cicho Holt.

Adena dopiero teraz poczuła, że jego ciepły głos wprawiają w drżenie. Nie wiadomo dlaczego przywiódł jej na myśl mroczne głębiny oceanu. Może zmęczony umysł w ten sposób sygnalizował niebezpieczeństwo?

- Potwierdził... Nie chciałabym wdawać się w szczegóły. Proszę przyjąć do wiadomości, że Carrigan Labs wypłaciła jednemu z pracowników Sin Tech kilka tysięcy dolarów. O ile zdołałam się zorientować, osoba ta zatrudniona jest w dziale produkującym cienkie powłoki. Moim zdaniem, sprzedaje konkurencji pańskie tajemnice przemysłowe.

Adena odetchnęła z ulgą. Najgorsze miała już za sobą. Przygnało ją tutaj silne poczucie obowiązku. Obowiązek wypełniła i wreszcie mogła spokojnie wrócić do domu.

Holt wpatrywał się w swoją szklankę, jakby w bursztynowej brandy szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania.

- Mówiłaś, że Brad Carrigan nic nie wie o twojej wizycie u mnie - odezwał się wreszcie, przeszywając dziewczynę ostrym jak szpilka spojrzeniem. - Czy jego synowi także o tym nie mówiłaś?

- Też nie.

- Rozumiem. Chciałbym jednak usłyszeć, jak młody Carrigan zareagował na postawione mu zarzuty.

- Wolałabym o tym nie rozmawiać.

- Trudno. W każdym razie po rozmowie z nim postanowiłaś przyjechać do ranie. - Holt ze zrozumieniem skinął głową.

- Przyjechałam tu, ponieważ uważam, że masz prawo wiedzieć o istnieniu nieuczciwej konkurencji.

- Bardzo chwalebny uczynek. Naprawdę nie chcesz nawet spróbować brandy, Adeno?

Dziewczyna popatrzyła na stojącą przed nią pełną szklankę. Z ociąganiem sięgnęła po trunek i posłusznie upiła łyczek z kryształowego naczynia.

- Rozumiem, że księgowa rozmawiająca o finansach musi zachować trzeźwy umysł - skomentował jej wstrzemięźliwość Holt. - Tym razem jednak nie ma się czego obawiać. Masz do czynienia z uczciwym facetem.

- Jestem przekonana, że tak jest w istocie, ale chciałabym wreszcie wrócić do domu. Przykro mi, że nie zdołałam ustalić nazwiska zdrajcy, ale może i bez tego uda ci się zlikwidować przeciek. - Adena wstała szczęśliwa, że upiorny dzień, jeden z najgorszych w jej życiu, wreszcie dobiegł końca.

Lekko szumiało jej w głowie. Pomyślała sobie, że nawet malutki łyczek alkoholu to dla niej tego wieczoru zbyt duża dawka.

- Nic martw się. - Holt także podniósł się z miejsca. Znam nazwisko człowieka, który sprzedaje tajemnice produkcji Sin Tech.

- Co takiego? - Adenę po prostu zatkało.

- Zapewniam cię, że mimo to cieszę się, że przekazałaś mi informację. Usiądź, proszę i napij się ze mną.

Adena nic wierzyła własnym uszom. Tyle przykrych rzeczy się dziś wydarzyło, tyle poświęcenia kosztowała ją wizyta u Sinclaira, a on tymczasem spokojnie oświadcza, że o wszystkim wiedział.

Usiadła i sięgnęła po szklankę z alkoholem. Tym razem pozwoliła sobie na potężny łyk bursztynowego trunku.

- Nie musisz wypijać wszystkiego na raz - zażartował Holt.

- Wiedziałeś! - rzuciła Adena oskarżycielskim tonem. - Ty o wszystkim wiedziałeś!

- Nasz zdrajca jest inżynierem. Pracuje w laboratorium, zajmującym się udoskonalaniem cienkich powłok lakierniczych - wyjaśnił Holt. - Od trzech miesięcy przekazuje informacje do Carrigan Labs. Naprawdę szybko odkryłaś całą sprawę. Moje gratulacje. Musisz być bardzo dobrą księgową.

- Kiedy? Jak ci się udało trafić na jego ślad? - pytała Adena.

- Przyłapałem go prawie zaraz, jak tylko zaczął. Postanowiłem nie przerywać tego procederu, dopóki nic zdobędę wystarczających dowodów, żeby zwolnić tego człowieka. Oczywiście natychmiast został odsunięty od wszystkich naprawdę ważnych badań.

- A więc niepotrzebnie przyjechałam - uśmiechnęła się gorzko Adena. - Przepraszam, że zepsułam ci wieczór.

- Ależ naprawdę jestem ci wdzięczny. - Sinclair nie odrywał oczu od dziewczyny. - Bardzo chciałbym jakoś ci to okazać.

- To nic wielkiego.- Adena zwietrzyła grożące jej niebezpieczeństwo. - Zrobiłam tylko to, co uważałam za słuszne. Teraz jednak chciałabym wrócić do domu.

- Jadłaś obiad? - zapytał Holt, jakby odgadł, że wypita na pusty żołądek brandy mocno szumi w głowie gościa.

- Nie miałam czasu. Najpierw przyjechałam tutaj. Chciałam jak najprędzej załatwić tę sprawę i o wszystkim zapomnieć.

- Wyobrażam sobie. Czy po raz pierwszy robisz coś takiego?

- Można to tak nazwać - odrzekła po chwili wahania, chociaż nie potrafiła zrozumieć, o co mu chodzi.

- Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy. - Holt ze zrozumieniem pokiwał głową. - Na dodatek okazało się, że twoje informacje wcale mnie nic zaskoczyły. Mimo to bardzo cię proszę, żebyś została i zjadła ze mną małe co nieco. Wprawdzie moja gospodyni już wyszła, ale ona zawsze zostawia mi takie porcje, że można by nimi nakarmić pułk wojska. Zresztą po takiej ilości mocnego alkoholu nie powinnaś siadać za kierownicą.

Holt wstał zza biurka i zanim Adena na dobre zorientowała się w sytuacji, już prowadził ją przez hol do dużej, nowocześnie urządzonej kuchni. Tutaj także dominowała czerwień, urozmaicona białym połyskiem podłogi i nielicznymi czarnymi drobiazgami.

- To naprawdę bardzo miłe, panie Sinclair - broniła się Adena - ale ja nie mogę...

- Bzdura. Nigdy nie bywam miły. Poza tym zapomniałaś chyba, że mówimy sobie po imieniu. - Holt puścił ramię dziewczyny i podszedł do piekarnika. - Co my tu mamy? - mruczał. - A, zapiekanka! To znaczy, że gdzieś jest schowana sałatka. - Otworzył lodówkę. - Tak właśnie myślałem uśmiechnął się. - Czy zechciałabyś podać talerze? Są w tamtej szafce.

Adena znalazła talerze i posłusznie ustawiła je na czarnym kuchennym stole. Nie potrafiła znaleźć żadnego logicznego wykrętu, żadnego powodu na tyle istotnego, żeby wyjść z tego domu. Zdołała nawet przekonać samą siebie, że mała przekąska dobrze jej zrobi.

- Najpierw coś zjemy, a potem dokończymy naszą rozmowę o interesach. - Holt usadowił się obok niej przy stole i nakładał zapiekankę.

- Nie bardzo jest o czym rozmawiać. - Adena wzruszyła ramionami.

- Nic podobnego - uśmiechnął się z wyższością Holt. - Musisz wierzyć w siebie, bo inaczej do niczego w tej branży nie dojdziesz.

- Nie bardzo rozumiem, o czym ty mówisz. Mógłbyś mi wyjaśnić?

- Nieważne. Porozmawiamy o tym po obiedzie. Nałóż sobie sałatki i opowiedz mi coś o sobie - poprosił Holt.

- A po co?

- Chciałem tylko okazać ci uprzejmość.

- Rozumiem. No więc mieszkam w San Francisco, lubię dobre jedzenie i bardzo rzadko chodzę do kina. Wolę czytać książki. Wystarczy? A może chcesz się jeszcze dowiedzieć, spod jakiego jestem znaku i na kogo głosowałam w ostatnich wyborach?

- Widzę, że masz ostry język.

- Przepraszam - Adena westchnęła ciężko. - Jestem u kresu sił.

- Już ci mówiłem, że to rozumiem. Przestań się denerwować. Wszystko będzie dobrze - pocieszył ją Holt. - Co wolisz na deser: mus czekoladowy czy placek cytrynowy?

- Twoja gospodyni bardzo o ciebie dba.

- Nie ma innego wyjścia. Płacę jej tyle, że nie mogłaby inaczej.

- Odnoszę wrażenie, że dostajesz to, za co płacisz. - Adena zdobyła się na taką samą chłodną obojętność, jaką w tej sprawie zaprezentował gospodarz.

- Ja też tak uważam. W ogóle jestem szczęściarzem. Stać mnie na to, żeby zapłacić za wszystko, czego chcę albo potrzebuję pochwalił się.

- Moje gratulacje - wymamrotała Adena z ustami pełnymi sałatki.

- Dziękuję. No wiec, co wybierasz: ciasto czy mus czekoladowy?

- Poproszę o ciasto.

- Wreszcie trochę lepiej wyglądasz. - Holt przyglądał jej się zadowolony.

- Nie wiedziałam, że wyglądałam jak wiedźma. - Tym razem Adena trochę się rozzłościła.

- Aż tak źle nic było. - Holt zaśmiał się donośnie. Wstał od stołu i zebrał talerze. - Chodź, zjemy deser w pokoju. - Nie czekając na Adenę, wziął talerzyki z ciastem i wyszedł z kuchni.

Adena znów nie miała innego wyjścia, jak tylko podążyć za nim. Bardzo głupio się czuła. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak wierny piesek. Dopiero teraz przypomniała sobie o własnym psie. Miała nadzieję, że sąsiadka nie zapomniała wyprowadzić Maksa na spacer.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał Holt, ustawiając talerzyki na szklanym stoliku, stojącym przed wielką kanapą z czarnej skóry.

- Właśnie sobie pomyślałam, że kiedy mój sznaucer plącze mi się pod nogami w nadziei na smaczny kąsek, czuje pewnie to samo co ja, idąc za tobą.

- Psy także mają swoją cenę - Holt zaśmiał się ciepło. - Tak jak wszystko i wszyscy na tym świecie. W przypadku psów jest to jedzenie.

- Coś mi się wydaje, że doprowadziłeś do perfekcji swój kapitalistyczny pogląd na świat.

- A ja odnoszę wrażenie, że twój ogląd świata aż tak bardzo nie różni się od mojego.

- Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, co miało znaczyć to ostatnie zdanie? - zapytała Adena.

- Tylko to, że twoja dzisiejsza wizyta w tym domu nie poszła na marne.

- Jak to: nie poszła na marne? - Dziewczyna zaczęła coś podejrzewać. - Przecież już wiedziałeś o tym, przed czym chciałam cię ostrzec.

- Musisz wiedzieć, że mimo to jestem ci bardzo wdzięczny - powiedział Holt, rozsiadając się wygodnie na kanapie.

- Rozumiem. A jak bardzo postanowiłeś być mi wdzięczny?

Adena czuła odrazę do samej siebie. Jak mogła robić z siebie taką idiotkę? Z jakiego powodu uznała za konieczne powiadomić Sinclaira o istniejącym w jego przedsiębiorstwie przecieku?

Ten facet na pewno nie potrzebował jej pomocy. Adena nie miała wobec niego żadnych zobowiązań i naprawdę nie musiała się fatygować, nawet gdyby się okazało, że Sinclair nic nie wie o przekupionym pracowniku.

Holt Sinclair jest człowiekiem, który znakomicie potrafi się zatroszczyć o siebie i o swoje interesy. Niestety, ta refleksja przyszła o kilka godzin na późno.

- Moja wdzięczność mogłaby sięgnąć dwóch tysięcy dolarów - powiedział Sinclair urzędowym tonem, chociaż wciąż przyglądał się dziewczynie zmrużonymi po kociemu oczami.

- Dwa tysiące! - przeraziła się Adena.

- Nic zapominaj, że już wcześniej wiedziałem o tym przecieku - tłumaczył Holt.

- Dwa tysiące dolarów? Chcesz mi zapłacić za to, co ci powiedziałam?

- Nie wiem, czego się spodziewałaś po swoim nowym zajęciu, ale musisz wiedzieć, że nie zrobisz dzięki niemu majątku. Przynajmniej nie od razu i nie na takich informacjach. Aha, przy okazji dam ci jeszcze dobrą radę. Najpierw ubijaj interes, a potem dopiero mów, z czym przychodzisz.

- Nie do wiary! - Adcna zerwała się na równe nogi.

- O co ci chodzi? Czyżby Carrigan dawał ci więcej za milczenie? Jeśli tak, to powiedz mi, ile. Nie chcę być od niego gorszy. Choćby po to, żeby utrzymać ten kontakt. Kiedyś może dostarczysz mi ważniejszych informacji. Kto wie?

Holt także wstał z kanapy i Adena odruchowo cofnęła się o kilka kroków. Jak zahipnotyzowana, nie mogła oderwać od niego wzroku.

- A ile maksymalnie byłbyś skłonny zaproponować? - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- To zależy. - Zrobił krok w kierunku dziewczyny. - Za ile mógłbym kupić twoją lojalność?

- Niesłychane! Jesteś bezczelny! I pomyśleć, że czułam się w obowiązku cię ostrzec!

- Jeśli uważasz, że dwa tysiące to za mało, możesz się ze mną potargować. Oczywiście, jeśli zapłacę ci dużo więcej, będę oczekiwał od ciebie dalszych usług. Coś mi mówi, że ta inwestycja może mi się opłacić... - Holt postąpił jeszcze jeden krok w jej kierunku.

Adena zorientowała się, o co mu chodzi, o ułamek sekundy za późno. Wyciągnęła ręce, chcąc go od siebie odepchnąć. Na próżno. Mocne palce zacisnęły się na ramionach dziewczyny.

- Zostaw mnie, do cholery! - syknęła, ale Holt zdusił protest gorącym pocałunkiem.

 

ROZDZIAŁ DRUGI

Holt całował Adenę, a ona stała sztywna, nieporuszona. Nic bała się. Nie znała Sinclaira, a mimo to czuła, że nie musi się go obawiać, że ten mężczyzna z wszelką pewnością dalej się nie posunie.

Wydało jej się, że Holtowi chodzi tylko o to, żeby ją wypróbować, sprawdzić. Czuła na plecach silne dłonie, na ustach zaś zniewalający dotyk gorących warg.

- Nie denerwuj się, skarbie - szeptał, prawie nie odrywając warg od jej ust. - Coś wymyślimy. Jestem rozsądnym facetem...

- O, tak. To ja się wygłupiłam. Sądziłam, że mam obowiązek zawiadomić cię o tym...

- Nie złość się. Przecież chcę ci zapłacić...

- Dwa tysiące dolarów?

- Za mało? Wydaje mi się, że to dobra oferta.

- Jesteś niemożliwy! Czy mógłbyś mnie wreszcie puścić? Nie mamy o czym rozmawiać.

- Ależ mamy. Założę się, że możesz mi dać znacznie więcej niż tylko jedną zdezaktualizowaną informację. Zaintrygowałaś mnie, Adeno West. Gotów jestem zapłacić za to, co mi sprawia przyjemność.

Adena była rozżalona i wściekła na samą siebie. Nie chciała nawet dyskutować z tym indywiduum. Był taki sam jak Jeff. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby się elegancko zachować. Holt Sinclair uważał, że może sobie kupić wszystko, czego dusza zapragnie.

- Puść mnie, do diabła! - zawołała.

Holt zupełnie nie zwracał uwagi na jej protesty. Zdeterminowana, odepchnęła go od siebie z całej siły. Niestety, siły miała zbyt wątłe, żeby podołać temu potężnemu mężczyźnie, który właśnie się nad nią pochylał.

Jeszcze raz mocno, namiętnie pocałował usta Adeny. Dziewczynie zaparło dech w piersi. Ręce, które przed chwilą odpychały napastnika, straciły resztki mocy, a myśl o tym, że Holt na pewno zorientował się, jakie wywarł na niej wrażenie, do reszty ją obezwładniła. Zresztą bierność nie była w tej sytuacji najgorszym rozwiązaniem.

Poczekam cierpliwie na zakończenie tego pokazu męskiej dominacji, postanowiła. Nie czekała długo.

- Mam przeczucie, że bardzo dobrze by nam było razem - powiedział cicho Holt.

Adena nawet nie chciała się do niego odzywać. Pragnęła jak najprędzej się stąd wydostać. Czekała tylko na sposobność.

- Nie złość się, skarbie - uśmiechnął się Holt. - Wszystko ci wynagrodzę.

- Skończyłeś? - zapytała Adena. Własny lodowaty ton głosu zadziwił ją samą. - Czy mogę już wyjść?

- Na pewno chcesz już uciekać? Jeszcze wcześnie - przekomarzał się Holt. - Mamy jeszcze tyle spraw do omówienia.

Adena zauważyła, że zimne spojrzenie szarych oczu stało się teraz cieplejsze. Po raz pierwszy tego dnia poczuła strach. Nadszedł najwyższy czas na opuszczenie domostwa Holta Sinclaira.

- Być może - szepnęła obiecująco. - Ale może najpierw wypiszesz ten czek na dwa tysiące dolarów...

- Oczywiście - zgodził się natychmiast. - Od razu lepiej się poczujesz, kiedy się przekonasz, że ja zawsze dotrzymuję słowa.

Mój Boże, pomyślała Adena, patrząc za wychodzącym z pokoju Sinclairem, ten facet naprawdę uważa, że wszystko na świecie da się kupić. Zupełnie nie rozumiem takich ludzi. No cóż, przynajmniej dostałam nauczkę. Teraz już wiem, że tacy twardziele jak Holt Sinclair sami sobie ze wszystkim radzą i nie potrzebują takich mięczaków z poczuciem odpowiedzialności, jak ja.

Holt zniknął w swoim gabinecie, a Adena porwała z kanapy torebkę i wybiegła z domu. Wskoczyła do samochodu, jakby goniło ją stado wygłodniałych wilków. Dopiero za kierownicą poczuła się bezpiecznie.

W rekordowym tempie dotarła do mostu Golden Gate. Pomyślała sobie: jakie to szczęście, że takie koszmarne dni zdarzają się wyjątkowo rzadko. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy wkładając klucz do zamka w drzwiach własnego mieszkania, usłyszała radosne poszczekiwanie Maksa. Otworzyła drzwi przygotowana na powitalny taniec stęsknionego sznaucera.

- Och, Maks! - wykrzyknęła uszczęśliwiona Adena. - Nawet nie wiesz, jak dobrze wreszcie wrócić do domu, w którym czeka taki grzeczny i wspaniały facet jak ty.

Podrapała psa za uchem, a ten poddał się pieszczocie szczęśliwy, że jego pani cała i zdrowa dotarła wreszcie do domu.

- Poczekaj - poprosiła psa - zaraz ci wszystko opowiem. Miałam koszmarny dzień!

Adena przeszła przez ukwiecony przedpokój i znalazła się w saloniku. Na podłodze leżał gruby, szary dywan, stanowiący tło dla biało-zielonego wystroju całego mieszkania. Dziewczyna zsunęła z nóg pantofle i z westchnieniem ulgi ułożyła się wygodnie na białej kanapie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin