Farmakoterapia w psychiatrii.pdf

(78 KB) Pobierz
05 swiecicki.p65
Psychiatria
PRACA POGLĄDOWA
tom 5, nr 1, 30–35
© Copyright 2008 Via Medica
ISSN 1732–9841
Łukasz Święcicki
II Klinika Psychiatryczna Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie
Farmakoterapia w psychiatrii
Pharmacotherapy in psychiatry
Abstract
This paper deals with the pharmacotherapy position in the modern psychiatry, especially in the treatment of affective
disorders and schizophrenia. Despite some significant limitations pharmacotherapy is and, in the future which could be
potentially predicted, will be a main stream of the treatment of psychotic disorders. One should not however forget about
alternative therapeutic methods, and pharmacotherapy should not to be overestimate. Psychiatry 2008; 5: 30–35
key words: pharmacotherapy, affective disorders, schizophrenia
Psychiatria jako dziedzina szczególna
Od połowy XX wieku farmakoterapia jest głównym
nurtem w psychiatrii. Mniej więcej w tym samym cza-
sie wprowadzono na rynek pierwszy lek przeciwde-
presyjny — imipraminę, i pierwszy lek przeciwpsycho-
tyczny — chloropromazynę. Mimo że, wbrew nadzie-
jom, które wiązano wówczas z obiema tymi substan-
cjami, nie spowodowały one ostatecznego rozwiąza-
nia problemów ze zdrowiem psychicznym, niewątpli-
wie były przełomem. Wydawało się, że nic nie stoi na
przeszkodzie, aby psychiatria poszła przetartym już
szlakiem innych dziedzin medycyny i stanęła „na moc-
nym biologicznym gruncie”. Jednak po około 60 la-
tach nadal się tak nie stało. Co gorsza, pojawiły się
ostatnio głosy, jak choćby broszura Moncrief [1], po-
wątpiewające w celowość leczenia biologicznego za-
burzeń psychicznych (czy też może w biologiczny cha-
rakter tych zaburzeń). Część autorów sugeruje, że przy-
czyny wielkiej popularności farmakoterapii w psychiatrii
mają charakter marketingowy, a nie naukowy. Opinie
takie można oczywiście dezawuować jako stronnicze
czy nie w pełni przemyślane. Nie można jednak przejść
nad nimi do porządku dziennego. Sprawą niezwykłej
wagi jest udzielenie jak najpoważniejszej odpowiedzi
na pytanie, czy rzeczywiście farmakoterapia jest istot-
na dla psychiatrii. Sam fakt powszechnego stosowa-
nia leków nie stanowi tu oczywiście argumentu decy-
dującego, ponieważ prawda naukowa nie jest czymś,
co przegłosowuje się w demokratycznym głosowaniu.
Liczby przemawiają zdecydowanie na korzyść farma-
koterapii, trzeba jednak pamiętać, że część z tych liczb
to budżety firm farmaceutycznych — może to więc
być argument na rzecz przeciwników leków.
Jakie są źródła tych kontrowersji? Myślę, że jednym
z głównych jest niezwykła (w porównaniu z innymi
obszarami medycyny) istota zaburzeń psychicznych.
Istota zaburzeń psychicznych
Z jednej strony mam głębokie przekonanie (ma ono
charakter intuicyjny, niepoparty żadnymi szczególny-
mi dowodami, choć oczywiście można by wymienić
wiele takich dowodów), że przynajmniej większa część
zaburzeń psychicznych ma podłoże biologiczne. Pod-
łoże to na obecnym etapie badań naukowych nie jest
do końca poznane, jednak kolejne wyniki badań pod-
stawowych systematycznie wskazują na występowa-
nie u osób chorych różnych strukturalnych i funkcjo-
nalnych anomalii w zakresie ośrodkowego układu
nerwowego. W tym sensie psychiatria jest jedynie czę-
ścią neurologii, obejmującą te jej zakresy, których ze
względu na niedostatek odpowiednio czułych metod
jak dotąd dostatecznie nie zbadano. Ten aspekt za-
gadnienia jest szczególnie chętnie podkreślany w ta-
kich krajach, jak Stany Zjednoczone, gdzie zdobycie
Adres do korespondencji:
dr hab. med. Łukasz Święcicki
Instytut Psychiatrii i Neurologii
ul. Sobieskiego 9
02–957 Warszawa
e-mail: swiecick@ipin.edu.pl
30
www.psychiatria.viamedica.pl
260904353.002.png
Łukasz Święcicki, Farmakoterapia w psychiatrii
funduszy od firmy ubezpieczeniowej zależy w dużym
stopniu od możliwości wykazania, że mamy do czy-
nienia z chorobą, a nie „wymysłem”. Stąd też autorzy
amerykańscy bardzo lubią pokazywać wyniki badań
SPECT ( Single Photon Emission Computed Tomogra-
phy ), na których na przykład w mózgach chorych na
schizofrenię można zobaczyć świecące plamki (prze-
praszam za tak laickie sformułowanie, ale przecież wła-
śnie to widzą na tych obrazach urzędnicy z firmy ubez-
pieczeniowej), których u osób zdrowych nie ma. Fakt,
że tego typu dowody na biologiczną naturę zaburzeń
psychicznych są wykorzystywane do celów instrumen-
talnych, nie odbiera im wcale mocy naukowej, choć
osłabia je w sensie psychologicznym.
Z drugiej jednak strony nie da się ukryć, że to nie „mó-
zgowe anomalie” stanowią o istocie choroby psychicz-
nej. Widoczne przejawy zaburzeń są bardzo różnorod-
ne i bogate — dotyczą bardzo wielu zakresów funkcjo-
nowania rodzinnego, zawodowego, społecznego itd.
W każdym z tych zakresów dochodzi do nieuchron-
nych interakcji. Innymi słowy — to czy pewnego typu
biologiczna anomalia spowoduje takie czy inne następ-
stwa, może zależeć nie tylko i nie przede wszystkim od
rodzaju lub wielkości tej anomalii, ale także od innych
czynników o charakterze społecznym bądź też psycho-
logicznym. Ma to niezwykłe znaczenie, ponieważ wła-
śnie wspomniane następstwa mogą być lub nie obja-
wami zaburzeń psychicznych oraz być lub nie trakto-
wane jako objawy takich zaburzeń. Nie wolno bowiem
zapominać o tym, że szeroko pojęte zachowania nie
mają dokładnie określonej wartości bezwzględnej. Coś,
co w jednym społeczeństwie i w jednej kulturze jest
jednoznacznie uważane za chorobę, w innej może być
wariantem normy — na przykład homoseksualizm
— w klasyfikacji ICD-9 ( International Statistical Classifi-
cation of Disease and Related Health Problems, IX Edi-
tion ) homoseksualizm był parafilią — czyli zaburzeniem,
choć niekoniecznie chorobą, ale tu tak naprawdę róż-
nica jest bardzo subtelna. W ICD-10 ( International Sta-
tistical Classification of Disease and Related Health Pro-
blems, X Edition ) homoseksualizm w ogóle nie wystę-
puje, ponieważ w międzyczasie uznano go za wariant
normy. A teraz wyobraźmy sobie, że ktoś prowadzi ści-
śle biologiczne badania, w wyniku których okazuje się
— czysto hipotetycznie — że u osób o orientacji ho-
moseksualnej występują określone, stricte biologiczne
anomalie mózgu. W obecnej sytuacji nic z tego nie
wynika, ponieważ badany stan realny (bycie homosek-
sualistą) nie jest obecnie uznawany za patologię (nie
jest więc patologią). Czy podobna sytuacja byłaby moż-
liwa w kardiologii, urologii czy onkologii? Nie bardzo
można sobie to wyobrazić.
Chciałbym być jednoznacznie i dobrze zrozumiany.
Nie wypowiadam się co do tego, czy jakiś stan fak-
tyczny jest patologią czy nie. Zupełnie nie o to mi cho-
dzi. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę, że w psychia-
trii kwestia uznania czegoś za patologię może być
w większym stopniu sprawą dyskusji niż w innych dzie-
dzinach medycyny.
Podsumowując tę część wywodu — ze względu na
bogactwo i niejednoznaczność patologii psychiatrycz-
nej nie można się spodziewać, aby w warstwie czysto
praktycznej obraz był bardziej klarowny czy też bar-
dziej płaski. Inaczej mówiąc, skomplikowane proble-
my, ze względu na swą naturę, zwykle wymagają
skomplikowanych rozwiązań z samej swojej natury.
W wydanej pod koniec XX wieku Kronice Medycyny
umieszczono wiele odważnych przewidywań dotyczą-
cych najbliższej przyszłości medycyny. Niektóre z nich
niestety nie sprawdziły się — sądzono na przykład, że
do 2006 roku zostanie zwalczony AIDS, a do 2007
roku — „w pełni opanowana arterioskleroza” [2].
W przypadku chorób psychicznych autorzy dali me-
dycynie większe fory, przewidując „możliwość wyle-
czenia schizofrenii” na rok 2020. Pozostało więc jesz-
cze trochę czasu i można by mieć pewne nadzieje,
gdyby tylko futurolodzy jasno określili, co mają na
myśli, pisząc o wyleczeniu schizofrenii. Tymczasem
wydaje się, że pod koniec 2007 roku eksperci w dzie-
dzinie psychiatrii nie potrafiliby nawet zgodnie orzec,
co właściwie rozumieją przez określenie „schizofre-
nia”. Jak więc można w tej sytuacji oczekiwać, że wy-
leczymy coś, czego nie potrafimy w pełni określić?
Wydaje się, że jest to jeden z istotnych powodów, dla
których, mimo całego optymizmu związanego z nie-
wątpliwym rozwojem farmakoterapii zaburzeń psy-
chicznych, nie można kategorycznie orzec, że cały pro-
blem tkwi w znalezieniu właściwych leków.
Psychofarmakoterapia — podejście
biologiczne a podejście szerokie
Mimo że wielu psychiatrom nie podoba się to, psy-
chiatria nie jest taką samą dziedziną medycyny jak
inne. W jednym z moich artykułów posłużyłem się po-
równaniem, które chciałbym tu powtórzyć, ponieważ
przynajmniej częściowo wskazuje na istotę problemu
— gdyby psychiatria była taką samą dziedziną medy-
cyny jak urologia, należałoby oczekiwać od urologów,
że zajmą się wszystkimi problemami związanymi z od-
dawaniem moczu — począwszy od oddawania mo-
czu w miejscu niedozwolonym, a skończywszy na za-
burzeniach w oddawaniu moczu związanych z prze-
rostem prostaty. Samo postawienie sprawy w ten spo-
sób wydaje się groteskowe, a przecież bez żadnej prze-
www.psychiatria.viamedica.pl
31
260904353.003.png
Psychiatria 2008, tom 5, nr 1
sady można stwierdzić, że takie są właśnie oczekiwa-
nia wobec psychiatrii i takie też często są ambicje sa-
mych psychiatrów. Przy takim zakresie i stopniu zło-
żoności problemów są jedynie dwa wyjścia z sytuacji
— albo skrajny redukcjonizm, uprawiany niekiedy
w celach chyba głównie publicystycznych, i sprowa-
dzenie psychiatrii jedynie do „psychiatrii biologicznej”,
albo próba szerokiego spojrzenia na wiele różnych
aspektów zaburzeń. W pierwszym z tych podejść far-
makoterapia (lub inna metoda leczenia biologiczne-
go) może być oczywiście uważana za panaceum. Na-
stępstwem jest opracowywanie coraz wymyślniejszych
algorytmów przewidujących szczegółowe postępowa-
nie w każdej niemal sytuacji klinicznej. Podejście to
sprawdza się świetnie w podręcznikach i poradnikach,
jest akceptowane przez przemysł farmaceutyczny, ale
także lubiane przez firmy ubezpieczeniowe, ponieważ
pozwala, przynajmniej na papierze, na dokładne poli-
czenie czasu leczenia i jego kosztów. Problem polega
jednak na tym, że kusząco proste podejście biologicz-
ne nie sprawdza się w praktyce — owszem, sprawdza
się w sytuacjach typowych, ale w psychiatrii niewiele
jest rzeczywiście typowych sytuacji.
Podejście drugie, szerokie, uwzględniające inne niż
biologiczne tło zaburzeń, to znaczy także aspekty psy-
chologiczne i społeczne, wydaje się choćby intuicyjnie
właściwsze. Problem w tym, że również bardzo trud-
ne. W rzeczywistości podstawowe systemy klasyfika-
cyjne — ICD ( International Statistical Classification
of Disease and Related Health Problems ) i DSM ( Dia-
gnostic and Satistical Manual of Mental Disorders )
w swoich najnowszych wersjach przewidują tak zwaną
diagnostykę wieloosiową, czyli właśnie uwzględnia-
nie wielu aspektów zaburzenia — a skoro taka wielo-
osiowość jest przewidziana w diagnostyce, to, logicz-
nie, także i w terapii. Tu zaczynają się jednak trudno-
ści. Metody terapii psychologicznych są znacznie go-
rzej zbadane niż farmakoterapia, na ogół brakuje twar-
dych dowodów na ich skuteczność (choć oczywiście
praktyka jednoznacznie na taką skuteczność wskazu-
je), stąd też i firmy ubezpieczeniowe mają znacznie
mniejszą ochotę na refundację, co z kolei powoduje,
że psychoterapie są rzadziej oceniane poprawnie me-
todologicznie i tak krąg się zamyka. Z oddziaływania-
mi społecznymi jest jeszcze gorzej. Choć wpływ śro-
dowiska jest bardzo często ogromny, równie często
pozostaje poza zasięgiem lekarza, terapeuty czy też
zespołu terapeutycznego.
Jak wynika z tego krótkiego przeglądu możliwych do
stosowania metod, jedno z dwóch podejść nie jest
całkiem słuszne, ale możliwe do praktycznego wyko-
rzystania, drugie za to, zupełnie słuszne, ale niezu-
pełnie możliwe. W rezultacie okazuje się, że farmako-
terapia jest podstawowym nurtem oddziaływania nie-
koniecznie z powodu swej adekwatności, ale dlatego,
że jej prawidłowe stosowanie jest najbardziej praw-
dopodobne. Nie posunąłbym się do tego, by nazwać
farmakoterapię zaburzeń psychicznych złem koniecz-
nym, ponieważ nie uważam, aby była złem, myślę jed-
nak, że każdy lekarz stosujący w terapii zaburzeń psy-
chicznych środki farmakologiczne musi bezwzględnie
mieć świadomość ograniczeń wynikających z takiego
podejścia. Nie można z konieczności czynić cnoty,
wmawiając sobie i innym, że podejście biologiczne jest
jedynym możliwym i słusznym. Zgadzam się, że po-
dejście takie pozwala na rozwiązanie części proble-
mów, równocześnie jednak z całą pewnością nie roz-
wiązuje wszystkich.
Szczególne problemy związane
ze stosowaniem leków przeciwdepresyjnych
W opracowaniach poświęconych stosowaniu leków
przeciwdepresyjnych (LPD) poświęca się zwykle dużo
uwagi (zupełnie słusznie) dawkom, preparatom, inte-
rakcjom, a zdecydowanie mniej (i to niesłusznie) szcze-
gólnym problemom związanym ze stosowaniem tych
środków. O ile rzeczą zupełnie oczywistą jest, że LPD
służą do leczenia depresji, o tyle znacznie mniej jasne
jest to, jakie właściwie depresje powinno się za ich
pomocą leczyć. Być może nie wszyscy zdają sobie spra-
wę z tego, że w okresie wprowadzania na rynek LPD
oceniane są głównie w populacji osób z depresją
w przebiegu zaburzenia depresyjnego nawracające-
go (czy też według starej nomenklatury — choroby
afektywnej jednobiegunowej) lub pojedynczym epi-
zodem depresyjnym. Osoby z chorobą afektywną dwu-
biegunową (z depresją w przebiegu CHAD) nie są
zwykle do tych badań kwalifikowane. Stąd też, for-
malnie rzecz biorąc, jest znacznie mniej dowodów na
skuteczność LPD w terapii depresji w przebiegu CHAD
niż mogłoby się wydawać. Podkreślam, że chodzi tu
głównie o względy formalne, gdyż na podstawie wy-
ników wielu badań prospektywnych wyraźnie wska-
zano, że początkowe rozpoznanie CHAJ jest bardzo
często błędne. Po upływie kilkunastu lat u niemal 50%
osób z takim rozpoznaniem wstępnym zmienia się
ono na CHAD. Oznacza to, że mimo wstępnych zało-
żeń w badaniach skuteczności LPD w rzeczywistości
bierze udział istotna liczebnie grupa osób z CHAD,
które nie jest jednak poprawnie rozpoznane. W efekcie
trudno jest jednak orzec, czy i które LPD są naprawdę
skuteczne w terapii CHAD. Do niedawna obowiązy-
wała zasada, że LPD w ogóle nie powinny być stoso-
wane w leczeniu depresji w przebiegu CHAD. Zasada
32
www.psychiatria.viamedica.pl
260904353.004.png
Łukasz Święcicki, Farmakoterapia w psychiatrii
ta obowiązywała jednak tylko na piśmie, ponieważ
praktyka kliniczna była pod tym względem zupełnie
inna i leki z tej grupy były u takich pacjentów stoso-
wane powszechnie. Obecnie także teoretyczne podej-
ście uległo urealnieniu. Nie sposób nie przyznać, że
depresje w przebiegu CHAD mają ciężki przebieg,
a u wielu, o ile nie u większości, chorych stanowią
jeden z głównych przejawów klinicznych choroby. Licz-
ne prace Akiskala i zespołu jego współpracowników
wskazują, że fazy depresyjne stanowią nawet powy-
żej 70% wszystkich faz chorobowych w CHAD [3].
W tej sytuacji nieuniknione jest pytanie zarówno
o skuteczność LPD w tym konkretnym typie depresji,
jak i o bezpieczeństwo stosowania tych środków.
Część autorów uważa, że podawanie LPD osobom
z depresją w przebiegu choroby afektywnej dwubie-
gunowej (w dalszej części tekstu określanym skróto-
wo jako „osoby z CHAD”) może zwiększać ryzyko po-
pełnienia przez te osoby samobójstwa, czyli sprowa-
dza na tych pacjentów realne niebezpieczeństwo.
Na podstawie wyników badań Yerevanian i wsp. [4]
wskazano, że ryzyko „zachowań samobójczych” jest
istotnie większe w grupie pacjentów z CHAD przyj-
mujących wyłącznie LPD w porównaniu zarówno
z grupą osób przyjmujących jedynie lek normotymicz-
ny, jak i z grupą pacjentów otrzymujących łączoną
kurację lekiem normotymicznym i LPD. Co więcej, tak-
że w grupie pacjentów otrzymujących kurację skoja-
rzoną ryzyko zachowań samobójczych było istotnie
większe niż w grupie przyjmujących jedynie lek nor-
motymiczny. Można by uznać taki wynik za wstrząsa-
jący, gdyby nie istotne wątpliwości dotyczące analizy
ich znaczenia. Badanie Yerevaniana i wsp. miało cha-
rakter retrospektywny i zostało przeprowadzone je-
dynie na podstawie analizy dokumentacji, która nie
była jednak celowo prowadzona w ten sposób, aby
można było ocenić wpływ różnego rodzaju kuracji.
Innymi słowy, analiza dokumentacji nie pozwala na
stwierdzenie, czy pacjenci, którzy otrzymywali LPD, rze-
czywiście czuli się gorzej, dlatego, że dostali takie leki,
czy też wręcz przeciwnie — dostali LPD, ponieważ ich
stan był gorszy niż pozostałych. Praktyka kliniczna
wskazuje, że właśnie ta druga sytuacja jest najbardziej
prawdopodobna. Ze względu na występujące wątpli-
wości, wielu lekarzy psychiatrów nie decyduje się na
podawanie LPD pacjentom z CHAD, których depresja
ma nasilenie łagodne. Dopiero w przypadku wyraź-
nego zwiększenia nasilenia depresji (co bezpośrednio
wiąże się ze zwiększeniem ryzyka samobójstwa) zale-
ca się LPD, co może wywołać mylne wrażenie, zwłasz-
cza przy retrospektywnej analizie danych, że to wła-
śnie podanie LPD pogorszyło sytuację. Na słuszność
takiej interpretacji może wskazywać wynik badania
Aizenberga i wsp. [5] — autorzy, porównując pacjen-
tów z CHAD, którzy usiłowali w okresie poprzedzają-
cym bezpośrednio przyjęcie do szpitala popełnić sa-
mobójstwo, i tych, którzy takich usiłowań nie podej-
mowali, doszli do wniosku wręcz przeciwnego niż
Yerevanian i wsp. — uznali mianowicie, że właśnie
przyjmowanie kuracji skojarzonej składającej się z leku
normotymicznego i LPD stanowiło istotne zabezpie-
czenie przed próbą samobójczą. Metodologia tego
badania, ze względu na porównanie dwóch losowo
dobieranych (kolejne przyjęcia do szpitala) grup, jest
poprawniejsza niż metodologia pierwszej wspomnia-
nej grupy autorów, trzeba jednak pamiętać, że Aizen-
berg i wsp. porównywali głównie osoby nieleczone
z przyjmującymi kuracje skojarzone, a nie osoby przyj-
mujące LPD i leki normotymiczne, co nieco zawęża
możliwości uogólniania uzyskanych wyników.
Inne często wspominane ryzyko związane ze stoso-
waniem LPD u osób z CHAD to ryzyko niekorzystnego
wpływu na przebieg choroby, a zwłaszcza ryzyko in-
dukowania fazy maniakalnej. Zwiększenie ryzyka zmia-
ny fazy podczas kuracji LPD było opisywane wielokrot-
nie. Zjawisko ma dotyczyć zwłaszcza trójpierścienio-
wych leków przeciwdepresyjnych i wenlafaksyny
(SNRI, Serotonin Noradrenaline Reuptake Inhibitor ),
a w małym stopniu inhibitorów MAO ( monoamino-
oxidase inhibitor ), bupropionu i selektywnych inhibi-
torów wychwytu serotoniny (SSRI, Selective Seroto-
nin Reuptake Inhibitor ). W rzeczywistości rozmiary
zagrożenia są trudne do oceny ze względu na nieja-
sność co do tego, jak często zmiany faz chorobo-
wych w CHAD występują spontanicznie (niewątpliwie
bowiem występują). Można spotkać się z opinią, że
ogromna większość zmian faz to zmiany spontanicz-
ne, a nie indukowane. Altschuler i wsp. [6] zwracają
uwagę, że ryzyko zmiany fazy pod wpływem leczenia
jest znacznie mniejsze w przypadku CHAD typu II w po-
równaniu z CHAD typu I. Warto także przypomnieć
wyniki badania Stolla i wsp. [7] — autorzy stwierdzili,
że indukowane stany maniakalne są znacznie łagod-
niejsze i mają lżejszy przebieg niż manie spontanicz-
ne. Autorzy wysunęli nawet przypuszczenie, że
mamy w tym przypadku do czynienia z różnymi sta-
nami chorobowymi, niesłusznie określanymi jedną
nazwą jako „zaburzenia maniakalne”. Wydaje się, że
może to stanowić argument raczej za ostrożnym, ale
jednak stosowaniem LPD (ostrożność należy zacho-
wać zwłaszcza w przypadku trójcyklicznych leków
przeciwdepresyjnych [TLPD] i wenlafaksyny)
u pacjentów z depresją w przebiegu choroby afek-
tywnej dwubiegunowej.
www.psychiatria.viamedica.pl
33
260904353.005.png
Psychiatria 2008, tom 5, nr 1
Problemy związane ze stosowaniem leków
przeciwpsychotycznych
Leki przeciwpsychotyczne drugiej generacji (zwane
również atypowymi) wchodziły na rynek pod hasłem
skuteczniejszego działania zwłaszcza w zakresie tak
zwanych negatywnych objawów schizofrenii oraz
większego bezpieczeństwa. Od początku nie ulegało
wątpliwości, że leki te są droższe od klasycznych neuro-
leptyków, jednak korzyści związane z ich stosowa-
niem miały być przeciwwagą tej niedogodności.
Na podstawie wyników opublikowanych ostatnio ba-
dań można, zdaje się, podważyć prawdziwość takich
poglądów. Autorzy jednego z badań — Goldberg
i wsp. [8] — zastanawiali się nad tym, czy podawanie
olanzapiny i risperidonu rzeczywiście w specyficzny
sposób wpływa na funkcje poznawcze u osób z pierw-
szym epizodem schizofrenii. Autorzy porównali po-
prawę uzyskaną w zakresie funkcji poznawczych przez
chorych na schizofrenię przyjmujących te leki oraz
przez osoby zdrowe, które nie dostawały leków, ale
były, równie regularnie jak pacjenci, poddawane ba-
daniom. Na podstawie wyników wskazali, że między
grupami nie występuje istotna różnica pod względem
dynamiki zmian. Na tej podstawie autorzy wysunęli
przypuszczenie, że korzystny wpływ na funkcje po-
znawcze wywiera raczej regularne badanie tych funk-
cji niż podawanie risperidonu lub olanzapiny. Opiera-
jąc się na wynikach innego badania, Reilly’ego i wsp.
[9], wykazano, że podawanie olanzapiny i reispreri-
donu wywiera niekorzystny wpływ na pamięć opera-
cyjną u pacjentów z pierwszym epizodem schizofre-
nii. Leczenie przeciwpsychotyczne trwało 6 tygodni.
Z kolei Geabel i wsp. [10] stwierdzili, że leczenie pod-
trzymujące risperidonem jest równie skuteczne jak dłu-
gotrwałe podawanie małej dawki haloperidolu, jeśli
chodzi o zapobieganie nawrotom psychozy. Objawy
pozapiramidowe były jedynie nieznacznie bardziej
nasilone w grupie przyjmujących haloperidol. Auto-
rzy zwracają uwagę na bardzo częste przerywanie le-
czenia (ponad 60%) w ciągu roku trwania badania,
jednak częstość ta była bardzo podobna w obu bada-
nych grupach.
Z kolei porównanie olanazapiny, risperidonu i halo-
peridolu u pacjentów z pierwszym epizodem schizo-
frenii przeprowadzone przez Sadichha i wsp. [11]
wykazało, że podawanie leków przeciwpsychotycznych
drugiej generacji wiąże się z istotnie większym ryzy-
kiem istotnego wzrostu masy ciała w porównaniu
z kuracją haloperidolem. Inni autorzy, Kales i wsp. [12],
ostrzegają przed stosowaniem leków przeciwpsycho-
tycznych w terapii osób z otępieniem, wskazując
na znaczne zwiększenie umieralności w grupie pacjen-
tów przyjmujących leki z tej grupy (22,6–29,1%
w grupie przyjmujących leki przeciwpsychotyczne
w porównaniu z 14,6% przyjmujących inne leki).
Zwiększona umieralność dotyczy zarówno przyjmują-
cych klasyczne neuroleptyki, jak i atypowe leki prze-
ciwpsychotyczne. Rosenheck i wsp. [13] wskazują, że
stosowanie leków przeciwpsychotycznych drugiej ge-
neracji u pacjentów z chorobą Alzheimera nie wywie-
ra korzystnego wpływu na ich jakość życia w porów-
naniu z placebo, natomiast niewątpliwie zwiększa
koszty terapii. Podsumowując, opublikowano
w ostatnim okresie wiele badań, których wyniki kwe-
stionują większą skuteczność leków przeciwpsycho-
tycznych drugiej generacji w porównaniu z klasycznymi
lekami przeciwpsychotycznymi. Wątpliwe wydaje się
zwłaszcza stosowanie leków przeciwpsychotycznych
(zarówno pierwszej, jak i drugiej generacji u pacjentów
z otępieniem).
Podsumowanie
Choć farmakoterapia jest i, w przewidywalnym okre-
sie, prawdopodobnie pozostanie główną metodą le-
czenia w psychiatrii, nie można jednak jej traktować
jako panaceum. Zarówno w zakresie leków przeciw-
depresyjnych, jak i przeciwpsychotycznych (o lekach
stosowanych w terapii otępienia nawet nie wspomi-
nając) niewątpliwie nie dysponujemy środkami o opty-
malnym działaniu. Leki, które są dostępne na rynku,
mają swoje istotne wady i ograniczenia i choć nie ozna-
cza to, że lekarze psychiatrzy nie powinni ich stoso-
wać, niewątpliwie jednak muszą być świadomi istnie-
nia i charakteru tych ograniczeń. Nie można także
w żadnym wypadku przyjmować założenia, że now-
sze znaczy lepsze. W dotychczasowej historii psycho-
farmakoterapii nie ma dowodów na występowanie ja-
kieś prostej linii rozwojowej — oczywiście dysponuje-
my w tej chwili znacznie większą wiedzą i większą
liczbą środków, jednak na ogół nie oznacza to wcale,
że powinniśmy rezygnować z leków starych, ale nadal
bardzo skutecznych. Niezwykle martwi w tym kon-
tekście fakt wycofywania z rynku tak skutecznych
i sprawdzonych leków jak choćby imipramina czy de-
zypramina.
Fragmenty artykułu zostały wykorzystane w przed-
mowie do książki Leki współczesnej terapii. Vade-
mecum 2008. Neurologia i Psychiatria. Wyd. Me-
dical Tribune Polska.
34
www.psychiatria.viamedica.pl
260904353.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin