Kocham pana, panie Sułku - Jacek Janczarski - literacka wersja słuchowiska radiowego.txt

(270 KB) Pobierz
JACEK JANCZARSKI



Kocham pana, panie Su�ku


�onie mojej Basi
i dzieciom moim
po�wi�cam i dzi�kuj�


Motto

Niech ryczy z b�lu ranny �o�
Zwierz nie przemierza knieje
Kto� nie �pi, aby spa� m�g� kto�
To s� zwyczajne dzieje ...
Hamlet - Szekspir (Anglia)

Przedmowa

Czytelnik, bior�c do r�ki �wie�y jeszcze egzemplarz ksi��ki, kt�r� mu podarowano na kolejne - powiedzmy - urodziny, nie zaczyna lektury od przedmowy, wst�pu, pos�owia i tym podobnych. Odrzuca on opakowanie, to ca�e opakowanie, kt�re przypomina nam kawa�ek papieru, w kt�ry owini�to w�dzon� fl�dr� w kt�rej� z nadmorskich miejscowo�ci zesz�ego lata. Kt� bowiem, jedz�c �wie�� fl�dr�, dba o papier, w jaki zosta�a owini�ta?... Jakie� to ma znaczenie?... Zdaj�c sobie z tego doskonale spraw�, pisz� t� oto przedmow� w �wiadomo�ci, �e nie zostanie ona przecie� przeczytana. Tym �mielej sobie zatem poczn�, pisz�c to i owo.
Postaram si� poza tym, aby w tej przedmowie nic takiego wa�nego nie napisa�, nic takiego, co mia�oby jakiekolwiek znaczenie podczas czytania ca�ej reszty tej ksi��ki. Po co wobec tego w og�le pisa�, wiedz�c, �e nie b�dzie to przeczytane? - spyta niejeden czytelnik z dowolnej miejscowo�ci naszego kraju. Oto odpowied�: zadaniem pisarza jest pisanie, podobnie jak zadaniem murarza jest murowanie, tkacza - tkanie, malarza - malowanie, muzyka - muzykowanie, plastyka - plastykowanie, projektanta - projektowanie, drwala - drwalenie, rybaka - rybaczenie, lekarza - leczenie, a pana Edka z Rucianego-Nidy - reperowanie zepsutych samochod�w. I nawet je�eli kto� powie, �e ca�a ta teoria nie bardzo ma sens - przyznam mu racj�, przyklasn� i znienacka poca�uj� w czo�o. Cz�owiek ten bowiem, nie rozumiej�c nic, zrozumia� w�a�nie to, o co mi w og�le chodzi.
Bior� tutaj w obron�: nonsens, nierzeczywisto��, bzdurno��, niedos�owno��, niedorzeczno��, szczypt� szale�stwa, p�u�miech, niedoko�czono��, ba�aganiarstwo my�lowe, niezdyscyplinowanie humorystyczne, przewijanie si� na drug� stron� poczucia humoru, balansowanie na kraw�dzi tego, co �mieszy, i tego, co raczej �mieszy� nie powinno (i te� �mieszy)... Broni� niez�omnego prawa humorysty do braku pointy, prawa b�azna do m�wienia serio, prawa moralisty do niemoralno�ci.
Broni� wreszcie prawa czytelnika do nieczytania. Czytanie (wy��czaj�c szkolne lektury obowi�zkowe) nie jest przecie� na razie przymusowe i wolno nam w ka�dej chwili przerwa� je, wyrzucaj�c do kosza czytan� rzecz. Wola�bym jednak, m�wi�c szczerze, aby taki los nie spotka� tej ksi��ki. Ju� cho�by ze wzgl�du na liczne ilustracje, kt�re mo�na sobie po prostu powycina�, przyozdabiaj�c nimi bia�e �ciany naszego pokoju, nie warto lekkomy�lnie pozbywa� si� Kocham pana, panie Su�ku.
Namawiam tak�e do czytania pewnych fragment�w na tak zwane g�osy. Wystarcz� przecie� do tego dwie osoby, m�czyzna i kobieta, oraz ewentualnie narrator, kt�r� to rol� powierzmy bez obaw naszemu dziecku (je�eli je mamy) lub dziecku s�siad�w, wyr�niaj�cemu si� trudn� umiej�tno�ci� czytania s�owa pisanego.
Ile� to rado�ci mo�e by�... ile fajnych nieporozumie� w domu! Jak to b�dzie �miesznie, kiedy nasza �ona wcieli si� w posta� Elizy, a my, jej m��, przedzierzgniemy si� w pokr�tn�, pe�n� dwuznaczno�ci posta� pana Su�ka... Je�eli dacie si� nam�wi� na ten (niew�tpliwy) eksperyment, radz� nabycie od razu trzech egzemplarzy ksi��ki, �eby potem nie by�o wyrywania sobie, szarpaniny i tak dalej... W roli gajowego Maruchy obsad�my przyjaciela domu (temu egzemplarz niepotrzebny) i niech nam si� on tylko zjawia i znika. Na tym koniec. Zobaczy pan, nieznany Czytelniku, jak to przyjemnie poby� sobie przez kilka wieczor�w panem Su�kiem... Zobaczy Pani, nieznajoma Czytelniczko, jakie uroki kryje posta� Elizy. Zobaczysz ty, przyjacielu naszego domu, ile to roboty z takim znikaniem i pojawianiem si�. Jak to strasznie m�czy i wyczerpuje fizycznie i psychicznie... A potem jak przyjemnie wr�ci� do swoich normalnych r�l, jakie powierzy�o nam �ycie. Czasem s� to role zupe�nie inne, czasem tylko troch� inne, a czasem zbli�one. �ycz� Pa�stwu mi�ej zabawy! 
Do bra noc

Wst�p

Kocham pana, panie Su�ku to literacka wersja minis�uchowisk emitowanych w Ilustrowanym Magazynie Autor�w w programie III Polskiego Radia. Z panem Su�kiem i z pani� Eliz� spotyka� si�, kto chcia�, w ka�dy pi�tek wieczorem albo te� w ka�d� niedziel� rano, je�eli kto� mia� wiecz�r akurat zaj�ty lub po prostu chcia�o mu si� po ludzku - spa�. Byli jednak i tacy s�uchacze, kt�rzy k�adli si� p�no spa� w pi�tek i wstawali wcze�nie w niedziel�, aby po raz drugi spotka� si� z panem Su�kiem, bohaterem niniejszej ksi��ki. Spotkania te nie dawa�y s�uchaczowi nic, jak wiele zreszt� innych spotka�, poza pewnym przyzwyczajeniem si� do postaci, nauk� regularnego s�uchania radia wed�ug jakiego� tam schematu, nauk� regularno�ci w og�le. Poza tym m�g� s�uchacz nastawi� sobie dobrze zegarek, kt�ry akurat mu si� �pieszy� czy p�ni�, co gorsza.
Spotkania z panem Su�kiem nie daj� bowiem wzorca do natychmiastowego na�ladowania w �adnym wypadku. S� jak gdyby zaprzeczeniem przekonania o wychowawczej roli �rodk�w masowego przekazu. Je�eli jednak kogo� roz�mieszy�o to lub owo, zas�uga w tym wykonawc�w radiowych, kt�rzy martwej literze nadali �ywy kszta�t, umiej�tnie operuj�c g�osem. Jak ka�dy aktor uto�samiali si� oni z kreowanymi przez siebie postaciami bardzo solidnie, tak �e nierzadko dochodzi�o nawet do zabawnych nieporozumie� na ulicy, w kawiarni czy w lepszych lokalach (do kt�rych codziennie chadzaj� aktorzy), kiedy to zapami�ta�y pierwszy lepszy s�uchacz, widz�c Krzysztofa Kowalewskiego, wo�a�: O, pan Su�ek! lub, spostrzeg�szy nagle Mart� Lipi�sk�, wrzeszcza�: O, pani Eliza! I tylko nikt nigdy nie zawo�a�: O, gajowy Marucha! - bowiem gajowy Marucha nie chadza� tam, gdzie inni, a siedzia� w swojej gaj�wce i jad� chleb, przewa�nie z mas�em. Tyle o antenowych wydarzeniach wok� ca�ej sprawy. Je�eli natomiast spyta�by kto�, sk�d ten ca�y pan Su�ek i ta ca�a pani Eliza w og�le si� wzi�li? - musia�bym opowiedzie� nast�puj�c� histori�:
Eliza Wym�ga-Zarawiejska, niem�oda ju� kobieta, zakocha�a si� pierwsz�, niewinn� mi�o�ci� w m�odym cz�owieku nazwiskiem Su�ek. Rodzina Wym�g�w nie ukrywa�a niech�ci z powodu tego, jej zdaniem, niefortunnego wyboru przedstawicielki swojego rodu. Robiono pani Elizie wiele nieprzyjemno�ci, szykanowano j�, dokuczano na ka�dym kroku. I w tym wypadku mi�o�� jednak nie zna�a granic, skutkiem czego pani Eliza postanowi�a opu�ci� dom rodzinny i jako� urz�dzi� si� z panem Su�kiem, notabene uczniem szko�y podstawowej od d�u�szego ju� czasu. Kiedy po lekcjach siadywali na rozmaitych wzg�rkach, wsp�lnie czytaj�c u�ywane gazety, kiedy patrzyli na przyrod� i na wszystko to, co ich przecie� otacza�o, kiedy pani Eliza k�ad�a r�k� na d�oni pana Su�ka, a on odsuwa� t� d�o� z niech�ci� sztubaka i warcza�: Cicho! - wtedy w�a�nie pani Eliza czu�a, �e dzieje si� z ni� co� nieokre�lonego, co� pi�knego. Czu�a, �e kocha tego cz�owieka, kt�ry tu, na tym wzg�rku, siedzi obok niej i czyta gazet�. Czu�a, �e ten wzg�rek to ca�e wzg�rze ich mi�o�ci, i czu�a, czu�a, �e pal licho Wym�g�w-Zarawiejskich z ich arystokratycznymi przes�dami, �e pal licho, pal licho wszystko, �e pal licho ca�y �wiat... poza tym wzg�rkiem, poza tym panem Su�kiem najs�odszym, kt�ry przecie� by� �agodnym zmierzchem ostatnich wakacji jej �ycia!...
A� tu nagle, pewnego dnia, kiedy to jak zwykle przegl�dali pospo�u pras�, rzuci�o im si� w oczy nast�puj�ce og�oszenie:

Stary, zdezelowany, zmursza�y, wal�cy si� chlew do rozbi�rki sprzedam za jakie sto zloty.
Marucha (gajowy)
Klasn�a w d�onie pani Eliza.
- No, panie Su�ku najs�odszy, widzi pan?... 
- Co?
- Trafia nam si� niez�a okazja. B�dziemy mieli sw�j w�asny dom! Kocham pana. - Cicho...
Pan Su�ek przelecia� wzrokiem og�oszenie, pow�cha� papier, oderwa� cz�� gazety z og�oszeniem i zacz�� j� szybko zjada�. Post�pi� tak, poniewa� nie chcia�, aby og�oszenie dosta�o si�. w niepowo�ane r�ce, a trafiaj�c� si� okazj� postanowi� chwyci� natychmiast, jak chwyta si� zawsze byka za rogi.
W kr�tkim czasie pani Eliza i pan Su�ek zamieszkali w chlewie gajowego Maruchy, kt�ry sta� si� ich prawdziwym domem. I tak si� to wszystko zacz�o...


CZʌ� I
Spotkania z przyrod�

ROZDZIA� I
Lelki kozodoje
Pierwsze promienie wiosennego, nie�mia�ego s�o�ca natychmiast sk�oni�y pana Su�ka i pani� Eliz� do odbycia pierwszej, nie�mia�ej, wiosennej przechadzki. Przyroda budzi�a si� nie�mia�o do �ycia. By�o ciep�o. Bardzo ciep�o. Pani Eliza przyodziana w futro ze sztucznych szop�w i w sztuczn� lisiur� st�pa�a wolno, maj�c na uwadze sw�j podesz�y przecie� wiek i swoje �wie�o zakupione walonki. Pan Su�ek w wellingtonach i sportowej wiatr�wce truchta� swobodnie, nie zwa�aj�c na rozpryskuj�ce si� dooko�a rzadkie, lepkie, brudno��te, pierwsze, nie�mia�e, wiosenne b�oto. Drzewa w Lasku Wolskim szumia�y przyjemnie, �adnie �piewa�y wiosenne, nie�mia�e ptaki, pachnia�o wok� rozmaitymi zapachami...
D�ugo milczeli, posapuj�c ze zm�czenia i zadowolenia nasi bohaterowie.
- Jest mi bardzo ciep�o - powiedzia�a pani Eliza po namy�le.
- Spoci�a si� pani - odpowiedzia� pan Su�ek wyja�niaj�co.
- Za ciep�o si� ubra�am.
- Aha. Za ciep�o - potwierdzi� ch�opak.
- Kocham pana, panie Su�ku... - szepn�a pani Eliza, wzdychaj�c po swojemu.
- Cicho. Wiem - brzmia�a bezwzgl�dna odpowied�.
- Aj, opryska� pan mnie b�otem! - zauwa�y�a opryskana kobieta.
- No! Ale tutaj b�ocko. S�owo honoru. Opryska�em pani ca�� twarz. Ma pani w�sy z b�ota, pani Elizo. Jak jaki� cesarz.
- Naprawd�?
- S�owo honoru. Jak jaki� Franciszek J�zef. A to dobre... baba z w�sami!...
Tu za�mia� si� pan Su�ek ordynarnie, po sztubacku.
- Kocham pana - szepn�a pani Eliza, ocieraj�c twarz mantylk�.
- Cicho.
Nagle tu� obok nich za�wiergoli�o co� znienacka i wyra�nie.
- S�yszy pani?... To lelek kozod�j.
- Jaki kozod�j?
- Lelek.
- Jak to lelek?
- Cholery mo�na dosta�! Lelek kozod�j, taki ptak.
- Kocham... kocham ptaki.
- On tu musi by�.
- Kto?
- Cicho. Lelek...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin