Legendy Malborskiego Zamku.docx

(16 KB) Pobierz

Legendy Malborskiego Zamku

LEGENDY MALBORSKIEGO ZAMKU


Autor artykułów: Jolanta Pietrusiewicz


„Za siedmioma górami, za siedmioma lasami….”
Tak mogłaby się zaczynać ta opowieść, ale rzecz działa się o wiele bliżej, tuż za miedzą, w Malborku.
Malborski zamek zajmuje trzecie miejsce na liście siedmiu cudów Polski. Znają go chyba wszyscy. Ale czy wy, drodzy czytelnicy, znacie związane z nim legendy? Nie jest ich wcale wiele, ale jednak są. Chciałabym opowiedzieć wam dzisiaj o Baszcie maślankowej.
Było to daaawno temu… Może w latach 1300- 1500, a może, kiedy indziej.
Baszta maślankowa to jedna z najwyższych wież znajdujących się w kompleksie zamku malborskiego. Wysunięta najdalej na północ spełniała rolę strażnicy. Jest jedną z najwyższych wież znajdujących się w kompleksie zamku malborskiego. Wzniesiona w latach 1335 - 1340 ma średnicę 8,68 m i 28,8 m wysokości. Dach zwieńczony jest postacią kobiety ubijającej masło. Tej zagadkowej wieży niestety nie można zwiedzać. Wszystko to związane jest ściśle z historią, jaka rozegrała się niedługo po wybudowaniu przez Krzyżaków owego fragmentu warowni.
Podobno, kiedyś Krzyżacy wprowadzili podatek od ubijania masła. Przeciwko tej decyzji zbuntowali się rajcy miejscy. Twierdzili, że z tego powodu wzrośnie cena masła, spadną zyski, a oni stracą klientów. Krzyżacy nie tolerując sprzeciwu i obawiając się dalszych zamieszek zamknęli buntowników w wysokiej wieży.
W tej baszcie zamurowana była, co najmniej jedna dziewica. A była to podobno święta Dorota, patronka Prus. Urodziła się w Mątwach w roku 1347, a ostatnie lata spędziła w Kwidzynie, gdzie zmarła roku 1394. Niektórzy mówili, że nazwa -„Baszta maślankowa” wzięła się stąd, że chłopi żuławscy, na skutek „dobrobytu”, tak się rozpanoszyli, że Wielki Mistrz, kazał im do zaprawy przy budowie tej baszty używać maślanki zamiast wody. Podobno jest dowiedzione, że przy budowie tej wieży, używano zapraw wapiennych z dodatkiem mleka.
W tej wieży umieścił Mickiewicz w swoim „Konradzie Wallenrodzie” – Aldonę, ukochaną tytułowego bohatera.
Podobno też w okresie średniowiecza, baszty były ulubionym miejscem składowania niewygodnych dla możnowładców ludzi. Wieża pełniła funkcję więzienia o czym świadczą napisy wyryte na cegłach z ok XV wieku. Któż to wie, ile osób zaginęło wtedy w nigdy niewyjaśniony sposób!
Myślicie, że zbyt często używałam słowa „podobno”? No cóż, nigdy nie obiecywałam przedstawić tutaj całej historycznej prawdy. To miały być opowieści z dawno minionych lat.
I były! Od ciebie tylko, drogi czytelniku, zależy czy i jak bardzo w nie uwierzysz!




ZAGADKOWY TUNEL

Obiecywałam wam drodzy czytelnicy, że opowiem znowu o zamku w Malborku. Dzisiaj ją spełniam, chociaż legend i opowieści o nim jest niewiele.
Ale…
Oto kolejna z nich.
Praktycznie wszystkie średniowieczne zamki posiadały podziemne tunele, jakie były używane do ucieczek i łączności. Zwykle były one tak zaprojektowane, aby można było jechać w nich na koniu. Zaczynały Sie one w studni danego zamku, lub w jednej z ukrytych piwnic. Zamek w Malborku również wcale nie jest wyjątkiem w tej regule. Przed Druga Wojna Światowa ogromny podziemny tunel biegnący pod rzeka Nogat został przypadkowo odkopany, a po sfotografowaniu ponownie zakryty.
Kolejna opowieść wiąże się ściśle z tym tunelem. Było to podobno w czasie, gdy zamek był już w rękach polskich, a starostą malborskim Piotr Dunin. Zarządcą zamku z jego nadania został Maciej z Budzewa i właśnie w jego córce Cecylii zakochał się z wzajemnością dobry, ale ubogi żołnierz Marcin Kania. Gdy związek ten wyszedł na jaw, rozgniewany Maciej rozkazał zamknąć córkę w komnacie, a żołnierza wrzucić do lochów. Burgrabia zamknął, więc swojego żołnierza w więzieniu pod skrzydłem północnym Zamku Wysokiego. Po kilku dniach uwięzienia Marcin Kania zwrócił uwagę na lekki przeciąg panujący w celi, choć było tu tylko jedno okienko. Zaczął przeszukiwać i opukiwać dokładnie całe pomieszczenie, aż natrafił w kącie w podłodze na żelazną klapę przysypaną ziemią i gruzem ceglanym. Bardzo się ucieszył, bo miał nadzieję, że odkrył legendarny tunel, o którym się mówiło, ale nikt nie potrafił go znaleźć. Podobno mógł prowadzić nawet do Elbląga! Nie zdążył jednak tego sprawdzić, bo usłyszał hałas na schodach. Ledwo zdążył zakryć klapę, a już weszli jego towarzysze z załogi zamkowej. Wyprowadzili go w milczeniu, tak iż przez chwilę myślał nawet, że idzie na śmierć. Okazało się jednak, że burgrabia dbający o swoich ludzi postanowił mu pomóc i potajemnie uwolnić. Dostał pieniądze i informacje jak opuścić zamek. Gdy po zmierzchu przekradał się już ze swoim skromnym dobytkiem do bramy południowej, ujrzał przechadzającą się po dziedzińcu pod czujnym okiem macochy Cecylię. Wiedział już, że nie może odejść bez niej. Naśladując głos kosa udało mu się zwieść macochę i zbliżyć do Cecylii. Padli sobie w ramiona i postanowili uciec razem odkrytym przez Marcina tunelem, bo przez bramę z pewnością razem by nie wyszli. Szli w ciemności bardzo długo, aż wreszcie zobaczyli w oddali jakieś światło. Było on dziwnie purpurowe, jednak zbiegowie ucieszyli się, myśląc że wreszcie dotarli do wyjścia z lochu. Gdy byli już bardzo blisko, ich oczom ukazał się straszliwy widok. W purpurowej poświacie stały 3 kościotrupy. Z ich kości zwisały kawałki mięsa, widać też było resztki płaszczy z czarnymi krzyżami. Makabryczne postacie ruszały szczękami jakby chciały coś powiedzieć. Marcin już miał rzucić się na nie z tasakiem, który trzymał za pasem, ale powstrzymała go Cecylia mówiąc, że oni bardziej potrzebują modlitwy niż nienawiści. Zaczęli się, więc oboje modlić i prosić o zmiłowanie dla cierpiących dusz rycerzy zakonnych. Wkrótce maszkary zniknęły, a purpurowe światło stało się błękitne. Zakochana para ruszyła już bez obaw w jego blasku przed siebie. Podobno widziano ich później szczęśliwych w Gdańsku. Gorszy los spotkał pogoń z Maciejem z Budzewa na czele. Również on dzięki psom odnalazł tajne wejście i natrafił na zjawy zakonników. Jednak zachował się zupełnie inaczej, zaczął przeklinać i siekać zjawy mieczem. Był tak wściekły, że nie zauważył, iż nie czyni kościotrupom żadnej krzywdy, natomiast kruszy wąskie ściany tunelu. W końcu z wielkim hukiem runął strop, grzebiąc okrutnego zarządcę.
Tak skończyła się ta historia. Mam jeszcze kilka ciekawych opowieści związanych z zamkiem w Malborku, ale opowiem o tym kiedy indziej.





Zbrodnia i kara na malborskim zamku.
Dzisiaj coś dla tych, którzy lubią kryminały. Może znajdzie się wśród was, drodzy czytelnicy, ktoś, kto „wznowi śledztwo” lub „rozwikła zagadkę”? Spróbujcie!

Zabójstwo wielkiego mistrza

W 1330 roku podstępnie zamordowano wielkiego mistrza Wernera von Orseln wychodzącego z kaplicy św. Anny po mszy świętej. Było to jedyne miejsce, które Orseln odwiedzał bez ochrony. Początkowo jednak, umiejscawiano to zdarzenie przy Złotej Bramie. Zasztyletował go jeden z braci zakonnych Endorf, który podobno był obłąkany. Jednak bardziej prawdopodobne jest, że było to zaplanowane morderstwo zwolenników polityki mistrza krajowego Henryka von Plotzke. Werner von Orseln chciał zawrzeć pokój z Polską i zreformować zakon przywracając mu jego religijny charakter. Pośród rycerstwa zakonnego na Pomorzu nie był to popularny pogląd. „Rycerze” byli raczej zainteresowanego władzą, wpływami i łupami.
A jak było naprawdę? Do dzisiaj nie ma pewości.


Chciwi piekarze

W Zamku Wysokim mieściły się pomieszczenia pierwszej kuchni zamkowej. Dokładnie nad nią znajdował się skarbiec zakonny wypełniony kosztownościami i złotymi monetami. W II połowie XIV wieku sprytni piekarze wykuli w suficie dziurę i podbierali złoto. Byli jednak zbyt chciwi i nieostrożni. Wydawali pieniądze na lewo i prawo, i cała sprawa szybko się wydała. Złodzieje zostali ścięci.

Za „wygłupy” też karano…

Herman i Willy to dwaj nieco ekscentryczni bracia. Herman był okropnym grubasem, natomiast Willy potwornym chudzielcem. Przebywali na zamku w czasach, gdy komturem był Eberhard von Pappke. Łączyła ich skłonność do żartów i wygłupów, Na polu walki obaj nie wykazywali się odwagą, lecz byli bardzo lubiani przez braci zakonnych. Ich zachowania nie mógł ścierpieć tylko jeden z nich-komtur. Nakładał na braci różne kary, które jednak nie przynosiły żadnych rezultatów. Pappke obawiał się, że swoją błazenadą zarażą innych zakonników. Pewnego dnia Herman i Willy zniknęli!?! Ostatni raz słyszano ich rozbawionych i chichoczących w gdanisku (gdanisko to ówczesna ubikacja, kibelek). Nigdy więcej już ich nie widziano.
Bracia uznali za oczywiste, że to komtur kazał pozbyć się wesołków, a gdanisko było idealnym do tego miejscem. Fosa pod gdaniskiem pochłonęła ponoć jeszcze wiele ofiar. Delikwenta upijano, a następnie, gdy szedł za potrzebą do gdaniska otwierała się zapadnia i jego ciało znikało bez śladu w fosie.

Ale czy to prawda czy bajka, osądźcie sami….

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin