Wampiry w Wielkim Mieście.rtf

(7098 KB) Pobierz

 

Rozdział 1

 

        – Ósma dwadzieścia rano. Mężczyzna, biały, metr osiemdziesiąt wzrostu, dwadzieścia kilka lat wysiada z białej hondy civic - mruczał Edward Cullen do dyktafonu.

        Ustawił ostrość w lornetce i przybliżył obserwowany obiekt na parkingu. Facet chyba nie był uzbrojony. Co ważniejsze, niósł wielki kubek kawy z logo znanej sieci i paczkę pączków. Szczęściarz. Normalnie coś takiego uchodzi za... no cóż, normalne. Ale on znajdował się na parkingu przed DVN, Digital Vampire Network. A tutaj nic nie jest normalne. Zwłaszcza po zachodzie słońca.

        Edward zamienił lornetkę na trzydziestopięciomilimetrowy aparat fotograficzny i ponownie spojrzał na mężczyznę.

        – Śmiertelnik. Wchodzi.

        Przynosi śniadanie do DVN? Nie wie, że sam może stać się posiłkiem? Strumień światła zalał chodnik, by po chwili zniknąć. Gdy drzwi się zamknęły, znowu zapadła ciemność. Edward zaparkował czarną acurę w ciemnym zakątku parkingu na Brooklynie. Budynek, w którym mieściło się DVN, spowijała ciemność, zasłonięto wszystkie okna. Tylko nad wejściem jaśniały czerwonym blaskiem trzy litery - DVN.

        Edward z westchnieniem odłożył aparat na fotel pasażera. Przez cztery ostatnie noce obserwował wampiryczną stację telewizyjną i co noc widział, jak do środka wchodzą zwykli ludzie. Wniosek - DVN zatrudnia śmiertelników. Czy biedacy mają świadomość, że pracują u demonów z piekła rodem? A może wampiry kontrolują ich umysły? Albo oferują im fantastyczną opiekę stomatologiczną? Nie wiadomo dlaczego pracowali akurat tutaj, lecz o ile Edwardowi wiadomo, wszyscy śmiertelnicy wychodzili koło piątej na ranem, żywi i najwyraźniej cali i zdrowi.

        Dziwne, ale w świecie wampirów wszystko jest dziwne. Dowiedział się o ich istnieniu sześć tygodni temu, gdy oficer operacyjny CIA, Sean Brandon, przeniósł go do komórki o nazwie Trumna. Sean tłumaczył, że wampiry to bezlitośni mordercy, i Edward zapałał chęcią ratowania niewinnych. Liczył, że będzie się działo, i to dużo, chciał wbijać drewniane kołki w paskudne zielone stwory z gnijącym ciałem i naroślami na czole, a tymczasem obserwował stację telewizyjną. A wampiry wyglądały i zachowywały się jak zwykli ludzie.

        Szczerze mówiąc, jedynym sposobem, który umożliwiał rozpoznanie wampira, było spojrzeć na niego okiem trzydziestopięciomilimetrowego aparatu. W obiektywie aparatu cyfrowego widoczni byli i zwykli śmiertelnicy, i nieumarli, ale ani w aparacie analogowym, ani w lustrze nie sposób zobaczyć wampira. Powód - nie tworzą odbicia.

        Przełożył aparat na podłogę, gdzie dołączył do reszty jego ekwipunku - noktowizora, aparatu cyfrowego, glocka naładowanego srebrnymi kulami, laptopa i najnowszej zabawki, projektora. Praca w CIA jest fantastyczna. Miał najnowsze gadżety. Zaopatrzono go także w komplet drewnianych kołków. Wykonanych w Chinach, przez firmę, która produkuje pałeczki do jedzenia. Pudełko czekało na tylnym siedzeniu otwarte, tak na wszelki wypadek.

        Otworzył laptop, wpisał tajną częstotliwość stacji DVN i na ekranie pojawił się obraz. Dobra, wiadomości jeszcze trwają. Sporo gadania. Wampiry zakładały, że nikt nie ma pojęcia o emisjach, a przy budynku nie było straży. Świadczyło to o arogancji, którą Edward uważał za ich największą słabość. Wetknął pendrive'a i zaczął nagrywać.

        Na tym polegało jego zadanie - obserwować DVN, gromadzić informacje i przede wszystkim ustalić, gdzie przebywa córka Seana, którą porwano. Po raz ostatni widziano ją przed ośmioma dniami, w Central Parku. Otaczała ją armia szkockich wampirów. Edward miał wrażenie, że jest z nimi z własnej woli, ale Sean upierał się, że poddano ją praniu mózgu. Ze względu na przeważające siły wroga drużyna Trumna musiała się wycofać, a Alice Brandon została w rękach wroga.

        Sean był wściekły. Co noc obserwował dom Jaspera Draganestiego, ale ani razu nie dostrzegł córki. Jasper miał za zadanie pilnować siedziby rosyjskiego klanu w Brooklynie. Leah nie spuszczała oka z Jastech Industries. Nowa, Angela, została w biurze w Midtown, analizowała zgłoszenia policyjne w poszukiwaniu czegokolwiek, co sugerowałoby udział wampirów. A Edward obserwował DVN - budynek i program.

        Sięgnął po wyświetlacz CV-3. Specjalne okulary odtwarzały obraz z laptopa na wirtualnym ekranie przed jego oczami, nie musiał więc wpatrywać się w monitor i mógł jednocześnie obserwować parking. Jeśli wierzyć prezenterowi DVN, w rosyjskim klanie aż wrzało. Niektórzy mężczyźni nie są w stanie zaakceptować dwóch kobiet na pozycji liderów. Klan jest o krok od wojny domowej.

        Edward uśmiechnął się pod nosem. I bardzo dobrze, niech dranie sami się powybijają. Nalał sobie kawy z termosu. Do diabła, oddałby wiele za kubek mocnej świeżo zaparzonej kawy. I coś do jedzenia. Trzeba było skonfiskować temu facetowi pączki jako materiał dowodowy. Kiedy pił, zaczęła się przerwa reklamowa. Seksowna kobieta zapewniała, że jej pyszny drink zawiera mało cholesterolu i cukru. Blood Lite.

        Edward zakrztusił się i opluł kawą kierownicę, zanim udało mu się przełknąć ostatni łyk. Coś takiego, dietetyczna krew! Sięgnął po serwetkę, by wytrzeć deskę rozdzielczą. Po chwili zaczął się wampiryczny talk-show z Jessicą Courrant w roli głównej. Spojrzał na piersi prowadzącej. To na pewno implanty. Skoncentrował się ponownie, gdy na ekranie obok głowy Jessici pojawiło się inne zdjęcie - Jaspera Draganestiego. - „Nie uwierzycie! - zapewniała Corky z uśmiechem. Najbardziej pożądany kawaler w Ameryce się żeni! Tak. Jasper Draganesti, głowa klanu Wschodniego Wybrzeża, miliarder; wynalazca sztucznej krwi i kuchni fusion, szef Jastech Industries, ogłosił swoje zaręczyny. Nie uwierzycie, kim jest szczęśliwa wybranka! Dowiecie się po przerwie na reklamę! Zostańcie z nami!"

        Tym razem reklamowano wampiryczną pastę do kłów, która zapewni im wieczną biel - jeśli nie, producent obiecywał zwrot kosztów. Edwarda intrygowało, czy wampirzyce wypłakują sobie teraz oczy, bo multimiliarder Jasper Draganesti już jest zajęty. To bez sensu. Czy wampir moŜe naprawdę się zakochać? I niby gdzie składa przysięgę ślubną? Bo przecież nie w kościele. I niby jak mógłby ślubować „póki śmierć nas nie rozłączy", skoro już nie żyje? Jedno jest pewne. Oby panną młodą nie okazała się Alice Brandon. Sean dostałby szału. Dosłownie. Mógłby wysadzić w powietrze całą Upper East Side, bo tam mieszkał Draganesti. Reklamy się skończyły. Jessica wróciła na antenę. Ekran wypełniło kolejne zdjęcie.

        – Cholera - jęknął Edward.

        Przedstawiało Jaspera Draganestiego i Alice Brandon.

        – Wyobrażacie to sobie? - zapiszczała Jessica. Jasper Draganesti żeni się ze śmiertelniczką!

        Cholerny świat. Edward zdjął okulary i cisnął na fotel pasażera. Fatalne wieści. Sean będzie chciał się zemścić, a w drużynie Trumna jest tylko pięciu agentów. Za mało, by przystąpić do otwartego ataku. Zresztą ciągle nie wiedzą, gdzie jest Alice. Przeklęty Draganesti ją ukrywa.

        Edward był zbyt spięty, by zostać w samochodzie. Musiał coś zrobić. Program nagrywał się na pendrive'a, więc nie musiał go oglądać. Rozejrzał się po parkingu. Stało na nim trzydzieści siedem samochodów, w większości były to pojazdy nieumarłych. Sprawdzą numery rejestracyjne i zaczną w ten sposób tworzyć bazę danych wampirów.

        Wziął aparat i wysiadł. Fotografował jedną z ostatnich tablic rejestracyjnych, gdy ciemność przecięły światła reflektorów. Na parking wjeżdżał kolejny wóz. Czarny lexus. Sedan. Edward schylił się i przemknął między samochodami, aż wyraźnie zobaczył nowe auto. Ustawił obiektyw na jego tablicy rejestracyjnej i nacisnął spust.

        Otworzyły się drzwi od strony kierowcy i wysiadł wysoki mężczyzna w eleganckim garniturze. Edward zrobił mu zdjęcie. Po chwili wysiadła też młoda kobieta.

        Młoda, akurat. Edward zazgrzytał zębami, naciskając spust. Owszem, ubiera się jak nastolatka, w kabaretki i mini, ale jeśli jest wampirem, może być stara jak świat.

        Niestety, miał tylko aparat cyfrowy i nie mógł stwierdzić, czy jest śmiertelna, czy nie. Potrzebna mu klasyczna lustrzanka. Skradał się z powrotem do swojego wozu, kryjąc w cieniu muru. I wtedy to usłyszał. Kolejne trzaśniecie drzwiami. Wyjrzał zza SUVa i mignął mu kosmyk jasnych włosów. Alice takie miała, kiedy ją ostatnio widział. Czyżby to była ona? Podszedł bliżej, ciągle skulony. Otworzył usta z wrażenia. Nie, to nie Alice. Rany boskie. Zawsze mu się wydawało, że zwraca uwagę przede wszystkim na kobiecą twarz, a dokładnie - na oczy, bo są zwierciadłem duszy. W tym wypadku to było niemożliwe, bo widział tylko profil. Mały, zadarty dziewczęcy nosek i pełne kobiece usta. Wybuchowa kombinacja. Na niego podziałała. Pstryknął kilka zdjęć.

        Miała długie włosy w kolorach złocistych brązów, miodu i platyny. Nie opadały na twarz, bo przytrzymywały je błyszczące spinki, które aż się prosiły, by je wyjąć. Takie włosy trzeba

uwiecznić na fotografii. Szacował, że ma metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Musiała być wysoka, bo górowała nad samochodami, widział jej głowę i piersi. Święty Cyceliuszu, przy takim biuście każdy miłośnik twarzy przerzuci się na piersi. Dzięki ci Boże za aparaty z zoomem.

        Wysiadła i szła przez parking na, jak się zdawało, niekończących się nogach. Obcisła spódnica miała z tyłu rozcięcie, które rozchylało się przy każdym kroku i odsłaniało fragment szczupłych ud. I to takich, że koneser piersi stałby się natychmiast wielbicielem ud. Zwrócił uwagę, jak wąska spódniczka opina jej biodra i pośladki. O święty Dupeuszu. Zasłużyły na kilka zdjęć. I tak miłośnik nóg zagustował w kuperkach.

        Chwileczkę. Niebieski kostium nie przypominał stylu wampirów. Zazwyczaj wybierają stroje bardziej wyzywające. Oczywiście, może ona wcale nie jest jedną z nich. Wydaje się zbyt pełna życia, by nie żyć. A jeśli jest niewinna, a wampiry to jej towarzysze? Może prowadzą ją do jaskini potwora? O nie, nie na jego oczach!

        Wyprostował się zaraz zatrzymał. Jęknął bezgłośnie. Idiota. Myślał podbrzuszem, nie głową. Ta kobieta nie jest do niczego zmuszana. Idzie do wejścia z determinacją zdecydowaniem.

Musiał wiedzieć, kim jest. Człowiekiem czy wampirem? Cała trójka była już przy drzwiach. Edward podbiegł do samochodu, otworzył drzwi szarpnięciem, wziął aparat Spojrzał przez wizjer. Ciemność. Stłumił przekleństwo, zdjął osłonę obiektywu i ponownie podniósł kamerę do oczu.

        I nic. Drzwi do DVN były otwarte, ale nikogo w nich nie było. Opuścił aparat. Teraz ich spostrzegł - mężczyzna przytrzymywał drzwi, niższa kobieta wchodziła do środka. A zatem to wampiry, co do tego nie ma wątpliwości. Ale co z piękną blondynką? Cholera. Przegapił ją. Wrócił do samochodu, krzywiąc się, gdy dżinsy boleśnie wbijały się w nabrzmiały członek. To na pewno zwyczajna kobieta. Przecież nie płonąłby tak z powodu trupa, prawda?

 

        Bella Swan zatrzymała się gwałtownie w holu DVN. Niemal nie dostrzegała czarno-czerwonego wnętrza, taki panował tu tłok. Ponad pięćdziesiąt wampirów paplało nerwowo. Dobry Boże. Wszyscy szukają pracy? Jacob wpadł na nią.

        – Przepraszam– mruknął.

        Lustrował wzrokiem pomieszczenie.

        – Nie spodziewałam się aż tylu.

        Drżącymi dłońmi sprawdziła, czy spinki tkwią we włosach. Kolejny raz zerknęła na skórzaną aktówkę. Staranie opracowany życiorys nadal tam był, tak jak pięć minut temu. Jakie ma szanse przy takiej konkurencji? Kogo chce oszukać? Nie dostanie tej posady. Panika powróciła, dławiła ją, pozbawiała tchu. Nigdy nie będzie wolna. Nigdy nie ucieknie.

        – Bella...

        Ostry głos Jacoba przebił się przez falę strachu. Poczekał, aż na niego spojrzy, i zmierzył ją znacząco. W pierwszym roku przymusowego zamknięcia Jacob był jej podporą i przyjacielem. W kółko powtarzał, że to teraz jej świat, jedyny, jaki ma. Wystarczyło ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin