Bajki9.txt

(36 KB) Pobierz
83






























            Dzikie �ab�dzie
        
               Daleko st�d, tam, dok�d lec� jask�ki, kiedy u nas jest zima, mieszka� 
            kr�l, kt�ry mia� jedenastu syn�w i jedn� c�rk�, Eliz�. Bracia byli 
            kr�lewiczami, chodzili do szko�y z orderami na piersiach i szablami u boku, 
            pisali diamentowymi szyferkami na z�otych tabliczkach; co tylko przeczytali, 
            zaraz umieli na pami��; od razu wida� by�o, �e s� kr�lewiczami. Siostra 
            Eliza siedzia�a na ma�ym, szklanym sto�eczku i ogl�da�a ksi��k� z obrazkami, 
            ksi��k�, kt�r� kupiono za p� kr�lestwa.
               Ach, jak dobrze by�o tym dzieciom! Ale to szcz�cie nie trwa�o d�ugo.
            Ich ojciec, kr�l ca�ego kraju, o�eni� si� ze z�� kr�low�, kt�ra wcale nie 
            by�a dobra dla biednych dzieci; odczu�y to ju� pierwszego dnia. W zamku 
            odbywa�y si� paradne zabawy, a dzieci bawi�y si� r�wnie� w "go�ci", ale nie 
            dosta�y, jak zwykle, ciastek i pieczonych jab�ek, kr�lowa da�a im tylko w 
            fili�ance do herbaty troch� piasku i powiedzia�a, �eby udawa�y, �e pij� 
            naprawd� herbat�.
               Po tygodniu odda�a ma�� siostr� Eliz� na wie� do ch�op�w, a po kr�tkim 
            czasie usposobi�a kr�la tak �le do biednych kr�lewicz�w, �e wcale ju� o nich 
            nie dba�.
               - Le�cie sobie w �wiat i sami si� o siebie troszczcie - powiedzia�a z�a 
            kr�lowa. - Zamie�cie si� w ptaki i utra�cie mow�. - Ale nie potrafi�a 
            wyrz�dzi� tyle z�a, ile chcia�a; kr�lewicze przemienili si� w jedena�cie 
            cudnych, dzikich �ab�dzi. Z dziwnym krzykiem wyfrun�y ptaki przez zamkowe 
            okna, ponad parkiem i lasem.
               Wczesnym rankiem �ab�dzie przylecia�y do chaty, gdzie siostra Eliza spa�a 
            w ch�opskiej izbie, kr��y�y nad dachem, kr�ci�y d�ugimi szyjami, uderza�y 
            skrzyd�ami, ale nikt tego nie widzia� ani nie s�ysza�. Musia�y lecie� dalej, 
            wysoko a� do chmur, w daleki �wiat; polecia�y do du�ego, ciemnego lasu, 
            kt�ry ci�gn�� si� do brzegu morza.
               Biedna ma�a Eliza sta�a w ch�opskiej izbie i bawi�a si� zielonym listkiem 
            - nie mia�a innej zabawki; przek�u�a w listku dziurk� i spojrza�a przez ni� 
            w s�o�ce, i wtedy zdawa�o si� jej, �e widzi jasne oczy swych braci, i za 
            ka�dym razem, kiedy ciep�e promienie s�oneczne ogrzewa�y jej policzki, czu�a 
            jak gdyby poca�unki swych braci.
               Jeden dzie� mija� podobny do drugiego. Kiedy wiatr d�� przez wielkie, 
            r�ane �ywop�oty przed domem, szepta� do r�:
               - Kt� mo�e by� od was pi�kniejszy?
               Ale r�e potrz�sa�y g�owami i m�wi�y:
               - Eliza jest pi�kniejsza! - A kiedy staruszka siedzia�a w niedziel� przed 
            drzwiami i czyta�a ksi��k� do nabo�e�stwa, wiatr odwraca� stronice i m�wi� 
            do ksi��ki:
               - Kt� jest bardziej pobo�ny od ciebie?
               - Eliza jest pobo�niejsza! - m�wi�a ksi��ka do nabo�e�stwa. R�e i 
            modlitewnik m�wi�y prawd�.
               Gdy Eliza sko�czy�a pi�tna�cie lat, wr�ci�a do domu, a gdy kr�lowa 
            zobaczy�a, jaka jest pi�kna, ogarn�a j� z�o�� i zawi��; z ch�ci� 
            przemieni�aby j� w dzikiego �ab�dzia jak jej braci, ale nie odwa�y�a si� 
            uczyni� tego natychmiast, bo kr�l pragn�� przecie� zobaczy� swoj� c�rk�.
               Wczesnym rankiem posz�a kr�lowa do �azienki zbudowanej z marmuru, 
            ozdobionej mi�kkimi poduszkami i wspania�ymi dywanami, wzi�a trzy ropuchy, 
            poca�owa�a je i powiedzia�a do jednej z nich:
            - Usi�d� na g�owie Elizy, kiedy si� b�dzie k�pa�a, aby by�a tak g�upia jak 
            ty! Usi�d� na jej czole - powiedzia�a do drugiej - aby by�a tak brzydka jak 
            ty, aby ojciec jej nie pozna�. Spoczywaj na jej sercu - szepn�a do trzeciej 
            - niech si� stanie z�a, niech cierpi przez to m�ki! 
               Potem w�o�y�a ropuchy do czystej wody, kt�ra zabarwi�a si� na zielono, 
            zawo�a�a Eliz�, rozebra�a j� i kaza�a jej wej�� do wody. Kiedy dziewczynka 
            si� zanurzy�a, jedna ropucha usiad�a jej na w�osach, druga na czole, a 
            trzecia na piersi; ale Eliza nie spostrzeg�a ich wcale, bowiem gdy si� 
            podnios�a, po wodzie p�ywa�y trzy czerwone maki. Gdyby gady nie by�y zatrute 
            i gdyby nie to, �e poca�owa�a je czarownica, przemieni�yby si� w czerwone 
            r�e; ale sta�y si� jednak kwiatami, bo spoczywa�y na g�owie i na sercu 
            Elizy, kt�ra by�a zbyt pobo�na i niewinna, aby
            czary mog�y mie� nad ni� moc. 
               Kiedy z�a kr�lowa to zobaczy�a, natar�a Eliz� sokiem w�oskiego orzecha, 
            tak �e dziewczynka
            ca�kiem poczernia�a; posmarowa�a jej pi�kn� twarzyczk� cuchn�c� ma�ci� i 
            sko�tuni�a jej w�osy; niepodobna by�o pozna� pi�knej Elizy.
               Ojciec przerazi� si� na jej widok i powiedzia�, �e to nie mo�e by� jego 
            c�rka; nikt jej nie pozna� pr�cz podw�rzowego psa i jask�ek, ale by�y to 
            przecie� mizerne stworzenia i nic nie mia�y do gadania.
               Wtedy biedna Eliza zacz�a p�aka� i przypomnia�a sobie swych jedenastu 
            braci. Pe�na smutku, wymkn�a si� z zamku, przez ca�y dzie� chodzi�a po 
            polach i b�otach, a� w ko�cu przysz�a do du�ego lasu. Nie wiedzia�a, dok�d 
            sz�a, ale czu�a si� tak nieszcz�liwa i tak bardzo t�skni�a do swoich braci; 
            na pewno ich tak�e wygnano, tak samo jak j�, w szeroki �wiat. Chcia�a ich 
            odnale��.
               Nied�ugo by�a w lesie, a ju� noc zapad�a; dziewczynka nie mog�a odnale�� 
            drogi; wtedy po�o�y�a si� na mi�kkim mchu, odm�wi�a wieczorn� modlitw� i 
            opar�a g�ow� o pie� drzewa.
            By�o tak cicho, powietrze takie �agodne, a naoko�o w trawie i mchu tysi�ce 
            �wi�toja�skich robaczk�w �wieci�o jak zielony ogie�; kiedy dotkn�a r�k� 
            ga��zi, b�yszcz�ce owady spada�y na ni� jak deszcz gwiazd.
               Przez ca�� noc �nili si� jej bracia; bawili si� znowu jako dzieci, pisali 
            diamentowymi szyferkami na z�otych tabliczkach i ogl�dali pi�kn� ksi��k� z 
            obrazkami, kt�ra kosztowa�a p� kr�lestwa, ale nie pisali na tablicy tak jak 
            przedtem zer i kresek, tylko najdziwniejsze czyny, jakich dokonali, 
            wszystko, co prze�yli i co widzieli; a w ksi��ce z obrazkami wszystko �y�o: 
            ptaki �piewa�y, ludzie wychodzili z ksi��ki i rozmawiali z Eliz� i z jej 
            bra�mi, ale gdy przewraca�a kartk�, wskakiwali znowu do �rodka, aby nie 
            wprowadzi� nie�adu mi�dzy obrazkami.
               Kiedy si� obudzi�a, s�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie; nie widzia�a go 
            wprawdzie, gdy� przes�ania�a je g�sta ziele� drzew, ale jego promienie 
            przeb�yskiwa�y jak powiewna z�ota tkanina; ziele� pachnia�a, a ptaki 
            nieledwie siada�y na jej ramionach. S�ysza�a plusk wody, mn�stwo strumieni 
            przep�ywa�o przez las, wszystkie wpada�y do jednego jeziora, gdzie by�o 
            najpi�kniejsze, piaszczyste dno; ros�y tam wprawdzie naoko�o g�ste krzaki, 
            ale jelenie zrobi�y w jednym miejscu du�y otw�r i t�dy przesz�a Eliza ku 
            wodzie. Woda by�a tak prze�roczysta, �e gdyby wiatr nie porusza� krzak�w i 
            ga��zi, mo�na by�o my�le�, �e zosta�y one namalowane na dnie, tak wyra�nie 
            odbija� si� ka�dy listek - zar�wno o�wietlony s�o�cem, jak pogr��ony w 
            cieniu.
               Jak tylko Eliza zobaczy�a w�asn� twarz w wodzie, przerazi�a si�, taka 
            by�a czarna i brzydka, ale kiedy umoczy�a r�czk� i wytar�a ni� oczy i czo�o 
            ukaza�a si� bia�a sk�ra; wtedy zdj�a wszystko, co mia�a na sobie, i wesz�a 
            do czystej wody; nie by�o na �wiecie pi�kniejszego kr�lewskiego dziecka od 
            niej.
               Kiedy si� znowu ubra�a i zaplot�a d�ugie warkocze, podesz�a do bij�cego 
            �r�d�a, napi�a si� z d�oni i pow�drowa�a w g��b lasu, nie wiedz�c, dok�d 
            idzie. My�la�a o braciach i my�la�a o Panu Bogu, kt�ry jej na pewno nie 
            opu�ci. On to sprawi�, �e w lesie ros�y dzikie jab�ka, aby nasyci� g�odnych. 
            On to pokaza� jej drzewo, kt�rego ga��zie ugina�y si� pod ci�arem owoc�w: 
            zatrzyma�a si�, aby si� posili�, pod�o�y�a podp�rki pod ga��zie i wesz�a w 
            najmroczniejsz� g��bin� lasu. By�o tam tak cicho, �e s�ysza�a swoje w�asne 
            kroki, s�ysza�a szelest ka�dego suchego listka, kt�ry kruszy�a stopami, 
            nawet �adnego ptaka nie by�o wida�, ani jeden promie�
            s�oneczny nie przedostawa� si� przez wielkie, g�ste ga��zie drzew; wysokie 
            pnie sta�y tak blisko jeden drugiego, �e gdy patrza�a prosto przed siebie, 
            wydawa�o si� jej, �e otacza j� p�ot z belek. Ach, jaka� tu panowa�a pustka i 
            g�usza, nigdy jeszcze takiej nie zazna�a!
               Noc stawa�a si� ciemna, nawet �aden robaczek �wi�toja�ski nie b�yszcza� 
            w�r�d mchu, u�o�y�a si� zmartwiona do snu. Wydawa�o jej si�, �e ga��zie 
            otwieraj� si� nad ni� i �e dobry B�g patrzy na ni� �agodnie, a ma�e anio�ki 
            wygl�daj� znad jego g�owy i spod jego ramion.
               Kiedy si� nazajutrz obudzi�a, nie wiedzia�a, czy jej si� to �ni�o, czy to 
            by�o naprawd�. Zrobi�a par� krok�w i spotka�a staruszk� z koszem pe�nym 
            jag�d; staruszka da�a jej par� jag�dek. Eliza pyta�a, czy nie widzia�a 
            jedenastu kr�lewicz�w j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin