166. Small Lass - Rodzina Brown'ów 09 - Nowy rok.pdf

(496 KB) Pobierz
A New Year
Lass Small
Nowy rok
347289698.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszystko zaczęło się tuż przed Nowym Rokiem. John
Brown pojechał ze swoim szefem, Lemonem Covingtonem, w
interesach do San Antonio. John był doradcą finansowym
Lemona i jego przyjacielem.
Obaj mężczyźni byli do siebie bardzo podobni, ale istniały
też między nimi pewne różnice. Obaj byli wysocy i dobrze
zbudowani, John jednak był o około pięć centymetrów niższy
od Lemona, a włosy, choć też blond, miał trochę ciemniejsze.
Na dodatek John był raczej obserwatorem życia, Lemon zaś
jego uczestnikiem.
Tego dnia siedzieli w sali konferencyjnej z pewnymi
cwaniakami, którzy chcieli zdobyć pieniądze Covingtona na
swoje spekulacje.
John głównie milczał, ukrywając swoje uczucia pod
gęstymi rzęsami i krótką, porządnie przystrzyżoną brodą.
Słuchał i robił notatki.
Faceci wyraźnie kręcili, a rzadkie i twarde spojrzenia
Johna sprawiły, że skupili swoją całą uwagę na bardziej
uprzejmym Lemonie.
Było już późne popołudnie, a Lemon wciąż uchylał się od
podjęcia jakiejkolwiek decyzji. W końcu obie potencjalne
ofiary wstały, musiały więc wstać także i sępy.
Przeciągając się i nie mówiąc nic konkretnego, Lemon i
John opuścili rozczarowanych kombinatorów, zapewniając, że
rozpatrzą ich propozycję.
- To grzechotniki - rzekł John, wychodząc z budynku.
- Tak - przyznał Lemon. - Ale było to bardzo pouczające.
Lubię przyglądać się, jak tacy ludzie działają. Można się
czegoś od nich nauczyć.
- Tak - zgodził się John.
Lemon spojrzał na przyjaciela uważnie. Martwił się o
niego. I nagle powziął decyzję.
347289698.003.png
- Hej, John, chodźmy jeszcze kawałek. Muszę coś kupić.
Poszli do eleganckiego butiku przy hotelu Menger.
- Uwaga, uwaga, nadchodzę! - krzyczał już od progu
Lemon. - Tak was zabajeruję, że oddacie mi wszystko za
darmo!
Lemon znakomicie umiał się targować. Zadziwiające było,
że robił to z takim wdziękiem, iż nikt nie miał o to do niego
pretensji.
John także mu to wybaczał.
Lemon, który obejrzał całą kolekcję damskich ubrań, od
strojów do konnej jazdy po suknie wieczorowe, wybrał w
końcu niesamowitą, błyszczącą czerwoną sukienkę. Zmieściła
się w niewielkiej paczuszce.
Wrócili potem po auto Lemona, warte tyle, ile średniej
wielkości dom, i pojechali do jednej z północno - wschodnich
dzielnic miasta.
Lemon zaparkował samochód przed jakimś domem.
- Zaraz wracam - rzucił do Johna, wysiadając z auta i z
paczuszką w ręku wszedł na werandę i zastukał do drzwi.
Była to bardzo stateczna dzielnica i dziwne było, że
mieszka tu jakiś znajomy Lemona.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich młoda kobieta.
Rozmawiała z Lemonem. Kręciła głową i odpychała
paczuszkę. Śmiała się, ale nie chciała przyjąć czerwonej
sukienki.
- John! Możesz tu przyjść na chwilę? - zawołał Lemon.
To zrozumiałe. Lemon zawsze prosił. Nigdy nie żądał ani
nie rozkazywał. Był bardzo delikatnym człowiekiem.
Dziwnym, ale niezwykle taktownym.
John wcale nie miał ochoty poznawać tej kobiety.
Ale co miał zrobić? Nie zareagować i zostać w aucie? Z
drugiej strony był trochę ciekawy, jak wygląda kobieta, która
nie chce przyjąć sukienki od Lemona.
347289698.004.png
Para na werandzie czekała. John wysiadł więc z auta,
rozejrzał się dokoła i zamknął drzwi. Wąskim chodnikiem
podszedł ku domowi.
- Margot, to jest John Brown - rzekł w typowym
bezceremonialnym teksańskim stylu Lemon. - Naprawdę tak
się nazywa. Pochodzi z Ohio. Założę się, że od razu
zauważyłaś, że nie jest Teksańczykiem.
John zobaczył ładną młodą kobietę o uśmiechniętej
twarzy. Zwrócił uwagę na kolczyki i długie, swobodnie
rozpuszczone brązowe włosy. Oczy miała niebieskie. Ubrana
była w dżinsy i koszulę z podwiniętymi rękawami. Była
naprawdę atrakcyjna.
Aby podbudować ją nieco moralnie, Lemon zwrócił się do
Johna.
- Ona myśli, że interesuje mnie wyłącznie jej ciało, co jest
niczym nie umotywowanym przypuszczeniem, i że z jakichś
ukrytych pobudek chcę, żeby włożyła tę sukienkę na moje
przyjęcie. Wyjaśnij jej, że się myli.
- Lemon wydaje takie przymusowe przyjęcie dla ludzi,
wobec których ma zobowiązania - skłamał John. - Bardzo mu
zależy, by była tam choć jedna osoba, która nic od niego nie
chce i przyszła tam tylko po to, żeby się zabawić.
- Dokładnie - rzekł Lemon i uśmiechnął się do kobiety.
- A ty też będziesz? - Margot zwróciła się do Johna.
- Wątpię.
- Jest w głębokiej rozpaczy i uważa, że nie jest to
najlepsza pora na przyjęcia - dodał Lemon.
- Dlaczego?
- Powiedz jej, John.
- Pan Covington jest moim szefem., Kobieta zaśmiała się
rozbawiona.
John wrócił do auta, odchylił oparcie i rozsiadł się
wygodnie. Cały czas jednak bacznie obserwował szefa i
347289698.005.png
kobietę, która nie chciała wpuścić Lemona do swego domu.
Cóż za interesująca sytuacja!
Lemon stał na werandzie i mówił, mówił, mówił. Był
znakomitym mówcą. Tak dobrym, że każdego zawsze potrafił
przekonać. John aż westchnął, przypomniawszy sobie te
wszystkie rzeczy, na które Lemon namówił jego.
Raz przekonali dzikiego psa, by jadł im z ręki. Kiedyś
zwisali z mostu, pod którym przejeżdżał pociąg. Innym razem
dosiedli byka, który miał raczej ochotę na krowę. Głupie,
prawda?
Przypominając sobie te wyczyny, John zastanawiał się nad
kobietami w życiu Lemona. Ciekawe, na co te damy udało mu
się namówić?
W końcu Lemon wrócił do auta i to bez paczuszki. Potrafił
rzeczywiście namówić kobietę do wszystkiego.
Mimo że Lemon irytował i zaskakiwał Johna, a John
nieźle musiał się namęczyć, by powstrzymać go od
marnotrawienia pieniędzy, musiał przyznać, że Lemon jest
zdolnym finansistą. Znał go od czterech lat i dopiero
niedawno zorientował się, że Lemon przez cały czas testuje go
i szkoli. A jest to facet tylko o rok od niego starszy. Tylko o
rok starszy, a o ile sprytniejszy.
Tak więc w sylwestra John Brown, trzeci adoptowany syn
Salty'ego Browna z Tempie w stanie Ohio, zjawił się na
przyjęciu Lemona Covingtona w Zachodnim Teksasie. Sam
nie mógł zrozumieć, jak dał się przekonać, że ma obowiązek
tam być... i to w smokingu.
Cholera.
Wokół domu Lemona rozciągała się tylko preria.
Charakterystyczne teksańskie krzewy, kilka dębów, pożółkła
trawa i kaktusy.
Zupełnie inaczej niż w Ohio.
I to wszystko należało do Lemona.
347289698.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin