Mann Catherine - W świecie biznesu 01 - Papierowe małżeństwo (Gorący Romans 947).pdf

(694 KB) Pobierz
765802994.001.png
Catherine Mann
Papierowe małżeństwo
W świecie biznesu 01
765802994.002.png 765802994.003.png
 
PROLOG
Nowy Jork , cztery miesiące wcześniej
Lauren Presley zastanawiała się, jak to możliwe, że na wpół ubrany mężczyzna
splątany z nią w miłosnym uścisku na jej sofie w pracy jest równocześnie myślami tak
daleko.
Tę jego część, która pozostała na miejscu, zamierzała wyrzucić, kiedy tylko sama
odzyska oddech.
Miękka skóra turkusowej kanapy przyklejała się do wilgotnej skóry nóg, pot wciąż
kapał z niej po pełnym pasji zbliżeniu.
Wszystko, co się dzisiaj zdarzyło, przypominało obraz Salvadora Dali. Nie mogła
winić Jasona, że żałował tego impulsywnego aktu, Tym bardziej że jej samej nie podo-
bało się tempo, w jakim jej majtki znalazły się na podłodze, a ona dobierała się do jego
rozporka. Jason Reagert był jej współpracownikiem. Możliwe, że ich współpraca właśnie
dobiegła końca. Miała nadzieję, że ten niezręczny moment po seksie minie jak najszyb-
ciej, bez uszczerbku na jej dumie.
Niskie buczenie wypełniło ciche biuro. Lauren zesztywniała.
- Twoje spodnie wibrują - zauważyła.
Jason wyciągnął się i uniósł jedną ciemną brew. Jego krótko ostrzyżone włosy
zjeżyły się pod dotykiem jej dłoni.
- Słucham?
Klepnęła go w ciepłe udo, tuż obok jego telefonu komórkowego.
- Mówię poważnie, brzęczą.
- Cholera - odparł.
Wyplątał z niej swoje ciało, chłodne powietrze owiało jej gołe nogi.
Jason wstał.
- Diabelnie nie w porę.
Unikając jego spojrzenia, wstała i poprawiła swoją jedwabiście czarną, obcisłą su-
kienkę, układając ją z powrotem na właściwym miejscu. Majtki musiały poczekać; kop-
nęła hebanową satynę pod kanapę.
- Twoje łóżkowe zwierzenia pozostawiają sporo do życzenia.
- Wybacz. To tylko mój alarm.
- Alarm? Z jakiego powodu? - patrzyła nerwowo na ściany z białej cegły i obrazy
na włączonych ekranach.
- Lecę do Kalifornii.
Oczywiście, pomyślała.
Lauren wstała, przygładziła sukienkę i poszukała swoich ulubionych czółenek z
imitacji skóry lamparta, których nie będzie już nigdy mogła założyć, by nie myśleć o tej
nierozsądnej nocy.
Ona i Jason dopracowywali właśnie ostatnie szczegóły graficznego projektu, który
Lauren wykonaia na zlecenie jego nowojorskiej firmy - on właśnie zostawiał swoją po-
sadę w Nowym Jorku i zmierzał na zawodowo bardziej obiecujące, kalifornijskie tereny.
Praca dla Maddox Communication w San Francisco była dla niego wielką okazją. Wie-
działa o jego planach już od kilku tygodni. Kiedy ściskała go na pożegnanie tego wie-
czoru, zrozumiała, że bardzo martwi ją jego przeprowadzka.
W jednej sekundzie patrzyła na jego szczupłą, przystojną twarz, dławiąc łzy, a w
następnej już się całowali. Lauren czuła przyjemność płynącą w dół jej kręgosłupa i sku-
piającą się niżej. Pamiętała odważny dotyk jego języka i dłoni, jego siłę, gdy chwycił jej
pośladki i uniósł ją ku sobie. Już teraz jej ciało domagało się powtórki, chciała sięgnąć w
jego stronę i pociągnąć go za krawat. Ten impuls był zbyt silny.
Aby odzyskać samokontrolę, odwróciła wzrok od jego wystających kości policz-
kowych i kuszących ust. Nie wiedziała, skąd biorą się te szaleńcze uczucia, nie była też
pewna, jak je okiełznać.
Swoje czółenka z nadrukiem skóry lamparta zauważyła pod biurkiem i skorzystała
z okazji, by oddzielić się odrobiną przestrzeni od Jasona oraz kanapy pachnącej jeszcze
dobrym seksem. Uklękła, wyciągając jeden ze swoich butów - niestety drugi w denerwu-
jący sposób znajdował się poza zasięgiem jej ręki.
- Lauren. - Jego obuta w mokasyn stopa znalazła się tuż obok niej, dobitnie jej
uświadamiając nieprzystojną pozycję, w jakiej się znajdowała. - Wiesz, że nie mam w
zwyczaju...
- Przestań. Nie musisz nic mówić - echa poniżających próśb matki, by jej mąż zo-
stał z rodziną, obijały się po głowie Lauren.
- Zadzwonię...
- Nie - wstała, poddając się w kwestii butów - nie składaj obietnic, których możesz
nie dotrzymać.
- Ty też mogłabyś zadzwonić do mnie.
- I co by mi z tego przyszło? - stanęła z nim twarzą w twarz.
Był przystojny. Miał chłopięcą urodę ucznia prywatnego liceum, zahartowanego
latami spędzonymi w marynarce wojennej. Pochodził z bogatej rodziny, sam też zarobił
niemało.
- Ty przenosisz się do Kalifornii, a moim domem jest Nowy Jork. Wygląda na to,
że nie łączy nas nic oprócz współpracy, jeśli nie liczyć tej zwariowanej burzy hormonów.
Nie ma czym zakłócać naszego dotychczasowego trybu życia.
Potrząsając długimi, rozpuszczonymi włosami, Lauren otworzyła drzwi prowadzą-
ce do większego studia. Jason oparł się dłonią o framugę, a jego aroganckie brązowe
oczy zdradzały odrobinę zaskoczenia.
- Chcesz mnie spławić?
Najwyraźniej Jasonowi Reagertowi nie odmawiano zbyt często. Oczywiście dość
szybko mu się poddała, ale to właśnie zamierzała teraz zmienić.
- Po prostu jestem realistką, Jasonie.
Zmusiła go do odwrócenia wzroku, mimo że był co najmniej o głowę od niej wyż-
szy.
Później, z dala od niego, Lauren zamierzała zamknąć się w swoim małym aparta-
mencie na Upper East Side. Albo zaszyć się w Metropolitan Museum of Art na cały
dzień, zagłębiając się w świat każdego z wystawionych tam obrazów. Sztuka była dla
niej wszystkim. Nie mogła o tym zapomnieć. Ta firma - którą przejęła w niespodziewa-
nym spadku po drogiej cioci Elizie - była dla niej szansą na spełnienie marzeń. Dzięki
Zgłoś jeśli naruszono regulamin