103. Templeton Karen - Jak zostać księżniczką.pdf

(740 KB) Pobierz
Templeton Karen - Jaj zostać księżniczką
Karen Templeton
Jak zostać księżniczką
Tytuł oryginału: Honky-Tonk Cinderella
99419062.041.png 99419062.042.png 99419062.043.png 99419062.044.png 99419062.001.png 99419062.002.png 99419062.003.png 99419062.004.png 99419062.005.png 99419062.006.png 99419062.007.png 99419062.008.png 99419062.009.png 99419062.010.png 99419062.011.png 99419062.012.png 99419062.013.png 99419062.014.png 99419062.015.png 99419062.016.png 99419062.017.png 99419062.018.png 99419062.019.png 99419062.020.png 99419062.021.png 99419062.022.png 99419062.023.png 99419062.024.png 99419062.025.png 99419062.026.png 99419062.027.png 99419062.028.png 99419062.029.png 99419062.030.png 99419062.031.png 99419062.032.png 99419062.033.png 99419062.034.png 99419062.035.png 99419062.036.png 99419062.037.png 99419062.038.png 99419062.039.png 99419062.040.png
ROZDZIAŁ I
Dziewiąta rano, a teksańskie słońce już daje się we
znaki.
Aleks szedł zakurzoną duszną ulicą. Nawet na
ocienionych werandach petunie zwiesiły główki, łącząc
się w niedoli z wypaloną trawą porastającą zazwyczaj
schludne trawniki. Psy leżały jak martwe w plamach
cienia, śniąc nie o soczystych stekach, ale o chłodnym
powiewie wiatru.
Był to najgorętszy sierpień od niepamiętnych cza-
sów. Tak twierdziła właścicielka pensjonatu, w którym
Aleks się zatrzymał. Powiedziała też, że ulica, której
szukał, jest o cztery przecznice dalej, i że nie sposób tam
nie trafić.
Na szczęście go nie poznała. Nikt go nie poznał.
Był
teraz dojrzałym mężczyzną, włosy mu ściemniały i przy-
cinał je krócej niż przed jedenastu laty, kiedy to przez
jedną dobę przebywał w Sandy Springs. Jednak, w prze-
ciwieństwie do swej siostry Sophie, książę Aleksander
Vlastos z Karpatii często był bohaterem prasowych do-
niesień. A Jeff Henderson pochodził z Sandy Springs i
był tutejszym idolem, a jego sława niepomier-
nie wzrosła po zeszłorocznej wygranej w Grand Prix.
W małym domku z ogródkiem otworzyły się
drzwi. Na
ganek wyszła kobieta w zaawansowanej ciąży. Wypuści-
ła
z domu szczeniaczka, za małego jeszcze, by wiedzieć,
jak
zabójczy bywa upał, i niezdarnie zeszła ze schodków.
Psiak biegał jak szalony, plącząc się jej pod nogami. Aż
cud, że jej nie przewrócił. Kobieta wzięła wąż ogrodowy
i przeciągnęła go przez podwórko aż do grządki z kwia-
ta-
mi. Nie zauważyła intruza, który stał skryty za gęstym
krzakiem i patrzył. Wiedział, że postępuje nieuczciwie,
ale
potrzebował tych kilku minut, by się przyzwyczaić, przy-
gotować, stawić czoło wspomnieniom.
Pod cienką koszulką rysowały się szczupłe ramio-
na,
kosmyki czarnych, upiętych nad karkiem włosów opada-
ły
na twarz. Kobieta powoli wyprostowała się i rozmasowa-
ła
obolały krzyż. Zobaczył jej twarz. Mało brakowało, a
cał-
kiem przestałby oddychać. Była blada, wymizerowana
i taka smutna, że serce omal mu nie pękło.
Lecz nie czas było teraz użalać się nad nieszczę-
śnicą.
Aleks musiał przejść na drugą stronę ulicy i stanąć twa-
rzą w twarz z przeszłością.
Na dworze było tylko odrobinę chłodniej niż w po-
zbawionym klimatyzacji domu.
Luanne otarła spocone czoło, spojrzała na kwiatki
i skrzywiła się. Nie wiedziała, po co w ogóle się nimi
zajmuje. Wynajęła ten dom dwa tygodnie temu, oczywi-
ście razem z kwiatkami, które już wtedy były marne.
Jeśli wkrótce nie spadnie solidny deszcz, to i tak uschną.
Jak wszystko dookoła.
Poczuła w sercu lodowaty uścisk, z trudem oddy-
cha-
ła. Długo czekała na ulgę, ale ból, zamiast ustąpić, z każ-
dym dniem stawał się coraz silniejszy. Minęło sześć ty-
godni, i w tym czasie sto razy dziennie powtarzała sobie,
że Jeff naprawdę nie żyje. Musiała w końcu przywyknąć
do prawdy. To był jedynie trening, dlatego nie nagrano
go na taśmie filmowej. Z początku Luanne myślała, że
dobrze się stało, ale teraz miała coraz większe wątpliwo-
ści. Gdyby na własne oczy zobaczyła śmierć męża, być
może wszystko stałoby się bardziej rzeczywiste i osta-
teczne. A tak wciąż jej się zdawało, że tkwi w sennym
koszmarze i wystarczy się obudzić, by wrócić do dawne-
go życia.
Obojętne na jej rozterki dziecko poruszyło się. Lu-
anne położyła dłoń na brzuchu. Z całego serca kochała
to maleństwo, którego tak długo nie mogła się doczekać.
Lecz teraz, gdy całe jej życie legło w gruzach, ogrom-
nie, jak nigdy niczego dotąd, żałowała, że jest w ciąży.
Kątem oka zauważyła na ulicy jakiś ruch i odwró-
ciła
się niezdarnie.
W pierwszej chwili go nie poznała. Był starszy,
miał
krótsze włosy. Zwróciła na niego końcówkę węża, jedy-
ną broń, jaką miała pod ręką.
- Luanne! - Aleks starał się uniknąć prysznica. - Co
ty wyprawiasz?
Oprzytomniawszy, rzuciła szlauch i poszła do do-
mu.
Musiała się schować, chciała umrzeć, żeby ten koszmar
wreszcie się skończył.
Dogonił ją, nim zdążyła postawić stopę na pierw-
szym schodku. Dłonie Luanne, jakby same z siebie, zwi-
nęły się w pięści i zaczęły okładać Aleksa.
- Po co tu przyjechałeś?! - krzyczała, bijąc go i
płacząc jak idiotka. Po raz pierwszy od śmierci Jeff a
dała się ponieść emocjom. - Jesteś ostatnią osobą, jaką
chciałabym w tej chwili widzieć!
- Myślisz, że nie wiem?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin