Niedaleka przyszłość roz.4.rtf

(11 KB) Pobierz

"Niedaleka przyszłość"

 

 

 

          Z Quilem pożegnałem się jeszcze przed zachodem słońca. Noc miałem bardzo niespokojną, gdyż rozmyślałem o tym, co podpowiedział mi Quil. Jednocześnie rwałem się, aby wyznać Renesmee miłość, a jednocześnie bałem się tego. Dlatego prawie przez całą noc nie zmrużyłem oka.

 

           Poranek był wyjątkowo chłodny, ale nie zdziwiłem się zbytnio. Wiedziałem, że piękne słońce, które gościło na półwyspie Olympic, musiało czym prędzej się skończyć. I tak wrzesień jak na ten rejon był bardzo ciepły. Kiedy spojrzałem na zegarek była ósma rano. Bardzo zależało mi na rozmowie z Bellą i Edwardem lecz chciałem przyjść w porę - nie za późno i nie za wcześnie. Kilka dni temu obiło mi się o uszy, że Alice jedzie z Nessie do Seattle na zakupy. Miałem na dzieję, że nie zmieniły planów, bo zależało mi, aby Renesmee nie była świadkiem tej rozmowy.

 

           Gdy już się odświeżyłem, zeszłem na dół na ganek. Jak zwykle o tej porze dnia stał tam Billy, gdzie rozmyślał, patrząc na otaczające nasz dom drzewa. Choć starałem się stąpać cicho, wiedział o mojej obecności. Usiadłem obok niego, bawiąc się kluczami. Po pewnym czasie, Billy odwrócił się w moją stronę i bacznie mi się przyjrzał. Udałem, że tego nie widzę, nadal bawiąc się kluczami.

 

           - Wiesz Jacob - rzekł, gdy wreszcie na niego spojrzałem. - Przez te wszystkie lata, czasem nawet burzliwe, bacznie ci się przyglądałem. I zauważyłem jak bardzo przez ten czas się zmieniałeś. Jesteś teraz taki... dojrzalszy. W niczym nie przypominasz tego Jacoba, którego znałem pięć lat temu.

 

           - Tak... Może bycie wilkiem wpływa na zmiany fizyczne - przestaje się starzeć - ale faktycznie, czuję się jakbym miał te dwadzieścia jeden lat. Chociaż możliwe, że to przez Renesmee - stwierdziłem, wzruszając ramionami.

 

          - Co ja pocznę! Syn mi się wpoił - zaśmiał się Billy. - Ale to może i lepiej. Przestałeś się chociaż zadręczać.

 

          Wiedziałem dokładnie, o co mu chodzi. Zmieszany odwróciłem wzrok.

 

          - Jakie masz na dzisiaj plany - spytał mnie, prawie już znając odpowiedź.

 

          - Hmm... Raczej pójdę do Cullenów. Chcę porozmawiać z Bellą, a jeśli zastanę też Edwarda to tym lepiej.

 

          Billy zastanowił się chwilę.

 

          - Mógłbyś zaprosić Bellę do nas? Zaprosiłem Charliego na dzisiejszy wieczór - stwierdził.

 

          - Charliego? - zdziwiłem się. Odkąd ojciec Belli dowiedział się, że nie jestem do końca człowiekiem, starał się jak najczęściej unikać mnie i Billego. Nie miałem pojęcia, co skłoniło go do przyjęcia zaproszenia taty.

 

           - Cóż... Nie powiem - trochę się opierał, ale musiał coś przyznać. Jego córka też nie jest do końca normalna. Zarówno ty, jak i ona różnicie się.

 

           Nie za bardzo wierzyłem w jego tłumaczenie i zacząłem się zastanawiać jakim sposobem go przekonał. W końcu stwierdziłem, że nic mnie to nie obchodzi.

 

 

 

*

 

 

 

          Stanąłem na werandzie, wiedząc, że lada chwila ktoś mi otworzy. Tak jak podejrzewałem w progu drzwi stanął Carlisle. Bez słowa wpuścił mnie do środka. Kiedy upewniłem się, że w całym domu nie słychać bijącego serca, zadowolony wygodnie usiadłem na kanapie. Oprócz mnie i Carlisle'a w salonie nie było żywej duszy. ( chociaż, czy można ich nazwać żywymi? ) Zamknąłem oczy wsłuchując się w narastającą ciszę. Carlisle zdawał się ignorować moją osobę.

 

           Wreszcie znikąd pojawiła się ciemnowłosa wamprzyca z tak znaną mi dobrze twarzą.

 

           - Bella! - przywitałem ją, po czym mocno przytuliłem. Usłyszałem jej melodyjny śmiech.

 

           - Witaj Jake. Czy coś się stało, że tak cieszysz się na mój widok? - spytała, kładąc mi rękę na ramieniu.

 

           - Nic szczególnego - wzruszyłem ramionami. - Jest Renesmee?

 

           - Pojechała z Alice do Seattle.

 

           - To dobrze - mruknąłem, po czym dodałem, widząc zdziwione spojrzenie Belli - Chciałbym porozmawiać w sześć oczy.

 

           - W sześć? - Miała się na baczności.

 

           - O co chodzi? - spytał się Edward, który tak jak jego żona, znikąd się pojawił. Nie wiedziałem, po co pytał, skoro i tak wiedział.

 

            Widocznie jednak znalazł odpowiedź, bo gestem poprowadził nas do wyjścia. Szliśmy bezszelestnie do ich małego domku. Domyśliłem się, że Edward nie chciał, aby żaden z członków jego rodziny, nie słyszał naszej rozmowy.

 

             Wkrótce dotarliśmy, po czym usiadłem na tym samym fotelu, co wczoraj. Edward ( nie wiadomo, po co ) rozpalił kominek. Przez dłuższy czas, wpatrywał się w czerwone płomienie.

 

              - Więc? O co chodzi? - dopytywała się Bella. Przez całą drogę była cierpliwa, ale nie mogła znieść swojej niewiedzy. Zdobyłem się na odwagę i szybko wytłumaczyłem:

 

              - Renesmee... Ona wie, że coś przed nią ukrywam. Z każdym dniem jest coraz bardziej niecierpliwa, domaga się wyjaśnień. Staram się wszystko obracać w żart i nie odpowiadać wprost na jej pytania... lecz dłużej już nie dam rady. Ne... - westchnąłem zrezygnowany. - Ona musi się wkrótce dowiedzieć, jakim darzę ją uczuciem. Dlatego przyszłem do was - jesteście jej rodzicami. Musicie wiedzieć, w jakim jest stanie emocjonalnym. Nawet Jasper nie wie tak dobrze tego jak wy.

 

              - Chyba wiem o co ci chodzi. - Bella pokiwała głową. - Renesmee jest nieobliczalna, niczego nie można się po niej spodziewać.

 

              - Mimo to niedługo wyprawiamy jej piętnaste urodziny - wtrącił Edward. - Myślę, że Jacob ma rację i Renesmee powinna to wiedzieć, jak najprędzej. Ostrzegam cię jednak Jacob, że to nie będzie takie proste. Ona od lat traktucie cię jak rodzonego brata. Na pewno będzie w szoku, tego możesz być pewien.

 

               - Nie mniej jednak, nie wie, co to jest wpojenie - drążyłem uparcie. - Może, gdybym powoli wtajemniczał ją, co to za zjawisko, sama by się połapała. Jest inteligentniejsza niż przeciętny człowiek.

 

               - Też się nad tym zastanawiałam i nie ma, co zwlekać - rzekła pewnie Bella. - Wierzę w ciebie, Jake i sądzę, że tuż po jej urodzinach niezwłocznie musisz ją zabrać na legendy Quileute, kiedy to będziecie mieć spotkanie. Postaraj się sam jej powiedzieć o wpojeniu, a potem...

 

               - A potem wyznać jej miłość - dokończyłem ponuro.

 

               - Nie będzie to proste - przypomniał mi Edward. - Cieszę się, że nas o tym zawiadamiasz. Ta wiadomość może zmienić życie całej naszej rodziny, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę?

 

               - Mniej więcej tak. Bądźcie spokojni, nie powiem jej tego wprost, czy nagle. Przygotuję do tego zarówno ją jak i siebie.

 

               - Pamiętaj tylko, w jakim jest wieku. Może i różni się od innych swoich rówieśników, ale nadal może się stać zbuntowaną nastolatką. U niej każde uczucia i emocje są bardzo silne. - Przytaknąłem głową. Wiedziałem to - niestety.

 

               Bella i Edward zaczęli dawać mi jeszcze różne rady. W końcu pogubiłem się w czasie i gdy spojrzałem na zegarek bardzo się zdziwiłem. Było już poźno i czułem, że lada moment przyjedzie Charlie przyjedzie do La Push.

 

               - Bello mam prośbę. Billy zaprasza cię do nas, do La Push. Dzisiaj odwiedza nas Charlie i Billy miał nadzieję, że wy również nas odwiedzicie. Oczywiście, jeśli nie macie nic ważnego do roboty.

 

               - A co z paktem? - spytała podejrzliwie.

 

               Mrugnąłem do niej.

 

               - Od każdego paktu są wyjątki!

 

              Bella zaśmiała się serdecznie.

 

              - Chętnie pojadę, dawno już nie byłam w La Push. Dziwię się tylko, że tato raczył was odwiedzić.

 

             Wywróciłem oczami.

 

             - Ja raczej nie będę mógł do was dołączyć - rzekł Edward. - Muszę pozałatwiać parę spraw z Carlisle'm. Innym razem.

 

             - Jak chcesz. - Wzruszyłem ramionami. - Do zobaczenia - pomachałem mu ręką.

 

             -  Tak, bawcie się dobrze - uśmiechnął się, po czym pocałował Bellę na pożegnanie.

 

            Bella wzięła swój samochód i ruszyliśmy w stronę La Push. Zawsze zazdrościłem im tej kolekcji. W któreś święta Bożego Narodzenia, Edward sprawił jej nowiutkie Audi A4. Co bardzo mnie zdziwiło, Bella dała sobie spokój z marudzeniem i cieszyła się prezentem.

 

           Jechaliśmy w miarę szybko, wspominając sobie stare czasy. Przypomniałem sobie naszą starą grę o to, ile mamy lat. Znów zaczęliśmy w to grać i ostatecznie wyszło, że ja mam trzydzieści jeden, a Bella trzydzieści osiem. Kiedy zajechaliśmy pod  dom, Charlie już tam był. Początkowo marudził, czemu nie zabraliśmy ze sobą Nessie, ale potem ulotnił się do salonu, oglądać telewizję. Ja natomiast zabrałem Bellę na plażę nr 1, którą oboje tak dobrze znaliśmy. Można było zaryzykować stwierdzenie, że do była "nasza plaża". Mogło być i tak.

 

          Przez ten cały pobyt zapomniałem o troskach i przypomniałem sobie czasy, kiedy jeszcze życie nie było takie skomplikowane. Kiedy moja najlepsza przyjaciółka, dawna miłość, była człowiekiem.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin