31 - Lord Jim.doc

(179 KB) Pobierz
LORD JIM

LORD   JIM

Streszczenie utworu

Główne zagadnienia

Sylwetka tytułowego bohatera

Postaci drugoplanowe

Czas i miejsce akcji

Sposób prowadzenia narracji i kompozycja powieści

Różne interpretacje Lorda Jima

Sytuacje conradowskie – nawiązania literackie

 

Życie i twórczość Josepha Conrada

 

   Joseph Conrad, pisarz angielski polskiego pochodzenia, najczęściej bywa kojarzony z twórczością marynistyczną. Istotnie, lata spędzone na morzu, samotność, obserwacja ciężkiej pracy fizycznej marynarzy i ekstremalnych warunków kształtujących często nieoczekiwane reakcje – to źródła fascynacji i literackich inspiracji autora Lorda Jima i wielu innych znanych powieści o ludziach morza. Przede wszystkim jednak pisarz ukazuje bohatera w sytuacji trudnego wyboru, ostatecznej decyzji, która później zdominuje jego życie.

   Kim był Joseph Conrad? Jakie były koleje jego polsko-angielskich losów? Jak doszło do tego, że pewnego dnia postanowił zostać pisarzem? Jaki jest dorobek literacki tego autora? Na te pytania poszukamy odpowiedzi w niniejszym rozdziale, by potem, po przypomnieniu treści utworu, przystąpić do omówienia jego problematyki i struktury.

   Daleka była droga Conrada do pisarstwa. Po wczesnej młodości, obarczonej niedolą sybirskiego wygnania, śmiercią matki i smutkiem samotnych dni u boku dogorywającego ojca, a w końcu po sierocych latach w Krakowie – jako siedemnastoletni chłopiec wyrwał się z kraju spętanego tragedią niedawnego powstania, ku niezmierzonemu morzu, ku swobodzie, a w rezultacie ku twardemu życiu na okrętach. Przez lat dwadzieścia pełnił tę służbę rzetelnie, z głębokim poczuciem odpowiedzialności, przemierzając na statkach angielskich dalekie oceany – aż po wyprawie w głąb Afryki, którą przypłacił ciężką chorobą, ale okupił skarbem przełomu duchowego”, zrozumiał, żeteraz musi mówić o tych wszystkich rzeczach albo też pozostać nieznany do końca swych dni”.1

   W tej „skondensowanej” biografii Conrad jawi się jako człowiek ulegający dwu fascynacjom: morzu i literaturze. Polscy krytycy i biografowie zwracali także uwagę na jego związki z pierwszą ojczyzną, Polską, której pisarz nigdy się nie wyrzekł, a nawet – w miarę swoich możliwości – starał się odmienić jej trudny los. Człowiek morza i twórca literatury oraz Polak piszący po angielsku – to dwa główne elementy biografii autora Lorda Jima.

   Joseph Conrad (właściwe nazwisko: Teodor Józef Konrad Korzeniowski) urodził się 3 grudnia 1857 roku w Berdczowie na Ukrainie w rodzinie szlacheckiej. Jego ojciec, Apollo Korzeniowski herbu Nałęcz, radykał, działacz niepodległościowy i pisarz, został aresztowany w 1861 r. Wraz z żoną i pięcioletnim synem podzielił los zesłańców. W głębi Rosji, w     1865 r., umarła chora na gruźlicę matka Józefa, zaś ojciec coraz bardziej zapadał na zdrowiu. Zwolniony z zesłania dzięki amnestii carskiej w 1868 r., z zaawansowaną chorobą płuc i słabym sercem, wyjechał z synem do Lwowa, a potem do Krakowa, gdzie zmarł w 1869 r. Opiekę nad osieroconym Józefem przejął jego wuj, Tadeusz Bobrowski.

   Jako czternastolatek Józef zaczął marzyć o wielkich podróżach morskich, chciał zostać marynarzem. Długo prosił wuja o pozwolenie na wyjazd, ale spotykał się z odmową i narzekaniem na upodobanie rodu Korzeniowskich do ryzyka. Ostatecznie Józef uzyskał zgodę i wyjechał do Francji, by tam rozpocząć życie marynarza. Pływał po Morzu Śródziemnym i uczestniczył w rejsie do Indii. Wprawiał się w morskim rzemiośle, poznawał nowe porty przemycał broń do Hiszpanii.

   Ważną datą w morskiej i literackiej biografii młodego marynarza jest rok 1878. Wtedy rozpoczyna rac pod angielską banderą, odwiedza Anglię i szybko uczy się (od podstaw) języka. Następne lata wypełnia intensywna praca i zdobywanie kolejnych szczebli kariery (drugi i pierwszy oficer, kapitan). W 1886 r. przyjmuje obywatelstwo angielskie i uzyskuje dyplom kapitana. Już wtedy doskonale włada językiem nowej ojczyzny. Wyprawy morskie pogłębiają jego wiedzę o morzu i zachowaniu człowieka wobec żywiołu. Samodzielnie dowodzi statkiem tylko raz, ale odwiedza wiele nowych miejsc pływając pod komendą innych dowódców (Australia, Indie, Syjam, Kongo). Ważnym dla późniejszych losów Jima doświadczeniem jest poznanie wysp Archipelagu Malajskiego. Morski etap biografii Conrada zamyka data 1894.

   Po otrzymaniu spadku zapisanego przez Tadeusza Bobrowskiego Conrad nie musi już tak intensywnie zabiegać o środki na utrzymanie. Osiada na stałe na południu Anglii i postanawia kontynuować pisarskie pasje ojca. Wtedy też przyjmuje pseudonim, w którym daje wyraz przywiązania do obu ojczyzn: angielski zapis dwu imion funkcjonuje odtąd jako nowe imię i nazwisko pisarza. Po dwu latach angielskiej stabilizacji Conrad żeni się z Angielką Jessie George. Obu synów z tego związku stara się uczyć języka polskiego, zapoznaje z tradycjami rodzinnymi i kulturą kraju przodków. Po wyczerpaniu środków z otrzymanego spadku Joseph Conrad, boryka się często z kłopotami finansowymi. Pisarstwo staje się jego stałym zawodem zapewniającym utrzymanie rodzinie.

   Pierwsza powieść – Szaleństwo Almayera – ukazała się w 1895 r., nie odniosła jednak większego sukcesu. Nie od razu też dostrzeżono wartość ideową i literacką Lorda Jima. Utwór powstał w ciągu kilku miesięcy – od września 1899 do lipca 1900 r. Ukazywał się w odcinkach w „Blackwood’s Magazine”. Pisanie na zamówienie sprawiało autorom wiele kłopotów, ponieważ akurat w tym okresie nasiliły się jego problemy zdrowotne (depresja, podagra, malaria). Potem – ścigany terminem – Conrad zmobilizował siły i sprawnie dokończył tekst zaplanowany wcześniej jako znacznie krótszy (nowela). Pierwsze głosy krytyki nie były przychylne utworowi zarzucano niespójność, zbyt długie partie narracyjne i słabości kompozycyjne. Trzeba było czasu, by w pełni ocenić znaczenie Lorda Jima.

   Z czasem doceniono również kolejne dzieła: Jądro ciemności (1902), Nostromo (1904), wspomnienia Zwierciadło morza (1906), nowele U kresu sił, Tajfun. Momentem zwrotnym w karierze literackiej Conrada stała się publikacja powieści Los w 1914 r. Część krytyków przyjęła ją nieprzychylnie, zaś niektórzy z nich, a także czytelnicy, zauważyli i komentowali literackie walory dzieła, które przyniosło autorowi również duże dochody.

   W tym też roku pisarz odwiedził Polskę, zwłaszcza Zakopane, modny wówczas wśród ludzi sztuki ośrodek turystyczny, gdzie wypoczywał wraz z żoną i synami. Właśnie tam poznał bliżej Stefana Żeromskiego, z którym odbył wiele rozmów o literaturze i sprawach polskich. Żeromski, który cenił dorobek Conrada, zwłaszcza powieści Lord Jim oraz Nostromo) i był pod wrażeniem jego sprawności językowej po 40 latach nieobecności w kraju, w 1918 r. upomniał się o polską edycję jego dzieł.2

   Kolejne powieści przyjmowane są już jako utwory uznanego pisarza. Wśród nich do najbardziej interesujących i ważnych zalicza się Zwycięstwo (1925), Smugę cienia (1917), Ocalenie (1920), Korsarza (1925). W prozie Conrad dał upust swoim morskim pasjom. Doświadczenia z okresu spędzonego na żaglowcach pozwoliły mu stworzyć wiele obrazów i sytuacji, które w pogłębionej interpretacji etycznej ukazują warunki życia na morzu i reakcji człowieka w sytuacji osamotnienia (oddalenia od lądu i bliskich) oraz zagrożenia życia (sztorm, uszkodzenie statku). Problematyka moralna tych dzieł stawia je w szeregu najważniejszych wypowiedzi literackich o kondycji i psychice ludzkiej, o konsekwencjach wyboru i wierności zasadom, a także w grupie najznakomitszych utworów marynistycznych. Zaskakujące są osiągnięcia Conrada w zakresie odkrycia melodii i nowych wyrazowych połączeń w języku angielskim – pisał po angielsku na sposób polski. Może właśnie świeżości spojrzenia na nowy system językowy pisarz zawdzięcza swoją rangę wśród twórców wychowanych w tamtej kulturze.

   Bardziej krytycznie oceniali Conrada krytycy i literaci polscy. Pomawiali go o odejście od polskości, a nawet o zdradę ojczyzny i sprzedawanie talentu obcym. Taka postawa – zdrady i interesowności – była jednak pisarzowi obca. Wiele myślał o kraju dzieciństwa, starał się zachwycić nim urodzonych w Anglii synów. Nie tylko umieszczał „polskie akcenty” w swojej prozie, (np. Janko Góral, Korsarz, esej Zbrodnia rozbiorów), ale podejmował starania o wyrwanie Polski z niewoli (memoriał Uwagi o sprawie polskiej). Nie był w stanie podjąć obrony swojego stanowiska i nie odpowiadał na zarzuty. Niejednokrotnie też próbowano interpretować jego utwory według klucza biograficznego. W tym aspekcie Lord Jim miałby być wyznaniem poczucia winy, świadomości zdrady, kompleksu oderwania od ojczyzny i ideałów wpajanych mu przez ojca – działacza niepodległościowego. W pewnym sensie te interpretacyjne sugestie również miały charakter oskarżenia.

   Joseph Conrad zmarł 3 sierpnia 1924 r. na atak serca w Bishopsbourne, w Anglii. Został pochowany w Canterbury, zaś na grobie wyryto jego polskie nazwisko. Wierność polskiemu pochodzeniu potwierdza fakt, że nie przyjął angielskiego tytułu szlacheckiego.

 

Streszczenie utworu

 

   Powieść składa się z czterdziestu pięciu rozdziałów. Tekst poprzedzony jest dedykacją: Państwu G. F. W. Hope z wdzięcznym przywiązaniem wieloletniej przyjaźni (5)5, a także mottem: Jest pewne, że moje przekonanie staje się nieskończenie silniejsze z chwilą, gdy uwierzy w nie inna dusza – Novalis (6) i przedmową autora. Pisarz odpowiada w niej na zarzuty krytyków stwierdzeniem, że możliwe jest snucie długich opowieści i pod tym względem rozległe partie narracyjne są jak najbardziej uzasadnione.

   Powieść zaczyna się charakterystyką tytułowego bohatera: Brakowało mu cal – może dwa – do sześciu stóp wzrostu, byt potężnie zbudowany, a gdy szedł prosto na kogoś, patrząc nieruchomo spode łba, z pochylonymi nieco plecami i wysuniętą głową, przypominał nacierającego byka. Glos miał głęboki, donośny; z zachowania jego przebijała jakby uparta, pewność siebie: w której nie było nic agresywnego (11). Urodził się na plebani (13). [...] Probostwo należało do rodziny już od pokoleń; Jim byt jednym z pięciu synów, a gdy naczytał się lekkiej, wypoczynkowej literatury, ujawniło się jego powołanie do służby na morzu i wysłano go od razu nastatek szkolny dla oficerów marynarki handlowej”.

   Nauczył się tam chodzenia po bramrejach i trochę trygonometrii. Lubiono go ogólnie. Był trzecim w nawigacji i wiosłował jako wzorowy w pierwszym kutrze. Nie podlegał zawrotom głowy, a że miał przy tym bardzo silny organizm, wykazał dużo zręczności w pracy na masztach. Jego stanowisko manewrowe było na marsie fokmasztu. Patrzył stamtąd często w dół z pogardą człowieka, który ma błysnąć odwagą wśród niebezpieczeństw (13-14). Jako syn pastora otrzymał odpowiednie wychowanie i wyposażony w system trwałych wartości wyruszył w świat z nadzieją na wspaniałe przygody i okazję, by sprawdzić się jako heroiczny, dzielny człowiek potwierdzający swoim życiem wagę otrzymanych nauk. Dalej można przeczytać wspomnienie zdarzenia na szkolnym statku, podczas praktyki, kiedy to jego koledzy brawurowo popłynęli ratować rozbitków w czasie burzy. On wtedy zawahał się i było za późno, by dołączyć do grupy śmiałków. Chociaż kapitan zrozumiał i zaakceptował jego postępowanie, a Jim lekceważąco odnosił się do przechwałek kolegów, wydarzenie to trwale zakorzeniło się w jego pamięci. Przed sobą samym tłumaczył, że jest stworzony do bardziej odpowiedzialnych i niebezpiecznych zadań. Po dwu latach, kiedy otrzymał dyplom, wyruszył na morze. Jego praca przebiegała zbyt spokojnie, by mógł realizować swoje górnolotne marzenia o odważnych czynach, zaś wypadek, po którym przebywał w szpitalu, związany był z uderzeniem belką podczas sztormu, nie z ofiarną akcją na morzu.

   Zwrotnym momentem w życiu Jima stało się podjęcie służby na starym parowcu „Patna”, który przewoził ośmiuset pielgrzymów: kolorowych mężczyzn, kobiety i dzieci. Przybyli z samotnych chat stojących wśród puszczy, z ludnych kampungów, z nadmorskich wiosek. Na zew idei opuścili swe lasy, polanki, opiekę swych władców, swój dobrobyt, swą biedę, krainę swej młodości i groby ojców. Przybyli okryci pytem, potem, brudem,  łachmanami – mężczyźni w sile wieku na czele rodzin, wychudli starcy dążący naprzód bez nadziei powrotu; młodzi chłopcy o nieulękłych oczach, rozglądający się ciekawie, trwożliwe dziewczątka o długich , poplątanych włosach, nieśmiałe, zakwefione kobiety, które cisnęły do piersi uśpione niemowlęta, okutane w luźne końce zbrukanych zasłon – nieświadomi pielgrzymi, posłuszni surowym wymaganiom swej wiary (22).

   Po wielu monotonnych dobach rejsu, wypełnianych czasem marzeniami Jima o okazjach do wielkich czynów, dno statku zostało uszkodzone. Wypadek groził zatonięciem. Jim przypomniał sobie w tym momencie wszystkie słabości parowca – od przerdzewiałej grodzi po małą liczbę szalup ratunkowych – i zdał sobie sprawę ze śmiertelnego zagrożenia wszystkich podróżujących. Odtąd wypadki następowały po sobie bardzo szybko. Kapitan Niemiec-renegat z Nowej Południowej Walii (22) oraz pozostali biali członkowie załogi bez skrupułów opuścili statek i gwałtownie zachęcali Jima, by również wskoczył do spuszczonej na wodę łodzi.

   O zdarzeniach tej nocy czytelnik dowiaduje się z relacji Marlowa, świadka w procesie, podczas którego osądzono i skazano Jima, oraz z bezpośrednio przytoczonych słów samego bohatera, wypowiedzianych podczas rozmowy w restauracji hotelowej (Marlow zaprosił go, by bliżej poznać okoliczności sprawy i zrozumieć motywy działania tego wzbudzającego zaufanie młodzieńca).

   Jim postanawia pomóc pielgrzymom uwalnia z umocnienia pozostałe lodzie, ale równocześnie zastanawia się nad reakcją ludzi, dla których braknie w nich miejsca. – Nie mogłem uciekać – zaczął Jim. Kapitan uciekł, niech mu tam. Ja nie mogłem i nie chciałem. Wszyscy oni wykręcili się z tego tak czy owak, ale mnie to nie przystoi (80). Jest w sytuacji niezwykle trudnej, zdaje sobie sprawę, że nie będzie w stanie uratować wszystkich podróżnych. Zapewnił mnie, że nie chciał się ratować. Jedna tylko wyraźna myśl to przychodziła mu do głowy, to znikała: ośmiuset ludzi i siedem łodzi; ośmiuset ludzi i siedem łodzi.

   – Ktoś mówił głośno w mojej głowie powiedział trochę nieprzytomnie. – Ośmiuset ludzi i siedem łodzi, i ani chwili czasu!

   Niech pan się tylko zastanowi. Pochylił się ku mnie nad małym stolikiem, a ja usiłowałem uniknąć jego wzroku. – Czy pan myśli, że balem się śmierci? – zapytał bardzo cicho i zapalczywie. Opuścił na stolik otwartą dłoń z taką silą, że filiżanki od kawy podskoczyły. – Przysięgam, że nie... Nie, na Boga! – Wyprostował się i skrzyżował ramiona; głowa mu opadła na piersi (95-96).

   Wywołany w umyśle obraz ludzi topiących się wzajemnie w oszalałych próbach ratunku, gwałtowne okrzyki zachęcające do ratowania własnego życia, moment słabości i przerażenia decydują o opuszczeniu przez oficera tonącego statku. Zaraz po skoku zdaje sobie sprawę z potwornego czynu – opuścił bez udzielenia pomocy powierzonych jego opiece, nieświadomych sytuacji pielgrzymów. Może i nie bał się śmierci, ale wiecie, co wam powiem? – bał się krytycznej sytuacji. Przeklęta wyobraźnia roztaczała przed nim całą okropność panicznego popłochu: gwałtowny pęd ludzi tratujących wszystko po drodze, żałosne krzyki, tonące łodzie – straszliwe okoliczności towarzyszące wszelkim katastrofom na morzu, o jakich kiedykolwiek słyszał. Może i pogodził się z myślą o śmierci, ale podejrzewam, że chciał umierać bez tej strasznej grozy, spokojnie, jak gdyby ich m transie (96-97).

   Jim naruszył prawo morskie i wystąpił przeciwko podstawowym zasadom etyki i honoru. Nie może przestać myśleć o tym co zrobił, jest niespokojny, nie chce więcej uciekać, sam domaga się kary, chociaż pozostali członkowie załogi nie stawili się na procesie. W towarzystwie Marlowa na nowo rozpamiętuje kolejne sekundy od nagłego szarpnięcia statkiem do opuszczenia go i ucieczki. Czuje się jak łotr, dla którego nie ma usprawiedliwienia, ale jednocześnie pragnie, by ktoś go wysłuchał i zrozumiał. Wszystko polega na tym, żeby człowiek był w pogotowiu. Ja nie byłem; nie byłem – wtedy. Nie chcę się usprawiedliwiać; ale tak bym chciał wytłumaczyć, tak bym chciał, żeby ktoś zrozumiał, ktokolwiek, choćby tylko jeden człowiek! Pan! Dlaczegóżby nie pan? (90).

   Kapitana, oficera i dwóch mechaników z tonącej „Patny” ocaliła załoga „Avondale”, zaś uszkodzony statek z kilkusetosobową grupą pasażerów doholował do brzegu okręt francuski. Wypadek zakończył się uratowaniem tych ludzi, co w żadnym razie nie zwalnia Jima od odpowiedzialności. Czuje do siebie wielką niechęć i obrzydzenie, sam nie może pojąć jak mógł zareagować w ten sposób, dlaczego opuścił zagrożonych śmiercią ludzi, którzy zawierzyli fachowości i etyce białych. Swoim czynem zrównał się z pogardzanymi przez siebie członkami załogi – ludźmi skłonnymi do opilstwa i jakichś ciemnych interesów.

   Według prawa Jim ponosi odpowiedzialność za porzucenie na morzu tonących. Wzbudza jednak sympatię składu orzekającego. Sędzia Brierly dyskretnie sugeruje Marlowowi, by skłonił go do ucieczki, jednak propozycja ta zostaje natychmiast odrzucona – Jim postanawia odbyć karę (przynajmniej tyle może teraz zrobić, by ratować nadwątlony honor). Sąd pozbawia oskarżonego dyplomu oficerskiego, ale to nie uspokaja jego sumienia. Jim odsłania przed Marlowem swoje myśli, rozterki, komentarze. Można dostrzec wielką złożoność psychiki ludzkiej nie poddającej się tak łatwym osądom i wyrokom, jakie zapadają na salach sądowych, gdzie rozważa się tylko konkretne, widoczne, udowodnione fakty.

   Poruszony skruchą Jima i honorowym stawieniem się na procesie Marlow postanawia pomóc pozbawionemu możliwości wykonywania zawodu, surowemu wobec siebie skazanemu. Nie będzie mógł wrócić do rodzinnego domu – z takim obciążeniem winą nie może pokazać się ojcu, zacnemu, szanowanemu człowiekowi o nieposzlakowanej opinii. W tym stanie psychicznym, roztrząsając ciągle elementy tamtych zdarzeń, Jim mógłby – obawia się Marlow – całkowicie się załamać. Dzięki listowi polecającemu do przyjaciela Marlow pomaga Jimowi znaleźć pracę, którą porzuca jednak po kilku miesiącach, gdy nieoczekiwane spotkanie drugiego mechanika z „Patny” na nowo rozjątrza ranę. Kolejne miejsce zatrudnienia (akwizytor w firmie dostawców okrętowych Egströma i Blake' a) z podobnych powodów jest tylko tymczasowym wytchnieniem od wspomnień. Kolejne porty, nowi ludzie i te same myśli, które na skutek rożnych bodźców wracają jak bumerang, zmuszają Jima do nowych zmian i podroży. Marlow nadal interesuje się losem byłego oficera z „Patny”. Po kolejnym spotkaniu z nim postanawia udać się po radę do przyjaciela Steina, który zarządza siecią handlową posiadającą swoje placówki w różnych portach, mając nadzieję, że jako człowiek wrażliwy, kolekcjoner chrabąszczy, idealista i marzyciel, z pewnością zrozumie trudną sytuację Jima. Niedługo potem Jim otrzymuje propozycję objęcia posady dyrektora stacji handlowej, którą dotąd zarządzał człowiek o nie najlepszej opinii – Portugalczyk Cornelius. Nowym miejscem jest Patusan, egzotyczna wyspa położona w Archipelagu Malajskim, zamieszkiwana przez dzikie plemię Bugisów. Wyposażony w oficjalny list do Corneliusa odwołujący go ze stanowiska oraz srebrny pierścień (rodzaj poręczenia) dla Doramina (naczelnika plemienia) Jim z nowymi nadziejami i marzeniami wyrusza w podróż do tajemniczej krainy.

   Kiedy przybył, społeczność Bugisów była w niezmiernie ciężkiej sytuacji. – Bali się wszyscy – opowiadał mi Jim – każdy się bal o swoją skórę; a ja widziałem jak na dłoni, że muszą natychmiast coś zrobić, jeśli nie chcą zmarnieć jeden za drugim, między radżą i tym włóczęgą Szarifem. – Ale zrozumieć położenie to było jeszcze mało. Kiedy już powziął swój projekt, musiał go wbijać w oporne umysły, przezwyciężając zapory strachu i samolubstwa. Udało mu się wreszcie. To też było mało. Trzeba było obmyślić sposób działania. Jim ułożył plan bardzo śmiały; a i wówczas jeszcze zadanie było rozwiązane dopiero w połowie. Musiał natchnąć swoją wiarą wielu ludzi, którzy mieli ukryte lub bezsensowne powody do trzymania się na boku; musiał załagodzić niedorzeczne zawiści i wyperswadować głupie wątpliwości wszelkiego rodzaju. Nie byłoby mu się udało, gdyby nie powaga, jaką się cieszył Doramin, i gdyby nie ognisty zapał jego syna (277-278).

   Patusan okazuje się wyspą targaną różnymi niepokojami i walkami. Doramin nie potrafi ujarzmić radży Tunku Allanga, wyjątkowo chciwego i niegodziwego człowieka, który stale zagraża bezpieczeństwu tubylców. Uwięziony Jim postanawia uciec i przedostaje się do Doramina. Pierścień ułatwia mu zdobycie zaufania najważniejszej osoby na wyspie. Innym problemem Patusanu jest agresja ze strony Szarifa Alego (pół-Araba) – bandyty i rabusia. Jim wraz z nowym przyjacielem Dainem Warisem, synem Doramina, doprowadza do pokonania i podporządkowania Tunku Allanga i opanowania opryszków Alego. Oni dwaj, a także pozbawiony stanowiska Cornelius, są odtąd wrogami Jima (próbują go zgładzić). Tymczasem jednak, zmuszeni do ustąpienia, czekają na dogodną okazję, by się odegrać na przybyszu.

   Jim poznaje warunki życia i kulturę plemienia Bugisów, którzy wraz z Doraminem traktują go jak swego przywódcę, otaczają szacunkiem i wdzięcznością za wybawienie z nieszczęść. Nowy tuan (lord) staje się gwarantem ich bezpieczeństwa. Wyczuwają jego życzliwość i liczą na opiekę, której spodziewali się po mądrym, wykształconym, cywilizowanym białym człowieku. Pokojowa polityka sprawia, że Jim zyskuje wielki autorytet, a kraj staje się miejscem bezpiecznym i dobrze się rozwija. Marlow, który po dwu latach odwiedza Jima w Patusanie, jest pod wrażeniem jego nowej pozycji. Ponadto niedawny bankrut moralny i samotnik, stał się przyjacielem Daina Warisa, wybitnego młodego człowieka, syna naczelnika plemienia, oraz ukochanym delikatnej, pięknej i mądrej dziewczyny, wychowanicy Corneliusa, którą osierociła jej matka (żona tego okrutnego człowieka). Jim nazwał ją Klejnotem, by oddać w tym imieniu jak jest mu droga. Dziewczyna żyła w tak bezwzględnym zapatrzeniu się w niego, że przejęła coś z zewnętrznego wyglądu Jima, cos, co przypominało go w ruchach, w sposobie wyciągania ręki, oglądania się, rzucania spojrzeń. Niezmierne natężenie jej czujnej miłości sprawiało, że można było prawie wyczuć tę miłość zmysłami; zdawała się naprawdę istnieć w przestrzeni naokoło Jima, otaczając go jak szczególny aromat, trwając w słońcu niby drżąca, stłumiona, namiętna nuta (300). Wydawałoby się, że nic nie może zakłócić szczęścia kochanków ani naruszyć spokoju malajskiej krainy.

   Po upływie roku od wyjazdu Marlowa z Patusanu nagle odmienia się sytuacja Jima i oblicze kraju. Dzieje się tak za sprawą grupy białych bandytów, którym przewodzi Brown. Skradzionym hiszpańskim szkunerem docierają oni do wybrzeży Patusanu, podczas gdy Jim znajduje się w głębi lądu. Obronę przed atakiem łupieżców przygotowuje tymczasem Dain Waris, jednak zgodnie z wolą Bugisów czeka na powrót tuana. Sytuację tę wykorzystuje Cornelius, który stara się skłonić Browna do zabicia Jima. Wtóruje mu w tym człowiek Tunku Allanga Kassim. Brown jednak sam liczy na pomoc Jima w opanowaniu wyspy (zdaje sobie sprawę, że jego ludzie, nieliczni i wygłodniali, nie pokonają tubylców). Brown przekonuje się jednak, że tego rodzaju ugoda nie wchodzi w rachubę. Sprytnie podchodzi Jima, zadaje pytania, budzi wątpliwości – z relacji Marlowa wynika, że aluzje do jakichś wspólnych przeżyć i podobnych wspomnień poruszyły tuana do głębi i uśpiły jego czujność. Ufając słowom przybysza (człowieka o rzekomo podobnej psychice), że pragnie z towarzyszami zaspokoić głód, pozostawia mu broń i puszcza wolno. Przekonuje do swojej decyzji ufających mu Bugisów. – Puśćcie ich, tak będzie najlepiej według mojego zdania, które jeszcze nigdy was nie zawiodło – nalegał Jim. Wszyscy zamilkli. Wśród mroku dziedzińca słychać było stłumiony gwar i dreptanie tłumu. Doramin podniósł ciężką głowę i wyrzekł, że wprawdzie czytać w sercach jest równie trudno jak dotknąć ręką nieba, ale... zgadza się. Inni wypowiadali kolejno swe zdanie.To najlepszy sposób” – „Puścić ich wolno– i tak dalej. Ale większość obecnych rzekła po prostu, że „ufają tuanowi Jimowi” (416).

   Tymczasem inicjatywę przejmuje Cornelius, który od dawna czekał na taką okazję. Zdradza Brownowi tajemne przejście i kieruje go na oddział Daina Warisa. Syn Doramina ginie wraz z innymi mieszkańcami Patusanu. Jim nie może sobie darować swojej naiwności i łatwowierności. Naraził na śmierć wielu ludzi, a wśród nich najwierniejszego przyjaciela. W rozpaczy i poczuciu bezsilności wobec nieodwracalnych zdarzeń postanawia udać się do Doramina. Ukochana Jewel (Klejnot) wraz z wiernym sługą Tamb’ Itamem starają się odwieść go od tej decyzji; zdają sobie sprawę z tego, że tuana czeka tam śmierć. Jim oczywiście również rozumie ból Doramina i właśnie dlatego chce swoim życiem zapłacić za zabicie Daina. Nie mam odwagi powtórzyć, co mi mówiła o chwilach, które spędziła na mocowaniu się z Jimem o swoje szczęście. Ciągnęło się to z godzinę lub dłużej. Niepodobna przeniknąć, czy miał jeszcze jakąś nadzieję, czego oczekiwał, co sobie wyobrażał. Był nieugięty; a im bardziej się czuł osamotniony w swoim uporze, tym wyżej jego duch zdawał się wznosić ponad gruzy walącego się życia.Walcz” – krzyczała do niego. Nie mogła zrozumieć! Nie było już o co walczyć. Jim chciał dowieść swej siły w inny sposób – pokonać sam złowrogi               los (433). Nie pomagają prośby kochających go osób, nie powstrzymuje miłość do Klejnotu. Tym razem Jim nie może się cofnąć. Z godnością i odwagą, a także z poczuciem winy staje przed naczelnikiem plemienia. Z chwilą kiedy Doramin podniósł broń, tłum stojący za Jimem rozpierzchnął się, a po strzale rzucił się naprzód zgiełkliwie. Mówią, że biały cisnął w prawo i lewo – na wszystkich tych ludzi – dumne, nieugięte spojrzenie. Potem, z ręką na ustach, padł na twarz martwy (439). Narrator sugeruje w komentarzu, że Jim odszedł nie uzyskawszy przebaczenia, otoczony mglistą tajemnicą, nieprzenikniony, zapomniany – i niezwykle romantyczny. Nawet w najszaleńczych dniach swych chłopięcych rojeń nie mógł wymarzyć tak czarownej wizji, tak tryumfalnego wyniku! (439). Powieść kończy się stwierdzeniem, że Jewel zamieszkała w domu Steina i prowadzi głuche, martwe życie (440), podczas gdy on sam odczuwa upływ czasu, mówi, że niedługo trzeba będzie to wszystko... opuścić (440).

 

Główne zagadnienia

 

   Powieść psychologiczna czy – jak ją często określano – psychologiczno-moralna Lord Jim ukazuje świat marzeń, działań, refleksji, zmagania się z sobą samym tytułowego bohatera. Nie jest to postać jednoznacznie nakreślona, nie poddaje się łatwym ocenom czy próbom „zaszufladkowania”. Właśnie na tym polega jej urok i wartość, że mówi prawdę o skomplikowanej psychice, o słabości rozumu planującego i porządkującego życie człowieka wobec tego, co w nim tajemnicze, nieodgadnione, nieoczekiwane, nieprzewidywalne. Wątek psychologiczno-moralny ukazuje Jima najpierw poprzez jego marzenia o wielkich czynach, poprzez jego wyobrażenia o sobie, że zawsze będzie zdolny do heroicznej postawy, że nie ulęknie się śmierci. On, miłośnik Szekspira, wychowywany w szacunku do wielkich wartości, wśród których na czoło wysuwa się zwyczajne poczucie obowiązku i honor, z lubością oddaje się rojeniom o własnej wielkości. Życiowa próba stawia go w sytuacji bankruta: nie podjął jedynie słusznej decyzji o ratowaniu pasażerów zagrożonych śmiercią w tonącym parowcu, a więc zniszczył swoje ideały, pogrzebał marzenia, przekonał się, że nie było go stać na męstwo. Zamiast odpowiedzialności, heroizmu i honoru Jim odnalazł w sobie. Słabość, o którą nigdy sam siebie nie mógłby podejrzewać (wypadek podczas szkolenia zinterpretował na własny użytek jako zdarzenie, w którym nie chciał wziąć udziału). Właśnie konieczność dokonywania wyborów, relacja między światem marzeń a rzeczywistością, osobista tragedia bohatera, który podjął brzemienną w skutkach decyzję determinującą całe jego przyszłe życie to zespół głównych zagadnień budujących psychologiczno-moralną warstwę powieści.

   Losy Jima po ogłoszeniu wyroku pozbawiającego go oficerskiego dyplomu są okazją do prezentacji bohatera o szczególnie wrażliwej psychice, który nie może zapomnieć tragicznej nocy na „Patnie”, ciągle jest narażony na odświeżanie przykrego wspomnienia, ucieka przed osobami i wszelkimi skojarzeniami z owym momentem słabości. Nowy rozdział w jego życiu rozpoczyna propozycja Steina. Na Patusanie Jim odzyskuje równowagę psychiczną: Ta część utworu ma już raczej cechy powieści obyczajowej (a nawet w pewnych fragmentach kryminalnej) z równoczesnym zachowaniem tendencji do interpretacji zdarzeń w aspekcie moralnym. Konfrontacja postaw cywilizowanych białych i „dzikich” kolorowych ostatecznie – wbrew utartym przekonaniom – stawia wysoką ocenę prostemu ludowi Bugisów. Brown i jego banda, a także Cornelius to ludzie zdolni do największej podłości, do grabieży i mordu. Wysoka kultura i etyka Europejczyków okazują się tylko nic nie znaczącą opinią pozorem, fałszem. Honor białego człowieka – jak się okazało – nie jest wartością stałą. Z powodu lekkomyślnego zaufania słowu Browna Jim doprowadził (w dobrej wierze) do zburzenia ładu i bezpieczeństwa w patusańskim świecie. Jim został więc najpierw ukazany wśród ludzi morza (tu również brak odpowiedzialności i honoru ze strony białej załogi statku skonfrontowany jest z zaufaniem ciemnoskórych pielgrzymów), potem na tle egzotycznej przyrody i zwyczajów ludności zamieszkującej odległą wyspę Archipelagu Malajsklego. Najpierw czytelnik dowiaduje się o jego pochodzeniu, charakterze, marzeniach, by później poznać rozterki i dramat człowieka, który zdradził swoje ideały i towarzyszyć mu w próbach oderwania się od osaczającej świadomości własnego upadku moralnego. Czas szczęścia i powodzenia wśród Bugisów jest jednak, by użyć morskiej frazeologii, ciszą przed burzą. Spokój i trzeźwość myślenia Jima zakłóca sprytnie zasiana wątpliwość, zaledwie sugestia, że losy jego i Browna mogłyby być podobne. Znowu wraca prawda o kruchości, podatności na wpływy psychiki okaleczonej moralnym nadużyciem, choćby nawet miało miejsce przed wieloma laty. Jim ma niepowtarzalną szansę, płacąc życiem za tragedię, której stał się przyczyną (śmierć Daina Warisa i Bugisów) odbudować swoją wielkość, powrócić do wzniosłych romantycznych ideałów. Ma taką możliwość, ale może jeszcze raz uciec. Kolejna sytuacja tragicznego, trudnego wyboru zostaje przez bohatera rozstrzygnięta bez wahania i jednoznacznie. Mimo marzeń o szczęściu z Jewel nie ucieka przed śmiercią – karą, ale jednocześnie nadzieją na przywrócenie sobie godności. Dumna decyzja Jima po raz ostatni w tej powieści podkreśla najważniejsze zagadnienie rozważane na jej kartach – nie można uniknąć życiowych wyborów, zwłaszcza tych tragicznych, kiedy nie ma bezpiecznego i szczęśliwego rozstrzygnięcia, każde z nich wiąże się bowiem z tragicznymi skutkami. Jednak dokonanie wyboru, jak w antycznej tragedii, jest koniecznością. Może prowadzić do zguby innych lub ocalić drugiego człowieka (grupę ludzi) za cenę klęski własnej bohatera (od razu trzeba przypomnieć, że klęska w wymiarze ludzkim, ziemskim – np. śmierć – jest najczęściej równoznaczna z duchowym zwycięstwem – z triumfem głoszonych ideałów i zasad).

   Wśród wielu poruszanych w powieści zagadnień na czoło wysuwają się wierność ideałom i problem tragicznego wyboru. Pod tym kątem również, ze wskazaniem kondycji moralnej, w dużej mierze przebiega prezentacja postaci.

 

Sylwetka tytułowego bohatera

 

   Charakterystyka tytułowego bohatera oraz przedstawienie jego losów i tajników psychiki zostały rozdzielone w powieści na dwa głosy. Jeden z nich należy do Marlowa, Anglika, kapitana, świadka podczas procesu, zaś drugi jest głosem samego Jima. Marlow – bohater i narrator – wiele wie o pochodzeniu, wychowaniu, wykształceniu i kolejach życiowych głównej postaci. Nie jest jednak narratorem wszechwiedzącym, czasem wprost przyznaje się do tego ujawniając pewne wątpliwości. Jest jednak osobą życzliwą Jimowi, a nawet szczerze przejętą jego problemami. Stara się nie osądzać go, ani nie przydaje mu jednoznacznych etykiet, raczej dąży do zrozumienia złożoności jego psychiki. Postanawia pomóc temu dziwnemu człowiekowi, który wbrew sobie popełnił przestępstwo, nie próbuje uniknąć kary, ale zmaga się ze zmorami wspomnień konfrontowanych z dawnymi ideałami, bo imponuje mu właśnie tymi ludzkimi rysami: nie jest doskonały, ale marzy i dąży do doskonałości. Dla angielskiego kapitana wielkie znaczenie ma honor, o który Jim sam walczy z sobą.

   Niektóre elementy charakterystyki pochodzą wprost od Jima. Relacjonując spotkanie w restauracji hotelu „Malabar” Marlow przywołuje zdania wypowiedziane przez Jima i dodaje od siebie komentarz o jego zachowaniu, napięciu psychicznym. Okoliczności wypadku na „Patnie”, poszczególne sekundy, gesty, słowa, czytelnik poznaje więc z bezpośredniej relacji uczestnika zdarzenia.

   Jim wzbudzał zaufanie, sprawiał wrażenie uczciwego, spokojnego, zrównoważonego młodzieńca. Był to ten rodzaj człowieka, któremu by się oddało – na podstawie jego wyglądu – statek w opiekę, mówiąc dosłownie i w przenośni (52). Innym razem Marlow stwierdza: Był w dobrym gatunku; byt jednym z nas (87). A więc jaki? Kulturalny młody Europejczyk, honorowy, uczciwy, odpowiedzialny, wykształcony, kierujący się powszechnie uznanymi zasadami moralnymi. Prześledźmy jednak kolejne etapy życia Jima.

   Przyszły marynarz, syn pastora, otrzymał dobre...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin