Quinnell A.J. - Błęitny Kartel.pdf
(
1350 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Quinnell_A.J._-_B\263\352itny_kartel.rtf)
A. J. QUINNELL
BŁ
Ħ
KITNY KARTEL
Tłumaczył Jerzy
ņ
ebrowski
Data wydania polskiego 1996
Data wydania oryginalnego 1993
Dla Agnes Kwok Sheung Wah,
która skłoniła mnie do my
Ļ
lenia
PROLOG
Otworzywszy oczy Hanne Andersen nie wiedziała, gdzie jest. Bardzo szybko
odzyskiwała jednak przytomno
Ļę
. Czuła w głowie t
ħ
py ból, a w ustach cierpki smak. Nie
mogła poruszy
ę
r
ħ
k
Ģ
ani nog
Ģ
. Nad sob
Ģ
miała pop
ħ
kany, brudny sufit. Obróciła obolał
Ģ
głow
ħ
, najpierw w jedn
Ģ
stron
ħ
, potem w drug
Ģ
. Znajdowała si
ħ
w niewielkim, prostok
Ģ
tnym
pomieszczeniu, w którym nie było okien, tylko ci
ħŇ
kie szare metalowe drzwi. Skr
ħ
powano jej
przeguby i kostki, przywi
Ģ
zuj
Ģ
c je do czterech rogów łó
Ň
ka. Miała na sobie t
ħ
sam
Ģ
jaskrawoczerwon
Ģ
sukienk
ħ
, któr
Ģ
wło
Ň
yła poprzedniego wieczoru. Czuła parali
Ň
uj
Ģ
cy strach,
próbuj
Ģ
c przypomnie
ę
sobie, co si
ħ
stało.
Pami
ħ
tała,
Ň
e Philippe zabrał j
Ģ
z hotelu do jakiej
Ļ
hała
Ļ
liwej restauracji i
Ň
e sporo tam
wypiła, najpierw wina, a potem tequili. Dalsze wspomnienia były ju
Ň
mgliste: zaliczyli dwa
kolejne bary i jaki
Ļ
n
ħ
dzny nocny klub przy Rue Saint Sans. Pami
ħ
tała, jak oboje bez przerwy
si
ħ
Ļ
miali, ogl
Ģ
daj
Ģ
c sex-show, który przyprawiał j
Ģ
o mdło
Ļ
ci, ale i podniecał. Co działo si
ħ
pó
Ņ
niej, nie miała poj
ħ
cia.
* * *
Dopiero po godzinie usłyszała trzask zamka w metalowych drzwiach. Do pokoju
wszedł Philippe. Stan
Ģ
ł obok łó
Ň
ka, patrz
Ģ
c na ni
Ģ
z góry. Miał na sobie ten sam, co
poprzedniego wieczoru, ciemnoniebieski garnitur, biał
Ģ
jedwabn
Ģ
koszul
ħ
i br
Ģ
zowy krawat,
ale marynarka była wygnieciona, a krawat niedbale poluzowany. Jego niezwykle atrakcyjn
Ģ
twarz pokrywał czarny zarost.
- Gdzie ja jestem, Philippe? - zapytała Hanne chrapliwym głosem. - Co si
ħ
stało?
W jego oczach nie było ju
Ň
wesoło
Ļ
ci, a na twarzy pojawił si
ħ
szyderczy u
Ļ
miech.
Zmierzywszy dziewczyn
ħ
wzrokiem podci
Ģ
gn
Ģ
ł do góry jej czerwon
Ģ
sukienk
ħ
. Miała pod
spodem bardzo w
Ģ
skie białe koronkowe majteczki. Spojrzał na nie i mrukn
Ģ
ł co
Ļ
po
francusku. Zrozumiała jego słowa, cho
ę
uczyła si
ħ
tego j
ħ
zyka dopiero od dwóch miesi
ħ
cy.
- Szkoda... Wielka szkoda... No có
Ň
, trzeba słucha
ę
polece
ı
- powiedział, znów
u
Ļ
miechaj
Ģ
c si
ħ
drwi
Ģ
co. - Ale na małe co nieco mo
Ň
na sobie pozwoli
ę
.
Wsun
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
pod gumk
ħ
majtek, dotykaj
Ģ
c jej krocza. Próbowała zacisn
Ģę
nogi, ale
były zbyt mocno skr
ħ
powane. Zacz
ħ
ła krzycze
ę
.
- Mo
Ň
esz wrzeszcze
ę
, ile chcesz - stwierdził. - Nikt ci
ħ
nie usłyszy.
Gdy próbował wepchn
Ģę
gł
ħ
biej palec, dziewczyna w mimowolnym odruchu
opró
Ň
niła p
ħ
cherz. M
ħŇ
czyzna z obrzydzeniem cofn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
, wyprostował si
ħ
i wyszedł z
pokoju. Po pi
ħ
ciu minutach wrócił z metalow
Ģ
tack
Ģ
, na której le
Ň
ała strzykawka, troch
ħ
waty
i butelka z bezbarwnym płynem. Poło
Ň
ył tack
ħ
obok głowy dziewczyny i usiadł przy niej.
Podci
Ģ
gn
Ģ
wszy szybko r
ħ
kaw jej sukienki otworzył butelk
ħ
, zmoczył watk
ħ
płynem, potarł
ni
Ģ
energicznie rami
ħ
dziewczyny i uniósł strzykawk
ħ
.
- Spójrz - wyszeptał nieprzyjemnym głosem. - To twoja przyjaciółka. Dzi
ħ
ki niej
dobrze si
ħ
poczujesz... Nawet bardzo dobrze. Pozbawi ci
ħ
strachu i bólu głowy. W
najbli
Ň
szych dniach b
ħ
dzie ci
ħ
cz
ħ
sto odwiedzała.
Dziewczyna wzdrygn
ħ
ła si
ħ
, gdy igła wnikn
ħ
ła w jej
Ň
ył
ħ
. Zacz
ħ
ła znowu krzycze
ę
, a
m
ħŇ
czyzna ponownie szyderczo si
ħ
u
Ļ
miechn
Ģ
ł. W ci
Ģ
gu kilku minut jej ciało i umysł
ogarn
ħ
ło uczucie przyjemnego ciepła. Znikn
Ģ
ł ból głowy i strach. Głos m
ħŇ
czyzny docierał
do niej jakby spod sufitu.
- Przyjdzie tu zaraz kobieta,
Ň
eby ci
ħ
umy
ę
. Przyniesie ci gor
Ģ
c
Ģ
zup
ħ
. Pó
Ņ
niej do
ciebie wróc
ħ
... z twoj
Ģ
przyjaciółk
Ģ
.
* * *
Biuro Jensa Jensena było równie
Ň
bardzo małe, pozbawione okien i wymagało
odmalowania. Jako młody detektyw z wydziału osób zaginionych w kopenhaskiej policji nie
zasługiwał na nic lepszego. B
ħ
d
Ģ
c niskim i do
Ļę
pulchnym człowiekiem o rumianej twarzy,
przypominał bardziej bankiera ni
Ň
policjanta. Nosił tradycyjny szary garnitur, kremow
Ģ
koszul
ħ
z niebieskim krawatem i czarne buty ze skóry aligatora. Westchn
Ģ
ł z irytacj
Ģ
,
sko
ı
czywszy czyta
ę
otrzymany rano raport policji z Marsylii. Potem ogarn
ħ
ła go w
Ļ
ciekło
Ļę
.
Zamkn
Ģ
ł skoroszyt, wstał i wyszedł na korytarz.
Gabinet nadinspektora Larsa Pedersena był przestronny, wyło
Ň
ony dywanem, a z jego
okien roztaczał si
ħ
wspaniały widok na ogrody Tivoli. Nadinspektor - szczupły, szpakowaty
m
ħŇ
czyzna o wyrazistych rysach - wygl
Ģ
dał jak najbardziej na policjanta. Gdy Jens Jensen
wszedł nagle do jego pokoju, Pedersen podniósł wzrok i natychmiast zauwa
Ň
ył wyraz twarzy
swego podwładnego.
- O co chodzi tym razem? - zapytał.
Jensen poło
Ň
ył przed nim bez słowa skoroszyt, po czym podszedł do okna i zacz
Ģ
ł
wpatrywa
ę
si
ħ
w ogród.
Pedersen odbył niedawno kurs szybkiego czytania, dzi
ħ
ki czemu w ci
Ģ
gu zaledwie
czterech minut zdołał zapozna
ę
si
ħ
z grubsza z tre
Ļ
ci
Ģ
szczegółowego raportu.
- No i co? - zapytał, kiedy sko
ı
czył.
Jensen odwrócił si
ħ
do niego.
- To ju
Ň
czwarta dziewczyna w tym roku - stwierdził oschłym tonem. - Dwie znikn
ħ
ły
w Hiszpanii, jedna na francuskiej Riwierze i jedna w Rzymie. A mamy dopiero połow
ħ
maja.
Zagin
ħ
ły te
Ň
trzy Szwedki i dwie Norwe
Ň
ki... Wszystkie w krajach
Ļ
ródziemnomorskich.
ņ
adnej nie odnaleziono. - W jego głosie brzmiał gniew. - Zawsze to samo: młode, samotne
Skandynawki, które sp
ħ
dzały wakacje albo studiowały w tych krajach. - Wskazał na teczk
ħ
. -
Hanne Andersen. Dziewi
ħ
tna
Ļ
cie lat, bardzo atrakcyjna. Uczyła si
ħ
francuskiego w prywatnej
szkole w Marsylii. Ostatni raz widziano j
Ģ
czwartego wrze
Ļ
nia o dziesi
Ģ
tej wieczorem, gdy
wychodziła ze swego hoteliku i wsiadała do czarnego Renault. Za kierownic
Ģ
siedział młody
m
ħŇ
czyzna, wygl
Ģ
daj
Ģ
cy na Francuza - cokolwiek to znaczy. Tyle tylko wiemy.
Pedersen zamy
Ļ
lił si
ħ
.
- I wszystkie były atrakcyjne albo pi
ħ
kne, tak
Ň
e te Szwedki i Norwe
Ň
ki? - zapytał.
- Tak - potwierdził Jensen. - Widziałe
Ļ
raport i zdj
ħ
cia. I czytałe
Ļ
moje zalecenia.
Pedersen westchn
Ģ
ł i odsun
Ģ
ł od siebie teczk
ħ
, jakby pragn
Ģ
c si
ħ
jej pozby
ę
.
- Tak, tak. Chcesz utworzy
ę
specjaln
Ģ
jednostk
ħ
. Twoim zdaniem istnieje
zorganizowany gang, handluj
Ģ
cy
Ň
ywym towarem.
Jens Jensen miał trzydzie
Ļ
ci pi
ħę
lat. Wskutek porywczego temperamentu i
nieumiej
ħ
tno
Ļ
ci okazywania bezgranicznego szacunku przeło
Ň
onym nie zrobił kariery w
policji, rekompensował to wi
ħ
c sobie zamiłowaniem do egzotycznych gatunków piwa i
fascynacj
Ģ
dalekomorskimi promami.
- Moim zdaniem! - wybuchn
Ģ
ł, nie mog
Ģ
c opanowa
ę
w
Ļ
ciekło
Ļ
ci. - Od czterech lat
pracuj
ħ
w wydziale osób zaginionych. Jestem w kontakcie z policj
Ģ
w Sztokholmie i Oslo.
Wydaj
ħ
pieni
Ģ
dze na pieprzone podró
Ň
e do Pary
Ň
a, Rzymu i Madrytu. - Coraz bardziej
zdenerwowany stan
Ģ
ł naprzeciw biurka nadinspektora. - To ja nieszcz
ħ
sny musz
ħ
mówi
ę
rodzicom tych dziewczyn, jacy jeste
Ļ
my cholernie bezradni. - Uderzył dłoni
Ģ
w teczk
ħ
z
raportem. - Dzi
Ļ
po południu przyjd
Ģ
do mojego parszywego biura pa
ı
stwo Andersen, usi
Ģ
d
Ģ
przy moim n
ħ
dznym pi
ħę
dziesi
ħ
cioletnim biurku i dowiedz
Ģ
si
ħ
,
Ň
e ich córka znikn
ħ
ła i jest
ju
Ň
zapewne faszerowana narkotykami, a jaki
Ļ
plugawy alfons handluje jej ciałem.
Pedersen znowu westchn
Ģ
ł i rzekł spokojnie:
- Wiesz, Jens, na czym polega problem. Chodzi o pieni
Ģ
dze. W samej Kopenhadze
zgłaszaj
Ģ
nam co roku ponad czterysta zaginionych osób. Mamy ograniczone fundusze - i z
roku na rok coraz mniejsze. Specjalna jednostka, któr
Ģ
chcesz utworzy
ę
, kosztowałaby nas
ponad dziesi
ħę
milionów koron rocznie. Komisja bud
Ň
etowa si
ħ
nie zgodzi. To nadmierny
wydatek. Sprawa dotyczy tylko kilkunastu dziewcz
Ģ
t... Nie ma mowy.
Jens Jensen skierował si
ħ
do drzwi, mówi
Ģ
c przez rami
ħ
:
- A wi
ħ
c ode
Ļ
l
ħ
pa
ı
stwa Andersenów do komisji bud
Ň
etowej. - W progu odwrócił si
ħ
ponownie i spojrzał na szefa. - Mo
Ň
e wyja
Ļ
ni
Ģ
tym facetom, co my
Ļ
l
Ģ
o ich funduszach... i o
Bł
ħ
kitnym Kartelu.
1
Był upalny wrze
Ļ
niowy wieczór, gdy ojciec Manuel Zerafa podjechał swym starym,
sfatygowanym Fordem pod stoj
Ģ
cy na wzgórzu dom na małej
Ļ
ródziemnomorskiej wyspie
Gozo. Wiekowy budynek stanowił dawniej cz
ħĻę
farmy. Z góry roztaczał si
ħ
wspaniały
widok na okolic
ħ
, a tak
Ň
e na male
ı
k
Ģ
wysepk
ħ
Comino i majestatyczn
Ģ
Malt
ħ
. Poc
Ģ
c si
ħ
nieco ojciec Zerafa poci
Ģ
gn
Ģ
ł za star
Ģ
metalow
Ģ
r
Ģ
czk
ħ
dzwonka, umieszczon
Ģ
w solidnym
kamiennym murze. Po chwili otworzyły si
ħ
drzwi i stan
Ģ
ł w nich barczysty m
ħŇ
czyzna o
krótko przystrzy
Ň
onych szpakowatych włosach i kwadratowej twarzy. Sprawiał wra
Ň
enie
człowieka, który sporo prze
Ň
ył. Na policzku, podbródku i z prawej strony czoła miał podłu
Ň
ne
blizny. Był tylko w k
Ģ
pielówkach. Jego pot
ħŇ
ne, muskularne i mocno opalone ciało równie
Ň
poznaczone było bliznami: jedna biegła od prawego kolana niemal do pachwiny, druga od
prawego ramienia do pasa. Ojciec Zerafa dobrze znał tego człowieka. Wiedział,
Ň
e ma szramy
równie
Ň
na plecach i
Ň
e brakuje mu kawałka małego palca u lewej r
ħ
ki. Wiedział, sk
Ģ
d wzi
ħ
ły
si
ħ
niektóre z tych blizn. Prze
Ň
egnał si
ħ
w my
Ļ
lach.
- Cze
Ļę
, Creasy - powiedział. - Cholerny upał. Musz
ħ
si
ħ
napi
ę
zimnego piwa.
M
ħŇ
czyzna cofn
Ģ
ł si
ħ
i gestem zaprosił go do
Ļ
rodka.
Usiedli pod bambusowym daszkiem, oplecionym winoro
Ļ
lami i mimoz
Ģ
. Przed sob
Ģ
mieli basen z wygl
Ģ
daj
Ģ
c
Ģ
kusz
Ģ
co chłodn
Ģ
, bł
ħ
kitn
Ģ
wod
Ģ
. Za nim rozci
Ģ
gała si
ħ
przepi
ħ
kna
panorama. Ojciec Zerafa uznał,
Ň
e cho
ę
by siedział tam i sto lat, nie zm
ħ
czyłby go nigdy ten
widok.
Barczysty m
ħŇ
czyzna przyniósł dwie szklanki zimnego piwa i spojrzał pytaj
Ģ
co na
ksi
ħ
dza. Byli starymi przyjaciółmi i ojciec Zerafa cz
ħ
sto wpadał do niego w upalne dni na
piwo, tym razem jednak wizyta najwyra
Ņ
niej nie miała kurtuazyjnego charakteru.
- Chodzi o Michaela - zacz
Ģ
ł ksi
Ģ
dz.
- A co si
ħ
stało?
Ojciec Zerafa wypił łyk piwa i rzekł:
- Wiem,
Ň
e dzi
Ļ
jest czwartek i popłyn
Ģ
ł z Georgem Zammitem na Malt
ħ
. O której
wróci?
Creasy spojrzał na zegarek.
- Powinien był zd
ĢŇ
y
ę
na prom o siódmej, wi
ħ
c b
ħ
dzie tu za pół godziny. Dlaczego
pytasz?
- Chodzi o jego matk
ħ
.
Plik z chomika:
joluska67
Inne pliki z tego folderu:
Quinnell A.J. - Błęitny Kartel.pdf
(1350 KB)
Inne foldery tego chomika:
ARCHER JEFFREY
CHRISTIE AGATHA
COBEN HARLAN
COELHO PAULO
DEAVER JEFFREY
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin