A.J. Quinnell - Najemnik 01 - Człowiek w ogniu.pdf

(973 KB) Pobierz
270728267 UNPDF
A. J. QUINNELL
NAJEMNIK
Tłumaczyła : Anna Świętochowska
PROLOG
Zima w Mediolanie. Na podmiejskiej alei stłoczyły się rzędem drogie samochody. W
dużym budynku ukrytym za drzewami, rozległ się cichy dźwięk dzwonka i po chwili
opatulona przed wiatrem dzieciarnia zbiegła po stopniach i rozpierzchła się ku ciepłu
oczekujących wozów.
Ośmiolatek Pepino Machetti naciągnął na siebie kołnierz płaszcza
przeciwdeszczowego i ruszył pośpiesznie do rogu, gdzie szofer jego ojca zawsze parkował
niebieskiego Mercedesa. Kierowca dojrzał, że nadchodzi i pochylił się, aby otworzyć drzwi.
Pepino z wdzięcznością dał nura w skórzane ciepło, drzwi zatrzasnęły się cicho i samochód
ruszył. Chłopak z trudem zdjął pelerynę. Dopiero jak dojechali do następnej przecznicy
podniósł wzrok i stwierdził, że za kierownicą nie siedzi Angelo. Kiedy już miał na ustach
pytanie, Mercedes ponownie zatrzymał się przy krawężniku i na miejsce obok chłopca usiadł
zwalisty mężczyzna. Kierowca cierpliwie poczekał na przerwę w kawalkadzie powracających
do domu, po czym gładko odjechał od krawężnika. Był dopiero styczeń, a Pepino Machetti
stanowił już trzecią ofiarę porwania w tym roku.
W korsykańskim porcie Bastia było wyjątkowo ciepło jak na tę porę roku, co skłoniło
jednego z właścicieli barów do wystawienia krzeseł i stolika na wykładany kocimi łbami
chodnik. Samotny mężczyzna siedział popijając whisky i obserwował przystań, w której prom
do Livorno szykował się do wyjścia w morze.
Mężczyzna spędził tam już dwie godziny i tak często prosił o dolewkę kiwnięciem w
stronę wnętrza, że w końcu właściciel przyniósł mu butelkę i duży talerz czarnych oliwek.
Mały chłopiec siedział na krawężniku po drugiej stronie ulicy i z uwagą wpatrywał
się, jak mężczyzna raz za razem popija oliwkę whisky.
Panował spokój, jako że sezon turystyczny już się skończył i obcy człowiek skupiał na
sobie całą uwagę chłopca. Mężczyzna wzbudzał jego ciekawość. Otaczała go dziwna aura
milczenia i tajemnicy. Nie wodził wzrokiem za z rzadka przejeżdżającymi samochodami, po
prostu patrzył na przystań i prom. Od czasu do czasu rzucał okiem na chłopca, ale w
spojrzeniu nie pojawił się nawet cień zainteresowania. Nad jedną z brwi miał pionową bliznę,
a druga blizna przecinała mu podbródek. Jednak uwagę chłopca skupiały przede wszystkim
oczy. Szeroko rozstawione, o ciężkich powiekach. Nieco zmrużone, jakby w reakcji na dym
papierosowy, chociaż wcale nie palił.
Chłopiec słyszał, jak zamawia whisky płynną francuszczyzną, ale domyślał się, że nie
jest Francuzem. Rzeczy, które miał na sobie: ciemnoniebieskie, sztruksowe spodnie,
drelichowa marynarka oraz czarna koszulka polo, wyglądały na drogie, ale i porządnie
znoszone, podobnie jak walizka, stojąca u jego stóp. Chłopiec miał spore doświadczenie w
oszacowywaniu obcych, a zwłaszcza ich kondycji finansowej. Jednak tym razem nie wiedział,
co myśleć.
Mężczyzna spojrzał na zegarek i wylał do szklanki resztkę whisky. Wypił ją jednym
haustem, podniósł walizkę i przeszedł przez ulicę.
Chłopiec bez ruchu siedział na krawężniku i obserwował, jak się zbliża. Figura
przypominała twarz - kwadratowa, dopiero gdy znalazł się całkiem blisko, chłopiec zauważył,
że jest wysoki, ma dobrze ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Szedł lekko, co zupełnie nie
pasowało do jego ciężkiej budowy. Stopy stawiał na ziemi najpierw zewnętrzną stroną.
Przechodząc obok, spojrzał w dół, a chłopiec stwierdził, że pomimo całej wypitej
whisky, szedł swobodnie i równo. Chłopiec zerwał się na równe nogi i przebiegł przez ulicę,
po czym zgarnął pół tuzina oliwek pozostawionych na talerzu.
Pół godziny później patrzył jak prom opuszcza przystań. Było na nim niewielu
pasażerów, więc bez trudu zobaczył nieznajomego. Stał samotnie na rufie, opierając się o
reling. Prom nabierał szybkości i pod wpływem impulsu chłopiec pomachał. Było zbyt
daleko, aby mógł zobaczyć oczy nieznajomego, ale poczuł je na sobie. Mężczyzna uniósł rękę
z barierki i odwzajemnił się krótkim gestem.
W Palermo było jeszcze cieplej. Otwarte okna wpuszczały łagodny, południowy
powiew do gabinetu na piętrze otoczonej murem willi, wzniesionej u stóp gór za miastem.
Trwało spotkanie w interesach: trzech mężczyzn, jeden za wielkim, polerowanym biurkiem, a
dwaj pozostali naprzeciwko niego. Lekki wiaterek pomagał rozwiać dym z papierosów.
Omówili już sprawy rutynowe. Człowiek za biurkiem wysłuchał raportu tamtych dwóch na
temat przedsiębiorstw działających w całym kraju, od alpejskiej północy aż po południowy
kraniec Sycylii. Od czasu do czasu przerywał im na chwilę, prosząc o szersze naświetlenie
lub wyjaśnienie któregoś punktu, ale przede wszystkim słuchał. Następnie wydał całą serię
szczegółowych instrukcji, a mężczyźni zgodnie kiwali głowami. Nie robiono żadnych
notatek.
Uporawszy się ze swoimi problemami, przedyskutowali sytuację w południowej
Kalabrii. Parę lat wcześniej rząd postanowił wybudować kompleks stalowni w tym tkniętym
biedą rejonie. Człowiek za biurkiem nieoficjalnie współpracował z władzami. Zakupiono
tysiące akrów od właścicieli ziemskich. Takie interesy wymagały długich i pracowitych
negocjacji, a w międzyczasie zmienił się skład rządu. Ministrowie przychodzili i odchodzili, a
partia komunistyczna kwestionowała sensowność przedsięwzięcia. Człowiek za biurkiem był
poirytowany. Biznesmeni nigdy nie lubią chwiejnych rządów. Mimo to, gra toczyła się o
mnóstwo pieniędzy. Potrzebna była jednak lepsza kontrola nad inwestycjami.
Dwaj mężczyźni skończyli swoje sprawozdania i czekali, aż szef przemyśli decyzję.
Na fotelu z wysokim oparciem znajdowała się płaska poduszka, ponieważ był niski,
miał zaledwie metr pięćdziesiąt. Chociaż przekroczył już sześćdziesiątkę, jego nieco pulchna
twarz pozostała gładka, podobnie jak dłonie, które leżały bez ruchu na biurku. Ubrany był w
ciemnoniebieski, nienagannie skrojony trzyczęściowy garnitur, ukrywający lekko korpulentną
sylwetkę. W zamyśleniu zacisnął usta, które były odrobinę zbyt szerokie w porównaniu z
twarzą.
Podjął decyzję. - Wycofamy się. Przewiduję jeszcze więcej problemów. Don Mommo
będzie musiał ponieść pełną odpowiedzialność.
Dwaj mężczyźni przytaknęli. Spotkanie było skończone, więc wstali i skierowali się
do barku z drinkami. Niski szef nalał trzy szklaneczki Chivas Regal.
- Salut - wzniósł toast.
- Salut , don Cantarella - odpowiedzieli chórem.
KSIĘGA PIERWSZA
1
Wyjrzała przez balkonowe okno na jezioro. Światła hotelu “Villa D'Este” leżącego na
jego przeciwległym brzegu odbijały się w tafli wody.
Jej klasycznie piękne rysy twarzy wykrzywił grymas rozdrażnienia. Szerokie usta, o
pełnych wargach, dominowały na twarzy. Wysokie kości policzkowe, duże, lekko skośne
oczy i dołek w brodzie stanowiły doskonałą równowagę dla szerokiego czoła. Gęste,
hebanowe włosy opadały prosto i kończyły się pojedynczym skrętem na ramionach.
Zaokrąglenia ciągnęły się w dół, poprzez wysmukłą szyję do ciała o wąskiej talii, długich
nogach oraz pełnych, wysokich piersiach.
Miała na sobie prostą sukienkę, przewiązaną w pasie i głęboko wyciętą w ramionach.
Uroda wywierała wpływ na funkcjonowanie jej umysłu. Od najwcześniejszych lat
pozwoliło jej to chadzać innymi ścieżkami niż większości kobiet.
Taka kobieta musi być egocentryczna. Wszyscy ją obserwują i pragną jej słuchać. Jeśli
ma wystarczająco silny charakter, aby przetrwać dopóki uroda nie przygaśnie, może zdobyć
niezależność. Przygasającej urodzie zwykle towarzyszy smutek, że natura musi odebrać to,
czym wcześniej obdarowała.
Za jej plecami ktoś otworzył drzwi. Odwróciła się w momencie, gdy do pokoju weszła
dziewczynka.
- Nienawidzę jej, mamo! Nienawidzę jej!
- Dlaczego?
- Odrobiłam algebrę. Staram się, jak mogę, ale jej nie sposób zadowolić. Teraz mówi,
że jutro znowu będę musiała się uczyć algebry, i to przez całą godzinę.
Kobieta objęła dziecko. - Pinto, musisz bardziej się wysilić, bo inaczej po powrocie do
szkoły pozostaniesz daleko w tyle za innymi.
Dziecko z nadzieją podniosło wzrok. - Kiedy, mamo? Kiedy wrócę do szkoły?
Nienawidzę guwernantek.
- Wkrótce, Pinto. Dzisiaj wieczorem wraca ojciec i porozmawiam z nim o tym. Bądź
cierpliwa, cara , to nie potrwa już długo.
Obróciła się i uśmiechnęła.
- Ale nawet w szkole nie unikniesz nauki algebry.
- Nie szkodzi - zaśmiała się dziewczyna. - W szkole nauczyciele przepytują wiele
dziewczyn, a guwernantka nie ma dużego wyboru. Postaraj się, żebym szybko wróciła do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin