David Morrell -- Łowca.rtf

(962 KB) Pobierz

David

MORRELL

Łowca

Z angielskiego przełożył ANDRZEJ SZULC

WARSZAWA 2007

Tytuł oryginału: SCAVENGER

Copyright © David Morrell 2007 Ali rights reserved

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2007

Copyright © for the Polish translation by Andrzej Szulc 2007

Redakcja: Barbara Bogusz

Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski

Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz

ISBN 978-83-7359-536-1

Dystrybucja

Firma Księgarska Jacek Olesiejuk

Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.

t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009

www.olesiejuk.pl

Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe

www.merlin.pl

www.empik.com

www.ksiazki.wp.pl

WYDAWNICTWO ALBATROS

ANDRZEJ KURYŁOWICZ

Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa

Wydanie I

Skład: Laguna

Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole

PODZIĘKOWANIA

Pisarze nie pracują w próżni. „Łowca” nie powstał­by bez pomocy wielu ludzi. Składam podziękowania następującym osobom:

Jane Dystel, Miriam Goderich, Michaelowi Bour-retowi i fantastycznym ludziom z Dystel Goderich Literary Management.

Rogerowi Cooperowi, Chrisowi Nakamurze, Pete­rowi Costanzo i innym pracownikom Vanguard Press oraz Perseus Books Group.

Nanci Kalanta z horrorworld.org.

Ericowi Grayowi i Mike'owi Volpe z Jet Aviation na lotnisku Teterboro.

A także Sarie Morrell. To ostatnie nazwisko nie­przypadkowo brzmi tak samo jak moje. To moja córka. Jest poza tym moim przyjacielem i jedną z najlepszych specjalistek od promocji książek, jakie znam.

 

Mam pomniki z brązu, lapis-lazuli, alabastru i białego wapienia, a także inskrypcje w wypalonej glinie... i złoży­łem je w fundamentach dla przyszłych pokoleń.

Esarhaddon

król Asyrii, VII w. p.n.e.

Kilka dni temu ktoś poprosił mnie, żebym napisał list do kapsuły czasu, którą otworzą w Los Angeles za sto lat... Wydawało się to łatwym zadaniem. Sugerowano, żebym napisał coś o aktualnych sprawach i problemach. I kiedy rozmyślałem o tym, jadąc wzdłuż wybrzeża, patrząc na błękitny Pacyfik po jednej stronie i góry Santa Ynez po drugiej, nie mogłem nie zadać sobie pytania, czy za sto lat będzie tu tak samo pięknie jak w ten letni dzień. A potem, gdy próbowałem pisać... Zastanówcie się nad tym zadaniem. Macie napisać do ludzi, którzy będą żyli za sto lat i wiedzieli o nas wszystko. My nie wiemy o nich nic. Nie wiemy, w jakim świecie będą żyli.

Ronald Reagan

(z przemówienia wygłoszonego na krajowej konwencji republikanów w 1976 roku jto nie­otrzymaniu partyjnej nominacji w wyborach prezydenckich)

 

 

POZIOM PIERWSZY

KRYPTA CYWILIZACJI

 

1

Zwracając się do niej, już nie używał imienia swojej zmarłej żony, mimo że była do niej podobna aż do bólu. Czasami, kiedy po obudzeniu się widział ją przy swym szpitalnym łóżku, myślał, że ma halucynacje.

              Jak mam na imię? — pytała.

              Amanda — odpowiadał ostrożnie.

              Doskonale — chwalił go lekarz, uważnie mu się przy­glądając. Nigdy nie zdradził, jakiej jest specjalności, ale Balenger podejrzewał, że to psychiatra. — Chyba już można wypisać pana do domu.

 

2

Taksówka wjechała do Park Slope w Brooklynie. Balenger wyglądał przez okno, żeby nie patrzeć na długie blond włosy i jasnoniebieskie oczy Amandy, które tak bardzo przypominały mu Diane. Zobaczył duży kamienny łuk z umieszczonym na górze posągiem skrzydlatej kobiety w rozwianych szatach.

              Grand Army Plaza — wyjaśniła Amanda. — Pomnik
upamiętniający koniec wojny secesyjnej.

Nawet jej głos przypominał mu Diane.

              Te drzewa przed nami to Prospect Park — dodała.

   Taksówka zatrzymała się w wąskiej uliczce, przy jednej z trzypiętrowych kamienic z brunatnego piaskowca. Amanda zapłaciła, a Balenger zmobilizował siły i wysiadł. Chłodny październikowy wiatr przeszył go do szpiku kości. Bolały go nogi, żebra i otarte przez linę dłonie.

              Moje mieszkanie jest na trzecim piętrze. — Amanda wskazała ręką balkon. — Tam, gdzie widać kamienną ba­lustradę.

              Mówiłaś, że pracujesz w księgarni na Manhattanie. To zamożna dzielnica. Nie sądziłem, że stać cię... — Odpowiedź przyszła mu do głowy sama. — Pomaga ci ojciec?

              Nigdy nie stracił nadziei. Po moim zaginięciu płacił czynsz przez wszystkie miesiące.

Wchodząc po ośmiu kamiennych schodkach, Balenger miał wrażenie, że jest ich osiemdziesiąt. Uginały się pod nim nogi. Chociaż wielkie drewniane drzwi pomalowano niedawno na brązowo, sprawiały wrażenie zabytkowych. Amanda włożyła klucz do zamka.

              Zaczekaj — powiedział.

              Musisz złapać oddech?

Właściwie miała rację, ale nie dlatego się zatrzymał.

              Jesteś pewna, że to dobry pomysł? — zapytał.

              Masz jakieś inne miejsce, gdzie mógłbyś zamieszkać, kogokolwiek innego, kto mógłby się tobą zaopiekować?

W obu wypadkach odpowiedź brzmiała „nie”. Przez cały ubiegły rok, gdy poszukiwał zaginionej żony, mieszkał w ta­nich motelach i stać go było najwyżej na jeden posiłek dziennie, na ogół sandwicza w barze szybkiej obsługi. Jego oszczędności stopniały do zera. Nie miał nikogo i niczego.

              Prawie mnie nie znasz — powiedział.

              Ryzykowałeś dla mnie życie — odparła Amanda. — Gdyby nie ty, już bym nie żyła. Co jeszcze muszę wiedzieć?

Żadne z nich nie wspomniało, że przez jakiś czas Balenger uważał, iż kobieta, którą ratował, to jego żona.

              Dajmy sobie kilka dni — powiedziała, otwierając drzwi.

 

3

Mieszkanie składało się z sypialni, salonu i kuchni. Wysoki sufit wykończono sztukaterią, podłoga była z twardego drew­na. Chociaż wnętrza lśniły i były w znakomitym stanie, Balenger nie mógł się oprzeć wrażeniu, że wszystko tu jest bardzo stare.

              Kiedy byliśmy w szpitalu, ojciec zaopatrzył lodówkę
i spiżarnię — powiedziała. — Chcesz coś przekąsić?

Balenger opadł na skórzaną sofę. Zanim zdążył odpowie­dzieć, górę wzięło zmęczenie.

Gdy się obudził, na dworze było ciemno. Leżał okryty kocem. Amanda pomogła mu pójść do łazienki i wrócić na sofę.

              Podgrzeję zupę — stwierdziła.
Potem zmieniła mu bandaże i opatrunki.

              Kiedy spałeś, wyszłam i kupiłam ci piżamę — powie­
działa.

Pomagając mu ją włożyć, przyjrzała się z troską jego obrażeniom.

 

4

Obudził go jakiś koszmar, wspomnienie strzałów i krzyków. Wystraszony zobaczył wbiegającą do sypialni Amandę.

              Jestem przy tobie — powiedziała uspokajającym tonem.
W bladym świetle stojącej w rogu lampy była jeszcze bardziej
podobna do Diane. Zastanawiał się, czy duch Diane nie
połączył się po prostu z jej duchem.

Usiadła przy nim na sofie, wzięła go za rękę i trzymała, aż przestało mu walić serce.

              Jestem przy tobie — powtarzała.
Zapadł z powrotem w niespokojny sen.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin