Początek końca.doc

(286 KB) Pobierz
Zergi Kontratakują

Początek końca

 

2 lata później

 

              Światło, które wpadało do pokoju było lekko przyćmione. Na zewnątrz deszcz odgrywał swój taniec na oknach budynków Terran. Burza utrzymywała się już od kilku dni i ziemia obok Centrum Dowodzenia zmieniła się w błoto. Przy oknie znajdowało się biurko i odsunięty od niego fotel. Na blacie leżała połyskująca broń, a po bokach znajdowały się wysokie szafki ze starannie ułożonymi książkami.

              Pośrodku stała wysoka postać, którą okalało wnikające do środka światło. Wkładała na siebie pancerz koloru zielonego. To był Raynor. Pancerz nie był jeszcze przez nikogo noszony, wypolerowany dostał się w ręce Jim’a jako prototyp nowego ubrania ochronnego. Broń także była prototypem nowego działka 20mm z wybuchającymi pociskami. Terranin jako pierwszy miał wypróbować te akcesoria.

Po chwili rozległo się pukanie w drzwi, do pokoju wkroczyła średniego wzrostu postać. Sądząc po tym, co ten mężczyzna miał w ręce można było wywnioskować, że jest uczonym lub naukowcem. Jego twarz była bez wyrazu, lecz nagle pojaśniała, gdy pojawił się na niej uśmiech. Jim wiedział, kto to jest. To od niego otrzymał to, co miał teraz na sobie i co leżało na biurku. Nazywał się Taros i był kierownikiem Akademii oraz Stanowiska Inżynieryjnego. Do niego trafiały informacje o nowych odkryciach nim ktokolwiek z zewnątrz zdołał się tego dowiedzieć. Był też jego przyjacielem.

-          I jak leży? – Zapytał

-          Całkiem dobrze. Nie przypuszczałem, że jest taki lekki. Jaka jest odporność kombinezonu? – Zapytał Jim

-          Ok. 70% bardziej wytrzymalszy niż jego starszy model.

-          Jakieś dodatkowe funkcje?

-          Wytrzymuje temperaturę 1200 stopni. Starszy typ przy 500 zaczął mięknąć. Ponadto ma zamontowany system leczący wraz ze sterydami. Światła fotonowe dochodzą na odległość 200 m w mglisty poranek.

-          Niezłe. – Pochwalił Raynor – kiedy rozpoczniecie produkcję seryjną?

-          Niedługo powinniśmy zacząć. Mamy jednak małą ilość surowców i to nas powstrzymuje. – Poinformował Taros

-          Hm niestety nic nie mogę na to poradzić. Idźcie do Crowel’a.

-          Ekhm nie sądzę, aby dał mi choć wiadro minerałów. – W głosie Terranina słychać było powątpiewanie, gdyż major Crowel był dowodzącym w tym mieście i do niego należało kierować wszystko, co było związane z surowcami i gazem.

Jim zaśmiał się. Dobrze znał styl bycia przełożonego Taros’a, jednak nic w związku z tym nie mógł zrobić. Podniósł broń z biurka i rzekł:

-          Chodźmy wypróbować to cacko. – Skinął na Taros’a, który spoglądał na równo poustawiane książki na regale.

-          Tak, oczywiście....... widzę, że lubisz Science Fiction. – Stwierdził Terranin

-          Taa... Lubię poczytać o tym jak rasa ludzka wygrywa z przybyszami atakującymi ich świat. Szkoda tylko, że to nie sprawdza się w rzeczywistości. – Twarz Jim’a spochmurniała.

-          To znaczy? – Zapytał zaciekawiony Taros

-          Słyszałeś o operacji „Chwila Chwały”? – Zapytał Raynor, a jego oblicze wydało się jeszcze bardziej przygnębione.

-          Nie kojarzę.

-          A powinieneś... powinieneś.

-          Mógłbyś mi przybliżyć ten temat? – Poprosił Taros

-          Opowiem ci to w drodze na strzelnicę – zaproponował Jim, po czym chwycił mocniej broń i wyszedł z pokoju.

 

Rozdział 7

 

Generał Duke i przywódca Arcturus Mengsk dowodzili flotą składającą się z 8 krążowników klasy Behemot oraz ponad 60 Myśliwcami. Sprowadzili je ze wszystkich krańców sektora Margotu i Koprulu. Zaplanowali oni atak na Mózgowca znajdującego się w odległości ponad 5000 km stąd. Najpierw zniszczono z orbity strategiczne punkty obrony ziemia-powietrze tzn. większość Kolonii Zarodników wroga. Do obrony Zergowie wysłali hordy Zmór. Nic poważniejszego niż zniszczenie kilku Myśliwców one jednak nie zdziałały, gdyż wystarczyły 2 rakiety Hellfire aby je unieszkodliwić. W połowie walki Zmór i Myśliwców na pomoc swoim wojownikom Nadświadomość wysłała kilkadziesiąt Mutalisków. Cholerne stwory!

Z Mutaliskami działo się podobnie jak ze Zmorami. Były one jednak mądrzejsze od tych „ślepych terrorystów” i widząc, że są dziesiątkowane zawróciły, ukrywając się w atmosferze planety. Mengsk nie miał wyboru i rozkazał, aby wszystkie krążowniki i Myśliwce naraz zeszły na wysokość 6 km od powierzchni planety i rozpoczęły szukanie Mózgowca.

Dzień był wtedy dość dziwny w tamtej części globu. Krajobraz poza zainfekowaną glebą był dziwnie pożółkły. Ponadto unosiła się gęsta, bladożółta mgła. Tajemnicze zniknięcie Mutalisków wywołało zdenerwowanie generała Duke’a oraz Arcturus’a. Nikt nie wiedział gdzie są i co robią. Krążowniki zeszły na jeszcze mniejszą wysokość, aby zniszczyć resztę formacji Kolonii Zarodników.

W swoim pokoju miałem włączone 2 obrazy na moim ekranie: jeden pochodził z Władcy, a drugi z Kanibala. Słyszałem wszystkie rozkazy jakie wydawali właściciele krążowników. Słyszałem jak Duke krzyczy, aby włączyć reflektory pod kadłubem oraz polecenie uruchomienia pola maskującego Myśliwców wydane przez Mengska.

W pewnej chwili Duke wrzasnął:„A co to ku*** jest?”. Istotnie działo się coś niedobrego. Kilkanaście Suzerenów powolnym ruchem, wyłaniały się z mgły i zaczęły zbliżać do armii Terran. Wywołało to nerwową atmosferę na pokładzie krążowników, gdyż każdy z dowódców widział, że te stwory nie umiały atakować celów powietrznych jak i naziemnych. Postanowiono je czym prędzej zlikwidować.

Myśliwce i krążowniki zbliżyły się na odległość strzału i Mengsk już miał wydać rozkaz ataku, gdy coś się stało. Widziałem nawet jak uniósł rękę aby dać znak. W tym samym momencie jego twarz zadrżała, a oblicze wyrażało wielki strach. Jego oczom ukazały się potwory większe dwukrotnie od Mutalisków o wyglądzie głowy Zerglinga z doczepionymi skrzydłami. Wyłoniły się z mgły razem z pozostałymi przy życiu Mutaliskami. Zaatakowały one krążowniki flagowe Duke’a i Mengska lepką, fioletową cieczą, która zasłoniła całkowicie widoczność dla całej załogi.

Generał ocknął się pierwszy i wrzasnął:„Szwadron Alfa, rozjebać sukinsynów. Po tych słowach Myśliwce ruszyły do ataku razem z krążownikami. Nowe formy Mutalisków okazały się jednak zbyt potężne, aby armia Terran mogła je pokonać. Myśliwce były masowo niszczone. Na mostku we Władcy rozległ się krzyk:„Panie admirale... Ciężkie uszkodzenia statku... Musimy natychmiast ewakuować się z pokładu. Po tych słowach postać Mengska znikła z obrazu. Prawdopodobnie został zabrany przez załogę, która wpakowała go do kapsuły ratowniczej i wystrzeliła z krążownika. Po krótkiej chwili na obrazie pojawiła się twarz kapitana statku. Stanowczym głosem rzekł do mikrofonu skierowanego w moją stronę:„Poruczniku Raynor! Zostaliśmy zaatakowani przez nieznajome twory Zergów. Będziemy walczyć do końca ochraniając kapsułę Arcturusa Mengska, która leci teraz w przestrzeń kosmiczną. Proszę natychmiast wysłać Statek Transportowy, aby przejął ładunek oraz admirała...” Wtedy połączenie zostało zerwane. Utraciłem połączenie z Władcą, a po krótkiej chwili również z Kanibalem (Duke przed rozłączeniem krzyknął:„Wy skurwysyny...”).

Nie mogłem się ocknąć przez dłuższą chwilę. Jakaś część mózgu usiłowała się przebić przez mur zdziwienia, rozpaczy i nienawiści. W końcu przestałem wpatrywać się w czarne obrazy na ekranie i rozluźniłem się na tyle, aby przypomnieć sobie, co mówił kapitan okrętu flagowego Mengska. Przewracając wszystko na co się nawinąłem biegłem po schodach w Centrum Dowodzenia, potem poprzez ulice miasta, aż znalazłem się w Gwiezdnym Porcie. Szybko wydałem rozkaz startu jedynego Myśliwca jaki pozostał w hangarze oraz Statku Transportowego. Pilot wystartował i skierował swój statek w kosmos. Patrzyłem w niebo jak się oddala. To był ostatni raz, gdy go widziałem.

Operacja „Dzień wyzwolenia” okazał się porażką i przez nią zginęli wszyscy najważniejsi dowódcy świata Terran.

             

Rozdział 8

 

Po skończeniu opowieści, twarz Jim’a wyrażała smutek i żal po straconym przyjacielu jak i po śmierci kilkuset ludzi. Razem z Tarosem stali teraz przed drzwiami strzelnicy dla komandosów.

-          Wiesz, jedno mnie zastanawia. Od tamtej bitwy minęło ponad 2 lata. Jak to jest możliwe, że nie słyszałeś o niej? – Zapytał Raynor

-          Hm... Nie wiem jak to powiedzieć. 2 Lata temu byłem zwykłym pracownikiem Akademii na Korhal IV. Nie interesowały mnie zbytnio działania wojenne prowadzone na odległych planetach. Być może dlatego...

Taros zapukał, po czym otworzył drzwi i skinął na Jim, aby wszedł pierwszy (po porażce w bitwie o los planety i śmierci Mengska oraz Duke’a uznano Jim’a generałem wojsk Terran i naczelnym dowódcą Armii). Gdy to uczynił sam wpakował się do środka. W wielkiej sali znajdowało się kilkoro Komandosów. Niektórzy rozmawiali ze sobą, a inni sprawdzali swoje umiejętności mierząc z karabinów T-82 do tarcz. Było kilka wolnych stanowisk ze wszystkich 10 rozmieszczonych po obu stronach hali.

Jim podszedł bliżej jednego ze stanowisk i rzekł:

-          No to sprawdźmy co potrafi to cacko. – Mówiąc to spojrzał na wypolerowaną broń z napisem na kolbie:„Splinter Rifle”. Uniósł ją na wysokość oczu, wycelował i puścił serię pocisków w znajdującą się 20 metrów dalej tarczę. Wszystkie pociski trafiły w cel robiąc dziury o średnicy 20mm. Na ekranie przy stanowisku Jim’a pojawiła się statystyka: 1x10pkt, 2x9pkt, 1x7pkt, 1x3pkt, Razem-29pkt.

-          Nieźle! – Pochwalił Taros – naciśnij to i spróbuj ponownie – mówiąc to wskazał na mały, prostokątny przycisk z literą M. Znajdował się on blisko palca wskazującego lewej ręki, która podtrzymywała broń (podobny uchwyt jak przy staroświeckim kałachu pochodzącym z XX w z planety Ziemia.

Jim ponownie wycelował i nacisnął spust. Wystrzał odrzucił nieznacznie jego broń do góry. Spojrzał na tarczę, lecz jej nie było. Zamiast niej w tamtym miejscu unosił się szary dym. Wszyscy na sali spojrzeli na Jim’a i jego kolegę.

-          Co to było? – Zapytał zaskoczony Raynor

-          To był pocisk odłamkowy. – Poinformował zadowolony Taros – gdy dotknie jakiejś powierzchni wybucha. Prawdopodobnie wystarczy jeden strzał na Hydraliska, a na Zerglingi nie warto go marnować. Samo działko po 2-3 seriach wykańcza stwora.

-          Hm... Ile mieści się pocisków w jednym magazynku?

-          Dokładnie 35. W pancerzu, który masz na sobie znajdują się specjalne miejsca na 5 takich magazynków oraz 2 do działka 20mm, mieszczące 250 pocisków. Wysuwa się je z prawej i lewej strony kombinezonu.

-          Jak wy to wszystko upchnęliście w tym karabinie? – Zapytał Raynor

-          Ech... Prawda, ze imponujące? – Towarzysz Jim’a uśmiechnął się.

-          Taa... Czy mogę go zatrzymać?

-          Jasne, jest twój razem z pancerzem. – Powiedział Taros.

-          Rozpocznijcie produkcję seryjną jak najszybciej. – Rozkazał Terranin

-          Tak jest!

Raynor wyszedł z hali, na której ponownie zaczęły rozbrzmiewać wystrzeliwane pociski. Udał się do swojego pokoju, w którym zostawił prezenty dane przez Taros’a, po czym udał się do głównej sali w Centrum Dowodzenia. Miał nadzieję, że tym razem Tassadar odpowie na jego wezwanie. Zagadał do łącznika i po chwili usłyszał głos Magistrali (komputera obdarzonego sztuczną inteligencją):„Brak odpowiedzi, zerwanie połączenia.”. Terranin spochmurniał.

Minęło półtora roku od opuszczenia przez Protosów tej planety. Stało się to tak nagle. Templariusz przy pożegnaniu rzekł tylko:„Bądź silny, wrócimy!”. Po ich odejściu obserwatorzy zaalarmowali, że większość opuszczonych baz Protosów została przejęta przez Zergów. Od reszty, niezainfekowanej planety oddzielał miasto wąski korytarz pustynnego terenu. W chwili obecnej cała planeta jest już przejęta przez obce organizmy. Jedyna osada Terran pozostaje nadal poza zasięgiem wroga.

Miasto zostało umocnione i obwarowane. Zergi nie mogły przedostać się przez obronę w mniejszych niż liczących kilkaset jednostek oddziałach. W ostatnich miesiącach zaobserwowano zanik aktywności Zergów po stronie południowej. Północnej części bronią zaś liczne Wieże Rakietowe. Nie było mowy o ataku z powietrza. Jedyne co niepokoiło Raynora znajdowało się w Gwiezdnym Porcie, a raczej nie znajdowało się. Wszystkie 30 Statków Desantowych zostało wysłanych ponad rok temu do odległej planety Mar Sara, aby wspomóc Terran walczących tam z Zergami. Niestety nie pomyślano wtedy o ewentualnej ewakuacji z planety Margot. Skupiono więc wysiłki na umacnianiu miasta niż na budowie transportowców.

Przez ten okres wynaleziono również rakietnicę klasy ziemia-ziemia. Montowana jest ona w specjalnych budynkach podobnych do Wież Rakietowych lecz rakiety skierowane są ku ziemi. Mają wielką moc niszczenia i kilka pocisków wystarczy aby zabić Ultraliska. W mieście zamontowano ponad 20 takich punktów obrony.

Do miasta zamienionego w twierdzę była tylko jedna droga naziemna. Bardzo wąska, a po bokach na urwisku ustawione bunkry, Wieże Rakietowe, które utrudniały dostęp wrogowi do środka. Dodatkowo droga była gęsto zaminowana.

Jim czuł się zmęczony. Postanowił więc zdrzemnąć się chwilę w swojej kwaterze. Udał się tam niezwłocznie. Gdy wkroczył do pokoju, ogarnęła go wielka słabość. Nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach dlatego też upadł na kolana, a potem na podłogę. Poczuł, że serce bije coraz słabiej i wolniej. Miał przeczucie, że to koniec jego życia. Ale dlaczego? Czym sobie na to zasłużył, pomyślał. W końcu mózg odmówił mu posłuszeństwa i Terranin zapadł się w ciemną otchłań snu.

 

Rozdział 9

 

-          Zergi wdzierają się do miasta!! – Krzyczał któryś z Komandosów – wszyscy do schronu!!

Wielka ilość Hydralisków i Zerglingów przechodziła przez wąskie przejście zabijana przez Terran ukrytych w bunkrach i Wieżach Rakietowych. Ciągły ostrzał z artylerii czołgowej, naloty z powietrza – mimo tych wysiłków wróg podchodził coraz bliżej ostatniej linii obrony. Raynor także walczący wśród Komandosów ze swoim Splinterem, dziesiątkował oddziały Zergów. Cywile uciekali do podziemnego bunkra, zbudowanego specjalnie na taki wypadek.

Nagle nawiedziło Jim’a dziwne przeczucie. Było ono mieszanką nienawiści i słabości. Uzmysłowił sobie nagle, że jego wysiłki idą nadaremne, gdyż nikt nie jest w stanie pokonać takiej ilości wrogich jednostek. Wściekł się, że najpierw Konfederacja, a teraz służba w armii zniszczyły jego życie. Nie chciał umrzeć w ten sposób. W jego oczach płonął gniew do Terran, podczas gdy swoją bronią zabijał brutalnych Zergów.

Postanowił zakończyć swoją mękę. Złowieszczy uśmiech udekorował jego twarz, gdy zwrócił się w stronę własnego budynku – jednego z kilku ocalałych bunkrów. Podbiegł do niego i gdy był już bardzo blisko, rzucił się na ścianę struktury wybuchając jak zakażony Terranin.

Obudził się w swojej kwaterze. Leżał na prawym boku z głową skierowaną do okna. Cały zlany był zimnym potem. Czuł się gorzej niż przed zaśnięciem. Teraz jednak uzmysłowił sobie, że to czego przed chwilą doświadczył była wizja niedalekiej przyszłości. Niedowierzał jednak temu, że należy on do grupy ludzi zakażonych przez Królową Zergów. Powoli wstał tak jakby był pijany. Oparł się o ścianę i spojrzał za okno. Deszcz przestał już padać i świeciło teraz słońce. „Ciekawe jak długo spałem?” – Pomyślał Raynor.

Postanowił, że uda się do medyka, aby zbadał czy jego sen się sprawdza i on sam jest zakażony przez Królową. Nie było to wcale łatwe, gdyż każda próba zrobienia kroku kończyła się upadkiem na podłogę. Przytrzymując się klamki od drzwi odchylił je lekko i przez szparę zawołał: „Taros!” (jego gabinet znajdował się po drugiej stronie korytarza, kilka metrów od drzwi kwatery Raynora). Z kilku pokoi wyszli ludzie aby zobaczyć kto hałasuje na piętrze, do którego wstęp mają jedynie osoby upoważnione. Taros wybiegł ze swojego gabinetu i kierując się wołaniem Jim’a dotarł do jego kwatery. Ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do środka.

-          Co się stało? – Zapytał przejęty

-          Potrzebuję... Twojej pomocy. Pomóż mi dojść do... Centrum szpitalnego. Źle się czuję. – Powiedział ledwo słyszalnym głosem Terranin.

-          Dobrze – Taros założył prawą rękę generała na swoim ramieniu i tym samym podparł jego ciało. Posuwali się wolno, lecz sukcesywnie. Po kilkunastu minutach dotarli do skrzydła szpitalnego.

Położono Raynora na łóżku, po czym zaczęto go badać. Kilku lekarzy czuwało nad jego bezpieczeństwem. Zamknięto przejście do sektora, w którym był Terranin i mała grupka Duchów czuwała, aby tak pozostało.

Najpierw zbadano, czy Jim nie jest zainfekowany przez Królową Zergów. Wynik był pozytywny. Żadnego śladu pasożyta. Gdy Taros się o tym dowiedział przyjął to z wielką ulgą. Ostatecznie stwierdzono, że naczelnik musi zostać kilka dni w skrzydle szpitalnym aby wrócić do zdrowia. Był przemęczony i mało jadł (prawdopodobnie dlatego, że nie miał na to czasu). Lekarze dali mu dożylnie jakieś leki, po czym zostawili go z kierownikiem Akademii w pokoiku.

-          Lepiej ci? – Zapytał Taros

-          Erghm... łeb mi pęka. Kiedy przestało padać?

-          Jakieś 3 godziny temu. Ale widzę, że znów zaczyna, pogoda ostatnio dziwnie się „zachowuje”.

-          To zły znak. Coś się stanie. Coś wielkiego. Szybciej niż sobie to wyobrażamy. – Powiedział Raynor głosem, który przypominał mowę człowieka na granicy śmierci klinicznej.

-          Wiesz może co? – Zapytał niepewnie Taros

-          Nie jestem pewien ale sądzę, że Zergowie chcą zniszczyć nasze miasto. Chyba zbierają armię. – Powiedział Jim tym samym, przerażającym głosem.

-          Skąd ty to wiesz?

-          Czuję to. Każ wszystkim dowódcom zebrać się u mnie za dwie godziny.

-          Dobrze. – Rzekł Taros zbliżając się do drzwi

-          Aha! – Zawołał do niego Raynor – przynieś mi jeszcze piersiówkę z mojego pokoju. Leży na półce.

-          Hehe – zaśmiał się kierownik – Taa, wypoczywaj. – Rzekł i wyszedł z pokoju.

 

 

Taros wyszedł ze skrzydła szpitalnego akurat w chwili, gdy trzasnął piorun i białe światło zalało wszystkie pomieszczenia w Centrum Dowodzenia. Niektórzy z trwogą spojrzeli w okna, o które znów uderzały strugi deszczu. Terranin udał się do operatora megafonu i kazał mu puścić taką wiadomość w głośniki: „Uwaga! Na rozkaz generała Raynora wszyscy dowódcy mają się stawić za dwie godziny w skrzydle szpitalnym w sektorze A. Powtarzam...”

Następnie udał się do obserwatora, aby sprawdzić czy przypuszczenia Raynora są prawdziwe. Podoficer przeskanował całą okolicę i ustawił widok przestrzenny. Taros znieruchomiał. Kilka kilometrów od miasta Zergowie formowali niewyobrażalnie wielką armię. Olbrzymie skupisko Hydralisków, Zerglingów i nieco mniej Ultralisków zbierały się w jedno miejsce. W odległości kilkunastu metrów dookoła armii wroga krążyły Suzereny. Jak powiedział później obserwator, zostało kilka dni zanim ostatnie oddziały Zergów dotrą na miejsce. Wtedy zacznie się ostateczna bitwa o Margot.

              A więc jednak Jim miał rację, pomyślał Taros. Terranin wybiegł z Centrum Dowodzenia i szybkim krokiem udał się do Akademii. Skierował swoje kroki w stronę menadżera produkcji. Siedział on w magazynie i liczył coś na kalkulatorze oraz zapisywał to na papierze. Taros zapytał:

-          Ile czasu zajmie wyprodukowanie 500 pancerzy TX-1 oraz karabinów klasy Splinter? – Zapytał wprost kierownik

-          Ależ szefie, to dopiero prototypy. Musimy najpierw je przetestować zanim zaczniemy produkcję masową...

-          Gówno mnie to obchodzi! – Wszedł mu w słowo Taros – Chrzanić badania! Macie rozpocząć produkcję seryjną natychmiast! Do jutra macie zrobić 100 sztuk, a za 2 dni ma być dla każdego Komandosa w mieście! Zrozumiano?

-          Nie damy rady! W mieście jest tylko jedna Akademia. Z garstką robotników nie zdążymy wybudować nawet połowy tego czego pan oczekuje.

-          Jeśli brakuje ci ludzi to bierz przechodniów do pracy. – Rozkazał kierownik

-          Przykro mi ale nie mogę tego zrobić.

-          Człowieku! Za kilka dni po tym miejscu nie zostanie kamień na kamieniu. Zergowie szykują 100 tysięczną armię. Nas jest ledwo 500. Myślisz, że jak tu się wedrą to oszczędzą cię?! Nie! Wyprują ci flaki i zagrają w siatkówkę twoją głową.

-          ... – Menadżer zaniemówił. Był śmiertelnie przerażony słowami Taros’a. – Dobrze zrobię co pan każe. Musi mi pan jednak dać upoważnienie, aby ściągnąć cywili do pracy w Akademii.

-          Dobrze masz moja zgodę. Do roboty! Każda sekunda jest cenna. Wyprodukujcie najwięcej pancerzy i karabinów ile możecie.

-          Tak jest. – Rzekł nieco pewniej, po czym ruszył do głównej hali produkcyjnej Akademii.

 

W pokoju, w którym leżał Jim znajdowało się 6 różnych wzrostem mężczyzn.

Stali oni na baczność w kole prze łóżku naczelnika.

-          Panowie – zaczął Raynor – Nadchodzi dzień, w którym nasza odwaga zostanie wystawiona na próbę. Zergowie szykują wielką armię na pustyni na południu. Gdy zbiorą ostatnie oddziały zaatakują jednym masowym uderzeniem. Proszę was abyście zrobili wszystko co w waszej mocy by nie dopuścić do zniszczenia miasta.

-          Panie generale, jeśli można spytać, jakie mamy szanse? – Zapytał jeden z mężczyzn.

-          Raczej niewielkie, – powiedział ponuro Raynor – jednak naszym obowiązkiem jest chronić tych, którzy sami nie mogą tego zrobić. Myślę teraz o kilkunastu tysiącach cywili.

-          Nie mamy szans przeciwstawić się 100 tysiącom Zergów!! Nas jest nieco ponad 500 osób. To my mamy bronić zwykłych ludzi przed brutalnością wroga... – Rzekł jeden z najwyższych mężczyzn lecz tym samym najgrubszy, któremu generał wszedł w słowo.

-          Brutalność kontra technika. – Powiedział spokojnie Jim – dysponujemy najnowocześniejszą bronią w całym sektorze Koprulu...

-          Z całym szacunkiem, ale sektor Koprulu został w całości przejęty przez Zergów. Kilka dni temu padł ostatni bastion na Tarsonis. – Tą smutną informację przekazał szczupły Terranin z ostrymi rysami twarzy. Jim spuścił głowę i spochmurniał. - Jedynie Ziemia oraz to miasto pozostało w naszych rękach.

-          Panie Wallstone. Proszę wysłać wiadomość na Ziemię z prośbą o przysłanie 20 statków transportowych w rejon naszego miasta. Niech pan się pośpieszy. – Raynor wiedział, że nawet podróżując z prędkością nadświetlną statki dotrą tu najwcześniej za 5 dni. – Musimy powstrzymywać wroga zanim przybędą transportowce i zabiorą nas stąd. Zrozumiano?

-          Tak jest, sir! – Krzyknęli wszyscy zebrani.

-          W takim razie proszę czynić niezbędne przygotowania.

 

 

Rozdział 10

 

              Następnego dnia Taros wybrał się do Akademii sprawdzić jak idą przygotowania do bitwy. Gdy otwierał drzwi, oślepił go błysk światła wydobywający się z wnętrza budynku. Musiał osłonić oczy ręką bo blask był nie do wytrzymania. Natychmiast ktoś podbiegł do niego i wręczył mu przyciemniane okulary. Teraz dopiero zobaczył co dzieje się w środku. Kilkaset ludzi tłoczyło się niewielkiej sali, na której zazwyczaj mieściły się taśmy produkcyjne. Światło pochodziło od spawarek, przecinaków fuzyjnych itp. A więc wzięli się do dzieła, pomyślał kierownik.

              Udał się do menadżera i zapytał wprost:

-          Jak idą przygotowania?

-          Wyprodukowaliśmy kilkanaście pancerzy TX-1 i troszkę mniej...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin