Pieśń Czasu. Podróże.pdf

(1762 KB) Pobierz
731474975 UNPDF
Ian R. MacLeod
PODRÓŻE
PIEŚŃ CZASU
Journeys. Song of Time
PRZEŁOŻYŁ GRZEGORZ KOMERSKI
731474975.001.png
Spis treści
Spis treści
.........................................................................................................................
2
PODRÓŻE
.......................................................................................................................
3
OPOWIEŚĆ MŁYNARZA
.............................................................................................
4
DBAJ O SIEBIE
............................................................................................................
46
BUNT ANGLIKÓW
.....................................................................................................
49
ZWIEŃCZENIE
............................................................................................................
68
ŻYWIOŁY
.....................................................................................................................
73
WAINWRIGHTOWIE NA WAKACJACH
...............................................................
102
DYWAN Z HOBÓW
..................................................................................................
120
O SPOTKANIACH Z INNYMI WYSPAMI
..............................................................
166
DRUGA PODRÓŻ KRÓLA
.......................................................................................
168
PIEŚŃ CZASU
............................................................................................................
184
731474975.002.png
PODRÓŻE
OPOWIEŚĆ MŁYNARZA
Na Burlish Hill pozostały już tylko ruiny, nierówny kamienny krąg. Trakt, który przedtem wił
się pod górę z leżącej w dolinie wioski Stagsby, stał się zaledwie wgłębieniem wśród traw, a
skrzydeł wiatraka, niegdyś się tu obracającego, nie pamiętał już nikt. Czas pobiegł naprzód,
unosząc ze sobą życie. Pozostał tylko wiatr.
Dawniej Westoverowie byli młynarzami. Należeli do swego młyna tak samo, jak on do
nich, a Burlish Hill tak mocno kojarzyło się wszystkim z ich profesją, że słowa „młyn” i
„wzgórze” zlały się w lokalnym dialekcie w jedno. Młyn stał się wzgórzem, wzgórze
młynem, a jeden czy drugi Westover, syn lub ojciec, sprawował nadzór nad jego
obracającymi się skrzydłami i żaden z mieszkańców Stagsby czy robotników pracujących na
okolicznych farmach i gospodarstwach nie potrzebował wiedzieć nic więcej. Sam wiatrak, z
czterema pochyłymi żebrowanymi ścianami z desek bielonych wapnem i pogodą, dopóki nie
stały się niemal bielsze od skrzydeł, należał do typu zwanego koźlakiem. Jego konstrukcja
została osadzona na słupie, który stanowił oś, umożliwiającą obracanie całości w tę stronę, z
której wiały najbardziej korzystne wiatry. Co prawda, w Alford zbudowano wiatrak wieżowy,
a w Lough i Screamby pracowały młyny wodne, ale Burlish, stojący na Burlish Hill od
dawna, dobrze służył swemu celowi. W innych okolicach można było niekiedy otrzymać
lepsze ceny, ale równoważyły je koszta dłuższej podróży, myta, jakie należało uiszczać po
drodze, oraz to, że Stagsby to Stagsby, a Westoverowie pracowali w swym fachu od
niepamiętnych czasów. Pokolenie za pokoleniem, młynarze cementowali ten związek, biorąc
za żony córki farmerów, którzy wjeżdżali wozami na Burlish Hill, podczas gdy ci synowie,
którzy żony nie znaleźli, podejmowali pracę na kilku z wielu tysięcy akrów, na jakie
spoglądał wiatrak. Wszyscy oni rodzili się bladymi mężczyznami o piaskowych włosach,
tęgich ramionach i blisko osadzonych oczach, które - będąc niemal przezroczystymi - jakby
nosiły w sobie część górującego nad ich domem nieba. Wcześnie łysieli - niektórzy żartowali,
że to wiatry porywają im włosy - ciężko pracowali i w charakterystyczny sposób oszczędzali
oddech, mówili niewiele, poświęcając energię na pracę.
* * *
Chociaż, żeby się tego dowiedzieć, musiał przeżyć niemal całe swoje życie, Nathan
Westover był ostatnim z młynarzy na Burlish Hill. Dorastając, nigdy nawet nie pomyślał, że
cokolwiek może się tu zmienić.
Niekończące się zgrzytanie, mamrotanie obracającego się wiatraka nie opuszczało go
ani na chwilę, wrosło głęboko w jego kości.
Kazano mu obserwować grożący awarią element mechanizmu.
- Zobacz, jak ten blok osiada, a ta metalowa obręcz ledwie utrzymuje go na miejscu... -
tłumaczyła mu matka, która często zajmowała się drobniejszymi naprawami młyna. -
Pracował dłużej, niż pamiętam ja sama czy twój ojciec, lecz teraz jego życie dobiega końca...
Blok drgnął, mąka syknęła, wiatrak zahurgotał, a mała rolka obróciła się dziwnie
rwanym ruchem.
- ...A my nie możemy zatrzymać młyna na czas naprawy. Mamy zbyt dużo pracy.
Dlatego potrzeba nam kogoś, kto będzie się temu elementowi przyglądać. Chcę, żebyś
śpiewał tej rolce, to pomoże jej utrzymać cały blok w jednym kawałku. Rozumiesz?
Nathan skinął głową. Wiatrak bez przerwy wyśpiewywał zaklęcia swym głębokim,
zwielokrotnionym, grzmiącym głosem, a teraz matka podjęła niewielką część pieśni swym
własnym, miękkim. Jej usta układały kolejne frazy ze słownika maszyny i Nathan się
dołączył. Rolka i cały mechanizm zaczęły się obracać swobodniej. Po niedługim czasie
Nathan wykonywał coraz więcej podobnych obowiązków. Nauczył się nawet śpiewać
niektóre silniejsze zaklęcia, zapewniające nieprzerwane działanie wiatraka, i wkrótce nabrał
takiej wprawy, że był w stanie unieść z ich pomocą pełen worek ziarna. Obsługiwał
wciągarki, zwilżał mlewo, zamiatał zsypnie, oliwił maszynerię. Uwielbiał elegancję, z jaką
młyn zachowywał równowagę wagi, długości, ilości, jakości. Zadania z wioskowej szkoły, w
których piętnastu ludzi kopało dół głęboki na ich łączną wysokość, nie znaczyły dla niego nic,
ale nawet w snach bez trudu rozwiązywał wszystkie, które miały cokolwiek wspólnego z
ziarnem, mąką, a zwłaszcza z wiatrem.
Czasami składali im wizytę tędzy mężczyźni, przedstawiciele lokalnej filii Cechu
Młynarzy. W takich przypadkach wszystko musiało być jak należy - księgi sprawdzone i
aktualne, górne piętra wyczyszczone, niższe nawoskowane, skrzydła umyte, a wszystkie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin