Bear Koncert nieskończoności.txt

(718 KB) Pobierz
GREG BEAR

Koncert niesko�czono�ci

Gdyby tak cz�owiek m�gl przej�� we �nie przez Raj i gdyby podarowano mu kwiat na
dow�d, �e jego dusza naprawd� tam by�a, i gdyby obudzi� si� z tym kwiatem w r�ku
- Oj i co wtedy?
SAMUEL TAYLOR COLERIDGE
Jak� to pie�� �piewa�y syreny
Staro�ytna zagadka
Rozdzia� pierwszy
Czy� got�w?
- Co? - Michael Perrin drgn�� przez sen. Jego ��ko otacza�a nieokre�lona liczba
wysokich, bia�ych postaci zlewaj�cych si� ze �cianami, z szafk� na ubrania, z
p�kami na ksi��ki i sztalugami. Nie sprawia zbyt imponu�cego wra�enia.
Michael przekr�ci� si� na drugi bok i potar� d�oni� nos. Jego kr�tkie w�osy
koloru piasku zmierzwi�y si� o poduszk�. Zmarszczy� grube, krzaczaste, rude
brwi, jakby troch� poirytowany, ale nie otworzy� oczu.
Wejrzyj g��biej. Kilka postaci pochyli�o si� nad ch�opcem. To tylko
czlowiek-dziecko.
A jednak nosi znami�.
C� to za znami�? Trwonienie na prawo i lewo swych zdolno�ci zamiast
skoncentrowania si� na jednvm? Niemo�no�� zdecydowania si�, kim chcia�by posta�?
Widmowe rami� zatoczy�o �uk wskazuj�c na sztalugi i p�ki pe�ne ksi��ek, na
biurko zawalone zeszytami w postrz�pionych ok�adkach, pogryzionymi o��wkami i
lu�nymi kartkami.
A jednak. To jest znami� albo jeden z...
Z odra�aj�cym brz�czeniem o�y� budzik Michaela. Ch�opiec jak pchni�ty spr�yn�
usiad� na ��ku wal�c automatycznie otwart� d�oni� w wy��cznik dzwonka z
nadziej�, �e nie us�yszeli go rodzice. P�przytomny, spojrza� na jarz�ce si�
zieleni� cyfry; trzydzie�ci minut po p�nocy. Sprawdzi� godzin� na zegarku
r�cznym. Cholera. Budzik sp�nia� si� o osiem minut. Ma tylko dwadzie�cia dwie
minuty.
Wyskakuj�c z ��ka kopn�� bos� stop� le��cy na pod�odze zbiorek poezji Yeatsa;
ksi��ka przelecia�a przez pok�j i zatrzyma�o si� na �cianie. Zakl�� pod nosem i
poszuka� po omacku spodni. Jedynym �r�d�em �wiat�a, jakiego odwa�y� si� u�y�,
by�a tensorowa lampa biurowa. Odsun�� na bok walizkow� maszyn� do pisania, �eby
skoncentrowany snop �wiat�a m�g� si� rozla� nieco szerzej, i str�ci� na pod�og�
stos ksi��ek. Schylaj�c si�, �eby je podnie��, wyr�n�� g�ow� o kant biurka.
Zaciskaj�c z�by z b�lu porwa� spodnie z oparcia krzes�a i naci�gn�� je. Jedna
noga przesz�a przez nogawk�, a druga utkn�a w p� drogi. Michael straci�
r�wnowag� i ratuj�c si� przed upadkiem opar� si� o �cian�.
Jego palce musn�y oprawn� w ramk� reprodukcj� wisz�c� troch� krzywo wzgl�dem
linii i kwiat�w tapety. Zerkn��  na obrazek: wizja Saturna ogl�danego z jednego
z bli�szych mu ksi�yc�w, namalowana przez Bonestella. Krew uderzy�a mu do
g�owy.
Przez usiany kraterami ksi�ycowy krajobraz na reprodukcji w�drowa�a wysoka,
smuk�a posta�. Zamruga� oczyma. Posta� odwr�ci�a si� i popatrzy�a na� jakby z
jakiej� znacznej odleg�o�ci, a potem machni�ciem r�ki da�a znak, �eby szed� za
ni�. Zacisn�� mocno powieki i kiedy ponownie je otworzy�, na obrazku nikogo ju�
nie by�o. O rany - szepn�� do siebie - nawet si� jeszcze na dobre nie
rozbudzi�em.
Zapi�� pasek i wci�gn�� przez g�ow� swoj� ulubion� br�zow� koszulk� z kr�tkimi
r�kawkami i z wyci�ciem w serek. Skarpetki, szare cichobiegi i br�zowa nylonowa
wiatr�wka dope�ni�y stroju. Ale zapomnia� o czym�.
Sta� po�rodku pokoju, usi�uj�c sobie przypomnie�, co to by�o, kiedy jego wzrok
pad� na ma�� ksi��eczk� oprawn� w po�yskliw� czarn� sk�r�. Pochwyci� j� i
wepchn�wszy w kiesze� kurtki zasun�� zamek b�yskawiczny. Sprawdzi�, czy ma
kartk� w kieszeni spodni, i znalaz�szy j� r�wno z�o�on� obok futera�u z kluczem
zerkn�� ponownie na zegarek. Dwunasta czterdzie�ci pi��.
Mia� jeszcze pi�tna�cie minut.
Zszed� ostro�nie po schodach trzymaj�c si� blisko �ciany, bo tam najmniej
skrzypia�y, i podbieg� na palcach do drzwi frontowych. W salonie by�o ciemno,
nie licz�c zegara w magnetowidzie. Pokazywa� dwunast� czterdzie�ci siedem.
Szybko otworzy� drzwi, zamkn�� je cicho za sob� i pu�ci� si� p�dem przez
trawnik. Latarnie uliczne w s�siedztwie przerobiono na lampy sodowe, zalewaj�ce
teraz traw� i chodnik soczyst� pomara�czow� po�wiat�. Przed Michaelem maszerowa�
jego cie� wyd�u�aj�c si� do niebywa�ych rozmiar�w, p�ki nie znik� w blasku
nast�pnej lampy. Pomara�czowy kolor podkre�la� granat nocnego nieba,
przy�miewaj�c gwiazdy.
Cztery przecznice dalej w kierunku po�udniowym ko�czy�y si� lampy sodowe i
zaczyna�y tradycyjne latarnie uliczne na betonowych s�upach. Ojciec m�wi�, �e te
latarnie zainstalowano w latach dwudziestych i �e s� bezcenne. By�y ju� tutaj,
kiedy budowano pierwsze domy w okolicy; sta�y wtedy przy bitym wiejskim
go�ci�cu, kt�rym przeje�d�a�y gwiazdy filmowe i kolejowi magnaci szukaj�cy
ucieczki od ca�ego tego zgie�ku.
Domy prezentowa�y si� w nocy okazale. Przewa�a�y te w hiszpa�skim stylu,
tynkowane na bia�o i zdobione sztukateri�; niekt�re mia�y po dwa pi�tra i
ogrodzony podjazd. Inne by�y drewniane, kryte pop�kanym gontem, z oknami w
w�skich ramach patrz�cymi ponuro z mansard.
We wszystkich domach by�o ciemno. �atwo by�o sobie wyobrazi�, �e ulica jest
dekoracj� do jakiego� filmu, a za �cianami nie ma nic, tylko pustka i
�wierszcze.
Dwunasta pi��dziesi�t osiem. Przeci�� ostatnie skrzy�owanie i ruszy� na
spotkanie przeznaczeniu. Cztery domy dalej, po przeciwnej stronie ulicy wznosi�a
si� otynkowana na bia�o jednopi�trowa posiad�o�� Davida Clarkhama. Mimo �e od z
g�r� czterdziestu lat nikt tu nie mieszka�, nale��ce do niej trawniki by�y
starannie wypiel�gnowane, �ywop�oty pieczo�owicie przystrzy�one, �ciany bez
skazy, a na belkach z hiszpa�skiego drewna nie zna� by�o up�ywu czasu.
Zaci�gni�te szczelnie zas�ony w wysokich, �ukowato sklepionych oknach kry�y
tylko pustk� a przynajmniej takie by�o realistyczne za�o�enie. Jednak to nie
realizm go tutaj sprowadzi�.
R�wnie dobrze dom m�g� by� zape�niony wszelkiego rodzaju rzeczami...
nieprawdopodobnymi, niemi�ymi rzeczami.
Sta� pod uliczn� latarni� rzucaj�c� ksi�ycowy blask, skryty do po�owy w cieniu
wysokiego klonu o br�zowych li�ciach, sk�adaj�c i rozk�adaj�c spocon� d�oni�
karteczk� spoczywaj�c� w kieszeni spodni.
Pierwsza w nocy. Nie by� odpowiednio ubrany do szukania przyg�d. Mia�
instrukcj�, ksi��k� i sk�rzany futera�
z jednym starym mosi�nym kluczem; brak mu by�o tylko przekonania.
To by�a g�upia decyzja. �wiat jest normalny; takie okazje nie nadarzaj� si�
same. Wyci�gn�� karteczk� i przeczyta� j� po raz setny:
Otw�rz tym kluczem drzwi frontowe. Nie oci�gaj si�. Przejd� szybko przez dom,
wyjd� tylnymi drzwiami i poprzez boczn� furtk� skieruj si� do drzwi frontowych
s�siedniego domu po lewej, patrz�c na domy od strony ulicy. Drzwi tego domu b�d�
otwarte. Wejd� do �rodka. Nie przystawaj, aby si� rozejrze�. Zdecydowanie,
szybko przejd� na ty�y domu, wyjd� znowu tylnymi drzwiami i przecinaj�c
znajduj�ce si� tam podw�rko podejd� do kutej �elaznej bramy. Wyjd� przez bram� i
skr�� w lewo. Id�c alejk� biegn�c� za domem mija� b�dziesz wiele bram po obu jej
stronach. Wejd� do sz�stej bramy po twojej lewej r�ce.
Z�o�y� karteczk� i wsun�� j� z powrotem do kieszeni. Co pomy�leliby sobie
rodzice widz�c go tutaj, jak rozwa�a kwesti� w�amania i wej�cia do obcego domu -
a co najmniej samego wej�cia bez w�amywania si�?
Nadchodzi kiedy� taka chwila - powiedzia� raz Arno Waltiri - kiedy trzeba
sko�czy� z ogl�daniem si� na rodzic�w i s�uchaniem starszych; kiedy trzeba na
jaki� czas zapomnie� o ostro�no�ci i p�j�� za g�osem instynktu. Kr�tko m�wi�c,
kiedy trzeba zda� si� tylko na siebie...
Rodzice Michaela wydawali przyj�cia s�ynne w ca�ym mie�cie. W czerwcu, na jednym
z takich przyj��, Michael pozna� starszego ju� kompozytora nazwiskiem Waltiri
oraz jego �on� Gold�. By�o to przyj�cie urz�dzane z okazji zr�wnania dnia z noc�
(Sp�nione wyja�nia�a matka bo wszystko robimy po czasie). Ojciec Michaela by�
stolarzem artystycznym s�yn�cym z wyrobu wspania�ych mebli; mia� liczn�
klientel� wywodz�c� si� spo�r�d bogatych znakomito�ci Los Angeles, a Waltiri
zleci� mu wykonanie nowego sto�ka do swojego pi��dziesi�cioletniego fortepianu.
Michael pozostawa� na dole przez pierwsz� godzin� przyj�cia, snuj�c si� w�r�d
t�umu go�ci i poci�gaj�c piwo z butelki. S�ucha� przez chwil� brodatego,
siwow�osego kapitana liniowca oceanicznego, opowiadaj�cego m�odej aktoreczce
swoje niebezpieczne prze�ycia z czas�w drugiej wojny �wiatowej "w konwoju na
Zachodnim Oceanie". Michael po r�wno dzieli� mi�dzy tych dwoje swoj� uwag�;
zacz�� szybciej oddycha�: kobieta by�a tak pi�kna, a morzem i okr�tami zawsze
si� interesowa�. Kiedy kapitan otoczy� kobiet� ramieniem i przesta� snu� morskie
opowie�ci, Michael si� oddali�. Przysiad� w rozk�adanym fotelu, w pobli�u
ha�a�liwej grupki przedstawicieli prasy.
Dziennikarze dzia�ali Michaelowi na nerwy. Zwalali si� tabunami na przyj�cia
rodzic�w. Zachowywali si� zuchwale, du�o pili, szpanowali, a wi�cej gadali o
polityce ni� o pisaniu. Gdy ich konwersacja schodzi�a na grunt literatury (a
zdarza�o si� to rzadko), odnosi�o si� wra�enie, �e czytaj� tylko Raymonda
Chandlera, Ernesta Hemingwaya albo F. Scotta Fitzgeralda. Michael usi�owa�
wtr�ci� par� s��w o poezji, ale konwersacja zawis�a w martwym punkcie, wi�c
ruszy� w dalszy obch�d.
Reszt� go�ci stanowili cz�onek rady i jego �wita, paru biznesmen�w oraz
s�siedzi, a wi�c Michael na�o�y� sobie na talerz rezerwowy zapas przystawek i
wycofa� si� z nim na g�r�, do swojego pokoju.
Zamkn�� za sob� drzwi, w��czy� telewizor, usiad� przy swym ma�ym biurku z
kt�rego nie wiadomo kiedy wyr�s� i wyci�gn�� z g�rnej szuflady plik kartek z
wierszami.
Poprzez drzwi dolatywa�o z do�u ciche dudnienie muzyki. Ta�czyli.
Wyszuka� wiersz, kt�ry napisa� tego ranka, i przeczyta� go marszcz�c z
niezadowoleniem czo�o. By�a to jeszcze jedna z d�ugiej serii s�abych imitacji
Yeatsa. Usi�owa� wt�oczy� do�wiadczenie ucznia klasy maturalnej w romantyczne
strofy i jako� to nie brzmia�o.
Niezadowolony, schowa� wiersze z powrotem do szuflady i zacz�� prze��cza� kana�y
telewizora, dop�ki nie natrafi� na stary film z Humphreyem Bo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin