Benet Diabeł i Daniel Webster.txt

(31 KB) Pobierz
Stephen Vincent Benet 

Diabe� i Daniel Webster

Oto historia, kt�r� opowiadaj� na pograniczu, tam gdzie
Massachusetts ��czy si�  z Vermont i New Hampshire.
Tak. Daniel Webster nie �yje - a w ka�dym razie pochowali go. Ale
m�wi�, �e  zawsze kiedy wok� Marshfield szaleje burza z
piorunami, z niebios rozlega si�  jego grzmi�cy g�os. I m�wi�
te�, �e je�li przyjdzie si� na jego gr�b i zawo�a  g�o�no i
wyra�nie: "Dan'l Webster! Dan'l Webster!", ziemia zaczyna dr�e�, 
drzewa za� trz�s� si� jak od porywu wiatru. A po chwili s�yszy
si� g��boki g�os,  kt�ry pyta: "S�siedzie, jak stoi Unia?"
W�wczas lepiej odpowiedzie�, �e Unia  stoi po staremu - twarda
jak ska�a i mocna jak stal, jedyna i niepodzielna, bo  inaczej
got�w jeszcze wyskoczy� z ziemi. Przynajmniej tak m�wiono mi, gdy 
by�em m�odzikiem.
Bo widzicie, przez pewien czas by� najwi�kszym cz�owiekiem w
kraju. Nigdy  nie doszed� do tego, �eby zosta� prezydentem, ale
by� najwi�kszym cz�owiekiem  w ca�ym kraju. Tysi�ce ludzi
wierzy�o w niego prawie jak w Boga  wszechmog�cego; opowiadali
historie o nim i o wszystkim, co do niego nale�a�o,  kt�re by�y
podobne do historii o patriarchach biblijnych. Opowiadali, �e gdy 
wstawa� i zaczyna� przemawia�, flaga Stan�w Zjednoczonych
ukazywa�a si� na  niebie, a raz gdy przemawia� przeciwko jakiej�
rzece, zmusi� j� do zapadni�cia  si� pod ziemi�. Opowiadali, �e
gdy ze sw� w�dk� Killall szed� przez las, pstr�gi  skaka�y ze
�r�de� wprost do jego kieszeni, bo z g�ry wiedzia�y, �e z nim nie
ma  co zaczyna�. A gdy broni� jakiej� sprawy, ludzie nieraz
s�yszeli harfy anio��w  niebia�skich i g�osy pot�pionych z
piekie�. Oto jaki to by� cz�owiek, a jego du�a  farma w
Marshfield by�a taka jak on sam. Kury, kt�re hodowa�, mia�y bia�e 
mi�so do samej ko�ci, ko�o kr�w chodzi�o si� jak ko�o ma�ych
dzieci, a du�y  baran, kt�rego nazywa� Goliatem, mia� rogi
skr�cone jak pow�j i m�g� nimi  przedziurawi� �elazne drzwi. Ale
Daniel nie by� jednym z tych wielkopa�skich  farmer�w; wiedzia�,
czego ziemia potrzebuje, dla dopilnowania za� wszystkich  prac
w gospodarstwie wstawa� grubo przed �witem. Jego usta
przypomina�y pysk  buldoga, czo�o podobne by�o do g�ry, a oczy
p�on�y jak pal�cy si� antracyt - oto  jak wygl�da� Baniel
Webster za m�odych lat. A najwi�ksza sprawa, kt�rej  kiedykolwiek
broni�, nie zosta�a nigdy opisana w ksi��kach, bo broni� jej 
przeciwko diab�u - walcz�c z nim wr�cz i wszystkie chwyty w by�y
w tej walce  dozwolone. O tej sprawie chc� wam w�a�nie
opowiedzie�.
By� pewien cz�owiek, kt�ry nazywa� si� Jabez Stone. Mieszka� w
Cross Corners,  w stanie New Hampshire. Trzeba powiedzie� na
pocz�tku, �e to nie by� z�y  cz�owiek, ale pechowy. Jezeli sia�
kukurydz�, opada�o j� robactwo, je�eli  kartofle, rzuca�a si� na
nie zaraza. Mia� dosy� dobr� ziemi�, ale nie przynosi�a  mu
po�ytku, mia� przyzwoit� �on� i dzieci, ale im wi�cej dzieci
mia�, tym mniej  by�o czym je karmi�. Je�eli na polu jego s�siada
wychodzi�y na wierzch  kamienie, to jego pole by�o usiane
g�azami; je�li mia� konia zo�zowatego,  wymienia� go na
dychawicznego i jeszcze do tego dodawa� co� ekstra. S�  widocznie
ludzie, kt�rzy tacy ju� musz� by�. Ale kt�rego� dnia Jabez Stone 
stwierdzi�, �e ma ju� do�� ca�ego interesu.
Tego dnia od rana ora� i z�ama� p�ug na g�azie, kt�rego, by�by
przysi�g�, jeszcze  poprzedniego dnia wcale tam nie by�o. A gdy
tak sta� patrz�c na p�ug, prawy ko�  zacz�� kas�a� - takim
przeci�g�ym kaszlem, kt�ry oznacza chorob� i ko�skich  lekarzy.
W domu dwoje dzieci le�a�o z odr�, �ona niedomaga�a, a on sam
mia�  wrz�d na palcu. Dla Jabeza Stone to by�a ju� ostatnia
kropla. - Przysi�gam - powiedzia� i rozejrza� si� z depresj�
dooko�a - przysi�gam, �e to  starczy, aby zmusi� cz�owieka do
zaprzedania duszy diab�u! Sam by� ch�tnie j�  sprzeda� - za dwa
centy!
Gdy powiedzia�, co powiedzia�, poczu� jakby zamroczenie. B�d�c
jednak z New  Hampshire, oczywi�cie nie cofn��by swoich s��w za
nic w �wiecie. Mimo to, gdy  si� ju� mia�o ku wieczorowi i tak
daleko, jak okiem si�gn�� nie wida� by�o �ladu  zainteresowania
jego s�owami, zrobi�o mu si� na duszy l�ej - bo by� te� 
cz�owiekiem religijnym. Ale, jak powiada Biblia, wcze�niej czy
p�niej kto�  zawsze to zauwa�y. I rzeczywi�cie, nast�pnego dnia,
tak przed sam� kolacj�,  jaki� bardzo grzecznie ciemno ubrany
nieznajomy zajecha� �adn� bryczk� i  zapyta� o Jabeza Stone.
No wi�c Jabez powiedzia� rodzinie, �e to adwokat i �e przyjecha�
do niego w  sprawie jakiego� spadku. Ale on wiedzia�, kto to by�.
Ten nieznajomu wcale mu  si� nie spodoba� ani te� spos�b, w jaki
si� u�miecha� - samymi z�bami. A z�by  mia� bardzo bia�e i by�o
ich strasznie du�o; niekt�rzy m�wi�, �e by�y spi�owane  jak k�y,
ale na to ja bym nie przysi�g�. Nie spodoba�o mu si� te�, �e pies
tylko  raz spojrza� na nieznajomego i podwin�wszy ogon uciek�
wyj�c. Poniewaz  jednak powiedzia�, co powiedzia�, mniej wi�cej
trzyma� si� swoich s��w i  wyszed� z nieznajomym za stodo�e,
gdzie dobili targu. Jabez Stone musia� uk�u�  si� w palec, �eby
si� podpisa�, i nieznajomy po�yczy� mu swojego srebrnego  pi�ra.
Rana zagoi�a si� dobrze, ale na tym miejscu zosta�a ma�a bia�a
blizna. Potem ca�kiem nagle wszystko zacz�o uk�ada� si� dobrze
dla Jabeza Stone.  Jego krowy nabra�y t�uszczu, a konie a�
l�ni�y; zbior�w zazdro�ci�a mu ca�a  okolica, a pioruny mog�y bi�
w ca�� dolin�, ale jego stodo�� omija�y. Wkr�tce  sta� si� jednym
z zamo�niejszych ludzi w okolicy; zacz�to m�wi� o wybraniu go 
do stanowego senatu. Bior�c wszystko razem, mo�na powiedzie�, �e
rodzina  Stone'�w by�a tak szcz�liwa i zadowolona jak koty w
mleczerni. I tak te� si�  czuli - z wyj�tkiem samego Jabeza
Stone.
Przez pierwsze pi�� lat by� raczej zadowolony. To bardzo wa�ne,
jak si� taki  pech odwr�ci; cz�owiek przez to nie ma tyle
k�opot�w. Co prawda od czasu do  czasu, szczeg�lnie w deszczowy
dzie�, ta ma�a bia�a blizna na palcu troch� go  sw�dzia�a. A raz
na rok, punktualnie jak zegar, przeje�d�a� tamt�dy nieznajomy 
t� �adn� bryczk�. Sz�stego roku wysiad� z bryczki i od tej chwili
Jabez Stone nie  mia� ju� spokoju.
Uderzaj�c laseczk� o buty, nieznajomy zbli�y� si� przez pole.
Mia� pi�kne,  czarne buty, ale Jabezowi Stone nigdy si� nie
podoba�y, szczeg�lnie nie  podoba�y mu si� czubki. Po przywitaniu
powiedzia�:
- No c�, panie Stone, zuch z pana! Pa�ska posiad�o�� jest
naprawd� �adna,  panie Stone.
- Bo ja wiem, niekt�rym mo�e si� podoba�, a niekt�rym mo�e si�
nie podoba� -  odrzek� Jabez Stone, kt�ry przecie� by� z New
Hampshire.
- O nie, nie nale�y umniejsza� wynik�w w�asnej pracowito�ci -
odpar� ca�kiem  spokojnie nieznajomy, pokazuj�c w u�miechu z�by.
- Ostatecznie wiemy  przecie�, co tu zosta�o zrobione, a to
wszystko odpowiada naszej umowie. Wi�c,  hm, kiedy w przysz�ym
roku hipoteka b�dzie p�atna, nie powinien pan niczego  �a�owa�.
- M�wi�c o tej hipotece, panie... - wyrzek� Jabez Stone, a
wzrokiem szuka�  pomocy na ziemi i w niebie - zaczynam mie� pewne
w�tpliwo�ci co do tej  hipoteki.
- W�tpliwo�ci? - powiedzia� do�� nieprzyjemnym tonem nieznajomy.
- Tak, w�tpliwo�ci - odpar� Jabez Stone. - To s� Stany
Zjednoczone, a co si�  tyczy mnie, zawsze by�em cz�owiekiem
religijnym. - Odchrz�kn�� i nabra� troch�  odwagi. - Tak, prosz�
pana - powiedzia� - zaczynam mie� powa�ne w�tpliwo�ci,  czy s�d
potwierdzi�by wa�no�� tej hipoteki.
- S�dy bywaj� r�ne - odrzek� nieznajomy k�api�c z�bami. - Mimo
to mo�emy  rzuci� okiem na sam dokument. - I wyci�gn�� du�y,
czarny pigularec, wypchany  r�nymi papierami. - Sherwin, Slater,
Stevens, Stone - mrucza�. - "Ja, Jabez  Stone, na okres siedmiu
lat..." - O, mnie si� wydaje, �e jest ca�kiem w porz�dku. Ale
Jabez Stone nie s�ucha�, bo zobaczy�, �e z pugilaresu co�
wylecia�o. By�o to  co�, co wygl�da�o jak m�l, ale to nie by�
m�l. I gdy Jabez Stone si� temu  przygl�da�, to co� jak gdyby
przem�wi�o do niego - takim cieniutkim,  piszcz�cym g�osikiem,
strasznie ludzkim.
- S�siedzie Stone! - pisn�o. - S�siedzie Stone! Pom� mi! Na
lito�� bosk�,  pom� mi!
Jednak nim Jabez Stone ruszy� r�k� albo nog�, nieznajomy
zamachn�� si� du�a,  kolorow� chustk� do nosa, z�apa� to
stworzenie zupe�nie jak motylka i zacz��  zawi�zywa� ko�ce
chustki.
- Przepraszam za t� przerw� - powiedzia� - jak w�a�nie rzek�em...
Ale Jabez Stone trz�s� si� ca�y jak wystraszony ko�.
- Przecie� to g�os pana Stevensa! - ledwo wykrztusi�. - I pan go
ma w swojej  chustce do nosa!
Nieznajomy by� nieco za�enowany.
- Tak, w�a�ciwie powinienem by� go przenie�� do skrzynki
zbiorczej -  powiedzia� kryguj�c si� nieco - ale tam znajdowa�y
si� ju� pewne do��  niezwyk�e okazy, wi�c nie chcia�em ich
zbytnio �cie�nia�. No, co robi�, takie  drobne contretemps musz�
te� czasem mie� miejsce.
- Nie wiem, co pan ma na my�li przez to "kontertan" - odpar�
Jabez Stone - ale to  by� g�os pana Stevensa! I on wcale nie
umar�! Pan nie mo�e powiedzie�, �e  umar�! Dopiero we wtorek
widzia�em go - by� tak samo chytry i paskudny jak  zawsze.
- W rozkwicie �ywota twego... - powiedzia� nieznajomy g�osem
pe�nym  namaszczenia. - S�uchaj! - W�wczas w dolinie odezwa� si�
dzwon i Jabez Stone  s�ucha�, a pot �cieka� mu z twarzy. Bo
wiedzia�, �e ten dzwon dzwoni dla pana  Stevensa, i wiedzia�, �e
pan Stevens ju� nie �yje.
- Te przeci�gaj�ce si� obrachunki! - powiedzia� z westchnieniem
nieznajomy. -  Po prostu przykro je ko�czy�. Ale trudno - interes
jest interesem. Ci�gle jeszcze trzyma� chustk� w r�ku i Jabezowi
niedobrze si� robi�o, gdy  widzia�, jak materia� wypr�a si� i
drga.
- Czy one s� wszystkie takie ma�e jak ta? - spyta� zachrypni�tym
g�osem. - Ma�e? - powiedzia� nieznajomy. - Ach tak, rozumiem! No
c�, r�nie bywa. -  Zmierzy� wzrokiem Jabeza Stone i u�miechn��
si� szczerz�c z�by. - Niech si�  pan nie martwi, panie Stone -
wyrzek�. - Pan b�dzie mia� bardzo dobry wymiar.  Pana nie
zaryzykowa�bym umie�ci� gdziekolwiek poza skrzynk� zbiorcz�. O, 
widzi pan, ta...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin